Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein” – powiedział Czarnecki. I porównaniem tym, jak ironizował na Twitterze Michał Szułdrzyński, rozpowszechnił w Europie pojęcie „szmalcownik”, oddając „niewysłowioną przysługę polskiej polityce historycznej, która od lat stara się przekonać świat, że Polacy ratowali Żydów, a nie mordowali ich pospołu z Niemcami”.
Fascynujące jest zaiste to wyparcie. Zakopana, wydawałoby się, przybita gwoździkiem albo osinowym kołkiem, sprawa stosunków polsko-żydowskich w czasie okupacji niemieckiej wciąż wraca, niezależnie od tego, ile konferencji o naszej szlachetności zorganizowałyby hojnie dotowane przez rząd media o. Tadeusza Rydzyka. Gdyby nie szkoda było tego robić w tak trywialnym kontekście, można by właściwie przywołać obraz drążącego tunel strażnika-kreta ze słynnego wiersza Miłosza, i zadawane przezeń nieprzyjemne pytania sumieniu chrześcijan.
Prościej zapytać samemu: skoro w czasie II wojny wszystko było anielskie i piękne, skąd tak mocne zakorzenienie w naszej podświadomości słowa „szmalcownik”? O czym jeszcze mówić nie chcemy, a samo się nam z ust wyrywa? ©℗