Bananowe dzieci

Mówią lepiej po czesku niż po wietnamsku. Nie chcą iść śladem rodziców, którzy żyli tylko pracą. Kolejne pokolenie wietnamskich imigrantów w Czechach szuka własnej tożsamości.
z Pragi

07.09.2020

Czyta się kilka minut

Do Thu Trang urodziła się w Wietnamie, a gdy miała pięć lat, jej rodzina osiadła na stałe w Czechach. Praga, lipiec 2020 r. / ULA IDZIKOWSKA
Do Thu Trang urodziła się w Wietnamie, a gdy miała pięć lat, jej rodzina osiadła na stałe w Czechach. Praga, lipiec 2020 r. / ULA IDZIKOWSKA

Na zewnątrz żółta, wewnątrz biała. Na papierze czystej krwi Wietnamka, made in Czechoslovakia. Poczęta w Litvínovie, urodzona w Hanoi” – tak Duong Nguyen Jirásková opisuje siebie w książce „Bananowe dzieci. Wietnamka w czeskiej dżungli”.

Jirásková od zawsze stoi na kulturowym rozdrożu. Pierwsze osiem lat życia spędziła w Wietnamie, później musiała odnaleźć się w Czechach. „Moi rodzice wracali do kraju, w którym zaczęła się ich historia miłosna. Ja do świata, którego w ogóle nie rozumiałam” – wspomina w wywiadzie dla portalu Novinky.cz. Z tętniącej życiem wietnamskiej stolicy, gdzie dorastała w otoczeniu dużej rodziny, znalazła się w trzytysięcznym miasteczku na wschód od Pragi. Była zima.

Jej ojciec pierwszy raz przyjechał do Czechosłowacji w połowie lat 80. XX w. Był tłumaczem dla rodaków pracujących w fabrykach. W czasach komunistycznych ruch cudzoziemców do krajów bloku wschodniego był ograniczony i starannie kontrolowany. Wyjechać do Europy, choćby środkowej, mogli głównie zasłużeni i uprzywilejowani Wietnamczycy; wolno im tu było przebywać najwyżej siedem lat. Ojciec Jiráskovej był weteranem wojny wietnamskiej, załapał się.

Po zarobek

W tym okresie w Czechach mieszkało już 28 tys. Wietnamczyków. Jeszcze w 1956 r. komunistyczne rządy Wietnamu Północnego i Czechosłowacji zawarły porozumienie w sprawie podnoszenia kwalifikacji wietnamskich pracowników. W latach 70. ruszył też program pomocy bloku wschodniego w powojennej odbudowie Wietnamu: w jego ramach do Czechosłowacji przybywali robotnicy, stażyści i studenci. Było to korzystne dla obu stron: tutejsza gospodarka potrzebowała taniej siły roboczej, a Wietnam pieniędzy wysyłanych przez gastarbeiterów.

Gdy w 1990 r. umowa wygasła, rodzina Jiráskovej wróciła do Wietnamu. Ale wielu innych postanowiło zostać. Ograniczenia dotyczące ich pobytu przestały obowiązywać, więc wietnamskie rodziny mogły osiedlać się w Czechach na stałe. Do kraju przybywali też Wietnamczycy, którzy przed 1989 r. mieszkali w NRD, Słowacji, Węgrzech, Polsce i Związku Sowieckim. Z fabryk przenieśli się na tržnice: targowiska, gdzie sprzedawali odzież importowaną z Chin i Azji Południowo-Wschodniej (często podrabianych marek).

Na takim bazarze przy granicy czesko-niemieckiej sporą część dzieciństwa spędziła Do Thu Trang. Jej rodzice handlowali papierosami, alkoholem i słodyczami. Podobnie jak Jirásková urodziła się w Wietnamie. Skąd związek z Czechami? W latach 80. jej ojciec studiował prawo na uniwersytecie w Brnie. W 1994 r., gdy Trang miała pięć lat, wrócił do Czech, już z rodziną. Zamiast kancelarii prawnej otworzył stragan. Dla Trang było to logiczne.

– Większość Wietnamczyków przyjechała tu w celach zarobkowych, musieli utrzymać rodzinę – wspomina dziś.

Obecnie w Czechach mieszka na stałe ok. 60 tys. Wietnamczyków – to trzecia co do wielkości mniejszość narodowa, po Ukraińcach i Słowakach.

Czeskie babički

Trang słabo mówi po wietnamsku. – Rodzice byli wiecznie zajęci pracą, miałam ograniczoną styczność z językiem, więc nie opanowałam go dobrze. Wychowała mnie przyszywana czeska babička (babcia). W tym okresie Wietnamczycy zabiegali, aby ich dziećmi zajmowały się czeskie rodziny, ułatwiało to integrację.

„Według nieoficjalnych danych co drugie wietnamskie dziecko miało czeską nianię – pisała Andrea Procházková w dzienniku „Hospodářske noviny” w 2012 r. – Zamiast sajgonek te dzieci wolą knedle i sos koperkowy”.

Růžena Kopáčková z praskiej dzielnicy Žižkov nigdy nie planowała kariery opiekunki wietnamskich dzieci. Często robiła zakupy w pobliskiej večerce – wietnamskim sklepie spożywczym, otwartym do późna. Pewnego dnia wróciła do domu z siedmiotygodniowymi bliźniakami. „Ich matka pracowała w sklepie od rana do wieczora i nie miała czasu zajmować się dziewczynkami” – opowiadała Procházkovej.

Pierwsi studenci wietnamskiego pochodzenia na praskiej Akademii Sztuk Pięknych – Minh Thang Pham i Vu Duc Minh – też więcej czasu spędzili z czeską nianią niż z rodzicami. Tego ostatniego przemianowano nawet dla wygody na Michala.

Trang sama wymyśliła swoje alter ego: Lenkę. „Czeskie imię ułatwiało komunikację. Prościej się je wymawia i zapamiętuje – wyjaśniała w 2016 r. tygodnikowi „Respekt”. – Myślę, że przedstawiałam się jako Lenka, bo nie chciałam się wyróżniać. Już inaczej wyglądałam”.

Swoje pierwsze teksty w sieci Trang podpisywała jako Trangoslava DoThuová. Później przewijała się czesko-wietnamska wersja Trangová. W wieku 21 lat blogerka wróciła do wietnamskiego imienia. „Wiązało się to z wkraczaniem w dorosłość – mówiła „Respektowi”. – Dopiero na studiach pogodziłam się ze swoim pochodzeniem i samą sobą. Wtedy moja integracja z czeskim społeczeństwem zaczęła się poniekąd od nowa”.

– Teraz przy nawiązywaniu znajomości mówię po prostu, że jestem holka z vesnice (dziewczyna ze wsi). To najlepszy sposób na przełamanie lodów. Ludzie sobie wtedy uświadamiają, że mamy więcej wspólnego, niż początkowo myśleli – mówi mi dzisiaj.

Przeciwko hierarchii

23-letni Pham jeszcze odkrywa swoją tożsamość. Dopiero od czterech lat sam decyduje o tym, co robi, z kim się zadaje i co nosi. Wcześniej robił to za niego ojciec. – W wietnamskiej kulturze hierarchia jest bardzo silna. Rodzice to autorytet, któremu się nie przeciwstawiasz. Starszych się po prostu słucha. Tak też robiłem. Ze strachu – wspomina.

Do czasu. W wieku 19 lat Pham pierwszy raz przeciwstawił się woli ojca: pojechał do Wietnamu z dwójką czeskich przyjaciół. – Mój ojciec nie chciał słyszeć o tym wyjeździe. Mówił: „To niebezpieczne! Musisz wykupić wycieczkę w biurze podróży. Jak ty sobie poradzisz! Porwą cię i sprzedadzą do Chin!” – Pham wybucha śmiechem na wspomnienie niekończących się sporów z ojcem.

W Wietnamie był wcześniej cztery razy. – Ostatni raz, gdy miałem 17 lat – wspomina. – To był początek przełomu. Tradycja zaczęła do mnie przemawiać. Czułem dumę, gdy patrzyłem na imponującą architekturę i przyrodę. To stąd pochodzę, myślałem. Tak rodziła się we mnie świadomość.

W wieku 20 lat Pham zaczął głębiej zastanawiać się nad korzeniami: – Zadajesz sobie pytania: gdzie przynależę, gdzie mój dom? Często rozmawiam o tym z innymi Wietnamczykami drugiego i trzeciego pokolenia. Oni mnie rozumieją.

W przeciwieństwie do pokolenia rodziców i do Wietnamczyków urodzonych w Czechach. Zwłaszcza ci ostatni nie są w stanie pojąć, co czują osoby, które wychowały się w dwóch światach – tak uważa część bananowych dzieci.

Choć młodzi Wietnamczycy chórem prezentują się światu zewnętrznemu jako „banany”, to mają różne podejście do wietnamskiej tożsamości. Socjolingwista Jiři Homoláč i filozof Tamaha Sherman wyodrębnili trzy grupy wśród młodych Wietnamczyków: bananowe dzieci, nieskażonych i młodsze pokolenie bananowych dzieci. Doszli do tego wniosku po przeanalizowaniu tekstów napisanych po czesku przez drugą i trzecią generację Wietnamczyków w latach 2008-17.

Zauważyli, że „»bananowe dzieci« podkreślają hybrydowy charakter swojej tożsamości, tj. konieczność posługiwania się dwoma językami i postępowania zgodnie z normami obu kultur w życiu codziennym. »Nieskażeni« – urodzeni w Czechach – deklarują, że mimo znajomości języka czeskiego i czeskich norm społecznych w duchu pozostają Wietnamczykami. A »młodsze pokolenie bananowych dzieci« uznaje hybrydowy charakter swojej tożsamości jako coś oczywistego”.

Językowa izolacja

Pham cały czas zastanawia się, jak połączyć ze sobą – i w sobie – dwa przeciwległe światy: Wietnam, gdzie się urodził, i Czechy, gdzie się wychował.

Pomaga mu w tym sztuka. Motyw poszukiwania swojego miejsca w świecie stał się stałym elementem jego prac artystycznych. Zaczął od kwestii językowych.

– Bo język spaja społeczność. Jest symbolem mentalności i nośnikiem przekonań danej kultury. Kwestia językowej izolacji jest mi poza tym szczególnie bliska, bo od zawsze mam problemy z komunikacją z rodzicami. Mój ojciec słabo zna czeski, mój wietnamski jest podstawowy. Dlatego nigdy nie było mowy o prawdziwym porozumieniu. Teraz próbujemy nawiązać więź w inny sposób. Ojciec regularnie bierze udział w moich performensach.

Na początku rodzice Phama nie byli zachwyceni jego wyborem studiów: – Bo to bardzo wolny kierunek. Very me. Not much money. Bardzo mój, tylko pieniędzy nie przynosi – Pham znowu wybucha śmiechem.

Pierwsze pokolenie Wietnamczyków w Czechach podporządkowało swoje życie utrzymaniu rodziny, czyli pracy, zarabianiu pieniędzy. – Dlatego jesteśmy tak lubianą mniejszością w Czechach – stwierdza Trang. – Dzięki stereotypom. Wśród Czechów panuje przekonanie, że Wietnamczycy są niezwykle pracowici i że stawiają na dobre wykształcenie swoich dzieci.

Hybrydy także kulinarne

Ale nie zawsze tak było. Ponad dekadę temu, w czasach kryzysu finansowego, wietnamska mniejszość nie cieszyła się dobrą reputacją. – Wiele osób straciło wtedy pracę. Zostali bez środków do życia, nie mieli jak wrócić do Wietnamu. Część była zadłużona, bo ich rodziny zapłaciły spore sumy, aby umożliwić im przyjazd do Czech. Niektórzy zaczęli pracować w przemyśle narkotykowym. Produkowali marihuanę na potrzeby zachodniego rynku – mówi Trang.

Blogerka przypomina sobie, że w 2008 r. czeskie media pełne były negatywnych artykułów: – Przy googlowaniu hasła „Wietnamczycy” wyszukiwarka pokazywała dwa rodzaje rezultatów: wiadomości o przestępczości oraz o prostytucji.

19-letnia wówczas Trang postanowiła polepszyć wizerunek swojej społeczności. Stworzyła blog „Asijatka”: – Zawsze lubiłam pisać. Poza tym czułam potrzebę wyjaśnienia specyfiki wietnamskiej kultury, bo wiele osób zadawało mi wciąż te same pytania na temat panujących stereotypów. Chciałam wytłumaczyć różnice kulturowe na podstawie moich doświadczeń. Nigdy nie kreowałam się na głos wietnamskiej mniejszości.

Trang uważa, że przepaść między czeską a „zamkniętą” wietnamską społecznością zmniejszyła się też za sprawą podróży Czechów do Wietnamu: – I za sprawą jedzenia. Zwłaszcza zupa pho jest tu szczególnie lubiana.

– Bo ma europejski smak – wyjaśnia Pham. – To hybryda. Tak jak ja.

W rzeczywistości pho (czytane jako f-oo) nie jest wietnamską potrawą sensu stricto. Ta północnowietnamska zupa od początku łączyła wpływy kuchni chińskiej i francuskiej: Wietnam był francuską kolonią od połowy XIX w. do 1945 r. Makaron ryżowy i przyprawy importowano z Chin, a jedzenie czerwonego mięsa spopularyzowali Francuzi. Pho to zwietnamszczone pot au feu (nazwa francuskiej potrawy, dosł. garnek na ogniu).

Tak czy inaczej, czeska pho ma smak inny od oryginału, bo Wietnamczycy mieszkający w Czechach dodają do niej coraz więcej europejskich składników, jak marchew czy seler. Matka Phama też odchodzi od tradycyjnej kuchni i na Boże Narodzenie serwuje řízky, typowo czeskie kotlety w panierce.

Alternatywa

Zmiany w zwyczajach czeskich Wietnamczyków zafascynowały Phama. Tak powstał projekt „Zatrzymał się czas”, nad którym pracowało jeszcze czterech innych artystów: Nguyen Anh Tuyet, Long Phi Trieu, The Anh Nguyen i wspomniany Vu Duc Minh (dla niani i znajomych: Michal). Grupa chciała zorganizować spotkanie pokoleń, z gotowaniem i wymienianiem się doświadczeniami.

Pham: – Ale wybuchła epidemia, więc musieliśmy wymyślić alternatywę. Wyszła z tego akcja „Pho všem a ať už je po všem” (Pho dla wszystkich, żeby już było po wszystkim). Postanowiliśmy pozbierać przepisy na pho przez Facebooka, a następnie ugotować zupę i rozdać ją potrzebującym: bezdomnym, seniorom i personelowi medycznemu, który walczył z koronawirusem w szpitalach.

Bo pomaganie Wietnamczycy mają we krwi. – Po prostu tacy jesteśmy – stwierdza Trang. –Wspieramy się nawzajem i dbamy o ludzi wokół siebie. Jak idziesz do večerki z dzieckiem, to możesz być pewny, że nie wyjdziesz bez darmowego lizaka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2020