Cisza życia

Nasza cywilizacja i nasza religijność pełne są hałasu, który niszczy ciało i nie pozwala rozwinąć się duszy. Powrót do ciszy – choć trudny – jest koniecznością.

04.07.2017

Czyta się kilka minut

 / Joanna Rusinek
/ Joanna Rusinek

Światło powoli gaśnie, słona, ciepła woda unosi mnie na tyle delikatnie, że ciało niemal znika ze świadomości. Całkowita ciemność, żadnego dźwięku z zewnątrz. Ale cisza wcale się nie pojawia – słyszę swój oddech (jaki on głośny!) i (jakby z oddali) bicie serca. Słyszę, że żyję…

– Jak skutecznie sprawić, by dobra szkoła stała się złą, a zła – dobrą?

– Trzeba przenieść lotnisko z otoczenia złej w sąsiedztwo dobrej.

To nie dowcip, ale opis sytuacji, jaka miała miejsce w pewnej miejscowości w Niemczech – co wykorzystali naukowcy zajmujący się wpływem hałasu i ciszy na funkcjonowanie człowieka. Wiedząc o planowanej zmianie lokalizacji portu lotniczego, zaczęli śledzić wyniki w nauce osiągane przez uczniów obu szkół. Po przeniesieniu lotniska zauważyli zmianę: uczniowie dobrej szkoły od razu się pogorszyli. Uczniowie złej, uwolnieni od hałasu, po pewnym czasie zaczęli uczyć się zdecydowanie lepiej.

Najlepiej w czytelni

Nie był to odosobniony przypadek. Metaanaliza 242 badań dotyczących wpływu hałasu na ludzkie zdolności poznawcze – takie jak czytanie ze zrozumieniem, zapamiętywanie, wykonywanie zadań logicznych – pozwoliła naukowcom na stwierdzenie, że hałas wpływa zasadniczo negatywnie na ludzką percepcję i intelekt.

Związki pomiędzy poziomem dźwięków w otoczeniu a czynnościami poznawczymi są skomplikowane (choćby ze względu na fakt, że hałas może przybierać bardzo różną postać, jak również dlatego, że określenie „czynności poznawcze” obejmuje całą gamę procesów i zachowań). Nieco upraszczając, można jednak powiedzieć, że hałas zawiera rozmaite bodźce dźwiękowe, które nawet na nieświadomym poziomie angażują nasze zasoby poznawcze (uwagę, pamięć itp.), w wyniku czego nie możemy wykorzystać ich w pełni w realizacji właściwego zadania. Dlatego hałas „zmienny” jest gorszy niż stały – powoduje większe odwracanie uwagi. Najbardziej zaś rozpraszają – i najbardziej przeszkadzają – słyszane gdzieś w tle rozmowy innych ludzi.

Co ciekawe jednak, badania wskazują, że cisza absolutna (uzyskiwana w specjalnych pomieszczeniach) też ma negatywny wpływ na nasze zdolności percepcyjno-intelektualne. Pewien poziom dźwięków jest potrzebny, by mózg funkcjonował prawidłowo. Najwyraźniej widać to u dzieci z deficytami uwagi (np. cierpiących na ADHD), którym zwiększony poziom białego szumu, negatywnie oddziałujący na ludzi bez wspomnianych dolegliwości, pomaga w rozpoznawaniu i zapamiętywaniu informacji. Dla większości ludzi i w przypadku większości zadań najbardziej korzystna jest jednak mniej więcej taka cisza, jaka panuje w uniwersyteckiej czytelni.

Zbyt dużo dźwięków stanowi problem nie tylko w przypadku poznawczego funkcjonowania człowieka. W 2011 r. ukazał się raport Światowej Organizacji Zdrowia dotyczący „zanieczyszczenia hałasem” w Europie Zachodniej. Badania zlecone przez WHO dowodzą, że hałas środowiskowy, który panuje w naszym regionie, oprócz upośledzenia poznawczego zwiększa ryzyko pojawienia się chorób układu krążenia (nadciśnienie, zawały serca), zaburzeń snu i rozdrażnienia psychicznego. W miastach ponad połowa domów narażona jest na nocne dźwięki, które mają negatywne oddziaływanie na sen, zaś blisko 10 proc. populacji skarży się na wysoki poziom rozdrażnienia spowodowany hałasem. Nawet biorąc pod uwagę zauważone przez badaczy ograniczenia: trudność z mierzeniem „poziomu” rozdrażnienia oraz duże różnice indywidualne reakcji na poszczególne źródła hałasu, można powiedzieć, że nasz dobrostan psychiczny cierpi ze względu na brak ciszy w otoczeniu.

Wartość muzycznej pauzy

Sporą część dźwięków naszego otoczenia tworzy muzyka płynąca w tle – w centrach handlowych, na basenach czy na stokach narciarskich, w samochodach, biurach, mieszkaniach. Czy i ją trzeba zaliczyć do szkodliwego hałasu? Badania wskazują, że wiele zależy od rodzaju muzyki. Powolne, stałe tempo oraz prostota rytmu mają uspokajający wpływ na ludzki organizm. Znaczna część utworów, których słuchamy, ma działanie przeciwne.

Badania dowodzą, że muzyka uspokajająca ma pozytywny, zaś agresywna – negatywny wpływ na wykonywanie zadań poznawczych. Badacze spekulują, że mamy tu do czynienia z wpływem pośrednim – muzyka uspokajająca pozwala osiągnąć taki stopień pobudzenia, który redukuje potrzebę poszukiwania wielu różnych bodźców, co niweluje rozproszenia. Muzyka „tła” polepsza więc wykonywanie rutynowych czynności (gdzie pojawia się nuda wiodąca do rozpraszającego poszukiwania nowych bodźców) albo ćwiczeń ruchowych, nie jest zaś korzystna w wykonywaniu nowych, a złożonych operacji poznawczych. Ale nie dotyczy to muzyki agresywno-pobudzającej, która działa podobnie jak nieustrukturyzowany hałas. Pewien wpływ mają tu też uwarunkowania osobowościowe – na ekstrawertyków hałas i hałaśliwa muzyka mają mniej negatywny wpływ niż na introwertyków – tym ostatnim zaś spokojne warunki pracy niosą większą korzyść niż ekstrawertykom. Zasada „im więcej spokoju, tym lepiej”, generalnie jest słuszna.

Cisza jest szczególnie cenna, gdy chcemy się zrelaksować. Owszem: istnieje muzyka relaksująca, ale naukowcy twierdzą, że cisza sprzyja relaksowi o wiele bardziej. W trakcie dwuminutowej pauzy – chwili ciszy „włożonej” w relaksujący utwór – organizm każdej z badanych osób relaksował się zdecydowanie lepiej niż w czasie, gdy brzmiały dźwięki: następowało znaczne spowolnienie tętna i oddechu oraz obniżenie ciśnienia krwi. Powyższe reakcje fizjologiczne współbrzmią z reakcjami mózgowymi – naukowcy zidentyfikowali obszary mózgu, które aktywują się w warunkach odpoczynku – ale im większe natężenie dźwięków w tle (włączając muzykę), tym ta aktywacja jest mniejsza. Mówiąc kolokwialnie: jeśli coś nam brzmi nad uchem, nie pozwala mózgowi całkowicie odpocząć.

Wychodzę z lasu na łąkę. Leciutki szum wiatru – jakże to lubię! – skowronek. Bezgłośnie tną bąki – z kilku ukąszonych miejsc na nogach i plecach rozlewa się na mnie frustracja i złość – „k...!”.

Ciemna strona ciszy

Skoro cisza ma tak dobroczynny wpływ na człowieka, dlaczego od niej uciekamy? Dlaczego w wielu naszych domach niemal na okrągło włączone są telewizory czy radia? Dlaczego nie możemy się obejść bez grającego sprzętu nawet nad jeziorem, na plaży, na górskim stoku? Odpowiedź brzmi: cisza ma swoją ciemną stronę. Jak mówi w zamieszczonej obok rozmowie ks. Michael Holleran, który 22 lata spędził w zgromadzeniu kartuzów – mnichów o rygorystycznej regule milczenia – podstawowym dźwiękiem, który słychać w ich zbudowanych daleko w górach klasztorach, jest wewnętrzny hałas w ludzkich głowach.

Pisma mnichów-pustelników pełne są świadectw, że człowiek, który zamilknie i zamieszka w otoczeniu pozbawionym wielu bodźców zewnętrznych, będzie musiał skonfrontować się z atakującymi go „demonami”. Nie miejsce tu, by rozważać ontologiczne zagadnienia ich natury. Od strony podmiotowego doświadczenia wygląda to tak, że człowiek zanurzając się w ciszy, napotyka siły, które wydają mu się czymś innym od jego „ja” – myśli, obrazy, uczucia, które pojawiają się nawet niechciane, o których dotąd nie miał pojęcia, których chętnie by się pozbył, których się wstydzi, z którymi musi poradzić sobie jak z niechcianymi, a uciążliwymi gośćmi, albo nawet jak z obcym, który zaatakował załogę Nostromo. Cisza może i jest relaksująca przez dwie minuty. Ale na dłuższą metę staje się nie do zniesienia – i to z powodów o charakterze nie tylko fizycznym, ani nawet nie tylko psychologicznym, ale duchowo-egzystencjalnym, którym od wieków zajmowały się religie czy filozofia.

Niemal wszystkie tradycje religijne – chrześcijaństwo nie jest wyjątkiem – przekonują, że warto znieść to „nie do zniesienia”. Bo dopiero konfrontacja w zewnętrznej ciszy i milczeniu z wewnętrznym, demonicznym hałasem – i umiejętne sobie z nim poradzenie – pozwala na rozwój pełni człowieczeństwa i osiągnięcie jedności z Ostateczną Rzeczywistością, którą chrześcijanie nazywają Bogiem.

Drugi tydzień odosobnienia w ciszy. Siedzę na krześle. Kręgosłup wyprostowany, podążam świadomością za oddechem. Do oddechu przykleiła się parę dni temu – i zajmuje w nim coraz więcej miejsca – twarz człowieka, który bruździ mi w pracy (tak, że mogę nawet ją stracić!). Troska i gniew – i kolejne twarze: żona, dzieci – i kredyt. Wdech i wydech, i ten splot twarzy i uczuć kotłuje się w głowie. A niech to! Nic nie poradzę. Oddycham…

Religijny zgiełk

Wielka szkoda, że ta duchowa tradycja (i niesiona przez nią mądrość) jest praktycznie nieobecna w polskim katolicyzmie. W 2015 r. jeden z najpopularniejszych katolickich portali przeprowadził sondę dotycząca milczenia podczas mszy. 39,16 proc. respondentów przyznało, że u nich w parafii podczas liturgii w ogóle się nie milczy; 49,79 proc. odpowiedziało, że milczenie jest zbyt krótkie i czują niedosyt; 7,76 proc. wyznało, że nie wie, co z tym cichym czasem zrobić, zaś 3,3 proc., że cisza ich denerwuje.

Nie było to badanie na reprezentatywnej grupie polskich katolików. Znając jednak profil portalu, można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że poznaliśmy odpowiedzi zaangażowanych członków polskich parafii. Biorąc pod uwagę, jak bardzo hałaśliwa jest nasza kultura, jak trudno trwać dłużej w ciszy, jeśli się nie wie, jak to robić, i jak mało w naszych kościołach mówi się o kontemplacyjnym milczeniu, można rozsądnie przypuścić, że zbyt krótka cisza – na co skarży się połowa uczestników wspomnianej sondy – to cisza ledwie chwilowa, trwająca najwyżej pojedyczne minuty. Jeśli tak, to co najmniej w 90 proc. polskich kościołów liturgia jest tak naprawdę pozbawiona ciszy, a nawet tam, gdzie ona jest, prawie nikt nie uczy, co z nią zrobić.

Nie dysponuję żadnymi statystycznymi badaniami, lecz na podstawie osobistych doświadczeń i licznych rozmów stawiam hipotezę, że podobny brak ciszy cechuje nie tylko msze, lecz większość nabożeństw odbywających się w polskich kościołach – nawet takich, które do ciszy zostały stworzone (jak adoracja Najświętszego Sakramentu). Dotyczy to zarówno pobożności tradycyjnej, w której zagaduje się każdy moment, mnożąc litanie, wezwania, różańce i pieśni, jak i „nowej”, gdzie dominują charyzmatyczne uwielbienia pełne śpiewów, oklasków, głośnej modlitwy. Znamiennym zjawiskiem łączącym oba „typy” religijności są wydarzenia „Jezus na stadionie”, prowadzone przez o. Johna Bashoborę. Gromadzą kilkadziesiąt tysięcy ludzi i trwają wiele godzin, ale nie ma na nich praktycznie chwili ciszy. Nawet adoracja jest zagadywana przez księdza, który co dwie-trzy minuty wtrąca kolejne pobożne uwagi, a nawet wzywa do oklasków „na chwałę Jezusa”.

Jeśli dodamy do tego fakt (to już wyniki międzynarodowych badań Pew Research Center), że w Polsce niemal dwukrotnie więcej osób deklaruje regularne uczestnictwo w nabożeństwach niż codzienną osobistą modlitwę, możemy śmiało uznać, że w naszym katolicyzmie duchowy wymiar ciszy jest niemal nieznany. Co więcej: daje się zauważyć strach przed ciszą, który ujawnia się sceptycznym nastawieniem do nielicznych wspólnot i osób modlących się w milczeniu ust i umysłu, i próbujących tę praktykę rozpowszechniać. Wystarczy przypomnieć sobie ataki sprzed paru lat na Światową Wspólnotę Medytacji Chrześcijańskiej lub – mniej znane, ale nie mniej dotkliwe – na Ruch Odnowy Kontemplacyjnej.

Akurat to trzeba powiedzieć głośno: polski katolicyzm – poza nielicznymi miejscami – jest praktycznie odcięty od tych pokładów chrześcijańskiej tradycji, które są duchowo najgłębsze i które mogłyby najbardziej przyjść z pomocą współczesnemu, samoogłuszającemu się człowiekowi.

O! Dźwięki świata przychodzą i odchodzą. Razem z nimi uczucia, myśli, obrazy. A co tam! Tu nie ma nikogo – kogo mogłyby rozproszyć?!

Teologia ciszy

Lęk przed ciszą ma podłoże psychologiczno-duchowe, ale wypływa też ze słabej teologii. Bierze się ona z błędnego rozumienia początku Prologu Ewangelii Jana i uznania chrześcijaństwa za religię słów, a właściwie wielosłowia. Ostateczny wymiar Objawienia widzi się w językowych sformułowaniach: albo biblijnych, albo dogmatycznych. Jeśli za język Boga uznaje się te właśnie sformułowania, nic dziwnego, że najwłaściwszej ludzkiej odpowiedzi dopatruje się w recytowaniu modlitw – czy to z modlitewników, czy to komponowanych osobiście.

A przecież „en arche en ho logos” (J 1, 1), zwykle tłumaczone jako „na początku było Słowo”, wcale nie mówi o wielosłownym języku. Po pierwsze, Logos to nie tylko Słowo, lecz także Sens, Rozum, Miara. Po drugie, Logos jest jedyny, a słowa ludzkiego języka, by miały znaczenie, muszą być liczne – tylko kontekst wielu wyrazów określa treść niesioną przez każdy z nich pojedynczo. Tak więc jedyny Logos, który jest „en arche”, tj. u podstawy całej rzeczywistości, w naszej świadomości brzmi ciszą. Historia proroka Eliasza pokazuje, że Boga nie ma w burzy, trzęsieniu ziemi czy innych spektakularnych, a głośnych zjawiskach: On jest „w ciszy powiewu” (por. 1 Krl 19, 11-13). Z perspektywy chrześcijańskiej najcelniej ujął to św. Jan od Krzyża: „Jedno słowo wypowiedział Ojciec, którym jest Jego Syn, i to Słowo wypowiada nieustannie w wieczystym milczeniu; w milczeniu też powinna słuchać go dusza”.

Cały religijny język, łącznie z księgami Pisma i zdaniami dogmatów, jest tylko wskazówką, jak zejść głębiej, by zostawiwszy zgiełk wszystkich słów, myśli, obrazów i dźwięków, zanurzyć się w boskiej wiekuistej Ciszy. Bez tego kroku (skoku?) ślizgamy się po powierzchni świata i siebie, nieświadomi Milczenia, które w nas brzmi.

Nie wiadomo skąd wsączył się lęk. I skrystalizował powoli w dość głupiej myśli: ile czasu już leżę w tej wodzie? Czy przypadkiem nie zapomnieli o mnie? Skąd będę wiedział, kiedy koniec? Przypatruję się mu jakby zza oddechu. Lęk jakiś czas jest sobie – jak liść w strumieniu ­zaczepiony o kamień – i znika. Zostaje oddech i tętno: bum, bum… bum, bum… bum, bum…

Głębiej niż dźwięk

Warto więc (ucząc się także od innych tradycji) wrócić do kontemplatywnej mądrości chrześcijaństwa. Zawiera ona wiele wskazówek, jak przejść przez ciemną stronę ciszy, wytrwać w tym, co nie do wytrzymania, i odnaleźć siebie w bezszelestnym Świetle. Znając katolicką zasadę, że łaska nie niszczy natury, lecz zakłada ją, leczy i przemienia – można założyć, że podążanie drogą ku ciszy ducha może niejako „przy okazji” rozwiązać wiele problemów spowodowanych cywilizacyjnym zanieczyszczeniem hałasem.

Mistrzowie pustyni, żyjący całe lata w otoczeniu ubogim w zewnętrzne bodźce, rozpoznali mechanizmy, które rządzą „ciemną stroną” napotykaną w ciszy, a na tej podstawie opracowali także sposoby radzenia sobie z nią. Ich pisma pokazują np., że – i jak – „demony” związane są z naszymi biologicznymi i społecznymi potrzebami, np. jedzeniem, seksem albo pragnieniem uznania w oczach bliźnich; że mają także swoje źródło w niemożności zaspokojenia tych potrzeb, co rodzi lęk, smutek, agresję, zniechęcenie. Doświadczenie tych ludzi pokazuje, że uzdrawiające wytrwanie w ciszy jest ściśle, i obustronnie, powiązane z całym sposobem życia: także z tym, co i dlaczego robimy wśród zgiełku codziennego zabiegania. Nasze wybory tam dokonywane mają wpływ na to, czego doświadczymy w milczeniu. Z drugiej strony, tylko uważna i spokojna konfrontacja z wewnętrznym hałasem pozwala wyzwolić się spod nieustannego wpływu, jaki ma on na nas nawet wtedy, gdy w naszej świadomości jest zagłuszony przez bodźce zewnętrzne.

Mistrzowie duchowi wskazują jednak, że jakkolwiek cisza zewnętrzna jest ważna, chodzi o coś z zupełnie innego porządku, co można nazwać nieegocentryczną przytomnością. Ostatecznym źródłem „demonicznego” hałasu jest bowiem pragnienie autoekspresji naszego małego „ja”. To ono produkuje cały strumień „zgiełku”, który tak naprawdę odgradza nas od Rzeczywistości. Większy hałas w naszej głowie tworzy nasza niezgoda, by sąsiad kosił trawnik, podczas gdy mamy ochotę poczytać poezję słuchając śpiewu ptaków, niż sam dźwięk spalinowej kosiarki. Cisza, o którą tak naprawdę chodzi, to zamilknięcie małego „ja”, które pozwala dojść do głosu „umysłowi Chrystusa w nas” (por. 1 Kor 2, 16), tj. świadomości, która nie widzi nigdzie granicy „moje-nie moje”, lecz „napełnia wszystko we wszelki sposób” (por. Ef 1, 23) i jest jednym z tym/Tym, w czym/Którym „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (por. Dz 17, 28).

Tak jak możliwe jest, by wzrokowe obrazy pojawiały się na tle akustycznej ciszy, bo należą do innego porządku, albo tak jak poszczególne dźwięki pojawiają się na tle, które w pewnym sensie jest bezdźwięczne, tak cisza umysłu nie jest kwestią braku dźwięków, ani nawet nieobecności myśli, obrazów czy uczuć. Istnieje poziom ducha głębszy od całego psychicznego „ładunku”, który normalnie uznajemy za nasz strumień świadomości. Możliwa jest kontemplacyjna postawa, polegająca na swego rodzaju dystansie, odkryciu „miejsca”, na którego tle pojawiają się i przemijają wszelkie myśli, uczucia, dźwięki i obrazy, a które samo może pozostawać nieporuszone, ciche i spokojne.

Warto więc pójść za radą hinduskiego mistycznego tekstu z XIV w., zwanego „Asztawakragitą”: „Niechże w tobie, nieskończenie wielkim oceanie, fala świata, z naturą swą zgodnie, podnosi się i opada – dla ciebie to ani zysk, ani strata”. ©℗

Korzystałem m.in. z: World Health ­Organisation, European Commission, ­„Burden of disease from environmental noise”, 2011; J. Shalma i in., „Noise effect on human performance: a meta-analytic synthesis”, „Psychological Bulletin”, 2011; J. Kämpfe i in., „The impact of background music on adult listeners: a meta-analysis”, „Psychology of Music” (39), 2011; M. Klatte i in., „Does noise affect learning? A short review on noise ­effects on cognitive performance in children”, „Frontiers in Psychology” (4), 2013.


CZYTAJ WIĘCEJ O CISZY >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2017