Bank oblicza

Kredytowa oferta obwarowana jest szeregiem warunków i pułapek, o których istnieniu powinniśmy wiedzieć, decydując się na kredyt. Zasady spłat pożyczonych pieniędzy nie są przecież tajnym bankowym dokumentem.

20.10.2009

Czyta się kilka minut

Co wspólnego mają nasze banki i francuski wódz rewolucji Napoleon Bonaparte? Przekonanie, że układy trwają tylko tak długo, jak długo są w zgodzie z interesami. Czy nam się to podoba, czy nie.

Przez wieki banki doskonaliły techniki zarabiania pieniędzy i skutecznego kuszenia klientów. Zwabieni obietnicą lepszego, wygodniejszego czy przyjemniejszego życia ochoczo zaciągamy więc kredyty na domy, meble, samochody, własne firmy, wakacyjne wyjazdy, naukę. Spełniamy swoje marzenia, osiągamy cele szybciej, niż na to pozwala nasz status materialny. Niektórzy dostają szansę podreperowania własnego ego. Czują się pożyteczni i lepsi, żyrując znajomym pożyczkę. Przecież to zwykła formalność, a ci ludzie są tacy mili.

***

Pełni entuzjazmu i ufności patrzymy w przyszłość. Nie dostrzegamy żadnych niebezpieczeństw, nawet jeśli kryją się tuż obok. Wierzymy w dobre zakończenia nie tylko hollywoodzkich filmów. Kto mając pracę, myśli o jej utracie, jaki zdrowy człowiek boi się choroby, czy postępując uczciwie, ktoś zakłada, że zostanie oszukany? Gdy jednak dopada nas nieszczęście, którego rewersem są długi, czy pretensje mamy tylko do siebie, swojego nadmiernego optymizmu? Z reguły na liście winowajców szybko umieszczamy też bank. Powinien być ostrożniejszy, pożyczając nam pieniądze. Zresztą bank nie zbiednieje, nasz kredyt to nawet nie ułamek promila jego zasobnego skarbca. Zamiast zachęcać, powinien nas odwieść od pomysłu brania pożyczki. Jego winę widzimy wyraźnie. Naszą zacierają emocje.

Czy zanim wypełniliśmy wniosek kredytowy, strach choć przez chwilę dał o sobie znać? Czy na pewno rozwiały go racjonalne przesłanki? I najważniejsze - czy podpisując umowę z bankiem, rozumieliśmy konsekwencje swojej decyzji? Tego, że pieniądze powiększone o odsetki trzeba będzie zwrócić w wyznaczonym terminie. Że nieoddany dług błyskawicznie rośnie, a nie znika, a bank o nim nie zapomni. Bądźmy uczciwi: bank nie zmusza nikogo do zaciągania kredytu. Sami o niego zabiegamy. Benjamin Franklin mawiał: zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a co gorsza - nikt nie wie, że mu go brakuje.

Bank jak każdy wytrawny sprzedawca chce zarabiać, w dodatku tak bezpiecznie, jak się tylko da. Stąd jego kredytowa oferta obwarowana jest szeregiem warunków, pułapek, o których istnieniu powinniśmy wiedzieć, decydując się na kredyt. Zasady spłat pożyczonych pieniędzy to nie żaden tajny bankowy dokument. Nawet gdy umowa o pożyczce jest hermetycznie i zawile napisana, mamy czas na dopytanie się, co oznaczają poszczególne punkty. Zawsze możemy też skorzystać z usług konkurencji.

Liczenie na dobrą wolę, zrozumienie, empatię banku, w sytuacji gdy już dopadną nas tarapaty finansowe, uniemożliwiające terminową spłatę długu, to więcej niż naiwność. Karol Marks w jednym przynajmniej miał rację: interes nie myśli, interes oblicza. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Bank musi mieć zysk, im większy, tym lepiej, bo jest wtedy postrzegany jako stabilna i bezpieczna instytucja. Warto pamiętać: zarabia na nas. Trudno winić bank za to, że jest bankiem. Nieczułym na nieszczęścia swoich klientów, dbającym o swój bilans finansowy. Bank musi przynajmniej odzyskać pożyczone pieniądze. A najlepiej powiększone o umówione odsetki. A to wcale nie jest takie łatwe, zwłaszcza teraz, w czasie wychodzenia z globalnego kryzysu finansowego.

***

Logika bankowego dochodzenia do odzyskania pożyczonych pieniędzy przeraża. Maszyneria windykacji jest bezduszna, obojętnie czy dotyczy matki samotnie wychowującej dwójkę małych dzieci, staruszków z lichą emeryturą, żyrujących kredyt choremu sąsiadowi, czy przedsiębiorcy, któremu kryzys pechowo podłożył nogę. Motto windykacji jest jedno: cnoty gubią się w interesach jak rzeki w morzu.

Ale nie wszyscy, którzy przestają spłacać kredyty, to ofiary fatalnych zbiegów okoliczności, ludzie pokrzywdzeni przez los. Są wśród nich też spryciarze, naciągacze i pospolici oszuści.

Kilka lat temu, w dobie prosperity, w pogoni za zyskiem banki zaczęły udzielać mniejszych kredytów bez kłopotliwej dla klientów biurokratycznej procedury. Wystarczył czasem dowód, by dostać pieniądze na upragniony zakup. A że dowód był fałszywy... strata banku. Na znacznie większy kredyt mogą liczyć spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Jeśli taka firma zbankrutuje, szanse na ściągnięcie należności są bardzo małe, bo jej udziałowcy nie odpowiadają własnym majątkiem. Udowodnienie zamierzonej, z premedytacją zaplanowanej plajty jest nie tylko bardzo trudne, ale i niezwykle kosztowne. Bankowy worek z niespłaconymi kredytami pełen jest takich przypadków. A trudna sytuacja gospodarcza związana ze skutkami globalnego kryzysu jeszcze bardziej go dociąża. Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że działające w Polsce banki mają coraz większe kłopoty ze swoimi klientami; gros z nich nie spłaca na czas rat kredytowych. Po pierwszym półroczu 2009 r. tzw. kredyty zagrożone, czyli takie, które nie są regulowane w terminie, znacznie urosły, osiągnęły wartość 40,4 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 r. było to jeszcze 27,4 mld zł. Z czego 64,6 proc. wzrost (z 14,3 mld zł do 23,5 mld zł) przypada na firmy, a 29,1 proc. (z 13,1 mld zł do 16,9 mld zł) na gospodarstwa domowe. Problemy ze spłatą swoich zobowiązań ma już 1,47 miliona Polaków - ostrzega raport InfoDług, opublikowany przez InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej. Z regulowaniem popularnych pożyczek konsumenckich zaciągniętych na bieżące potrzeby ma już kłopoty około 10 procent kredytobiorców. Niemal połowa osób, które nie wywiązują się ze zobowiązań, to drobni dłużnicy, ich należności nie przekraczają 2000 złotych. Ekonomiści przewidują, że apogeum pogorszenia się jakości portfela kredytowego może przypaść na drugie półrocze tego roku lub początek przyszłego. Dla banków oznacza to konieczność tworzenia kosztownych rezerw. A wyższe rezerwy to gorszy wynik.

W tej sytuacji bank kalkuluje, co mu się opłaci. Zawrzeć porozumienie z niesłownym klientem i zgodzić się na czasowe zawieszenie spłaty rat czy zażądać od razu oddania całego zadłużenia. Zdarza się, że zadowoli się spłatą kapitału, rezygnując z odsetek, a w wyjątkowych sytuacjach nawet i to odpuszcza, ale na taki gest z reguły musi się zgodzić jego zarząd.

Biorąc kredyt, trzeba się więc liczyć z tym, że bank nagle bez podania przyczyn poprosi o zwrot całej pożyczki. Gwarantuje sobie taką furtkę w umowach kredytowych.

Prawo Webstera mówi: każda sprawa ma dwie strony z wyjątkiem sytuacji, gdy rozstrzygający jest osobiście zainteresowany. W takim przypadku istnieje tylko jedna strona. Przedsiębiorca musi zdawać sobie sprawę, że pożyczając w banku potrzebne na rozwój firmy pieniądze, dokładnie opisuje swoje przedsięwzięcie. Przedstawia kosztorys, rysuje wizje, ujawnia dobre i złe strony planowanej inwestycji.

Bank może to wykorzystać, jeśli uzna swoje pieniądze za zagrożone albo gdy dostrzeże dodatkowy zarobek. A wtedy na przykład zamiast czekać lata na spłatę kredytu, zażąda oddania natychmiast całej kwoty. Znając dokładnie stan finansów swojego klienta, wie, że tym samym przejmie jego biznes. Przejmie, by go odsprzedać z zyskiem. Bank przecież nastawiony jest na zysk, a nie czynienie finansowych przysług. Oczywiście nie może sobie pozwolić na utratę zaufania. Jeśli klienci uznają, że postępuje nie fair, straci tych, na których mu zależy.

Bezduszna dbałość o finanse banku ma swoje drugie dno - bezpieczeństwo depozytów. To o nich bank musi myśleć przede wszystkim. Odpowiada za nasze oszczędności. To dzięki nim może udzielać kredytów i w efekcie zarabiać.

A każdy niespłacony kredyt obciąża konto banku. Wymaga podwyższenia jego rezerw, co sporo kosztuje. Rezerwy to inaczej zamrożone pieniądze, takie, które nie pracują, dzięki nim m.in. współczynnik wypłacalności banku nie alarmuje o złej jego kondycji finansowej. Oczywiście, im większa konieczność tworzenia rezerw, tym wiarygodność banku mniejsza, czyli trudniej namówić ludzi do zakładania lokat.

***

Dziś wiemy, że za straty banków nie można tylko obwiniać lekkomyślności kredytobiorców. Wraz z chciwością bankowców tworzą kryzysową parę. Pazerne mnożenie coraz to nowych i bardziej wymyślnych instrumentów finansowych i dawanie kredytu każdemu doprowadziło banki w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej na skraj bankructwa.

Ich straty sięgnęły setek miliardów dolarów. System finansowy na całym świecie jest ze sobą powiązany, ucierpiały więc wszystkie banki.

Kryzys zmusił rządy do ratowania zagrożonych banków pieniędzmi podatników. Upadek wielkiego Lehman Brothers pokazał, że w świecie finansów nie ma świętych krów. Gdy w jego ślady zaczęły iść europejskie giganty, np. Fortis Bank, rządy Belgii, Holandii i Francji nie pozwoliły mu upaść. Rząd Wielkiej Brytanii kupił udziały w trzech największych na wyspach bankach: Royal Bank of Scotland, HSBC Holdings i Barclays. Szczęśliwie w Polsce te mrożące krew w żyłach sytuacje się nie zdarzyły. Zanim więc zaczniemy wieszać na banku psy za jego niesłychanie okrutne postępowanie, wypada choć jeden argument podnieść w jego obronie. Obronę naszych pieniędzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka ekonomiczna, pracuje w Polskiej Agencji Prasowej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2009