Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dziś Gerald Ford jest oceniany bardzo pozytywnie, szczególnie za reprezentowanie wysokich standardów moralnych. Dodajmy, że zdołał zgromadzić wokół siebie takich ludzi jak Henry Kissinger, James Schlesinger, Donald Rumsfeld, późniejszy prezydent George Bush (senior) czy wreszcie obecny wiceprezydent Dick Cheney. Dbał o dialog z ZSRR, a równocześnie starał się sprawiać wrażenie twardego wobec komunizmu. Wyraźnym potknięciem była jego pokrętna wypowiedź (uznana oficjalnie za przejęzyczenie): ,,nie sądzę, aby Polacy czuli się zdominowani przez ZSRR". Usiłowano potem tłumaczyć, że prezydent miał na myśli, iż Polacy owej dominacji nie uznają i czują się niezależni. Gorzej, że oportunistycznie zinterpretował podpisany w Helsinkach akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Sam ,,akt końcowy" wraz z tzw. trzecim koszykiem, gdzie mowa o prawach człowieka, był ustępstwem ze strony sowieckiej, cóż jednak z tego, jeśli Ford zadowolił się poprawą stosunków na płaszczyźnie międzyrządowej, nie interesując się polityką wewnętrzną państw komunistycznych. I tak np. administracja amerykańska zaoferowała znaczną pulę miesięcznych stypendiów dla Polaków, ale uznawała za coś normalnego, że stypendystów wyznaczały odpowiednie wydziały KC PZPR.
Przełom nastąpił dopiero gdy Jimmy Carter (niewątpliwie pod wpływem swego najbliższego doradcy Zbigniewa Brzezińskiego) zaczął na serio traktować poszanowanie praw człowieka, włączając je do obrotu w stosunkach międzynarodowych. Pierwszym krokiem w przykładowej kwestii stypendiów było ustalenie, że co prawda połowę stypendystów wyznacza po staremu partia, ale połowę administracja amerykańska, która sięgnęła po polskich opozycjonistów.