Busha szlak wolności

Podczas wizyt na Łotwie, w Holandii, w Moskwie i w Tbilisi prezydent USA mówił o potrzebie demokracji i wolności. Na Placu Wolności w Tbilisi Busha fetowało sto pięćdziesiąt tysięcy Gruzinów. Holendrzy, ograniczani wymogami bezpieczeństwa, czuli się raczej zniewoleni, niż wolni.

22.05.2005

Czyta się kilka minut

Gdyby nie telewizja, trudno byłoby zauważyć, że prezydent USA był w Holandii. Lądowanie prezydenckiego Air Force One utrzymywane było w tajemnicy, a autostrady, drogi wokół lotniska i rezydencji Busha - godzinami zamknięte. Kiedy przed południem następnego dnia prezydent USA udawał się na cmentarz w Margraten - pochowanych jest na nim 8300 żołnierzy amerykańskich - mieszkańcy wiosek, przez które przejeżdżała kolumna nie mogli kilka godzin wychodzić z domów ani otwierać okien i drzwi. Bush przemknął niczym duch, niewidoczny i niesłyszalny.

Do kogo przyjechał? Do mieszkańców Limburgii? Na pewno nie. Byli na miejscu, a mimo to widzieli i wiedzieli najmniej. Patrząc w telewizory, mogli się przekonać, że Bush był i przemawiał. Dla efektownej prezencji w telewizji układa się scenariusz złożenia wieńców, rozpisuje drogi dojścia do trybuny, miejsce ustawienia mównicy. Z miejsca, w którym prezydent wygłaszał mowę, dostrzegalne były twarze weteranów. Jednak Bush nie mówił do zebranych, mówił do kamer. Ale i siedzący przed prezydentem nie spoglądali na niego. Na wielkich telebimach oglądali to, czego byli świadkami. Gdyby nie kamery, nie mieliby pojęcia, jaki krawat założył Bush na uroczystość w Margraten.

Co mówił, było dla nich mniej ważne. - Co może nam powiedzieć? Straciliśmy młodość. A jego słowa wszędzie brzmią identycznie - stwierdził pewien weteran.

Skoro wiedział, co usłyszy, po co tu przyszedł?

- Przyszedłem dla braci-żołnierzy, którzy tu leżą. Ja przeżyłem, oni nie.

Ci, którzy oczekiwali, że prezydent Bush w Margraten, w wolnej dziś Holandii, przypomni różnicę między wyzwoleniem a zniewoleniem, byli w mniejszości i zawiedli się. - To nie jest miejsce dla takich historycznych rozliczeń - usłyszałem od kolegi-dziennikarza. - To, jak przebiegła wojna i jakie przyniosła skutki 60 lat temu, jest sprawą dla historyków, nie polityków. Tu oddajemy hołd ofiarom wojny, ofiarom amerykańskim, a nie szykujemy groby dla następnych ofiar.

Tak daleko Bush z pewnością nie myślał. Co prawda wspominał ofiarę młodych Amerykanów, jednak o wolności, którą przynieśli, mówił ogólnie. Przyleciał z Rygi, był w drodze do Moskwy. To, co miał do powiedzenia o zniewoleniu połowy Europy po 1945 r., powiedział wcześniej na Łotwie, u drzwi Rosji. Nazwał tam rzecz po imieniu, co zaskakujące nie było, bo w tym celu tam pojechał. Z ust Busha padły sformułowania, do których przyzwyczajeni nie jesteśmy: przedstawił USA i Wielką Brytanię jako państwa współodpowiedzialne za podział Europy przez ich uczestnictwo w konferencji jałtańskiej.

Za to tu, w Margraten, mówił głównie o wolności. Nic w tym dziwnego, wolność jest emblematem jego drugiej kadencji. Szerzenie demokracji na całym świecie: w Iraku, Afganistanie, Libanie i na Bliskim Wschodzie. Groby amerykańskich żołnierzy, którzy przybyli do Europy 60 lat temu, aby pokonać nazizm, były dla niego właściwym miejscem do złożenia zobowiązania, że “wolność i nadzieja" dotrzeć muszą wszędzie tam, gdzie ich brakuje. Bush ogłosił, że z lekcji historii powinni wyciągnąć wnioski tyrani dzisiejsi.

Ale prezydent Putin nie musiał brać do siebie tych słów. Bush nie wymienił Rosji jako państwa dzielącego Europę, nie mówił też o podziale Europy, zniewoleniu innych narodów. Niemniej, być może sam fakt, że o wolności mówił w Holandii, której wyzwoliciele - jak powiedział holenderski premier Jan Peter Baklenende - nie stali się jej okupantami, dawała mu okazję, by podkreślić różnicę między losem wyzwolonych i losem tych, dla których uwolnienie od hitlerowców było przejście pod nową okupację. Air Force One miał już silniki zapuszczone do lotu do Moskwy. Bush historyczne oceny zostawił na cmentarzu, wśród poległych. W bagażu do Moskwy zabrał silny uścisk ręki.

Wszystko wydarzyło się niezwykle szybko. Z całej 16-godzinnej wizyty w Holandii Bush spędził na cmentarzu godzinę, był tu wielokrotnie krócej niż jego goście. Dwie godziny później, kiedy po publiczności nie było już śladu, spytałem młodego politologa, co usłyszał. - Nic, dosłownie nic. Równie dobrze można to było puścić z taśmy.

Pomysł może dobry, ale nie o to przecież chodzi. O wiele ważniejsze od samej wizyty, nawet godzinnej, są do niej przygotowania. Amerykanie żądali, by autostrady wokół Maastricht (obok którego leży Margraten) zamknięte były dla ruchu już dwa tygodnie przed przyjazdem prezydenta. O korkach w takiej sytuacji nie ma potrzeby mówić, ale o nastawieniu do prezydenta USA już tak. Dla otoczenia Białego Domu nie ma to znaczenia. Wszyscy goście, którzy byli na cmentarzu, przechodzili przez specjalne “śluzy" w zamkniętej hali targów w Maastricht, 10 tys. osób. Weteranów na wózkach inwalidzkich nie wyłączając. Stamtąd dowożeni byli autobusami i mogli poruszać się tylko jedną wyznaczoną alejką, obstawioną amerykańskimi żołnierzami. Okolica wokół cmentarza wyglądała przed uroczystością i po niej jak wymarła strefa. Tylko wojsko i policja nie kryły swej obecności.

Na cmentarzu w Margraten prezydent USA mówił o wolności i tylko o wolności. Widać przy tym było, jak sam się wzruszał. Jednak ci, którzy go słuchali, nie mogli oprzeć się wrażeniu, że na tych kilka godzin obecności w tym samym miejscu co on, ich własna, osobista wolność została znacznie ograniczona, że pozbawieni zostali swobody ruchu i działania. Słyszeli z głośników o potrzebie szerzenia wolności i nie bardzo rozumieli, dlaczego nie mogą zrobić kroku do tyłu.

Jeszcze godzinę po odjeździe prezydenta, kiedy jego słowa o wolności wiatr roznosił wśród pól, jego słuchacze stali i czekali na sygnał, że wolno się ruszyć. Telebimy wyłączone zostały godzinę wcześniej, transmisja się skończyła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2005