Hałas, brat smogu

Polska ryczy całą dobę. Nawet w górskim schronisku. Półmetrowy głośnik, jak wierny pies, leży obok mężczyzny w średnim wieku. Mężczyzna zaraz zawiesi go sobie na ramię i pójdzie „uszczęśliwiać” ludzi na szlaku.

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Warszawska trasa toruńska w tunelu dźwiękochłonnym. 16 września 2015 r. / MARIUSZ GRZELAK / REPORTER
Warszawska trasa toruńska w tunelu dźwiękochłonnym. 16 września 2015 r. / MARIUSZ GRZELAK / REPORTER

Zgiełk stał się jak cień. Nie opuszcza nas prawie nigdy. Center for Hearing and Communication, ceniona amerykańska organizacja badająca wpływ hałasu na ludzkie zdrowie, dowodzi, że otaczająca nas wrzawa jest niebezpieczna, wywołuje ciężkie i przewlekłe choroby. Nie odpoczywamy nawet wtedy, gdy myślimy, że wokół jest cicho – w tym czasie możemy być atakowani bardzo niskimi decybelami, których nie rejestrują nasze uszy, ale układ nerwowy je odbiera. Nigdy nie żyliśmy w tak hałaśliwych czasach.

Prof. Anna Preis z Katedry Akustyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu podkreśla, że Zachód uczy się wyciągać wnioski z tej konstatacji, ale Polska – wręcz przeciwnie. Nie walczymy z hałasem, choć nauczyliśmy się dostrzegać zagrożenia związane ze smogiem. Dlaczego? – Bo, przynajmniej oficjalnie, nikt jeszcze od hałasu nie umarł – mówi prof. Preis.

Ale o co panu chodzi?

Ludzie wrażliwi na dźwięk z tęsknotą wspominają czasy, kiedy minuta rozmowy przez komórkę kosztowała kilka złotych. W przestrzeni publicznej praktycznie nie używaliśmy telefonów albo ograniczaliśmy się do krótkich komunikatów. Dziś to przeszłość. – Głośne dźwięki mnie zadręczają – przyznaje Piotr. – Kilka lat temu lekarz zdiagnozował u mnie nerwicę, a do jej rozwoju przyczyniło się nieustanne przebywanie w hałasie.

Piotr mieszka na podkrakowskiej wsi, pracuje w Śródmieściu. Dojeżdża do biura najpierw busem, potem autobusem miejskim. W drodze chciałby poczytać książkę albo rozplanować w myślach wolny czas. – To niemożliwe. Już w drzwiach wita mnie jazgot. Ludzie trajkoczą bez przerwy, wyrzucają z ­siebie słowa z prędkością karabinu.

W środkach komunikacji Piotr już prawie nie słyszy: „Jestem w autobusie/tramwaju, nie mogę rozmawiać”. Podróżni odbierają połączenia lub sami dzwonią, bo mają „chwilę wolnego czasu na rozmowę”. Piotr: – Kiedyś nie wytrzymałem. Bus stał w korku dobre pół godziny. Kobieta siedząca obok obdzwaniała koleżanki. Mówiła o zakupach, dzieciach, lekach na odporność. Konsultowała przepisy kulinarne. Chciała zabić czas. Zwróciłem jej w końcu uwagę. Ze zdziwieniem spojrzała na mnie i odparła: „Ale o co panu chodzi?”.

Piotr już nie reaguje na głośne dialogi, nie chce mnożyć stresu, zwłaszcza że ludzie patrzą na niego jak na dziwaka. Siedzi więc niemal bez ruchu, ale z frustracji kipi. W skroniach czuje pulsujące uderzenia i myśli: „Spokojnie, dzień się jeszcze na dobre nie zaczął”.

Przez kilkanaście tygodni przysłuchiwałam się rozmowom prowadzonym w transporcie publicznym. Przekonałam się, że pasażerowie potrafią rozmawiać głośno i długo. A tematy tabu raczej nie istnieją.

„Cześć kochanie, właśnie jadę autobusem. Co porabiasz? Aha, gotujesz. A co gotujesz? Rosołek. I co? Mówisz, że kurczak nieświeży? Ale już śmierdzi czy tylko czuć go trochę? Nie ma nalotu? No to słuchaj, odśwież go. Dodaj do wody trochę sody oczyszczonej i wymocz dobrze. Postaw na gazie i pierwszą wodę po zagotowaniu odlej. Nie, no co ty, to nie jest niebezpieczne! Nieraz tak robiłam. Szkoda mięsa wyrzucać”.

Prof. Preis podkreśla, że w najwyższym stopniu rozprasza nas właśnie ludzka mowa. Słuchanie dobiegających zewsząd rozmów wpływa na nas gorzej niż dźwięk pochodzący z innego źródła, nawet z samolotu.

Przeklęte tarasy

Magdalena kupiła mieszkanie na „prestiżowym osiedlu z monitoringiem i bramą na pilota”. Miało być „prawie jak na wsi”. Latem jej córka ciężko zachorowała. Wieczorem lekki chłód przyniósł ulgę, ale zasnąć nie pozwalała głośna muzyka. – Poszłam do sąsiadów – relacjonuje Magdalena. – Byłam grzeczna, powiedziałam, że jest już po 23. Prosiłam o przyciszenie muzyki i zamknięcie okien. Popukali się w głowy. Pożegnali słowem: „wariatka”. Był piątek, czyli „czas na imprezę”. Nie obchodziło ich, że w regulaminie wspólnoty jest cisza nocna w godzinach od 22 do 6.

Kobieta zadzwoniła do zarządcy nieruchomości (pełni całodobowy dyżur). Ten polecił zawiadomić policję, ale dyspozytor zapytał: „Będzie nam pani towarzyszyć w drodze od bramy wejściowej do drzwi sąsiadów? Bo na zamykanych osiedlach nie interweniujemy”. Magdalena zrezygnowała. Położyła na czole córki kolejny okład i położyła się obok klnąc pod nosem. Być może zrobiła błąd, bo w takich sytuacjach policja najczęściej nie odmawia interwencji, ale oznacza to często konieczność stanięcia oko w oko z uciążliwym sąsiadem, z którym potem trzeba jakoś żyć.

Krystyna mieszka z córką na krakowskim osiedlu wybudowanym w latach 90. Dwa pokoje, z większego wyjście na taras. O świcie budzi ją dostawa towaru do sklepu spożywczego. Po niej przyjeżdża śmieciarka. O chodnik głośno uderzają kubły. W dzień Krystyna słyszy dzieci bawiące się w przedszkolnym ogródku. Po południu i wieczorem z pobliskiego klubu fitness dobiega puszczone na pełen regulator disco. – Hałas zupełnie mnie rozprasza. W dzień rzadko wietrzę mieszkanie. Wyczekuję wieczora, otwieram okna na oścież dopiero, gdy ostatni klient opuści klub sportowy i ostatni tramwaj odjedzie do zajezdni – opowiada. – Niestety, często już po chwili muszę szczelnie je zamknąć.

Duże tarasy – które skusiły Krystynę do kupienia mieszkania – stały się jej przekleństwem. Dość ma szczekania psów, ujadających całe dnie na widok przechodzących obok ludzi. Ale wieczory są jeszcze gorsze. Sąsiedzi latem spędzają na tarasach czas do drugiej, trzeciej w nocy. Głośno słuchają muzyki, palą papierosy (co czuć), rozmawiają przez telefon albo między sobą. Głosy niosą się po całym podwórku. – Leżąc w łóżku słyszę śmiech sąsiadów i każde wypowiadane słowo. Czasem czuję się, jakbym włączyła słuchowisko radiowe. Poprosiłam o przestrzeganie ciszy nocnej, ale odniosło to skutek tylko na chwilę – przyznaje.

Krystyna (wraz z sąsiadami) próbowała namówić do kompromisu klub sportowy. Do właścicielki wystosowano prośbę o ułożenie grafiku zajęć w taki sposób, by wieczorem odbywały się zajęcia „ciche”: joga, pilates. – Usłyszeliśmy, że „grafik musi być różnorodny” – mówi Krystyna. – Interweniować nie zdecydowała się także spółdzielnia mieszkaniowa, w której lokalu mieści się klub. Prezes stwierdził, że kupując mieszkania byliśmy świadomi przeznaczenia parteru „pod usługi”.

Takich historii jest wiele. Deweloperzy w pogoni za zyskami zagęszczają osiedla, ograniczają zieleń, budują cienkie ściany między mieszkaniami. Paweł kupił swoje na osiedlu, które w folderach ­reklamowych opisywane było jako „ciche i kameralne”. Deweloper wybudował tam garaże podziemne i parking, ale tylko na kilkadziesiąt aut. Mieszkańcy nie chcąc zostawiać samochodów za bramą osiedla, nielegalnie parkują tuż pod oknami Pawła. – W nocy budzi mnie praca ­silnika, płynąca z samochodu głośna muzyka, śmiech i trzaskanie drzwiami. Jest to nie do zniesienia szczególnie latem. Choć na drodze biegnącej wzdłuż osiedla ustawiono znaki mówiące o „strefie zamieszkania” i zakazie parkowania, nikogo to nie obchodzi.

W Polsce z hałasem się po prostu nie walczy. Traktuje się go jak zjawisko naturalne. Inaczej jest na świecie. W takich krajach jak Szwajcaria cisza nocna jest świętością. Ludziom nie przychodzi tam do głowy słuchanie muzyki na pełen regulator i nocne imprezy na tarasach. Grożą za to zbyt duże kary.

Prof. Preis: – W niektórych krajach Unii Europejskiej wprowadzono rozporządzenia mówiące o tym, w jakich porach dnia można kosić trawę. Bezpieczne dla ludzkiego ucha muszą być także imprezy kulturalne. Jeśli urzędnicy w danym mieście stwierdzą, że podczas koncertu przekroczony jest dopuszczalny poziom ciśnienia akustycznego, mogą go przerwać.

Plaga dopadła góry

Jak cichy może być otaczający nas świat, doświadczyliśmy podczas pandemii. W supermarketach, gdzie na co dzień poziom ciśnienia akustycznego – potocznie zwany „wysokimi decybelami” – przekracza normy, panował spokój. Wyłączono głośniki wyjące na temat: „promo” i „wyprzy”. Niestety, tłum już powrócił, rozmowy „przy regale” również. Przez telefon ustala się wybór kawy i proszku do prania.

Mariusz Makowski, psycholog społeczny, wykładowca akademicki i terapeuta, uważa, że trochę sami jesteśmy sobie winni. W Polsce ugruntowało się bowiem przekonanie „ja ponad innymi”. Większość z nas nie chce uszanować prawa innych do ciszy. Sam Makowski niedawno wyjechał na kilka dni nad morze. Nie znalazł knajpy, w której panowałaby cisza. W każdym lokalu na okrągło nadawała wielka plazma albo ryczało radio. Głośniki ustawiono także w ogródku, żeby ściągać więcej klientów. Nikt nie pomyślał, że mogły niektórych odstraszać. Dlaczego Polacy są aż tak głośni?

Makowski: – Ważne są kwestie osobowościowe. Ekstrawertycy „karmią się” bodźcami: głośną rozmową i muzyką, podczas gdy introwertycy cierpią z nadmiaru bodźców. Statystycznie w populacji więcej jest ekstrawertyków, dlatego ich wzorce zachowania są nam narzucane.

Od hałasu i cudzych rozmów nie sposób uciec w mieście. Podobnie jest na plaży (kilka dekad temu zmorą były radia tranzystorowe, dziś smartfony i głośniki). Ale góry do niedawna pozostawały oazą ciszy. Niestety, to też uległo zmianie. Nawet poza sezonem na Kotelnicy Białczańskiej (i w wielu innych miejscach) jest głośno. Na słupach wyciągu jak maszkarony wiszą ogromne głośniki. Nie odpoczniemy od tandetnej muzyki i „wiadomości z ostatniej chwili”, przeważnie złych, a więc obciążających nasz układ nerwowy.

W polskich Tatrach, zwłaszcza w ich wysokich partiach, coraz częściej słychać wrzask. „Halo, halo, słyszysz mnie? Mogę nie mieć zasięgu, halo, jesteś tam? Wiesz, co robię? Spełniam marzenie życia, idę na Świnicę! Nooo, masakra, łańcuchy tu są! Ale łapię i idę!” – raportuje turystka. Na szczycie nagra jeszcze filmik, głośno wyrażając swoją ekscytację ze zdobycia góry.

Może Gorce? W drodze na Turbacz co kilkanaście minut dobiega wycie silnika. Szlak na szczyt nie leży w objętym ochroną parku narodowym, więc masowo rozjeżdżają go quady i motocykle crossowe. „Dalej, dalej. No, młody, dajesz! Mocno sprzęgło, jedynka i dajesz!” – ojciec krzyczy do kilkuletniego chłopca. Mężczyzna dodaje gazu, silnik ryczy. Wyprzedza dziecko, by z dystansu – znów krzykiem – udzielać mu kolejnych rad. Sklejają się w jeden rytm z hip-hopem płynącym z głośników przytroczonych do plecaków innych turystów.

Można się łudzić, że ukojenie przyniesie schronisko. W jadalni na Turbaczu ryczy disco. Półmetrowy głośnik jak wierny pies leży na ławce obok mężczyzny w średnim wieku. Wiesza się go na ramieniu, więc właściciel ani na chwilę nie musi się z nim rozstawać. Kilkadziesiąt osób do śniadania, obiadu i kolacji słucha jego ulubionych kawałków. Przy palenisku spokój, ale do czasu. Rodzice przynoszą sobie piwo, a podopiecznym wręczają smartfony; na każdym inna bajka. Dialogi z „Świnki Peppy”, „Psiego patrolu” i „Marta mówi”.

Podstępny wróg

Na liście Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), przedstawiającej zagrożenia współczesnego świata, hałas znalazł się tuż za zanieczyszczeniem powietrza. Według definicji WHO dźwięk o poziomie ciśnienia akustycznego 80 decybeli uznaje się za maksymalną dawkę hałasu, na którą człowiek może być narażony przez osiem godzin dziennie (rozmowa prowadzona stonowanym głosem generuje poziom ciśnienia akustycznego w wysokości około 60 decybeli). Ale o hałasie stanowi nie tylko jego poziom. Długotrwałe przebywanie w otoczeniu dźwięków na poziomie 60-90 decybeli znacznie wpływa na koncentrację uwagi. Szczególnie dokuczliwe są dźwięki, których amplituda się zmienia.

Center for Hearing and Communication publikuje na swojej stronie prace neurologów, laryngologów i psychologów. Naukowcy dowodzą, że hałas jest o wiele szkodliwszy, niż powszechnie się sądzi. Prowadzi m.in. do niedosłuchu, który jest schorzeniem zdradliwym. Jedno z uszu powoli się wyłącza, a jego funkcję przejmuje drugie ucho. Na wczesnym etapie niedosłuch pozostaje przez człowieka niezauważony. Nie zdajemy sobie też sprawy, że trochę głośniej słuchamy radia czy telewizji. W skrajnych przypadkach hałas może doprowadzić do całkowitej utraty słuchu.

Niechciane dźwięki wywołują też migreny, przyczyniają się do rozdrażnienia i wpływają na koncentrację. Dźwięki o poziomie ciśnienia akustycznego przekraczającego dopuszczalne limity zdrowotne, określone w decybelach, mogą wręcz zaburzać równowagę hormonalną organizmu. Szczególnie szkodliwy jest kortyzol – hormon stresu. Niemilknący jazgot powoduje również wrzody żołądka, rozwój nadciśnienia tętniczego, cukrzycy, wzmaga zaburzenia psychiczne. Dzieci przebywające w hałasie mogą mieć trudności w nauce, być apatyczne, płaczliwe, albo wręcz przeciwnie – agresywne.


Agnieszka Kantaruk: Trudno się od niego uwolnić. Trwale, choć powoli dewastuje liczne funkcje organizmu. A przy tym jest powszechnie lekceważony. Naukowcy mówią jasno: musimy zacząć walczyć z hałasem.


 

Prof. Wolfgang Babisch, niemiecki audiolog, stworzył listę chorób wywołanych hałasem. Na pierwszym miejscu znalazły się choroby układu krwionośnego, na drugim uczucie dokuczliwości, na trzecim bezsenność. Babisch dowodzi, że organizm ludzki nie potrafi zaadaptować się do wszystkich rodzajów hałasu. Z czasem akceptujemy np. odgłos kolei, ale są dźwięki, które zawsze będą powodować nasz dyskomfort, także podczas snu.

Wielu użytkowników przestrzeni publicznej pozostaje nieświadomych inwazyjności swojego zachowania. Na przykład polska szkoła w ogóle nie walczy z krzykiem. Potwierdza to raport sporządzony na zlecenie francuskiej firmy Saint-Gobain, który ukazuje dane na temat poziom hałasu na polskich osiedlach mieszkaniowych, w centrach handlowych, placach targowych, „obszarach kultury” (teatr, kino, rynki największych polskich miast, koncerty). Okazało się, że miejscem równie głośnym jak imprezy sportowe czy koncerty rockowe – jest polska szkoła. Poziom hałasu podczas przerwy i w stołówce wynosi nawet 85 decybeli, ale dla resortu edukacji nigdy nie był źródłem troski.

Na szczęście są już instytucje, które próbują wczuć się w uczucia ludzi wrażliwych na dźwięk. PKP uruchomiły (na kilku połączeniach) „wagony ciszy”, w których pasażerowie rzeczywiście nie rozmawiają i nie używają telefonów. To jednak wciąż wyjątek. Prof. Preis zwraca przy tym uwagę na ciekawy aspekt. Czujniki smogu zamontowano w największych polskich miastach. Telebimy na bieżąco informują o poziomie zanieczyszczenia powietrza. Dlaczego podobnie nie postępujemy z hałasem? Na przykład w Paryżu, w miejscach bardzo głośnych, znajdują się „radary dźwiękowe” – specjalne mikrofony mierzące poziom ciśnienia akustycznego dźwięku. Z kolei co pięć lat we wszystkich krajach Unii Europejskiej opracowywane są „mapy akustyczne” wskazujące miejsca na terenie państw członkowskich, w których odnotowywany jest nadmierny hałas. Jeśli ta wiedza nie przełoży się na walkę z nim w Polsce, w końcu zakrzyczymy się na śmierć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022