Cała para w elektrownie

Podczas negocjacji klimatycznych w Brukseli osiągnęliśmy wielkie zwycięstwo. Tyle że na glinianych nogach.

27.10.2014

Czyta się kilka minut

Na pierwszy rzut oka premier Ewa Kopacz odniosła potężny sukces negocjacyjny. Szczyt Klimatyczny Rady Europejskiej zakończył się po myśli polskiej delegacji, która nie skorzystała z możliwości weta. Najtrudniejszy do zaakceptowania postulat pozostał co prawda w mocy – do 2030 r. każdy z krajów członkowskich będzie miał obowiązek obniżenia emisji CO2 o 40 proc. w porównaniu z 1990 r. W zamian za zgodę na takie rozwiązanie kraje biedniejsze i mocniej uzależnione od węgla otrzymały jednak obietnicę sowitych rekompensat. Pozostałe dwa punkty nowego paktu klimatycznego nie budzą tak wielkich emocji. Udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym powinien wynieść w 2030 r. co najmniej 27 proc., o tyle samo ma wzrosnąć efektywność energetyczna. Cele te nie są jednak wiążące na poziomie krajowym, co tak naprawdę oznacza, że ich wykonanie zależy wyłącznie od dobrej woli państw członkowskich.

Na czym mają polegać rekompensaty? Polska, podobnie jak inne kraje, których PKB wynosi mniej niż 60 proc. średniej unijnej, będzie mogła do 2030 r. przekazywać darmowe pozwolenia na emisję CO2 spółkom energetycznym. Wstępne szacunki mówią, że wartość owych pozwoleń wyniesie ok. 5 mld euro. Do tego trzeba doliczyć ponad 2 mld euro, jakie otrzymamy z tzw. funduszu modernizacyjnego. Ma on pomóc w zbudowaniu źródeł czystszej energii.

Nie miejsce tu, by mówić o istotnych szczegółach i furtkach, które sprawiają, że pakt klimatyczny nie jest całością zamkniętą. Najważniejsze, że to, co rząd przedstawia jako sukces, jest w gruncie rzeczy powtórką znanego już schematu. Otóż warunkiem naszej zgody na pakiet klimatyczny z 2008 r. było przyznanie polskiemu przemysłowi w ramach tzw. derogacji bezpłatnych uprawnień do emisji na łączną wartość ok. 7 mld euro. Pieniądze w ten sposób uzyskane miały zostać przeznaczone na modernizację oraz stopniowe i w miarę bezkolizyjne zmniejszanie produkcji energii opartej na węglu. Stało się inaczej: lwia część dotychczas uzyskanych pieniędzy została przeznaczona na inwestycje w energetykę węglową. Co więcej, przy tej okazji doszło do oszustw i nadużyć: żeby wydobyć pieniądze z unijnej kasy, strona polska wskazywała, że w miejscach, gdzie rośnie zboże i wypasają się krowy, prowadzone są budowy nowych elektrowni. Efektem dziennikarskiego śledztwa „Tygodnika”, który opisał jeden z takich przykładów, było... utajnienie listy derogacyjnej przez ówczesnego ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Czy tym razem stanie się inaczej? Śmiem wątpić. Interes strony polskiej jest jasny: chce uchronić wielką energetykę węglową od kryzysu, a tym samym zapewnić zbyt węgla i spokój na Górnym Śląsku.

Konsekwencje takiej strategii mogą w nas uderzyć w kolejnych dekadach. Jeśli Unia utrzyma ekologiczny kurs, wydobycie i spalanie węgla będą coraz droższe. To zaś oznacza, że nawet modernizowanie starych i budowa nowych bloków energetycznych niewiele pomoże. Polska jako węglowy skansen? Nowy pakt klimatyczny i podział środków zdaje się taką rolę naszego kraju utwierdzać. Nie widać w działaniach Ewy Kopacz żadnej długofalowej strategii, niczego oprócz chęci podtrzymania obecnie istniejącego systemu, którego fundamentem są wielkie koncerny energetyczne.

Dobrze się stało, że wbrew pohukiwaniom Jarosława Kaczyńskiego Polska nie zawetowała porozumienia klimatycznego, takie działanie ostatecznie ustaliłoby naszą rolę jako outsiderów unijnej polityki, nie tylko energetycznej. Zgoda sprawia, że pozory zostały zachowane.

I jeszcze jedno: z Brukseli pani premier wraca z przekazem, że „dodatkowych” obciążeń nie będzie. Ta subtelna modyfikacja przekazu (przed wyjazdem Ewa Kopacz mówiła, że nie dopuści do żadnych podwyżek energii) jest znacząca: ceny energii w Polsce zaczną rosnąć niezależnie od paktu klimatycznego – jak pisaliśmy przed dwoma tygodniami, podatnicy już wkrótce zapłacą za lata zaniedbań, błędnych decyzji i ślepej wiary w system energetyczny rodem z głębokiego PRL-u.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2014