Budowa zamiast rozmowy

Za trzy tygodnie poznamy wyniki konkursów na pomniki smoleńskie. Czeka nas wtedy awantura o to, czy na pewno staną przy Krakowskim Przedmieściu.

02.10.2017

Czyta się kilka minut

Lustrzany pomnik ofiar katastrofy promu Challenger, Kennedy Space Center, Floryda, USA. / ORLANDO SENTINEL / MCT / GETTY IMAGES
Lustrzany pomnik ofiar katastrofy promu Challenger, Kennedy Space Center, Floryda, USA. / ORLANDO SENTINEL / MCT / GETTY IMAGES

Kiedy ogłoszeni zostaną zwycięzcy, komputerowe wizualizacje obiegną portale internetowe i społecznościowe, wieczorne dzienniki i poranne wydania gazet. O ile nie wydarzy się nic mocniejszego, pomniki staną się tematem dnia. Dostaniemy trochę krótkich, ale kategorycznych ocen z Twittera („kicz na maksa”, „dramat”, „to już lepsze pomniki papieża” oraz „piękny, monumentalny i godny symbol wielkiej tragedii”, „poruszające”, „mocne”), wypowiedzą się politycy, być może warszawscy urzędnicy i konserwatorzy zabytków. Jak dobrze pójdzie, ktoś poprosi o jakąś dłuższą niż 140 znaków analizę przedstawionych projektów. Tyle że wtedy na rozmowę będzie już za późno.

Nie przed pałacem

Przypomnijmy fakty. Dwa pomniki mają stanąć na ósmą rocznicę katastrofy, 10 kwietnia przyszłego roku. Pierwszy, poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu, na ulicy gen. Tokarzewskiego-Karaszewicza, niedaleko pomnika Piłsudskiego. Regulamin zakłada, że „głównym elementem będzie realistyczna figura przedstawiająca śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, zwrócona w stronę ulicy Krakowskie Przedmieście”.

Drugi pomnik, wszystkich 96 ofiar katastrofy, miałby stanąć na skwerze ks. Twardowskiego. W tym przypadku wymagania regulaminu nie były już tak szczegółowe i nic dziwnego, że na ten konkurs przysłano 62 prace (do drugiego etapu zakwalifikowano dziewięć), podczas gdy do konkursu na pomnik prezydenta przyszło jedynie 20 propozycji (z których do drugiego etapu przeszło pięć).

Lokalizacje zostały wybrane przez organizatora obu konkursów, czyli Komitet Społeczny Budowy Pomników. Zrezygnowano z pomysłu ­postawienia pomnika przed samym pałacem prezydenckim – trudno powiedzieć, czy ze względu na stanowczy sprzeciw historyków sztuki i miejskiego konserwatora zabytków, czy raczej... prezydenta Andrzeja Dudy, co sugerował niedawno w tygodniku „Sieci Prawdy” Jacek Karnowski. Jacek Sasin, pełnomocnik komitetu, przekonuje, że „zwłaszcza dla rodzin rezygnacja z lokalizacji pod samym pałacem była już bardzo trudną decyzją”.

Projekty wybiera powołane przez komitet 13-osobowe jury, złożone głównie z historyków sztuki. Przewodniczącym jest prof. Tadeusz J. Żuchowski z UAM w Poznaniu, autor m.in. prac o pałacu papieskim w Watykanie, o „nowożytnych zmaganiach z marmurem kararyjskim” u Michała Anioła, Berniniego i Canovy oraz o XIX-wiecznym malarstwie niemieckim. W składzie są też architekci, jak Piotr Walkowiak z warszawskiej pracowni ADD, a także Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu, rzeczniku praw obywatelskich, i Maciej Łopiński, dawny współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Konkursy nie mają tzw. rekomendacji Stowarzyszenia Architektów Polskich, co oznacza, że ich regulaminy nie gwarantują pełnej ochrony praw architektów oraz przeprowadzenia całego przedsięwzięcia w zgodzie ze wszystkimi zasadami organizowania konkursów architektonicznych.

– Organizator najpierw te konkursy ogłosił, a potem dopiero złożył odpowiednie wnioski dotyczące lokalizacji pomników do Rady Miasta Warszawy – wyjaśniała jeden z podstawowych błędów w rozmowie z Onetem prof. Ewa Kuryłowicz, architektka odpowiedzialna w SARP m.in. za konkursy.

Na postawienie obu monumentów musi bowiem, zgodnie z przepisami, wyrazić zgodę Rada Miasta Warszawy, podejmując stosowną uchwałę. I tu zaczynają się schody, bo na razie takiej uchwały nie ma. Sasin wysłał już do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz kilka pism z prośbą o przedłożenie Radzie odpowiedniego projektu, ale Ratusz jak na razie pozostaje na te prośby głuchy.

Kurs kolizyjny

Mamy więc klincz. Z jednej strony miasto, które jest dysponentem obu działek, a z drugiej wspierany przez rząd komitet, który zebrał na pomniki ponad 4,5 mln zł i za chwilę rozstrzygnie konkursy na konkretne rozwiązania artystyczne i architektoniczne.

Ratusz konsekwentnie przypomina, że jedyną pozostającą w mocy uchwałą dotyczącą pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej w Warszawie jest ta podjęta jeszcze za czasów prezydentury Bronisława Komorowskiego. Jako lokalizację wskazano wówczas działkę przy ul. Trębackiej, również w bezpośrednim sąsiedztwie Krakowskiego Przedmieścia.

– Nie braliśmy jej pod uwagę – odpowiada Sasin. – W naszej ocenie nie licuje ona z powagą przedsięwzięcia, pomnik stałby pomiędzy drogą a małą pętlą autobusów. Poza tym okazało się, że jest objęta roszczeniami – dodaje.

Dlaczego komitet wybrał taką kolejność działań: najpierw konkurs, a potem próba uzyskania zgody na lokalizację? – Chcieliśmy zagrać trochę polityką faktów dokonanych, dobrymi pomysłami wytrącić przeciwnikom argumenty, żeby nikt nie mówił, że zostanie wydana zgoda, a potem my tam nie wiadomo jaki koszmar postawimy – tłumaczy Sasin.

Co jeśli Ratusz nie zgodzi się na oba pomniki? – Rozważamy różne prawne możliwości – mówi dyplomatycznie przedstawiciel komitetu, dodając, że „są zdeterminowani, aby doprowadzić projekty do realizacji na 10 kwietnia 2018 r.”.

Jakie to mogą być możliwości? Trudno powiedzieć, ale jakiś pomysł na pewno się znajdzie. Ewentualną negatywną uchwałę Rady Miasta można np. zaskarżyć do wojewody, a ten może ją uchylić. Wprawdzie musi mieć do tego bardzo poważne powody formalne, ale skoro można było nie wydrukować orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i uznać je tym samym za nieobowiązujące, to ominięcie uchwały organu samorządowego także wydaje się możliwe.

Krakowskie gęste od treści

Rozmowa o upamiętnieniu w centrum stolicy tragicznej śmierci 96 osób z parą prezydencką na czele upłynie nam więc na płytkich estetycznych ocenach, kłótniach i prawnych kruczkach. A szkoda, bo można było postawić kilka dużo ważniejszych pytań.

Po pierwsze, czy konieczne było łączenie wszystkich ofiar katastrofy z pomnikiem prezydenta. O ile ta pierwsza opcja nie wydaje się być szczególnie kontrowersyjna, o tyle sam prezydent budzi już sprzeczne uczucia. Bronisław Wildstein, członek komitetu, przekonuje w rozmowie z „TP”, że Lech Kaczyński jako „wybitny mąż stanu bezwzględnie na taki pomnik zasługuje”.

Innego zdania jest Grzegorz Piątek, krytyk architektury: – To jest przestrzeń, gdzie stoją pomniki najważniejszych postaci naszej historii. Mamy Prusa, który napisał największą polską powieść, Mickiewicza, który napisał arcypoemat, i Kopernika, który wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię. Na stawianie Kaczyńskiemu pomnika w tak uświęconej przestrzeni jest za wcześnie, a być może on tam się w ogóle nie nadaje. Pozwólmy dokonać oceny historii – proponuje Piątek. – Pomnik wszystkich ofiar może nabrać ekumenicznej wymowy. Pomnik Lecha Kaczyńskiego w obecnych warunkach politycznych będzie zawłaszczaniem przestrzeni – dodaje.

Po drugie, czy konieczna była lokalizacja przy Krakowskim Przedmieściu? ­Wildstein, podobnie jak kojarzony z PiS architekt Czesław Bielecki, uważa, że tak. Z dwóch zasadniczych powodów: tam urzędował prezydent Kaczyński i tam skupiły się po katastrofie emocje setek tysięcy rodaków.

Ale można znaleźć także powody, dla których warto było choćby spróbować podjąć dyskusję o innej lokalizacji. Trzeba tylko przestawić myślenie z polityczno-symbolicznego na miejskie. Bo Krakowskie Przedmieście jest przecież przestrzenią niezwykle już zagęszczoną, wypełnioną treścią.

– Generalnie pomnik jest świetnym rozwiązaniem urbanistycznym, pretekstem, żeby coś uporządkować. Niech to będą miejsca widoczne, uczęszczane, zaniedbane, nijakie dzisiaj – mówił Piątek w rozmowie z Onetem.

– W Warszawie potencjalnych przestrzeni na nowe pomniki jest mnóstwo. Cały ciąg Alei Jerozolimskich i alei Waszyngtona, gdzie po drodze jest kilka wielkich placów i węzłów drogowych. A z drugiej strony, prostopadle: plac Unii Lubelskiej, który miał kiedyś pomnik, a dziś nie ma. Plac Konstytucji potrzebuje dominanty, plac Zbawiciela również. A zakończenie Marszałkowskiej przy Ogrodzie Saskim? Aż się chce, żeby coś zamykało ten widok – uzupełniał Jarosław Trybuś, historyk sztuki. Ewa Kuryłowicz proponowała nawet, żeby ogłosić konkurs, w którym również wybór miejsca należałby do artystów.

Pole manewru

Po trzecie wreszcie, nie przetoczyła się przez media prawie żadna dyskusja o tym, jak taki pomnik miałby wyglądać i co miałby do nas mówić. A czasem taka dyskusja może być bardziej wartościowa niż sam obiekt. James Young, zaangażowany w budowę słynnego (i budzącego niemałe kontrowersje) pomnika pomordowanych Żydów Europy w Berlinie, uważał, że lepsze od budowy monumentu byłoby organizowanie w nieskończoność konkursów na jego budowę. Ciągłe debatowanie miałoby przynosić więcej pożytku niż postawienie pomnika i zamknięcie dyskusji.

Przykładów na fascynujące i skłaniające do myślenia współczesne pomniki nie brakuje. Katastrofę promu Challenger upamiętnia ustawione w miejscu startu lustro. Odbija niebo, na którym doszło do wypadku. O palonych przez nazistów w latach 30. książkach przypomina skromna instalacja przy Bebelsplatz w Berlinie – ukryte pod placem pomieszczenie jest wypełnione regałami z książkami, ale aby to w ogóle dostrzec, trzeba uklęknąć. Czyli w pewnym sensie oddać książkom hołd i szacunek. Bliski Czesławowi Bieleckiemu pomnik ofiar wydarzeń 1956 na Węgrzech to po prostu blok czarnego granitu ze zniczem i wyrytą z boku datą.

Mniej emocji – w porównaniu ze sprawą lokalizacji – będzie zapewne budzić forma pomnika Lecha Kaczyńskiego. Regulamin ograniczył artystom pole manewru, więc dostaniemy zapewne realistyczną postać, w stylu pomników papieskich. Pomnik ofiar katastrofy stwarza dużo większe pole do manewru. Może zaakcentować historyczny splot tragedii smoleńskiej z Katyniem, może wykorzystać motyw mgły lub lasu, może skupić się na ludziach lub na samolocie. Może wreszcie zasugerować inne niż ustalone w wyniku oficjalnych śledztw przyczyny samej katastrofy.

Ogłoszenie wyników konkursu na pomniki w Warszawie ma nastąpić ok. 20 października. Sasin zastrzega, że komitet najprawdopodobniej będzie chciał realizować pracę zwycięzcy, ale teoretycznie jest możliwość, że zwycięska koncepcja się nie spodoba i zlecenie trafi do autora innego pomysłu.

Pamięć o tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem, jeszcze długo będzie jedną z wielu politycznych kart przetargowych. A pomnik? Oby przypominał nam bardziej o tragedii niż o tym, co z nią zrobiono później. ©

 

Autor jest dziennikarzem Onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1983 r. Dziennikarz Onetu od 2007 roku. Od 2013 roku pracuje jako wydawca strony głównej portalu. Oprócz tego regularnie opisuje polską architekturę i przestrzeń publiczną – na Onecie, na własnym blogu terenzabudowany.pl oraz w „Tygodniku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2017