Sierpień miesiącem trzeźwości duchowej

Ojcowie Pustyni ostrzegali przed demonami próbującymi nas odurzyć. Dziś nie trzeba demonów, wystarczą choćby reklamy. Jak zachować duchową samokontrolę?

03.08.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. IMAGINECHINA / EAST NEWS
/ Fot. IMAGINECHINA / EAST NEWS

Rzekł Jezus:

„Stanąłem pośrodku świata i objawiłem się im w ciele.

Lecz znalazłem ich wszystkich pijanych.

Nie znalazłem wśród nich nikogo spragnionego,

a dusza moja bolała nad synami ludzkimi,

gdyż są ślepi w swych sercach i nie widzą,

że przyszli na świat puści i puści chcą odejść ze świata.

Teraz są pijani. Gdy odrzucą swe wino, wtedy się nawrócą”.

EWANGELIA TOMASZA, 28



„Sierpień miesiącem trzeźwości i abstynencji”. Odkąd pamiętam, apel ten, formułowany z reguły w dość dramatycznym tonie, rozbrzmiewa latem z kościelnych ambon. Jest próbą walki z poważnym problemem społecznym – alkoholizmem. Jednak ponawiany w podobny sposób od wielu już lat, nie ma, niestety, większego wpływu na jego rozwiązanie.

Wszyscy jesteśmy pijani

Nieskuteczność ta wynika m.in. stąd, że trzeźwość jest zjawiskiem znacznie głębszym niż prosty brak upojenia alkoholowego. Aby się o tym przekonać, przyjrzyjmy się objawom tego ostatniego.

Ma ono różne stopnie. Od początku jednak wiążą się one z opóźnieniem czasu reakcji, zmniejszeniem pojemności uwagi, obniżeniem krytycyzmu, zaburzeniem koordynacji psychoruchowej. Później pojawia się nadmierna gadatliwość, obniżenie samokontroli, wyraźny spadek sprawności intelektualnej, zaburzenia równowagi, mowy, świadomości, wreszcie – senność, utrata przytomności. Słowem: zaburzenia postrzegania i oceny rzeczywistości oraz zanik panowania nad sobą.

Trzeźwość tymczasem cechuje adekwatne poznanie rzeczywistości oraz samoopanowanie. Czy rzeczywiście pod tymi względami jest z nami dobrze?

Jak ostrzega starożytny tekst chrześcijański, Ewangelia Tomasza (uczeni spierają się, czy przekazuje autentyczne słowa Jezusa, lecz są raczej zgodni, iż jest zapisem tradycji sięgającej I wieku), wszyscy jesteśmy pijani. Upijanie się alkoholem i odurzanie innymi środkami to tylko objawy lub skutki nietrzeźwości egzystencjalnej. Objawy upojenia, zakłócające poznanie i niszczące wolność, występują w mniejszym lub większym natężeniu u większości ludzi.

Istnieje długa tradycja chrześcijańskiej duchowości, dla której trzeźwość umysłu (czy też serca) jest jedną z podstawowych kategorii. Jej najwięksi mistrzowie żyli w pustynnych klasztorach półwyspu Synaj w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery. Badali przyczyny nietrzeźwości egzystencjalnej i wskazywali sposoby wyjścia z tego stanu.

Odurzenie umysłu

Co nas odurza egzystencjalnie? Coś, co Ojcowie nazywają po grecku logismoi, a co przekładane jest najczęściej na polski jako „myśli”, choć ma znacznie bogatsze znaczenie. Logismoi mogą być abstrakcyjnymi ideami, lecz również bardzo konkretnymi, plastycznymi wyobrażeniami. Związane są też z naszymi pragnieniami, dążeniami, emocjami. Czasami mogą mieć nawet postać nieokreślonych odczuć lub nastrojów. Ujawnia się w nich to, czego pożądamy, czego się lękamy, co wzbudza nasz gniew albo wstręt. Logismoi to rozszczepiony (jest ich bowiem wiele) obraz nas samych uwikłanych w pożądliwość oczu, ciała i pychę tego życia (por. 1 J 2, 16). Jak zaś ostrzega Hezychiusz z Synaju, te trzy namiętności – „chciwość, próżna chwała i pragnienie przyjemności zaślepiają umysł”.

Odurzenie ducha następuje właśnie poprzez logismoi, napływające do świadomości, rozpraszające ją i zaciemniające lustro umysłu. Podobnie zaś jak w przypadku człowieka pijanego, który najczęściej nie zdaje sobie sprawy ze swego stanu, tak i my – odurzeni przez logismoi, nie jesteśmy świadomi swego odurzenia.

Wydaje się nam, że to my myślimy i działamy, podczas gdy w rzeczywistości to myśli same się nam myślą, wodząc za sobą naszą uwagę, nasze chęci – i nas samych. Aby to sobie uświadomić, wystarczy proste ćwiczenie: usiąść w bezruchu i ciszy i spróbować skupić się na swoim oddechu. Natychmiast, albo w najlepszym razie po kilku chwilach, pojawia się natłok myśli, obrazów – najczęściej związanych z silnymi emocjonalnie przeżyciami z bliższej lub dalszej przeszłości albo troską o przyszłość w postaci lęków i pragnień.

Demony i reklamy

Warto mieć świadomość, że ten chaotyczny, ale wartki strumień płynie przez nas nieustannie, nawet wtedy, gdy – niby stając się podziemną rzeką – nie dociera do naszej świadomości, zagłuszony mnóstwem bodźców zewnętrznych i hałasem powierzchownych (choć bywa, że absorbujących) aktywności. Jedne i drugie – bodźce i działania – jeszcze go wzmacniają. Z drugiej strony, to jego nurty kierują naszą aktywnością, determinują selekcję tego, co rejestruje nasza świadomość.

Nie chodzi przy tym tylko o to, że zaabsorbowani jakimiś wspomnieniami lub planami nie postrzegamy adekwatnie fizycznego otoczenia (choć i tak bywa: swego czasu, prowadząc auto nadmiernie przejęty sprawami budowy domu, nie zauważyłem nadjeżdżającego samochodu i spowodowałem stłuczkę). Głębsze zaburzenia postrzegania rzeczywistości, spowodowane przez logismoi, dotyczą sfery naszego ducha i relacji międzyludzkich. Błędna ocena swoich możliwości, rzeczywistych motywacji, tego, jak inni odbierają nasze zachowanie; niewłaściwa interpretacja zachowania i stanu ducha bliźnich, nieodpowiednia lub spóźniona reakcja na sytuację międzyludzką – czy nie bywa tak, że wszystkie te zjawiska dzieją się nawet wtedy, gdy nie wzięliśmy do ust choćby kropli alkoholu? Przecież większość problemów w naszych związkach ma swoje przyczyny właśnie tam. Gdybyśmy naprawdę wiedzieli, skąd biorą się kłótnie w rodzinach, dlaczego rozpadają się przyjaźnie, a atmosfera w pracy staje się nie do zniesienia...

Ojcowie Pustyni ostrzegali przed demonami, próbującymi zwieść nas za pomocą logismoi. Dziś nie trzeba demonów – wystarczą spece od reklamy, którzy podsuwają odpowiednie hasła i obrazy – i idziemy między półkami hipermarketu trasą dokładnie przez nich wyznaczoną, łudząc się, że w wolny sposób wybieramy to, na co sami mamy ochotę i co rzeczywiście jest nam potrzebne.

Pozbawieni w dużej mierze samokontroli, wodzeni przez często sprzeczne dążenia, zataczamy się przez życie – to rzucając się całkowicie na oślep w jakiś związek, to uciekając od osobistych relacji w wir pracy, to chowając się w sobie za podwójną gardą, to nie dając innym dojść do głosu na spotkaniach towarzyskich…

Recepta na (duchową) trzeźwość

Jak zatem egzystencjalnie wytrzeźwieć?

Ojcowie Pustyni zgodnie stwierdzają, że duchowa trzeźwość jest ściśle związana z uważnością i wyciszeniem (hesychią) – ciała i ducha. „Wyciszenie ciała – pisze jeden z największych autorytetów tej tradycji, św. Jan Klimak – jest stanem uporządkowanych zachowań oraz odpowiadających im odczuć. Wyciszenie duszy zaś to opanowanie myśli i niezmienna straż umysłu”.

Hezychiusz z Synaju dopowiada: „Trzeźwość jest trwałym skupieniem i zatrzymaniem myśli u bramy serca”. Na poziomie zewnętrznym – zachowań i emocji – ważna jest równowaga, harmonia. Na poziomie umysłu chodzi o umiejętność skupienia i wyzwolenia się spod zalewu logismoi.

Inny autor, Filoteusz z Synaju, zwraca uwagę, że choć najważniejszy jest poziom ducha, początkiem jest choćby minimalna zewnętrzna dyscyplina: „Pierwszą bramę do duchowej Jerozolimy, a więc do uwagi umysłu, stanowi świadome milczenie ust, nawet jeśli umysł nie osiągnął jeszcze wyciszenia. Drugą jest odpowiednia wstrzemięźliwość w pokarmach i napojach”.

W pierwszej zasadzie Filoteusza ważne jest to, że milczenie ust ma być świadome. Jak mawiał inny wielki Ojciec Pustyni, Pojmen, „bywa człowiek (...), który mówi od rana do wieczora, a zachowuje milczenie: to znaczy nie mówi nic niepożytecznego”. Liczy się nie tyle ilość słów, co kontrola nad tym, co i kiedy się mówi, oraz intencja – czy zaspokajamy potrzebę autoekspresji, zaistnienia w towarzystwie lub zagłuszenia wewnętrznych problemów – czy też chcemy pomóc innym. Świadome powstrzymywanie się przed wypowiedzeniem tego, co się nam ciśnie na usta, umożliwia uzyskanie kontroli i oczyszczenie intencji.

Rada druga – odpowiednia wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu – wskazuje, że istotna jest właściwa znajomość i opanowanie podstawowych potrzeb biologicznych. Że nie jest to proste, przekonałem się kiedyś, uczestnicząc w buddyjskim odosobnieniu. Podczas posiłku (były tylko trzy dziennie) trzeba było najpierw nałożyć sobie wybraną przez siebie ilość jedzenia, a następnie, w ciągu ok. 20 minut, zjeść wszystko, co do okruszka; dokładek nie było. Przy pierwszym posiłku o mało się nie udławiłem zbyt dużą ilością wziętego przez siebie chleba. Z następnego wyszedłem głodny. Kilka dni zajęło mi zorientowanie się, jakiej ilości mój organizm potrzebuje, by nie być ani głodnym, ani ociężałym podczas wielogodzinnych medytacji.

Myśli na odwyku

Hezychiusz powiada, że są cztery sposoby duchowego trzeźwienia. „Pierwszy sposób polega na ścisłym badaniu wyobrażeń, czyli ataków, przez które szatan może wzbudzić myśli zwodzące umysł. Drugi – by we wszystkim serce utrzymać w głębokim milczeniu i wyciszeniu wszelkich myśli i modlić się. Dalszy – na nieustannym i pokornym wzywaniu Pana Jezusa Chrystusa na pomoc. Czwartym sposobem jest posiadanie w duszy nieprzerwanej pamięci o śmierci”.

Konieczna jest samoświadomość, umiejętność obserwacji strumienia logismoi z pewnego dystansu, bez automatycznego podążania za nimi. Oczywiście, w życiu musimy używać myśli. Jak zauważył Mistrz Eckhart (mistyk znacznie bardziej zaangażowany w przyziemne sprawy tego świata niż większość Ojców Pustyni), nie możemy się obyć bez mnóstwa wiadomości, wspomnień, pomysłów na przyszłość, a są to wszystko logismoi (on nazywa je „obrazami”). Kluczowy jest, przekonuje Eckhart, brak przywiązania do nich.

Stąd (to druga rada Hezychiusza) potrzeba nam – „myśloholikom” – odwyku (choćby pół godziny dziennie – może sierpień to dobra okazja, by zacząć?). Czyli: czasu całkowitego wyciszenia, medytacyjnej modlitwy, w której zamieszkujemy na głębszym poziomie ducha i – uważni – pozwalamy myślom przepływać po powierzchni świadomości, skoncentrowani w swoim „głębszym” miejscu przebywania.

Taka modlitwa nie obędzie się bez proszenia o pomoc Chrystusa. Nie chodzi jednak, by myśleć o Jezusie – to przerwałoby wszak ciszę serca. Św. Paweł pisze: „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Trzecia rada Hezychiusza ma na celu skierowanie nas z poziomu naszego codziennego, powierzchownego „ja”, ku istniejącej w nas głębi. Musimy uwolnić uwagę od siebie, by zamieszkać tam, gdzie żyje w nas Chrystus, by pomiędzy logismoi a naszą prawdziwą jaźnią pojawiła się przestrzeń, dystans, który daje wolność.

Wreszcie: pamięć o śmierci. Chodzi, po pierwsze, o świadomą zgodę na przemijalność każdej chwili, po drugie zaś, o widzenie życia jako całości.

Początkującym na drodze egzystencjalnego trzeźwienia Hezychiusz radzi od razu odpierać myśli – nie dopuszczać ich do siebie. Dopiero w miarę nabywania doświadczenia można dłużej obserwować pojawiające się myśli i obrazy, by rozpoznać, co się za nimi kryje – jakie pragnienia, lęki itp. Nabyty dystans pozwala rozpoznać ich prawdziwą wartość, jest niczym napis, który swego czasu pojawiał się na bilbordach reklamowych Krakowa: „Po co ci to?”. Aspektem duchowej trzeźwości jest właśnie zdolność zadania sobie tego pytania.

Trzeźwość umysłu i serca wymaga, jak mówią Ojcowie, pokory oraz wytężonej i nieustannej pracy. Walka o nią jest ukryta. Nie da się w niej przewidzieć momentu starcia – logismoi mogą zaatakować nas z zaskoczenia, w każdej chwili.

Egzystencjalna trzeźwość nie ma jednak w sobie nerwowości czy lękowego napięcia. Ścieżka umysłu, powiada Hezychiusz, jest wąska, ale miła i radosna. Wiąże się, naucza Filoteusz, z pogodną pamięcią o Bogu. Jej oznaki to swobodny, głęboki oddech, przyjazny uśmiech na twarzy, wdzięczność za to, co – z boskiej opatrzności – codziennie nas spotyka.

Trzeźwość, mówi Ewangelia Tomasza, to pragnienie – ale tylko najpiękniejszej perły; skarbu – a nie mułu, w którym jest ukryty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2014