Azjatycka wojna o prawosławie

Konflikt między patriarchą ekumenicznym i rosyjską Cerkwią dotyczy nie tylko Ukrainy. Cicha wojna między Konstantynopolem i Moskwą trwa od dawna także w Azji Południowo-Wschodniej.

17.09.2018

Czyta się kilka minut

Chrzest w cerkwi prawosławnej w stolicy Korei Południowej. Seul, 2017 r. / ROMAN HUSARSKI
Chrzest w cerkwi prawosławnej w stolicy Korei Południowej. Seul, 2017 r. / ROMAN HUSARSKI

Czy może być bardziej nietypowe zderzenie niż liczący ponad 1600 lat patriarchat w Konstantynopolu (dziś Stambule) z jednej strony – oraz cyberprzestępczość z drugiej? Agencja Associated Press ujawniła niedawno, że rosyjska grupa hakerów występująca pod nazwą Fancy Bears (w wolnym przekładzie: Niedźwiedzie z Fantazją) od lat szpiegowała duchownych związanych z Bartłomiejem I, patriarchą ekumenicznym Konstantynopola.

Dziś, gdy od kilkunastu dni na linii Rosja–Konstantynopol wrze, sens takiej aktywności „Niedźwiedzi” zdaje się jasny: najwyraźniej komuś w Moskwie zależało, by śledzić to, co myśli otoczenie Bartłomieja. Otwarte musi pozostać pytanie, czy tym kimś były tylko rosyjskie władze, czy też informacje uzyskane w ten sposób trafiały również do rosyjskiej Cerkwi prawosławnej.

Rosyjska Cerkiew traci Ukrainę

Wiele wskazuje bowiem, że ta ostatnia utraci wkrótce swoich wiernych z terenu Ukrainy. Od kilku miesięcy w świecie prawosławnym mówi się, że Konstantynopol ma gotowy tzw. tomos – dekret przyznający Kościołowi prawosławnemu Ukrainy autokefalię, czyli pełną niezależność kanoniczną w ramach wspólnoty prawosławnej. Tymczasem „wyodrębnienie ukraińskiego Kościoła prawosławnego – i jednocześnie zjednoczenie podzielonych dziś prawosławnych Ukrainy – będzie wstrząsem”; „będzie to wstrząs nie tylko religijny, ale także polityczny i społeczny” – pisał w czerwcu na łamach „Tygodnika” Tadeusz A. Olszański [nr 26 – red.]. Rosyjska Cerkiew usilnie zabiegała, by nie dopuścić do wydania tomosu.

Na próżno. Wprawdzie dekret nie został jeszcze opublikowany, ale na początku września Fanar (jak określa się Patriarchat, od dzielnicy Stambułu, w której się znajduje) wydał komunikat, że Bartłomiej I powołał dwóch egzarchów dla Ukrainy – tj. swoich przedstawicieli w randze biskupa. Ich zadaniem będzie zapewne przygotowanie procesu tworzenia (i jednoczenia) niezależnej ukraińskiej Cerkwi.

Wyzwaniem jest bowiem nie tylko uniezależnienie od Moskwy, ale też zjednoczenie ukraińskiego prawosławia, podzielonego dziś na trzy struktury: Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego, Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny oraz – zależny od rosyjskiego patriarchy Cyryla – Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego (formalnie tylko ten ostatni był dotąd uznawany za kanoniczny). Nic dziwnego, że reakcja rosyjskiej Cerkwi – która od XVII w. uważa Ukrainę za swoje „terytorium kanoniczne” – na komunikat Fanaru była gwałtowna. Jeden z jej hierarchów zasugerował nawet, że może dojść do zerwania relacji z Konstantynopolem. Zapachniało schizmą...

Tymczasem Ukraina to nie jedyne pole konfliktu między Moskwą a Fanarem. Rywalizacja – tyleż religijna, co geopolityczna – toczy się też na Dalekim Wschodzie. I to od dawna.

Korea znów podzielona

Przykładem narastającego od lat sporu między Moskwą i Konstantynopolem jest Korea. Historia prawosławia w Kraju Spokojnego Poranka jest krótka, ale burzliwa.

Pierwsza rosyjska misja – uzbrojona w ikony, szaty i księgi liturgiczne – dotarła tu jeszcze z błogosławieństwem cara Mikołaja II w 1899 r. Jej działalność przerwała wojna japońsko-rosyjska (1904-05), sromotnie przegrana przez armię carską. Misja wróciła jednak rok później, przyciągając parafian zwłaszcza swą działalnością edukacyjną (podobnie jak inne religie chrześcijańskie, głoszące Ewangelię w Korei). Pierwszym Koreańczykiem wyświęconym na diakona, w 1911 r., był właśnie jeden z nauczycieli pracujących w kościelnej szkole.

Rozwój wspólnoty prawosławnej, najliczniejszej w Seulu, załamał się w 1917 r., gdy pożar bolszewickiej rewolucji zerwał kontakt misji z Władywostokiem i zabrakło sponsorów. W 1921 r. nad garstką wiernych pieczę przejął Japoński Kościół Prawosławny, pozostający przynajmniej oficjalnie pod zwierzchnością Moskwy. W rzeczywistości był to szerszy projekt japońskich władz imperialnych okupujących Koreę, który miał na celu upaństwowienie i podporządkowanie wszystkich religii rasie Yamato.

Od tego momentu narracje historyków zaczynają się różnić.

W tekście sygnowanym dziś przez patriarchat moskiewski możemy przeczytać, że Rosja utrzymywała zwierzchnictwo nad misją w Seulu do 1949 r., kiedy to pod presją Amerykanów rosyjscy misjonarze mieli zostać zmuszeni do opuszczenia Korei. Wersja ta różni się od tej, którą znajdziemy w bibliotece cerkwi św. Mikołaja w Seulu i na stronie internetowej Koreańskiego Kościoła Prawosławnego. Według niej ostatni rosyjski misjonarz faktycznie został wyrzucony z Korei, lecz nie przez Amerykanów, ale przez rząd południowokoreański.

W cieniu wojny i polityki

Dalej robi się jeszcze ciekawiej.

Rosyjskie źródła ignorują historię prawosławnych kapelanów, którzy przebywali w Korei podczas wojny z lat 1950-53 między komunistyczną Północą (wspieraną przez Związek Sowiecki i Chiny) oraz Południem, wspieranym przez międzynarodową koalicję pod dowództwem USA i mającą dla swej misji akceptację ONZ. Wśród wojsk koalicji był także kontyngent z Grecji, któremu towarzyszyli prawosławni kapelani.

Opiekowali się również koreańskimi prawosławnymi – uchodźcami, którzy trafili do Busan. W pierwszych miesiącach wojny, gdy wojska Północy zajęły niemal cały Półwysep Koreański, Busan było jednym z dwóch obszarów niezajętych przez komunistów i tym samym schronieniem dla chrześcijan, dla których Północ nie miała litości. Potem, po odbiciu Seulu, greccy kapelani-misjonarze zajęli się odbudową cerkwi i wspólnoty w stolicy Korei Południowej.

Po wojnie koreańska społeczność prawosławna znalazła się w trudnej sytuacji, pozostając bez żadnej jurysdykcji kościelnej. Nie chcąc wracać w ramiona Moskwy, 25 grudnia 1955 r. – po bożonarodzeniowej liturgii – seulscy prawosławni wysłali list do Ekumenicznego Patriarchatu w Konstantynopolu z prośbą o objęcie ich zwierzchnictwem. Fanar odpowiedział pozytywnie.

Prawosławie, ze względu na swoją hierarchiczną strukturę, nie miało łatwego pola do działania. Podczas gdy protestanckie wspólnoty stawiały jeden po drugim wielkie kościoły, gromadzące po tysiące wiernych, aż do 1964 r. prawosławni walczyli o odzyskanie swojego mienia – po wojnie rząd południowokoreański zarekwirował bowiem całą ziemię ich Kościoła, przy okazji nacjonalizowania mienia japońskiego rządu okupacyjnego.

Przełom przyszedł, gdy w 1975 r. na metropolitę Korei wyznaczony został Sotirios Trambas. To w dużej mierze dzięki jego pracy (do 2009 r.), jak też dzięki wsparciu od napływających tu z różnych prawosławnych krajów emigrantów, dziś Koreański Kościół Prawosławny ma dziewięć parafii i dwa monastery.

W Seulu co tydzień zbiera się grupa wiernych mówiących językami z całego świata (w tym Rosjanie i Ukraińcy), aby uczestniczyć w liturgii odprawianej w języku koreańskim lub staro-cerkiewno-słowiańskim, a później spotkać się na agapie, wspólnym posiłku przy cerkwi.

Patriarchat Ekumeniczny nie może jednak spać spokojnie. Ostatnio moskiewska Cerkiew jest znowu w ofensywie – także na Półwyspie Koreańskim.

Zwrot ku Azji

Od 2012 r. można zaobserwować w rosyjskiej polityce zwrot ku Azji. Za jego symboliczny początek uznaje się szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) we Władywostoku. Idea ta nabrała rozpędu zwłaszcza w obliczu wojny na Ukrainie, trwającej od 2014 r.

Choć Kreml swoje wysiłki koncentruje głównie na gospodarce, nie da się nie zauważyć wzmożonej aktywności rosyjskiej religijnej soft power. Jednym z przykładów jest nadanie arcybiskupowi Sołniecznogorska, Sergiuszowi, dość oryginalnego tytułu: Zwierzchnika Patriarchatu Moskiewskiego w krajach Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej.

Nazwa najwyraźniej zobowiązuje. Biskup odwiedza azjatyckie kraje – także te objęte działalnością misjonarzy patriarchy Bartłomieja – i buduje za pieniądze Moskwy równoległe jurysdykcje. W 2017 r. wraz z delegacją przyjechał też do Korei, z okazji publikacji książki patriarchy Moskwy Cyryla. Książka została przetłumaczona przez wznowioną rosyjską misję prawosławną w Korei.

Obecny metropolita prawosławny Korei, Ambrosios, zaprosił przybysza na wspólną celebrację liturgii, ale spotkał się z odmową. Powodem jawnej niechęci rosyjskiej strony może być fakt, że funkcje kapłana dla mieszkających w Seulu prawosławnych sprawuje Ukrainiec, ksiądz Roman Kavchak. Konflikt jak dotąd nie dotknął mieszkających w Korei wiernych narodowości rosyjskiej, którzy w przytłaczającej większości pozostają lojalni wobec Koreańskiego Kościoła Prawosławnego (będącego, przypomnijmy, pod opieką Patriarchatu Ekumenicznego).

Między Tajwanem a Pjongjangiem

Gorzej sprawy mają się na Tajwanie. Podobnie jak w przypadku Korei, pierwsza tamtejsza wspólnota pod rosyjską jurysdykcją obumarła – i została wskrzeszona przez Patriarchat Ekumeniczny w 2001 r. Jednak w 2012 r. Moskwa przywróciła własną parafię. Dziś oba Kościoły są na Tajwanie skłócone i konkurują o wiernych.

Podobnie w ostatnim czasie zaognia się sytuacja w Hongkongu, Singapurze i Tajlandii.

Najbardziej jednak kuriozalna sytuacja ma miejsce w Korei Północnej. Oto w 2006 r. w jej stolicy, Pjongjangu, rząd północnokoreański zbudował cerkiew. Tajemnicą poliszynela jest, że Kim Dzong Ilowi (ojcu obecnego wodza) spodobała się sztuka cerkiewna, którą miał okazję zobaczyć podczas wizyty w Chabarowsku, i zapragnął ją również u siebie.

Zarówno Rosja, jak też Konstantynopol twierdzą, że przyczyniły się do budowy cerkwi w stolicy Korei Północnej. Oba Kościoły aspirują też do kontroli nad nią. Jeszcze do niedawna duchowni z Południa pozostawali w kontakcie z dwoma północnokoreańskimi księżmi (wybranymi ponoć na tę funkcję przez samego Ukochanego Przywódcę), a nawet składali wizyty w Pjongjangu. Jednak w 2017 r. łączność ostatecznie się urwała. Wygląda na to, że dziś do świątyni dostęp mają jedynie Rosjanie.

Będzie otwarta wojna?

Nadzieja Ukrainy na otrzymanie autokefalii wiąże się także z historycznymi związkami Kijowa z Konstantynopolem. To z nadania stolicy Bizancjum kniaź Włodzimierz w 988 r. otrzymał chrzest. Choć od 1686 r. Moskwa podporządkowała sobie metropolię kijowską, to z kanonicznego punktu widzenia Konstantynopol pozostaje jego Kościołem matką. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa panowała bowiem zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. Nawet w przypadku nieudanych wypraw ewangelizacyjnych teren raz objęty działaniami konkretnego biskupstwa miał pozostawać w jego mocy na zawsze.

Zawirowania historyczne nierzadko wywracały ten porządek. W przypadku Azji Patriarchat Ekumeniczny przejmował więc często wspólnoty pozostawione same sobie, które nie mogły (lub nie chciały) liczyć na wsparcie Cerkwi w Związku Sowieckim, nie tylko stłamszonej, ale – jak dziś wiemy – intensywnie infiltrowanej i kontrolowanej przez sowiecką tajną policję.

Jeśli jednak dziś Bartłomiej I podejmie decyzję – przez odwołanie do swojego przywileju bycia zwierzchnikiem Kościoła matki – aby przyznać Ukrainie autokefalię, to ryzykuje, że Moskwa odpowie mu tym samym w Azji. A to byłaby już otwarta wojna.

W wywiadzie dla greckiego portalu „Amen” koreański metropolita Ambrosios ubolewał niedawno na postępowanie Moskwy, wskazując na destrukcyjne działanie ideologii nacjonalistycznej, która „pochodzi od Złego, ponieważ stawia interesy narodowe ponad jedność Kościoła”. „Pomyśl, co się stanie, gdy Rosjanie pobudują parafie równoległe do naszych? – mówił. – Nasi współbracia z Rumunii, Bułgarii i Serbii mogą zrobić to samo, przecież też jest ich wielu w Korei. Gdyby do tego doszło, a oby nie, wtedy stracimy nasze zaufanie w koreańskim społeczeństwie”.

Dwie rodziny

Tymczasem obserwując obecną sytuację w prawosławiu, niektórzy analitycy dochodzą do przekonania, że podział na dwa równoległe światy prawosławne staje się coraz bardziej możliwy. Aleksander Sołdatow uznany badacz prawosławia, uważa, że będą to jakby dwie rodziny: jedna liberalna, ekumeniczna i prozachodnia, druga zaś konserwatywna, ekskluzywistyczna i autarkiczna.

Na razie rozpad nie został jeszcze przypieczętowany, być może dialog zwycięży. Pewny jest tego prawie 90-letni Sotirios, który dziś mieszka w monasterze Przemienienia Pańskiego na koreańskiej prowincji i jest uważany za najstarszego misjonarza prawosławnego na świecie. Gdy go spotkałem niecały rok temu, przekonywał, że nic wielkiego się nie dzieje. W końcu Cerkiew przechodziła już nie takie problemy.

Jednak, patrząc na temperaturę emocji i ton wypowiedzi płynących z Moskwy w ostatnich dniach, bardziej prawdopodobna wydaje się prognoza Sołdatowa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2018