Chirurgiczna prawda

"Wojna w living roomie" - pisano o wojnie wietnamskiej. Choć każda wojna zostawia ślad w świadomości i kulturze swojej epoki, ta jedna zmieniła społeczną percepcję wojny bardziej niż jakakolwiek przed nią. Drastyczne obrazy z pola walki atakowały Amerykanów codziennie z ekranów domowych odbiorników, często zamieniając biernych widzów w aktywnych członków ruchu antywojennego. W obliczu doniesień o masakrach i zniszczeniach, których sprawcami byli amerykańscy żołnierze, rozwiał się mit USA jako uczestnika jedynie "dobrych wojen". Może dlatego niewielki był i jest popyt na dokumentalne filmy o Wietnamie: Amerykanie dość się go naoglądali, a widzowie w innych częściach świata woleli wizje wielkich twórców kina fabularnego - Kubricka, Coppoli, Formana, Stone'a.

07.11.2006

Czyta się kilka minut

Minęło trzydzieści lat od wietnamskiej katastrofy - i oto Amerykanie znów oglądają wojnę na ekranach swoich telewizorów. Jednak całkiem inaczej pokazywaną. Waszyngtońscy politycy od lat robili, co mogli, by zminimalizować ilość brutalnych obrazów w telewizyjnych raportach z kolejnych konfliktów, w które zaangażowane były siły zbrojne USA. Co najważniejsze, zyskali potężnych sojuszników we właścicielach wielkich koncernów medialnych. Tak narodził się koncept "higienicznej" wojny, który najpełniejszą realizację znalazł w obrazach z Iraku. W doniesieniach "wcielonych" do jednostek wojskowych dziennikarzy wielkich sieci telewizyjnych amerykańska machina wojenna ukazywana jest jako doskonała, nowoczesna i dającą się doskonale kontrolować, a co najważniejsze - niewyrządzająca krzywdy niewinnym. Wyrażenia takie jak pin-point bombing (sugerujące chirurgiczną precyzję w rażeniu wybranych celów) czy collateral damage (pozwalające przemknąć przez niewygodny temat ofiar cywilnych bez budzenia niepożądanych emocji) na stałe zagościły w języku komentatorów. Zielonkawe wybuchy nad nocnym Bagdadem, którym towarzyszy uspokajający komentarz i portrety irackich dzieci radośnie machających do przejeżdżających ulicami wozów opancerzonych - to mniej więcej wszystko, co Amerykanie widzieli w telewizji.

Bez precedensu jest też jednak ilość inicjatyw mających pokazać Amerykanom i reszcie świata prawdziwy obraz Iraku. Od momentu rozpoczęcia wojny wiosną 2003 r. na ekrany amerykańskich kin weszło kilkanaście pełnometrażowych filmów dokumentalnych (dla porównania - między rokiem 1962 a 1974 można tu było zobaczyć jedynie dwa dokumenty o Wietnamie), z których większość nie przypomina dotychczas znanych. Budzącą najwięcej emocji grupę stanowią filmy o publicystycznym zacięciu krytykujące administrację i wskazujące na chciwość koncernów naftowych oraz wielkiego biznesu. Czołowym przedstawicielem tego nurtu jest enfant terrible amerykańskiej dokumentalistyki Michael Moore, którego styl - gawędziarski, dowcipny, nie silący się na obiektywizm czy równowagę w udowadnianiu często z góry ustalonej tezy - budzi wiele kontrowersji, ale i świetnie się sprzedaje. "Fahrenheit 911", którego sukces kasowy zaskoczył nawet samego autora, zainspirował podobne filmy. "Uncovered: The Whole Truth about Iraq War" Roberta Greenwalda czy "Why We Fight" Eugene'e Jarecky'ego to najciekawsze z licznych, zwykle niskobudżetowych i często rozpowszechnianych poza oficjalnym obiegiem, esejów. Wielu Amerykanów (zwłaszcza z tradycyjnie lewicujących środowisk intelektualistów) i coraz bardziej rozżalonych na amerykańską politykę Europejczyków chętnie je ogląda, ale wpływ tych dokumentów na opinię publiczną ogranicza fakt, że skierowane są do publiczności już przekonanej. Poza tym ich wiarygodność zbyt łatwo podważyć z uwagi na otwarcie zdradzane polityczne preferencje autorów.

Są na szczęście jeszcze inne dokumenty o Iraku - i ta grupa jest o wiele bardziej interesująca. Ma też o wiele większy potencjał jako materiał, z którego wiedzę o wojnie czerpać będą nie tylko przyszli historycy, ale może nawet filozofowie i badacze natury ludzkiej. Ich sposób narracji wywodzi się z pewnego gatunku kultury popularnej, który intelektualiści wszystkich krajów mają w jednakiej pogardzie - reality show. W służbie dokumentalnego kina wojennego okazał się on jednak nieoceniony: oddanie inicjatywy (a często także kamery) uczestnikom zdarzeń, a nie obserwatorom, zaowocowało filmami przekazującymi prawdy, które w tradycyjnych dokumentach rozpływały się w czczej gadaninie.

Wielka szkoda, że jak dotąd niewiele z nich doczekało się dystrybucji w Europie, gdzie mogłyby dostarczyć nowej perspektywy w spojrzeniu na Amerykę. Bowiem dziś jak nigdy dotąd Europejczycy skłonni są przyklejać Jankesom etykietkę bezmyślnych kowbojów. Tymczasem obraz amerykańskich żołnierzy, jaki wyłania się z takich filmów jak "Occupation: Dreamland" Garreta Scotta i Iana Oldsa, "Gunner Palace" Michaela Tuckera i Petry Epperlein czy zwłaszcza "War Tapes" Debory Scranton może zaskoczyć nawet Amerykanów przeciwnych wojnie.

Bez wątpienia najlepszy jest właśnie obraz "War Tapes" - który jak żaden dotąd pokazuje wojnę z perspektywy nieznanej cywilom. Reżyserka Deborah Scranton skomponowała ten film z ponad 900 godzin materiału, nakręconego małymi kamerami wideo przez trzech członków Gwardii Narodowej służących w Iraku. Zack Bazzi, Mike Moriarty i Steve Pink - których wypada nazwać prawdziwymi autorami filmu - widziani z bliska, opowiadający o sobie, okazują się przeciwieństwem stereotypu żołnierza.

Bohaterowie filmu, jak wielu ich rówieśników, znaleźli się w Iraku najczęściej z potrzeby zrobienia czegoś dla swojego kraju po 11 września. Przybyli w przekonaniu, że są w stanie pomóc umęczonemu krwawą dyktaturą krajowi. Po długich miesiącach spędzonych w Bagdadzie czy Falludży nie mają złudzeń: wojna wydaje się nie mieć końca, a Irakijczycy nie kryją wrogości. Dowództwo zdaje się bardziej zainteresowane dostarczaniem pieniędzy firmom zarabiającym na wojskowych kontraktach niż bezpieczeństwem żołnierzy - o czym ci doskonale widzą i cierpko krytykują.

Film, którego pierwsze sceny przypominają grę komputerową (lufa karabinu widoczna w kadrze), szybko okazuje się nie tylko zdumiewająco wnikliwym studium tej wojny, ale też kroniką ludzkiego losu w bodaj najbardziej alienującej i niezrozumiałej sytuacji, w jakiej może się znaleźć człowiek. Dramat bohaterów "War Tapes" nie polega bowiem tylko na tym, że wiedzą, iż ich rodacy nie interesują się wojną ani jej uczestnikami. Nie to jest też najgorsze, że wojna będzie toczyć się jeszcze długo i ostatecznie może nie przynieść zwycięstwa. Najbardziej poruszają fragmenty sfilmowane już po powrocie z Iraku: wywiady z bohaterami i ich rodzinami pozwalają zobaczyć, jak bardzo wojenne doświadczenie odmieniło tych sympatycznych ludzi. Mimo że bez munduru nie różnią się od innych Amerykanów, Moriarty, Bazzi i Pink oddzieleni zostali od rodziny i przyjaciół doświadczeniem, które pomimo wszystkich środków służących temu, by się nim podzielić - pozostaje nieprzekazywalne.

***

"Nie możemy sobie wyobrazić, jak potworna, jak przerażająca jest wojna - i jak szybko staje się czymś normalnym. Każdy zaś, kto spędził czas w ogniu walki i miał dość szczęścia, by uniknąć śmiercionośnej kuli, co powalała innych, stojących tuż obok - każdy żołnierz i każdy dziennikarz, każdy z niezależnych obserwatorów i z niosących pomoc humanitarną - przeczuwa nieuchronnie, że przekracza nasze zrozumienie i wyobrażenie. I prawdopodobnie ma rację" - pisze Susan Sontag w ostatniej, przejmującej książce o wojennej fotografii "Regarding the Pain of Others". Coraz doskonalsze media, dostarczające coraz doskonalszych obrazów wojennych koszmarów, nadal zawodzą w tłumaczeniu wojny na język cywilów. "War Tapes" i inne dokumenty z Iraku niosą obrazy wojny, jakich dotąd doświadczać mogli tylko jej bezpośredni uczestnicy. Dowodzą, że żadne narzędzia nie zdołają sprawić, by doświadczenie wojny stało się także naszym - i w ten sposób przełamać samotność tych, co zostali nią dotknięci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2006