„Bajazet” czyli pamflet

Dzieło Vivaldiego nie jest zwykłą operą. To dźwiękowy pamflet, ośmieszający teatralny establishment, inteligentnie zakamuflowany muzyczny donos na gwiazdorskie środowisko kastratów.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Nie wiadomo, ile operowych partytur wyszło spod ręki Vivaldiego. W jednym z listów kompozytora z 1739 r. czytamy, że blisko sto. Powszechna praktyka kopiowania fragmentów wcześniejszych dzieł, częste ich opracowywanie, a także dokonywanie pastiszów kompozycji innych twórców wiarę w te słowa nieco osłabiają. Jedno jest wszak pewne. Po debiucie na operowej scenie w 1713 r. 35-letni kompozytor dopełnił uzyskany wcześniej status wirtuoza muzyki instrumentalnej i architekta błyskotliwych concerti grossi pozycją jednego z najbardziej hołubionych twórców muzyki scenicznej w północnych Włoszech.

Między Wenecją a Neapolem

Niby wszystko było w porządku. Teatry operowe we Florencji, Mantui, Mediolanie, Neapolu, Weronie, a nade wszystko w rodzinnej Wenecji chętnie zamawiały nowe kompozycje u Il Prete Rosso - jak nazywano Vivaldiego ze względu na kapłańskie święcenia i czerwony kolor włosów. Zabiegano, aby obejmował impresaryjną opieką kolejne sceny, dobre stosunki z możnowładcami sprzyjały wypełnianiu prestiżowych zobowiązań, współpraca z zaufaną trupą śpiewaków i muzyków pozwalała na uniezależnienie się od elitarnej, wymagającej niebotycznych wynagrodzeń grupy kastratów.

Czuł wszelako Vivaldi na plecach oddech młodszej konkurencji, coraz wyraźniejszą popularność muzyki agresywnych wychowanków neapolitańskiego Conservatorio. Przywiązany do tradycji weneckiej szkoły operowej, z niepokojem obserwował, jak w pierwszych dekadach XVIII w. maleje potęga teatralna ukochanego miasta.

Owszem, barwnością oraz intensywnością operowego życia z Wenecją nie mogło konkurować wtedy żadne miasto europejskie, jednak prezentowany repertuar coraz częściej świadczył z jednej strony o wyczerpywaniu się barokowego stylu, czego Vivaldi był świadomy, z drugiej zaś - sprzyjał gustom mniej wyrafinowanym.

Bo oto zainteresowanie poważnymi tematami dzieł operowych, dynamicznie konstruowaną dramaturgią wydarzeń, wyrazistą charakterystyką postaci, dźwiękowym malowaniem emocjonalnych odcieni, wysublimowanymi wyrazowo formami arii ustąpiło miejsca fascynacji wokalnymi popisami, afektowanym stylem bel canto, wirtuozowskimi partiami instrumentów koncertujących oraz dość przewidywalną sekwencją recytatywów i arii.

Mimo to, obok opera seria, wzorowanej na dramatach Racine’a, chętnie oglądano muzyczne komedie, napisane lekko, z jawnymi odwołaniami do twórczości ludowej. Łechcące ucho melodie, często emfatyczne, banalna rytmika, mocno okrojona partia orkiestrowego akompaniamentu i niewyszukana tematyka zagościły nawet w weneckim Teatro San Giovanni Grisostomo, który stał się mekką nowej mody.

Muzyczna inwazja

Aby rozprawić się z kompozytorskimi przeciwnikami, Antonio Vivaldi sięgnął do historii XIV-wiecznego osmańskiego władcy Bajazyta I. Potęga sułtana, który z turecką armią wielokrotnie dobijał się do bram chrześcijańskiego świata i groził, że papież stanie się jego pachołkiem, została złamana 28 lipca 1402 r. w bitwie pod Ankarą, gdy poniósł porażkę w konfrontacji z bezwzględnym Tatarem Timurem Lenkiem, zwanym Tamerlanem.

Jakkolwiek barokowi mistrzowie słowa i dźwięku wielokrotnie odwoływali się do orientalnych motywów, ostatnie chwile Bajazyta w mongolskiej niewoli zyskały symboliczne znaczenie po 1699 r. Podpisano wtedy w Karłowicach traktat pokojowy między katolickimi państwami Świętej Ligi a islamską Turcją. Barbarzyński sułtan i okrutny Tatar zagościli niewiele lat później na scenach operowych dzięki utworom Francesco Gaspariniego i Georga Friedricha Händla, Leonarda Leo i Nicoli Porpory, wreszcie Antonio Vivaldiego i Niccolo Jommellego.

Wiele wskazuje na to, że Vivaldi był świadkiem prawykonania "Tamerlana" Gaspariniego w weneckim Teatro San Cassiano w styczniu 1711 r. W swojej wersji utworu, prawykonanej w 1735 r. w Weronie, nie tylko zapożyczył fragmenty zasłyszanego dzieła, ale i sięgnął do tego samego libretta autorstwa Agostina Piovene, weneckiego arystokraty, który swobodnie zinterpretował historyczne fakty i stworzył z tytułowej postaci bohatera tragicznego.

Bajazyt okazuje się bowiem człowiekiem szlachetnym, odważnym, honorowym i niezwykle dumnym. Kiedy Tamerlano postanawia ożenić się z jego córką Asterią, zakochaną z wzajemnością w Andronikusie, greckim księciu będącym na usługach tatarskiego władcy, ostro się temu sprzeciwia. Gdy zaskakuje go wiadomość o zgodzie Asterii na zaślubiny (nie wie bowiem, że córka planuje zabić Tamerlana w noc poślubną), Bajazyt w odruchu rozpaczy popełnia samobójstwo. Skomplikowaną sytuację uczuciową między Asterią a Andronikusem rozwiązuje Irena, księżniczka Trapezuntu, zaręczona z Tamerlanem. Ten, wiedziony dobrodusznością, żeni się z nią, a poruszony śmiercią rywala, wybacza kochankom planowany zamach na swoje życie.

Kompozytorski fortel

"Bajazet" to jedna z ostatnich oper Antonio Vivaldiego, muzycznie nieodbiegająca od jego pozostałych dzieł scenicznych. Z trzyaktowej opera seria kompozytor wyrugował fragmenty chóralne, partie solistów nakreślił z prawdziwą maestrią (choć recytatywy często mają dość prostą strukturę), a orkiestrę wzmocnił instrumentami dętymi - obojami, puzonami i rogami. W gęstych emocjonalnie fragmentach sporo jest chromatycznych zwodów, harmonicznego błądzenia, gwałtownych zmian trybów i nieregularnych fraz, arie zaś pełne są perlistych koloratur i karkołomnych pasaży.

Mimo zakorzenienia w weneckim idiomie operowym Vivaldi świadomie flirtuje ze zdobyczami młodszej generacji twórców, co zresztą spodobało się publiczności. Symbolicznie wszak uznał siebie za artystycznego Bajazyta, pozbawionego politycznej (kompozytorskiej) mocy, który sprzeciwia się neapolitańskiej inwazji wojsk aroganckiego Tamerlana. W walce z intruzami użył kompozytorskiego fortelu, zwanego pasticcio. Mówiąc głosem przeciwników, cytując arie Ricardo Broschiego, brata słynnego kastrata Farinnellego, i Johanna Adolfa Hassego, przywołując muzykę Geminiano Giacomellego i zwiewne neapolitańskie melodie o plebejskim rysie, sportretował negatywne postaci Tamerlana, Andronikusa i Ireny. Wizerunkom bohaterów pozytywnych - Bajazyta i Asterii - użyczył własnej muzyki, specjalnie napisanej bądź zapożyczonej z wcześniejszych dzieł. W recytatywach natomiast odwołał się do dawnej tradycji drammi per musica, mocno intensyfikując dramatyzm wydarzeń.

Zastanawiająca jest dwuznaczność tytułu. Vivaldi rękopis podpisał "Bajazet", a na kartach wydrukowanego libretta widnieje napis "Tamerlano"... I tylko na ironię zakrawa to, że pod koniec czerwca 1741 r., miesiąc przed śmiercią, zmuszony tragicznym stanem swoich finansów, za sumę 12 węgierskich florenów sprzedał szesnaście kompozycji. Wśród nich była Sinfonia z opery "Bajazet".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008