Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Były czymś na kształt ogłaszania wyników z badań okresowych, z czego wynikało może i nie za dużo, ale i tak zawsze było to coś. Tymczasem zmiana polegająca na długotrwałym uprawianiu kampanii permanentnej, bez względu na kalendarze wyborcze, to jednak coś na kształt likwidacji delikatesów i uruchomienia w ich miejscu sklepu całodobowego, należącego przy tym do sieci dość obskurnych dyskontów, gdzie czips sporządzono z ziemniaka nieudolnie kopcowanego a przemrożonego, i z takiegoż kartofla uczyniono oranżadę i alkohol. Sprzedawcy ledwie powłóczą nogami, są opryskliwi i jakby niedomyci, klient zaś – bądźmy szczerzy – jeśli nie jest skacowany, to silnie nawalony, spuchnięty i na granicy pawia. Od lat jest on nieprzebrany i skrajnie niewymagający.
Lata tej całodobowej aktywności obniżyły oczekiwania co do jakości towaru i zwiększyły oczekiwania dotyczące cen. Te muszą być niskie, bowiem roszczenie splotło się z jakością oferty. Rzuca się to w oczy dziś, w ferworze teoretycznie trwającej kampanii wyborczej organizowanej pod przymusem kalendarza.
Czegóż w niej nie ma? Trzeba by było zapytać raczej, co w niej jest, a odpowiedź jest taka, że nic. Któż by ongiś pomyślał, jakże bardzo zatęsknimy do dawnej oferty. Oto jak nigdy, w tym przedwyborczym maju, gdy zbliża się remanent, kierownicy sklepów poszli na zaplecza palić na skrzynkach po piwie i tamże robić sobie tak zwane selfie. Oczywiście frontem do klienta. Tyle dobrego. Następna kampania europejska może być pod tym względem całkiem inna. Obowiązkowa prezentacja wdzięków mocno zaskoczy wyborcę tradycyjnego, lubiącego gdy polityk patrzy mu w oczy. Bezwzględnie przy wyborach europejskich, które należą do trudnych merytorycznie i niejasnych plemiennie, bardzo ciężko się pracuje. Stąd zapewne bitwa na mocno retuszowane dzióbki. Za dzióbkiem jeszcze zapłaczemy, bo takie jest odwieczne prawo natury, że dzióbek jako nudny zostanie wyparty i zastąpiony.
Rzecz jasna pojawiają się wyborcze inicjatywy mające w tej kampanii smak nowinki. To liczna obecność na listach ludzi sportu i rozrywki. Sportu zwłaszcza. Powód tak licznej reprezentacji przedstawicieli rozrywek fizycznych jest niepokojący o tyle, że nikt nie tłumaczy, po co w parlamencie brukselskim pijany bokser czy trzeźwy trener piłki ręcznej. Być może chodzi o schlebienie gustom tej części elektoratu, której skumulowały się mikrourazy pnia mózgu. Potrzebuje ona pilnie demokratycznej reprezentacji. Zaiste piękne to były czasy, gdy do stanowisk obieralnych kandydowali zaledwie słabi aktorzy, lekarze nielubiący widoku chorego czy prawnicy specjalizujący się w łamaniu prawa.
Do wyborów, co też jest nowe, staje spora całkiem ekipa czysto polskiej młodzieży. Można by się łudzić, że młodzież ta zechce powiedzieć Europie cośkolwiek nowego bądź zaskakującego. Jak to młodzież, która winna szumieć, a szum ów, choć bywa irytujący, ma tę zaletę, że jest świeży i ma potencjał. Tymczasem w tym, co owa młodzież wyraża, dość łatwo się rozeznać i umrzeć od tego z nudów. Jest to zupełnie groteskowa lękliwość, maskowana sterydowym treningiem kulturystycznym. Nawiasem: jest paradoksem, że im człowiek bardziej na prawo, tym staje się lękliwszy. Owa bojaźliwa młodzież wyraża siebie pluciem na flagę, próbami rekonstrukcji opowiastki o dzieciach Wrześni, rodem z peerelowskiego elementarza, a ponadto wachluje się wachlarzem całkowicie starczych obiekcji dotyczących obyczajowości. Młodzież ta szumi rosochatą wierzbą, a nie sekwoją, niestety.
Taki jest obraz majowy, zaiste wielce kartoflany, wierzbowy i co zdumiewające – równocześnie sportowy.