Benedykt i Lud

W niedzielę były chwile, gdy wydawało się, że na Błoniach spotkały się dwie osoby: Benedykt XVI i Lud, który przyszedł go słuchać. Jeden nauczyciel i jeden uczeń. Choć z milionem twarzy.

30.05.2006

Czyta się kilka minut

Lud narodził się na Błoniach już dzień wcześniej, przed spotkaniem z młodzieżą. Rósł w nocy, by niedzielnym świtem wypełnić hektary krakowskiej łąki. Arteriami przejść między sektorami płynęły barwy flag (polskich, niemieckich, ukraińskich, białoruskich, amerykańskich...), papieskich chorągiewek, akcenty czerni i bieli habitów. Na mokrych po nocnej ulewie Błoniach zapach zdeptanej trawy. Lud suszył ubrania i karimaty po nocnej ulewie, odzyskiwał siły, stawał się coraz głośniejszy. Zaczynał śpiew i udzielał mu się nastrój oczekiwania na spotkanie z nowym nauczycielem. Wspominał słowa Jana Pawła II, odpoczywał po podróży, szukał miejsca.

Lud odczuwał momentami dolegliwości, jak każdy rozwijający się organizm: zatory, gdy nadeszła godzina ósma, moment zamknięcia sektorów; puszczające nerwy, gdy zabraniano przejścia; głuchotę na prośby próbujących dotrzeć do sektora prasowego dziennikarzy. Było i remedium - życzliwość porządkowych, którzy pomagali przy wejściach niepełnosprawnym czy choćby odbierali przez barierkę od rodziców dzieci, potrzebujące iść do toalety po drugiej stronie.

Lud patrzył. Oczami setek obiektywów kamer i cyfrowych aparatów wypatrywał przybycia gościa. A skoro gość uczy się jego języka, Lud czekał z niemieckimi i włoskimi napisami na transparentach. Np. "Wir lieben Dich auch - die Jugend aus Płońsk".

Lud wreszcie wyciągał ręce i machał do Benedykta setkami tysięcy chorągiewek, gdy tylko dostrzegł go na telebimach. Jego radość była pełna nieznanej pewnie jemu samemu powagi. Lud był onieśmielony, jakby trochę spięty. Potem nauki słuchał w skupieniu, brawami reagując na sentymenty, emocje, dobre słowo na swój temat. I potrafił zamienić się w jedną głuchą ciszę, gdy przed Eucharystią poproszono go o chwilę cichej modlitwy.

A modlił się milionem intencji. O to, aby ta pielgrzymka utrwaliła w wierze ludzi, którzy brali w niej udział, prosił harcerz Paweł. O szczęśliwe rozwiązanie - Dominika i Krzysiek z Niepołomic, których dziecko urodzi się we wrześniu. O wytrwanie w swoim powołaniu - brat Krzysztof, cysters przed ślubami wieczystymi. Za chorą mamę - poruszająca się na wózku inwalidzkim Bożena z Kielc. A Pan Stanisław, mieszkający w Londynie dawny lotnik RAF, modlił się o wytrwanie w wierze dla swojej córki, która wraz z mężem Chińczykiem wróciła po dziesięciu latach z Singapuru, gdzie oddaliła się od spraw religii.

Bo Benedykt w homilii prosił Lud: "Trwajcie mocni w wierze! Trwajcie mocni w nadziei! Trwajcie mocni w miłości!".

Wcześniej pytał za Dziejami Apostolskimi: "Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?". A Lud rozumiał to pytanie na milion sposobów. Bo oczekujemy naszego Pana, odpowiadała sobie siostra Agnieszka, dominikanka. Bo trzeba, bo za często patrzymy w ziemię, a ziemia co da, to odbiera, tłumaczył Stanisław z Zielenicy, spod Lwowa. Bo stamtąd patrzy na nas Jan Paweł II, tak mówił dziś kardynał Dziwisz, pamiętała Natalia z Krakowa, która studiuje w szkole plastycznej. Bo oczekujemy znaku, że coś się może odmienić, zastanawiała się niepełnosprawna Bożena.

Benedykt mówił też: "Proszę was, byście odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem". Lud składał sobie ciche postanowienia. Że zanim coś zrobi, pomyśli o tym jako chrześcijanin (drużynowy Paweł). Że wezwanie, by patrzeć w niebo, będzie realizował we wspólnocie zakonnej i duszpasterstwie, gdzie pracuje (brat Krzysztof). Że będzie więcej rozmawiać z córką o Ewangelii (pan Stanisław, weteran RAF). Że mimo cierpienia postara się zawsze być otwarta na potrzeby innych (Bożena). Że będą się starali robić najlepiej to, co niesie życie, być dobrą matką, ojcem, zamiast szukać wielkich słów (Zuzia i Mariusz, Polacy z północnej Holandii). Że o tym jeszcze pomyśli, bo łatwo wysłuchać, a trudniej wcielić w życie (Natalia ze szkoły plastycznej).

Lud przynosił ze sobą swoje sprawy, myśli, refleksje, którymi - gdyby mógł - chętnie podzieliłby się z Benedyktem. Żeby wszystkich jak najszybciej zjednoczył, wszystkie wiary, jakie służą jednemu Bogu, prosiłby go Stanisław z Zielenicy. Żeby był wymagający, chciałby młody cysters Krzysztof. Żeby zawsze był witany tak, jak tutaj, życzyłby Krzysiek z Niepołomic. Że jego polski robi wrażenie, powiedziałby mu pan Stanisław z Londynu.

Lud żegna się z Benedyktem głośnym "dziękujemy!". Jak cztery lata wcześniej Janowi Pawłowi II, śpiewa mu "Barkę", ale i jego ulubione "Alleluja" z "Mesjasza" Haendla. Długo jeszcze nie opuszcza Błoń, rozpakowuje kanapki. Czy gdy się rozejdzie, zapamięta tę wspólnotę?

Stanisław z Zielenicy, w znoszonej marynarce i zepsutych okularach, wciąż trzyma własnoręcznie zrobiony transparent. Na krzyżaku z listew rozpięte styropianowe litery: "Ojcze Święty, dajesz światu światło wiary". Zuzia i Mariusz też jeszcze nie zwijają banneru z napisem "Holland", trzymając go ze znajomymi z tamtejszej parafii. Mówią, że chcieli, by oni też zobaczyli to, do czego my, Polacy, pewnie trochę przywykliśmy. Oni modlili się po polsku, ich przyjaciele po holendersku, Benedykt po łacinie. Ale, dodają, każdy rozumiał doskonale, w czym uczestniczy. Kłopot z łaciną miała Natalia, która bardzo chce odpocząć. Czekała na wejście do sektora dwie godziny, ale dalej stoi na ławce i macha. Dominika i Krzysztof cieszą się z atmosfery: oby tak dalej, i oby nie tylko na Błoniach. Drużynowy Paweł był dziś w służbach porządkowych. Widział przepychających się ludzi, kilka nieprzyjemnych scen na początku. Ale zapamięta tę Mszę jako miłą, właśnie w wymiarze ludzkim. Mówi, że na pielgrzymkę nie przyjeżdżają wyłącznie święci, to Kościół jako istota jest święty, ale ludzie są przecież grzeszni.

Brat Krzysztof zastanawia się, czy Benedykt nie czuł się trochę skrępowany sytuacją. I czy nie krępował się też Lud, nie wiedząc do końca, jak powinien się zachować. Ale jednak każdy jakoś wyrażał radość, jeśli nie na zewnątrz, to w sercu. I cysters dalej, w rytm muzyki, macha żółtą szarfą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2006