Baudeler, czyli Herbert oczami łapsów

Sporą część mego krótkiego pobytu w Ludowej spędziłem na rozmowach z łapsami... Spodziewałem się trochę tego, ale nie wiedziałem, że będzie to tak intensywne i zaciekłe.

06.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Tak pisał Zbigniew Herbert do swych londyńskich przyjaciół Magdaleny i Zbigniewa Czajkowskich w maju 1969 z Berlina Zachodniego. I dodawał: "W rezultacie nikogo nie wydałem, sam się wykręciłem sianem, i kiedy zapowiadało się na serię seansów, odłączyłem się od nieprzyjaciela. Ale wróciłem z dość nadszarpniętymi nerwami i teraz muszę się kurować".

Dziś możemy zobaczyć, jak wspomniane rozmowy wyglądały od strony "łapsów", czyli funkcjonariuszy peerelowskiego aparatu bezpieczeństwa. I jakie były plany peerelowskich tajnych służb wobec znakomitego poety. W najnowszym, sto pięćdziesiątym trzecim numerze paryskich "Zeszytów Historycznych" ukazały się bowiem materiały z "operacyjnego rozpracowywania" Herberta w latach 1967-70, z wprowadzeniem Katarzyny Herbert oraz wstępem Małgorzaty Ptasińskiej-Wójcik i Grzegorza Majchrzaka, dwojga pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.

"Po śmierci mojego męża doświadczyłam kilkakrotnie prób manipulowania faktami z jego życia i wypowiedziami - pisze Katarzyna Herbert. - IPN otwarty jest dla pokrzywdzonych, naukowców i dziennikarzy. Niestety, również dla pseudonaukowców i pseudodziennikarzy żądnych sensacji, którzy nie wysuwają wniosków po wnikliwym zapoznaniu się z materiałem, ale wykorzystują fragmenty wyrwane z kontekstu, by zilustrować nimi postawione wcześniej tezy. (...) Wynikiem tych refleksji była decyzja podjęta wespół z pracownikami IPN o publikacji całości materiałów dotyczących jednej z operacji SB wobec Zbigniewa Herberta". Po niedawnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego sprawa dostępności archiwów IPN wygląda nieco inaczej - ale problem interpretacji przechowywanych tam dokumentów pozostał.

***

Co znajdziemy w "Zeszytach Historycznych"? Kilka notatek służbowych i dokumentów autorstwa pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, żadnego natomiast - podkreślmy od razu - choćby świstka papieru podpisanego przez Herberta. Przypomnijmy też historyczno-polityczne tło: urzędowy antysemityzm narastający w komunistycznej Polsce po "wojnie sześciodniowej" Izraela z arabskimi sąsiadami, rosnące wpływy Mieczysława Moczara - ministra spraw wewnętrznych od 1964 roku, Marzec ’68, pogrom inteligencji, inwazja Czechosłowacji, ubecka ofensywa przeciw środowiskom emigracyjnym...

Notatka pierwsza, z września 1967, dotyczy rozmów z przebywającym wtedy w Paryżu Herbertem, przeprowadzonych pod pretekstem przedłużenia ważności paszportu (ich tematem były kontakty poety z emigrantami: Konstantym Jeleńskim, Jerzym Giedroyciem, Tadeuszem Nowakowskim, Zofią i Kazimierzem Romanowiczami). Z notatki dowiedzieć się też można, że "H. wyjeżdża obecnie do Brukseli, gdzie ma się odbyć uroczysta sesja naukowa poświęcona Baudelerowi". Notatka druga, z listopada tegoż roku, autorstwa inspektora Wydziału VIII Departamentu I MSW ppłk. Juliana Pieniążka (jak objaśniają nas Ptasińska-Wójcik i Majchrzak, był to wydział wywiadu przeznaczony do walki z dywersją ideologiczną oraz rozpracowania środowiska emigracyjnego), stanowi rodzaj podsumowania dotychczasowej wiedzy resortu na temat "figuranta" Herberta. Podsumowania pełnego zresztą zdumiewających błędów i nieścisłości, ubecy mieli kłopoty nie tylko z prawidłowym zapisem nazwiska Charlesa Baudelaire’a. Trzecia notatka, z grudnia, relacjonuje kolejną rozmowę w Paryżu ("tym razem miała charakter ożywionej dyskusji"), poświęconą emigracyjnym i zagranicznym kontaktom "Berta" - takim kryptonimem określa się w niej bowiem autora "Struny światła".

Dokumenty czwarty i piąty to "Postanowienie o założeniu rozpracowania operacyjnego kryptonim »Bem« z dnia 18 czerwca 1968 r." oraz pochodzący z 28 marca 1969 raport znanego nam już ppłk. Pieniążka "w sprawie pozyskania Zbigniewa Herberta w charakterze tajnego współpracownika" ("Celem pozyskania będzie prowadzenie rozpracowania działalności M[iędzynarodowego] S[towarzyszenia] W[olności] K[ultury], ustalanie źródeł i dróg przecieków informacji z kraju, prowadzenie określonych rozmów sondażowych z ważniejszymi publicystami »Kultury«, zbieranie informacji o osobach z kraju i ich związkach z ośrodkami dywersji").

I tu dochodzimy do feralnej Wielkanocy 1969 roku, gdy Herbert przyjechał do kraju, by natychmiast wpaść w ręce "łapsów". "Uchwyciłem go na telefonie siostry w Otwocku" - raportuje ppłk Pieniążek w kolejnej notatce, zawierającej sprawozdanie z rozmów prowadzonych 8, 10 i 12 kwietnia w warszawskim hotelu Metropol. O ile rozmowy paryskie prowadzone były "pod przykryciem", tj. rozmówca Herberta występował zapewne jako pracownik wydziału konsularnego ambasady, tym razem podpułkownik przedstawił się wprost jako reprezentant Służby Bezpieczeństwa. Sesje w Metropolu nie przyniosły jednak zamierzonych rezultatów. "W świetle rozmów należy stwierdzić, że Herbert na agenta dla wykonywania zadań operacyjnych nie nadaje się" - stwierdza w raporcie z 19 kwietnia naczelnik Wydziału VIII Departamentu I Ludwik Pawelec, choć dodaje: "Może on być pomocny do dokonywania ogólnego rozpoznania politycznego i prowadzenia rozmów inspiracyjnych z pozycji polskiej wobec intelektualistów na Zachodzie, głównie we Francji i NRF". W konkluzji więc decyduje, by poecie wydać paszport i "podtrzymać kontakt operacyjny na płaszczyźnie politycznej, z pozycji placówki".

Rezultatem tej decyzji były kolejne rozmowy - w lutym 1970 w Berlinie (notatka z niej nie zachowała się), w marcu 1970 w Warszawie i w kwietniu 1970 znów w Berlinie; tym razem prowadził je inspektor Wydziału VIII, major Józef Nowak. W czerwcu major sporządził notatkę na temat dalszych planów, nic z nich jednak nie wynikło: we wrześniu 1970 Herbert wyjechał do Los Angeles, by wykładać w California State College, a 28 grudnia tegoż roku ppłk E. Studnicki wniósł o "zaniechanie sprawy rozpracowania operacyjnego kryptonim »Bem«" i zwierzchnicy jego wniosek przyjęli.

***

Te dokumenty to lektura nużąca (wiele wysiłku wymaga przedarcie się przez specyficzny żargon tajnych służb), odstręczająca, a przede wszystkim niebezpieczna, nietrudno bowiem o pochopne wnioski. Herbert, walcząc o możliwość życia w miarę normalnego, o prawo do wyjazdu za granicę bez zrywania kontaktu z krajem, gdzie mieszkała jego schorowana matka, wdał się w ryzykowną grę. Nie odmawiał rozmów, także wtedy, gdy (jak w przypadku podpułkownika Pieniążka) nie mógł mieć złudzeń co do osoby rozmówcy.

W tym jednak, co opowiadał ubekom, nie ma nic ponad to, co stanowiło wiedzę raczej powszechną - zarówno wtedy, gdy mówił o poglądach Giedroycia i wpływie Juliusza Mieroszewskiego na linię polityczną "Kultury", jak i wtedy, gdy dzielił się plotkami na temat życia osobistego Alicji Lisieckiej. Krzywdy - a to przecież najważniejsze - nikomu nie wyrządził. Niesprawiedliwe zapewne określenie słowackiego pisarza Ladislava Mňački, najpierw komunisty, potem rewizjonisty, który w 1967 r. wyemigrował z Czechosłowacji do Izraela i wrócił podczas Wiosny Praskiej, by powtórnie wyjechać po inwazji w sierpniu 1968 r. (a na koniec umrzeć w Bratysławie w 1994 roku), mianem "typowego zbója niemającego nic wspólnego z interesami narodowymi Czechosłowacji" zaszkodzić mu raczej nie mogło. A niektórym emigrantom (na przykład Tadeuszowi Nowakowskiemu, Miłoszowi, Jeleńskiemu, Czapskiemu czy Romanowiczom) Herbert wystawiał coś w rodzaju przewrotnego świadectwa moralności, które ubeccy rozmówcy po części "kupowali". I, co najważniejsze, nie ukrywał przed przyjaciółmi z emigracji, że grę z ubecją prowadzi.

18 czerwca 1969 r. pisał do Czesława Miłosza (cytuję za Wojciechem Karpińskim - "Głosy z Beinecke", "Zeszyty Literackie" nr 66, str. 32): "Zatelefonowali do mnie w drugi dzień po przyjeździe, kiedy siedziałem przy chorej matce (była Wielkanoc i liczyłem na to, że oni także jedzą kiełbasę i piją). Potem były regularne »rozmowy« codzienne i wielogodzinne nie w urzędzie, broń Boże, ale w hotelu Metropol na wysokim piętrze z oknem otwartym na podwórze. Mógłbym wyjść tym oknem i więcej nie wrócić, a przyjaciele powiedzieliby, że się upiłem, że zawsze miałem tendencje do nihilizmu, no i buch. Jakoś to wytrzymałem, a kiedy zorientowałem się, że zaczyna się Kafka, zwiałem i nie stawiłem się na kolejne przesłuchanie".

I dalej: "Wypytywali także o Ciebie, czy byś nie wrócił, a ja im streszczałem »Dolinę Issy« i analizowałem Twoje wiersze, udając, że ich interesujesz jako najlepszy żyjący poeta polski. Grałem głupca bez przyjemności. Stwierdziłem z przerażeniem, że się odzwyczaiłem, że nie bardzo potrafię spacerować z gównem na głowie, i że jestem tchórzem, bo boję się o resztę życia".

***

Łatwo powiedzieć: mógł nie rozmawiać... Kiedy w 2000 roku Anna Bikont i Joanna Szczęsna w rozmowie z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim przywołały cytowany wyżej list Herberta do Miłosza, Herling zareagował bardzo gwałtownie. Mam nadzieję, że dzisiaj, gdy Herling i Herbert przebywają już w innej rzeczywistości, wyjaśnili sobie parę rzeczy. My zaś, którzy dzisiaj sięgamy po dokumenty z ubeckich archiwów, pamiętajmy, by strzec się sądów nazbyt pochopnych. Zwłaszcza że słyszymy głos jednej tylko strony.

Zbigniew Herbert niczego nam już więcej o spotkaniach w hotelu Metropol nie opowie. A ubeckie notatki z tych spotkań w niczym nie wzbogacają naszej wiedzy o wielkim poecie. Czytać je dzisiaj można, jeśli kto ma na to ochotę, jako mimowolny autoportret autorów, odsłaniający mentalność pracowników służb i urojony świat, w którym żyli. I jako przyczynek do portretu czasów marnych, gdy tajne służby rościły sobie prawo do ingerowania w czyjeś prywatne życie i snuły dalekosiężne plany zwerbowania autora "Barbarzyńcy w ogrodzie", by badał dla nich stopień infiltracji koncernu Axela Springera przez wysłanników Izraela.

Ubecy z moczarowskiej, antysemickiej, komunistyczno-narodowej frakcji PZPR ("zetknąłem się przeto z ludźmi Moczara i jest to formacja chłopsko-nacjonalistyczna, a zatem przerażająca" - relacjonował Herbert Miłoszowi) dostrzegli zapewne w poecie, który w latach stalinowskich zdołał wielkim kosztem zachować duchową niezależność, potencjalnego sojusznika. Na szczęście - pomylili się. Czego świadectwem cała biografia i dzieło Zbigniewa Herberta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2005