Międzynarodowy kłopot

Solidarność pojawiła się na arenie międzynarodowej znienacka, czyniąc spustoszenie i wprawiając w zakłopotanie światowych polityków. Po radzieckiej inwazji na Afganistan rewolucja w Polsce była kolejnym znakiem, że słodka epoka détente odchodzi w zapomnienie.

04.09.2005

Czyta się kilka minut

Lech Wałęsa z Jane Fondą w Gdańsku, 1987 r. "Solidarnością" interesował się cały świat /
Lech Wałęsa z Jane Fondą w Gdańsku, 1987 r. "Solidarnością" interesował się cały świat /

Gdy staje się jasne, że strajki na Wybrzeżu nie zakończą się tak jak poprzednie, Edward Gierek w popłochu wraca do kraju z wakacji na Krymie. Konsternacja panuje też wśród przywódców Związku Radzieckiego. Przedstawiciele imperium unikają zachodnich korespondentów - to znak, że Kreml nie ma pojęcia, co robić. ZSRR wraca do - zawieszonego na fali détente - zagłuszania audycji Głosu Ameryki, wszak informacje o strajkach mogą źle podziałać na radzieckie społeczeństwo. Dopiero po kilku dniach Kreml reaguje na wiadomości z Polski z udawanym spokojem. Udawanym, bo równocześnie powołuje “komisję Susłowa" monitorującą sytuację nad Wisłą. W skład komisji wchodzą najwyżsi członkowie KPZR.

Smutek kanclerza

USA ograniczają się do wyrażania nadziei, że Polacy sami rozwiążą konflikt. W administracji Cartera dwa kluczowe stanowiska zajmują Polacy z pochodzenia: sekretarz stanu Edmund Muskie i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński. Mają gwarantować wiarygodność polityki Białego Domu względem Polski. Niestety panowie rzadko potrafią zgodnie współpracować. Wiedzą jedno: jakakolwiek nieodpowiedzialna wypowiedź Białego Domu może sprowokować podobną tragedię jak te w NRD w 1953 r. czy Budapeszcie w 1956 r. W efekcie Carter do czasu podpisania Porozumień milczy, a jego administracja nie powołuje nawet sztabu kryzysowego (jak w przypadku rewolucji w Iranie czy wojny w Nikaragui). Momentami ostrożność USA jest wręcz przesadna: Muskie nalega na amerykańskie związki zawodowe AFL-CIO, by zbyt głośno nie deklarowały poparcia dla polskich robotników.

Ale zainteresowanie amerykańskich mediów strajkami zmusza polityków do zajęcia stanowiska, zwłaszcza że problem Polski natychmiast staje się jednym z elementów kampanii wyborczej. Wielomilionowa Polonia to audytorium nie do pogardzenia. Republikanin Ronald Reagan krytykuje więc powściągliwość prezydenta i publicznie chwali “dzielnych chłopców" z Gdańska. Późniejsze decyzje Cartera w sprawie kredytów dla Polski będą podyktowane tak chęcią pomocy Polsce, jak i przypodobania się Polonii.

Prawdziwy powód do niezadowolenia ma za to kanclerz RFN Helmut Schmidt. Właśnie szykował się do - już raz odkładanej - wizyty w NRD. Potrzebuje sukcesu politycznego - w RFN też zbliżają się wybory. Kanclerz tak chce dopiąć swego, że spytany 21 sierpnia, czy nie powinien odwołać podróży, przekonuje, iż byłoby to zbytnie “dramatyzowanie sytuacji". Dzień później zmienia zdanie. Powodem jest uniemożliwienie Schmidtowi spotkania z mieszkańcami Rostocka - portowego miasta nad Bałtykiem. Nieoficjalnie wiadomo, że to doradcy kanclerza przekonali go, iż podawanie ręki Honeckerowi - jednemu z najbardziej ortodoksyjnych komunistów - w chwili, gdy nieopodal robotnicy walczą o swoje prawa, byłoby ich zdradą... i prezentem dla opozycyjnej CDU. Chadecy zresztą nie pozostawiają na wschodniej polityce Schmidta suchej nitki. Krytykują kredytowanie przez Niemcy Gierka, jak i całą politykę détente.

Tymczasem komunistyczni przywódcy mają inny problem: nie dopuścić, by informacje o strajkach w Polsce rozchodziły się zbyt szeroko. Reżymowe media wspominają jedynie o “przerwach w pracy". Ciszą przywitano podpisanie Porozumień. 31 sierpnia TASS cytuje jedynie czołowego komentatora “Prawdy" Aleksieja Pietrowa (za tym pseudonimem kryją się poglądy Kremla), który atakuje strajkujących i przestrzega przed porozumieniami; także wieczorne wiadomości telewizyjne sugerują, że w Polsce wciąż trwają strajki. O ustępstwie rządu ani słowa. Czy oznacza to, że Kreml nie akceptuje Porozumień? W końcu po 24 godzinach blokadę informacyjną w ZSRR zdjęto. Breżniew musi zaakceptować porozumienie polskiego rządu z robotnikami. Spokój i pracujące fabryki to wartość cenna dla imperium. Polscy towarzysze oddychają z ulgą.

Przerwana dekada

Powstanie “Solidarności" jest dla światowych mediów newsem numer jeden. Zachodnie społeczeństwa od początku sympatyzują z Polakiem o sumiastych wąsach (zapanuje nawet moda, by pod nosem “wyhodować sobie Wałęsę"). Czemu więc przywódcy świata zachodniego okazują taką wstrzemięźliwość? Bo rewolucja “Solidarności" jest zagrożeniem zarówno dla sowieckiej wersji marksizmu, jak i dla dobrego samopoczucia przywódców Zachodu.

O to samopoczucie dbał sam Edward Gierek. I sekretarz KC PZPR pasował do swojej epoki. Jego gospodarcze pomysły sprawiły, że w Moskwie mówiło się na początku lat 70. XX w. wręcz o “polskim cudzie". Gierek uchodził za światowca: mówił po francusku, dobrze się nosił i lubił kontakty z zachodnimi politykami - gościł między innymi Cartera. Dla prezydenta Francji i kanclerza Niemiec był “wschodnim łącznikiem". Schmidt chciałby mieć nawet takiego ministra. To także Gierek organizował w maju 1980 r. spotkanie Breżniewa z Giscardem d’Estaing w Warszawie, będące próbą ratowania détente po radzieckiej inwazji na Afganistan. Zbigniew Brzeziński jeszcze na początku sierpnia prowadził poufne rozmowy z ambasadorem Polski w Waszyngtonie. Polska miała być pośrednikiem między USA a ZSRR w sprawie złagodzenia kryzysu po inwazji na Afganistan. Gdy wybuchły strajki, inicjatywa ta wylądowała w śmietniku.

Dla Zachodu - zmęczonego wojną w Wietnamie - odprężenie to duża wartość. Wśród takich nastrojów podpisano w 1975 r. Porozumienia Helsińskie, mówiące m.in. o prawach człowieka. Ale też dziesiątki umów gospodarczych. Jak choćby o budowie gazociągu z Rosji do Europy Zachodniej, w której wzięły udział Włochy, Francja, Niemcy, Belgia. Gdy ład światowy wydaje się w miarę dobrze urządzony, USA i ZSRR nawiązują współpracę w kosmosie.

Ale odprężenie - tak jak polski sukces gospodarczy - okazuje się fikcją. Podziw dla Gierka i jego gospodarczych szaleństw maleje. Na wakacyjne spotkanie w sierpniu 1980 r. Breżniew przygotowuje długą listę pretensji: bezmyślne kredyty, kupowanie wszystkiego na Zachodzie, działalność opozycji, lipcowe podwyżki. Gierek zawiódł nadzieje i staje się pierwszą ofiarą “Solidarności". Odsunięto go od władzy niespełna tydzień po podpisaniu Porozumień. Moskwa przyjmuje to spokojnie. Upadek Gierka bardziej martwi przywódców Francji i Niemiec Zachodnich. Postrzegają oni “Solidarność" jako zagrożenie dla polityki odprężenia.

Carter przegrywa jesienne wybory i nie chce angażować się w kłopoty Polaków. Liczy, że Moskwa też nie wykona gwałtownych ruchów, by nie rozpoczynać stosunków z nowym prezydentem w atmosferze kryzysu. Rzeczywistość krzyżuje te plany. W grudniu 1980 r. pojawia się wiadomość o szykującej się inwazji radzieckiej na Polskę. Reakcja Zachodu - przy oporze RFN - jest niespodziewanie twarda. Breżniew otrzymuje ostrzeżenia od Cartera, Papieża oraz NATO. Dziś wiele wskazuje na to, że zagrożenie inwazją nie było tak poważne. Może Moskwa sondowała reakcje świata albo po prostu chciała nastraszyć polskich towarzyszy?

Reagan, który do Białego Domu wprowadza się 20 stycznia 1981 r., chce wspierać polski rząd, dopóki ten trzymać się będzie litery Porozumień Sierpniowych. Gdy w kwietniu 1981 r. wicepremier Mieczysław Jagielski przybywa do USA, by prosić “naszych przyjaciół - Stany Zjednoczone" o pomoc, dostaje co chce: żywność i pieniądze. Polsko-amerykańskie transakcje w 1981 r. przekroczą 1,3 mld dolarów. Jednocześnie Waszyngton deklaruje sympatię dla “Solidarności". Ta polityka sprawia wrażenie pokrętnej. Padają nawet sugestie, że Reagan prowadzi podwójną grę: Biały Dom ucieszyłby się, gdyby Polska stała się dla Moskwy drugim Afganistanem.

Prymusi z oślej ławki

Spośród krajów bloku komunistycznego najbardziej wydarzeniami w Polsce zainteresowane są NRD i Czechosłowacja. Dla Honeckera jakiekolwiek zmiany w Polsce to śmiertelne niebezpieczeństwo. Jego władza opiera się na radzieckim ramieniu, ale polityka NRD nie jest jedynie odmianą polityki Kremla. Moskwa ma powody, by unikać rozlewu krwi. Honeckerowi zależy na ukazaniu obywatelom NRD kosztów liberalizacji - Polska może być dobrym przykładem. Berlin Wschodni bez obaw prze do konfrontacji, wiedząc, że opinia międzynarodowa odpowiedzialność i tak zrzuci na Moskwę.

Stąd Honecker od początku przewodzi komunistycznym jastrzębiom. To on pierwszy - już w październiku 1980 r. - publicznie wspomni o możliwości interwencji w Polsce. Ma powody do złości. Strajki nad Wisłą destabilizują gospodarkę NRD, a radziecka pomoc dla Polski udzielana jest kosztem bratnich narodów. Honecker musi więc kupować towary na Zachodzie za twardą walutę.

Podobną postawę przyjmuje Czechosłowacja. Jej propaganda wykazuje się taką gorliwością, że Moskwa może ograniczać się do cytowania w mediach artykułów z “Rudego Prava". Przywódców Czechosłowacji paraliżuje wspomnienie 1968 r., a polskie wydarzenia roku 1980 porównywano do Praskiej Wiosny. Z drugiej strony, czechosłowaccy komuniści w kłopotach polskich towarzyszy dostrzegają szansę dla siebie: oto jest kraj, który ma jeszcze większe problemy z utrzymaniem społeczeństwa w ryzach. Teraz to Polska wylądowała w oślej ławce socjalizmu, a Gustav Husak na tle polskiego kierownictwa prezentuje się niczym prymus komunistycznej ortodoksji. Na XVI Zjeździe KPCz w kwietniu 1981 r. niemal wprost wzywa do interwencji. Niewątpliwie towarzyszami z Pragi i Bratysławy powoduje też chęć odegrania się za rok 1968. Wielokrotnie dziękowali Polakom za “bratnią pomoc", teraz przekonują, że... gotowi są się odwdzięczyć.

Wejdą, nie wejdą?

U schyłku rządów Breżniewa w KPZR ścierały się dwa skrzydła: ortodoksyjne, któremu przewodził wiekowy strażnik doktryny Michaił Susłow, z pragmatycznym - zdającym sobie sprawę z sytuacji gospodarczej krajów socjalistycznych i gotowym eksperymentować z reformami. Nie wszystkich na Kremlu martwią wydarzenia w Polsce. Na wiosnę 1981 r. przygotowywany jest XXVI zjazd KPZR i pozytywne doświadczenie polskie mogłoby być wzięte pod uwagę. W interesie pragmatyków są - paradoksalnie - jak najmniejsze zmiany w Polsce. Bowiem gdy Polacy przesadzą i socjalizm trzeba będzie podtrzymać siłą, o zmianach nie będzie mowy.

Modne pytanie “wejdą, nie wejdą?" tylko w niewielkim stopniu oddaje problem radzieckiej polityki wobec Polski. Choć kilkakrotnie interwencja wydaje się przesądzona. Zwłaszcza w grudniu 1980 r. A także podczas kolejnych manewrów Układu Warszawskiego - jak na wiosnę czy we wrześniu 1981 r. Inwazja to jednak ostateczność, broń, której Kreml wcale nie chce użyć. Nie chce, bo prowadzi już jedną wojnę i nie stać go na drugą. Nie chce, bo boi się reperkusji dyplomatycznych i gospodarczych. Interwencja zbrojna oznaczałaby de facto okupację, a to z kolei wyeliminowanie Wojska Polskiego z sił Układu Warszawskiego, co obniżyłoby ogromnie jego potencjał.

To nie znaczy, że Moskwa pogodziła się z istnieniem “Solidarności". To jedynie chwilowa konieczność. Niezależny związek zawodowy nie mieści się w doktrynie marksizmu-leninizmu. Moskwa liczy, że tandem Kania-Jaruzelski zdoła związek zmarginalizować lub unicestwić. Ale notowania Kani systematycznie spadają, a gdy nie pomagają kolejne reprymendy i spotkania - jak to w nocy z 3 na 4 kwietnia 1981 r. w wagonie kolejowym w Brześciu - Moskwa postanawia się go pozbyć. Okazją ku temu ma być XI Plenum KC PZPR, na którym do ataku ruszy partyjny beton. Moskwa wcześniej przesyła list do KC PZPR, w którym właściwie przypomina doktrynę Breżniewa. Podobny w treści list otrzymali czechosłowaccy komuniści w przededniu inwazji w 1968 r. Jest to więc oczywista groźba i sygnał, że Kania powinien zostać odsunięty. Ale ten przetrzymuje burzliwe posiedzenie KC, co więcej: miesiąc później na IX Nadzwyczajnym Zjeździe PZPR zostaje wybrany na I sekretarza partii i to w tajnym głosowaniu! Oznacza to dokładnie tyle, że posiada rzeczywistą legitymację władzy w partii. Czy Kania zdaje sobie z tego sprawę, czy nie - jest to wyzwanie rzucone włodarzom Kremla.

A już do furii doprowadza radzieckich przywódców odbywający się w hali Oliwii I Zjazd “Solidarności" i uchwalone na nim “Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej". Tu Solidarność nawet w opinii przychylnych jej komentatorów przeholowała. W odpowiedzi Moskwa organizuje akcję kontrlistów z największych radzieckich fabryk, oskarża członków “Solidarności" o agenturalność i działanie przeciw ZSRR. Groźnie brzmią słowa listu, który ambasador Aristow dostarcza Kani i Jaruzelskiemu 17 września 1981 (przypadkowa data?). Jest on ostrzejszy w tonie od czerwcowego - rząd ZSRR i KC KPZR domagają się powstrzymania antyradzieckiej kampanii.

Sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Jeśli bowiem propagandowe ataki i pogróżki nie przyniosą skutku - ucierpi na tym prestiż Kremla. Bo co może sobie wtedy pomyśleć radzieckie społeczeństwo? Że Kreml jest słaby i polscy robotnicy się go nie boją. A wtedy pozostaną już tylko czołgi.

100 gram chleba

Moskwa postanawia pomóc Polakom w samodzielnym zdławieniu “Solidarności", wywierając nacisk gospodarczy. Polityczna burza w Polsce coraz więcej kosztuje ZSRR i sojuszników. Moskwa nie chwali się zwiększeniem pomocy dla Polaków - bo to może nie spodobać się obywatelom imperium. Jeszcze w sierpniu 1981 r. Breżniew obiecuje dostawy surowców. Mówi, że odbędzie się to kosztem zmniejszenia radzieckim żołnierzom dziennej porcji chleba o 100 gram. Może chce zagrać Polakom na sumieniu? A może chce dać do zrozumienia, że kłopoty Polski obniżają wartość bojową Armii Radzieckiej, a więc stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa ZSRR? Wkrótce przychodzą prawdziwe ostrzeżenia. We wrześniu - jakby w reakcji na Zjazd “Solidarności" - Moskwa oświadcza, że w 1982 r. stosunki handlowe między oboma krajami odbywać się będą na zasadzie pełnego zbilansowania. Oznacza to odcięcie dostaw: od ropy, przez konserwy rybne, po traktory. Zaś paliwa samolotowego ZSRR zupełnie odmawia - można to różnie interpretować.

Ale to ekonomia podpowiada, dlaczego z Polską A.D. 1981 nie było jak z Czechosłowacją w 1968 r. Otóż podczas dekady odprężenia handel z Zachodem stał się tak ważną częścią radzieckiej gospodarki, że projekty, jak budowa gazociągu łączącego ZSRR z Europą, stanowią już integralną część planów gospodarczych na kolejne pięciolatki. I teraz Moskwa nie może pozwolić sobie na zamrożenie tych przedsięwzięć z powodu Polski.

Zachodni bankierzy nie mieliby jednak nic przeciw interwencji. Oni nigdy nie podzielali fascynacji zmianami w Polsce. Destabilizacja gospodarki regionu uderzyła wszak w ich interesy, a interwencja w Polsce zwiększałaby szanse na odzyskanie przez nich pieniędzy: Moskwa biorąc odpowiedzialność za Polskę, w trosce o własne interesy musiałaby wypełniać także polskie zobowiązania.

W efekcie nacisków kierownictwo PZPR postanawia odsunąć w końcu Kanię. Nowy I sekretarz, czyli gen. Jaruzelski, tworzył z Kanią w ostatnich miesiącach duet, ale teraz Moskwa musi go zaakceptować. Jaruzelski jest ostatnią nadzieją polskich i radzieckich komunistów. Wierząc, czy nie w groźbę radzieckiej interwencji, podejmuje zdecydowane kroki ku realizacji najbardziej pożądanego przez Moskwę scenariusza.

Kukliński

O krokach tych informowany jest Waszyngton. Płk Ryszard Kukliński powiadomił Amerykanów o planach wprowadzenia stanu wojennego, ale ci nie ostrzegają przed tym “Solidarności". Dlaczego? Richard Pipes, ówczesny członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego, uważa, że wskutek zamieszania w administracji USA: ze stanowiska zrezygnował właśnie doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Richard Allen i Waszyngton nie mógł wykorzystać informacji dostarczanych przez Kuklińskiego.

Cztery dni po wprowadzeniu stanu wojennego zastępca sekretarza obrony Richard Perle bierność CIA i wywiadu NATO nazwał błędem. Przyznał, że amerykańskie obawy przed radziecką interwencją sprawiły, iż mniejszą wagę przywiązywano do ruchów polskiej armii. Zaś Alexander Haig mówił w 1992 r. Janowi Nowakowi Jeziorańskiemu, że “tak się często zdarza w służbie zagranicznej i w wywiadzie, że raporty tego rodzaju utykają gdzieś na niższych szczeblach i tam tkwią, podczas gdy różni analitycy spierają się na temat ich wiarygodności".

Jak było naprawdę? Tego po latach dyskusji wokół postaci płk. Kuklińskiego nie udało się rozstrzygnąć. Faktem jest, że na kilka dni przed 13 grudnia Waszyngton gości polskiego wicepremiera, który spotyka się z wiceprezydentem George’em Bushem i słyszy obietnice pomocy gospodarczej. Ekipa Jaruzelskiego interpretuje to jako zielone światło dla stanu wojennego.

Urodziny Breżniewa

Gdy wreszcie gen. Jaruzelski realizuje scenariusz, do którego popychała go Moskwa, przywódcy Kremla nabierają wody w usta. Radzieccy dyplomaci znów są nieuchwytni dla dziennikarzy. Wolą poczekać z komentarzami, aż uzyskają pewność, że sytuacja w Polsce jest stabilna.

Wydarzenia 13 grudnia zaskakują - o ile wierzyć Amerykanom - Reagana, spędzającego weekend w Camp David. Sekretarz Stanu Alexander Haig i sekretarz obrony Caspar W. Weinberger są w Brukseli. Pierwsze komentarze administracji prezydenta USA nie grzeszą oryginalnością. Nie powstaje nawet sztab kryzysowy, a Haig nie widzi potrzeby, by wypowiedziało się NATO. Nie kryje co prawda słów krytyki pod adresem wojskowej junty instalującej się w Polsce, ale administracja naciska na członków Kongresu, by nie wyrażali się zbyt wojowniczo o Polsce. Gdy staje się jasne, że stan wojenny to - formalnie - sprawa czysto polska, administracja oddycha z ulgą: międzynarodową sytuację czyni to znacznie mniej skomplikowaną.

O ile reakcję USA trudno uznać za szczęśliwą, to zachowanie przywódców Europy graniczy ze śmiesznością. Minister spraw zagranicznych Francji spytany o wydarzenia w Polsce uznał je za wewnętrzne sprawy tego kraju: “Nie, oczywiście, że niczego nie zrobimy" - mówi, by wszystko było jasne. O prawdziwym pechu może mówić kanclerz RFN. Gdy wreszcie udało mu się pojechać do NRD, akurat Jaruzelski musiał wprowadzić stan wojenny. Schmidt robi dobrą minę do złej gry. Przekonuje, że właśnie teraz wizyta jest na czasie, bo pokazuje, że dialog jest możliwy nawet w sytuacjach kryzysowych. Ale odbyta 13 grudnia wizyta w miasteczku Güstrow jest parodią idei dialogu - wschodnioniemieckie służby starannie dobrały ludzi, którzy przebywali na trasie spaceru kanclerza. Schmidt stwierdza po rozmowie z Honeckerem, że łączy ich wspólny pogląd na sytuację w Polsce. Niewątpliwie, bo kanclerza RFN zasmuciło przede wszystkim internowanie Gierka.

Do momentu tragedii w kopalni Wujek radzieckie media przekonują, że nad Wisłą panuje “spokój", po 16 grudnia piszą, że sytuacja “się poprawia". Radości nie skrywa się za to w Pradze. Husak pędzi do Moskwy z życzeniami dla kończącego

75 lat Breżniewa. Na uroczystości ku czci genseka nie ma Jaruzelskiego, ale przedrukowane w radzieckiej prasie jego życzenia dla Breżniewa oznaczają, że Kreml życzliwie patrzy na działania generała.

Konsternacja i sankcje

Nowy Jork, 14 grudnia, sesja ONZ. W planie są tematy: proces pokojowy na Cyprze oraz prawa kobiet. Dyplomaci myślą też o rezolucji wzywającej rząd Salwadoru do rozmów z partyzantką. Gdy dziennikarze pytają o Polskę, dyplomaci nie kryją konsternacji: dyskusja na ten temat niepotrzebnie zatrułaby atmosferę. Głośno swoje zdanie wyraża przedstawiciel ZSRR: “Czy Narody Zjednoczone zaczynają dyskusję za każdym razem, gdy gwardia narodowa w USA albo w Ulsterze wkracza do akcji?".

Tymczasem rządy krajów europejskich wzywają do rozwagi i przywołują literę Porozumień Helsińskich. Wreszcie 16 grudnia ministrowie EWG wydają oświadczenie, w którym wyrażają zaniepokojenie stanem wojennym w Polsce i za to potępiają izraelską decyzję o aneksji wzgórz Golan. Jedynym politykiem, który wprost potępia represje w Polsce, jest prezydent Francji Mitterrand.

Powoli jednak w Waszyngtonie kształtuje się coś, co przypomina przemyślaną politykę. USA mają jednak dość ograniczone pole manewru. Ustalony przed rokiem plan gry, zakładający reakcję na radziecką interwencję, nadaje się do kosza, bo Moskwa ze stanem wojennym oficjalnie nie ma nic wspólnego. 17 grudnia Reagan zwołuje konferencję prasową, wyraża solidarność z Polakami, a o kryzys w Polsce oskarża Moskwę. 23 grudnia 1981 r. zapowiada sankcje gospodarcze wobec PRL. Chce zmusić Jaruzelskiego do dialogu z opozycją. Reagan bezskutecznie szuka dla swojej polityki sojuszników na Starym Kontynencie. Toteż sankcje mają charakter symboliczny. Jak apel, by na znak solidarności z Polską w Wigilię zapalić w oknach świece. W gruncie rzeczy USA wiele więcej nie mogą zrobić. Totalne embargo handlowe uderzyłoby w społeczeństwo. Byłoby zresztą nieskuteczne, wobec postawy Europy. Także w Stanach Zjednoczonych farmerzy ze złością przyjęliby zakaz handlu z ZSRR (cennym odbiorcą zboża).

Wszystko to sprawia, że pojawiają się głosy wręcz wątpiące w realność i sens przywództwa USA w demokratycznym świecie. Dopiero z czasem w stolicach Europy zaczęto rozumieć, że stan wojenny nie miał na celu zaprowadzenia porządku, lecz złamanie “Solidarności". Ale Waszyngton przestaje się już oglądać na sojuszników. Doradcy Reagana przygotują mu tzw. menu - listę posunięć wobec Związku Radzieckiego. Pierwszym krokiem będzie nałożenie 29 grudnia sankcji gospodarczych na ZSRR (nie dotyczą one zboża). Współpracę w kosmosie zastąpi program gwiezdnych wojen.

Niewątpliwie i niezależnie od intencji Reagan, jako jedyny z zachodnich przywódców, prowadzi wtedy konsekwentną politykę wobec PRL. Chce wymusić na Jaruzelskim poszanowanie praw człowieka i równocześnie uchronić Polskę przed popadnięciem w całkowitą zależność od Kremla. Paradoksalnie starania Reagana, by problem Polski umiędzynarodowić, sprawiły, że “Solidarność" i rząd w Warszawie straciły na znaczeniu - sprawa Polski stała się problemem dwóch mocarstw. Rozwiązana zostanie dopiero, gdy jedno z nich zrozumie, że nie wygra światowej rywalizacji i nie może już kontrolować krajów sobie podległych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2005