Ziemia męczenników

Gdy kilkanaście lat temu komunistyczny Wietnam zaczął otwierać się na świat, zmieniła się też polityka władz wobec wspólnot religijnych. Ale sytuacja ciągle daleka jest od normalności, a represje dotykają zwłaszcza chrześcijan.

   Czyta się kilka minut

Pielgrzymi w La Vang, "wietnamskiej Częstochowie". Październik 2010 r. / fot. Andrzej Meller /
Pielgrzymi w La Vang, "wietnamskiej Częstochowie". Październik 2010 r. / fot. Andrzej Meller /

Wietnamska modlitwa do Matki Bożej z La Vang: "Matko Boża, Maryjo, przedstaw nas Panu Jezusowi, naszemu Zbawicielowi. Matko Boża, Maryjo, prowadź wszystkie dusze do Pana Jezusa, naszego Drogiego Pana, który jedyny wybawia i zbawia. Drogi Panie Jezu, uwolnij nas z więzów grzechu i kieruj nami z Twoją miłością. Amen".

Poranek w Hue

Początek października. W Hue czwarty dzień leje jak z cebra. Menedżer restauracji okadza pomieszczenie kadzidełkami, po czym wbija je w banany na ołtarzyku, pośrodku którego stoi Budda. Nad Buddą - figurka Matki Bożej, otoczona migającymi lampkami. Wietnamczycy piją poranną mocną kawę, a woda z zewnątrz zalewa podłogę restauracji. Po ulicy, w centrum miasta, chłopcy rozwożą czółnem pranie do hoteli. Hue, "wietnamski Kraków" - dawna cesarska stolica, centrum intelektualne i kulturalne - znalazła się pod wodą. Podobnie jak cała okolica, gdzie w ciągu paru dni żywioł pochłonął pola ryżowe, gospodarstwa i 26 istnień ludzkich.

Parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy leży z dala od rzeki Song Huong (Rzeki Perfumowej), która przecina miasto na pół. Tu woda nie dotarła. Ojciec Joseph przyjmuje mnie w zakrystii kościoła (budowę świątyni ukończono w 1962 r.). Zapala jarzeniówkę; mimo poranka jest ciemno. Stary redemptorysta przed chwilą odprawił poranną Mszę. Przeciera spocone czoło; jest parno jak w saunie. Rozmowa toczy się

po francusku i angielsku. - Nas, katolików, jest w Wietnamie 7 milionów. To druga pod względem liczebności, po Filipinach, wspólnota w Azji - tłumaczy. - Komuniści nie przepadają za nami, ale dziś muszą nas tolerować.

Ojciec Joseph zasiada w radzie miasta i choć każdą decyzję musi konsultować z partią komunistyczną, to, jak twierdzi, wspólnota cieszy się swobodą wyznania. Gorzej jest na prowincji, gdzie wobec wiernych zdarzają się szykany. Ale duchowny woli nie rozwijać tematu.

Pochodzi z okolic La Vang, najbardziej czczonego przez wietnamskich katolików miejsca. Tam w 1798 r., w dżungli, pod ogromnym drzewem banjanu, zrozpaczonym prześladowaniami ludziom po raz pierwszy miała ukazać się

Maryja: otoczona światłem, w pelerynie, z małym Jezusem na ręku. Wśród chłopów, których Matka Boża pocieszała, byli pradziadowie o. Josepha: "Ufajcie. Przyjęłam wasze modlitwy i prośby".

O. Joseph: - W 1998 r. zaprosiliśmy Jana Pawła II na 200-lecie objawień maryjnych do La Vang. Ale partia wystraszyła się papieża Polaka, Karola Voydili...

Kilkaset lat chrześcijaństwa

Objawienie w La Vang było dla wietnamskich katolików jakby wybawieniem od upokorzeń i prześladowań, które towarzyszyły im od początku ewangelizacji kraju.

Chrześcijaństwo przybyło do Wietnamu w pierwszych latach XVI w. Wraz z Dobrą Nowiną zaczęły się drastyczne prześladowania. Za panowania władcy Le Trang Ton w 1533 r.

został wydany dekret królewski, zakazujący głoszenia wiary chrześcijańskiej. Dekret wspominał Europejczyka, Ignatiusa, który jako jeden z pierwszych miał głosić Ewangelię w mieście Nam Đinh.

W 1550 r. w środkowym Wietnamie, w prowincji Ha Tien, pojawili się dominikanie. Trzy lata później do północnego Wietnamu przybyła grupa franciszkanów z Filipin. Praca ewangelizacyjna wzmogła się przez działalność jezuitów, którzy dotarli tu w 1615 r. Wśród tych pierwszych misjonarzy był Polak, o. Michał Boym, który dotarł do Tonkinu (północny Wietnam) w drodze do Chin i spędził tam około dwóch lat.

Od początku wyznawcy chrześcijaństwa doświadczali prześladowań ze strony władców. Więzienie, tortury, egzekucje i konfiskaty majątku dotknęły tysięcy. Ginęli tratowani przez słonie, rozrywani końmi, przebijani bambusowymi tyczkami. Szacuje się, że tylko w XIX w., do przybycia Francuzów (którzy z Indochin uczynili swą kolonię), śmierć poniosło 130 tys. wietnamskich chrześcijan; niektóre szacunki mówią nawet o 300 tysiącach.

W połowie XVII w. we Francji powstało Towarzystwo Misji Zagranicznych, które rozwijało działalność w Wietnamie. Dzięki staraniom

o. Alexandre’a de Rhodesa, papież mianował w 1658 r. o. Lamberta wikariuszem apostolskim Wietnamu. A gdy biskup de La Motte założył w 1665 r. seminarium duchowne w Bangkoku, to z jego murów w 1668 r. wyszli pierwsi wietnamscy księża: Josephus Trang, Joannes Hue i Lukas Be.

Zaczęły powstawać zręby struktur kościelnych. W 1659 r. papież Aleksander VII utworzył na terenie dzisiejszego Wietnamu dwa wikariaty apostolskie, północny i południowy. Tę datę przyjmuje się najczęściej za formalny początek Kościoła w Wietnamie. W pierwszych dekadach wieku XIX Kościół wietnamski miał już 320 tys. wiernych, 119 księży i trzech biskupów.

Liczbom i datom towarzyszy rzesza męczenników. Papieże Leon XIII, Pius X i Pius XII beatyfikowali łącznie 117 osób, w tym 8 biskupów, 50 księży, 16 katechetów, 41 świeckich mężczyzn i jedną kobietę. 98 z nich to rdzenni Wietnamczycy. W 1988 r. Jan Paweł II zaliczył wszystkich w poczet świętych. Najwięcej męczenników zginęło za panowania cesarzy Minh Mang (1782-1802) i Tu Duc (1840-1847) - czyli w czasie pierwszych objawień Matki Bożej z La Vang.

Dramatyczny rok 1975

Po podbiciu Południa w 1975 r. komuniści szybko wdrożyli tu strategię, która wcześniej obowiązywała na północy: wszystkie religie, łącznie z chrześcijaństwem, znalazły się na celowniku. Każdego uważanego za przeciwnika, a więc także chrześcijanina, wtrącano do więzienia lub tzw. obozów reedukacyjnych, gdzie politrucy usiłowali go przerobić na "nowego człowieka". Wielu z tych biedaków, w których widziano głównych wrogów, stanowili mnisi buddyjscy i katoliccy księża.

Jednym z nich był późniejszy kardynał François-Xavier Nguyen Van Tuan (1928--2002). W 1967 r. Paweł VI mianował go biskupem południowowietnamskiej diecezji Nha Trang, a 24 kwietnia 1975 r. - na tydzień przed zajęciem całego kraju przez komunistów z Północy - powołał go na arcybiskupa Sajgonu. Gdy zwycięscy komuniści wkroczyli do miasta, nie uznali nominacji papieskiej, nakazali mu powrót do jego dawnej diecezji i umieścili w areszcie domowym.

W izolacji - w więzieniu, obozie reedukacyjnym na Północy, w areszcie domowym, a wreszcie w kazamatach służby bezpieczeństwa w Hanoi - duchowny spędził łącznie 13 lat. Dopiero w 1988 r. władze zgodziły się wypuścić go na wolność, ale mógł przebywać tylko w Hanoi, bez prawa udania się do wyznaczonej mu przez papieża archidiecezji w Mieście Ho Chi Minha (nowa nazwa Sajgonu). A gdy w 1991 r.

wyjechał, jak sądził, na chwilę do Rzymu, rząd w Hanoi sprzeciwił się jego powrotowi do kraju, oświadczając, że "jest niepożądany". W tej sytuacji arcybiskup został w Rzymie i był tam najpierw wiceprzewodniczącym, a od 1998 r. przewodniczącym Papieskiej Rady "Iustitia et Pax". Na konsystorzu w 2001 r. Jan Paweł II obdarzył go godnością kardynalską. Schorowany i wycieńczony przez lata komunistycznej "reedukacji" kardynał zmarł półtora roku później.

Podobnych przykładów jest wiele. Prześladowania wiernych różnych wyznań chrześcijańskich, trwające do dziś, przybierają różną postać: od ograniczeń, a nawet niedopuszczania ich do niektórych zawodów (np. nauczycieli) czy lepiej płatnych i wyższych stanowisk, przez utrudnienia w dostępie dzieci do szkół, aż po różnego rodzaju szykany, łącznie z pobiciami i więzieniem oraz konfiskatami dóbr materialnych należących do wiernych.

Ku lepszemu?

Wszelako w świecie panuje opinia, że wraz z otwarciem się Wietnamu w latach 90. - po upadku ZSRR i bloku komunistycznego - pojawiła się swoboda religijna dla wszystkich wyznań. W istocie, otwarto seminaria duchowne, zamknięte kościoły zaczęły funkcjonować, wyświęcono wielu kapłanów. - Nawet niektórzy działacze partyjni nie kryją się z wiarą i chrzczą swe dzieci - mówił mi o. Joseph.

Ale z Wietnamu nadal płyną niepokojące informacje, które przypominają atmosferę panującą po zwycięstwie komunistycznej Północy nad demokratycznym Południem w 1975 r.

Sytuacja jest daleka od normalności.

Powodem prześladowań są np. protesty w sprawie ziemi należącej niegdyś do Kościoła, a zagarniętej przez komunistów. W 2008 r. głośna była sprawa ośmiu katolików, oskarżonych o niszczenie własności państwowej i zakłócanie porządku publicznego w czasie antyrządowej demonstracji. Zostali aresztowani podczas protestu w parafii Tai Ha w Hanoi. Sytuacja powtórzyła się rok później. Kilka tysięcy wiernych domagało się zwrotu kościelnych gruntów, zagarniętych przez reżim jeszcze w latach 50., a przynajmniej wstrzymania na nich inwestycji. Stołeczni katolicy protestowali też przeciw planom wydobycia boksytu na terenach należących do parafii Tai Ha. Zdaniem wielu intelektualistów i opozycjonistów, budowa kopalni może doprowadzić do katastrofy ekologicznej i społecznej.

Po tych protestach media finansowane przez partię rządzącą zaatakowały katolików, szczególnie redemptorystów, którzy upominali się

o zwrot swej ziemi i protestowali przeciw budowie kopalni. Gazety oskarżały ojca Petera Van Khai z parafii Tai Ha o "podżeganie parafian do prowokowania podziałów, nakłanianie do zamieszek, głoszenie fałszywych oskarżeń przeciw rządowi, dzielenie narodu, naruszenie i ośmieszanie prawa i podżeganie innych do jego naruszania". Ksiądz z innej parafii, o. Joseph Le Quang Uy, został zaatakowany przez rządowe media, gdy stworzył stronę internetową, na której apelował o podpisywanie się pod petycją do władz o wstrzymanie projektu.

Kolejne napięcia na linii rząd-Kościół katolicki pojawiły się na początku tego roku, gdy policja zniszczyła cmentarny krzyż w parafii Dong Chiem na obrzeżach Hanoi - uznając, że parafia nie miała zgody na jego postawienie. Policja zaatakowała protestujących w obronie krzyża katolików gazem łzawiącym, wielu ludzi zostało pobitych. Niedługo potem kilku biskupów, wśród nich abp Joseph Ngo Quang Kiet, metropolita Hanoi, odwiedziło parafię, by wyrazić solidarność z wiernymi i potwierdzić kościelną własność ziemi, która jest w posiadaniu parafii od ponad stu lat. W odpowiedzi władze aresztowały pięciu wiernych, a teren parafii odcięto od świata.

Napięcia wokół kwestii własności ziemi to, jak się zdaje, także uboczny efekt rozwoju gospodarczego kraju, w którym sporo się inwestuje, zwłaszcza w miastach.

Opiekunka

Dziś La Vang to mała wioska w dżungli: raptem może 30 chat i parę stoisk z jedzeniem dla pielgrzymów. 60 kilometrów od Hue, dwie godziny autobusem.

Kilka kilometrów stąd, wzdłuż 17. równoleżnika, przebiegała kiedyś DMZ, czyli strefa zdemilitaryzowana, aż do zwycięstwa komunistów dzieląca Wietnam na komunistyczną Północ i demokratyczne Południe.

Spodziewałem się przepychu albo przynajmniej wielkiego centrum duchowego. Tymczasem sanktuarium maryjne to tylko niewielki dom dla pielgrzymów, ruiny kościoła (wielokrotnie burzonego) i oczywiście figurka Matki Bożej, "ukryta" w cieniu rzeźby przedstawiającej drzewo banjanu. W 1959 r., w 300. rocznicę obecności Kościoła w Wietnamie, La Vang zostało oficjalnie ogłoszone narodowym sanktuarium kraju.

Dziś władze komunistyczne niechętnie patrzą na masowe pielgrzymki do La Vang, świadczące o bolesnej karcie męczeństwa wietnamskich katolików. Ale mimo szykan, Wietnamczycy przybywają licznie; co ciekawe, modlą się tu także buddyści. W corocznych pielgrzymkach na uroczystość Wniebowzięcia bierze udział po 100-150 tys. ludzi. Choć nie udało się odbudować bazyliki, w 1998 r. uroczystości jubileuszowe w 200. rocznicę objawień zgromadziły w La Vang kilkaset tysięcy pielgrzymów. Było to największe zgromadzenie publiczne w Wietnamie od 1975 r.

Dziś jest środa; po Mszy może setka pielgrzymów modli się przed figurką.

Jest wśród nich Joseph z żoną. Przyjechał z Missouri w Stanach Zjednoczonych, dokąd uciekł z rodzicami po upadku Sajgonu. - Urodziłem się z niedowładem lewej ręki, byłem w zasadzie kaleką - wspomina 50-latek, dziś obywatel USA.

- Pewnego dnia matka przywiozła mnie tu i oboje modliliśmy się do Pani z La Vang o moje uzdrowienie. Potem mama natarła mi rękę liśćmi banjanu, rosnącego za figurką. Następnego dnia byłem zdrowy. Takich cudów było tu mnóstwo - mówi Joseph, któremu choroba ręki po latach znów dała się we znaki. - Przyjechałem ponownie po 36 latach, może Pani z La Vang jeszcze raz mi pomoże? Módl się i ty, ona daje siłę i radość!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2010