Arcydzieło

Opera, przynajmniej barokowa, wcale nie umarła, ale przeżywa dziś drugą młodość. Przekonamy się o tym podczas krakowskiego cyklu Opera Rara.

20.01.2009

Czyta się kilka minut

Dojmujący jest na polskich scenach deficyt oper barokowych. Poza malutką, acz zasłużoną Warszawską Operą Kameralną, która pod batutą Stefana Sutkowskiego nie tylko daje przedstawienia na przyzwoitym muzycznie poziomie, ale i stała się trampoliną do światowej kariery dla kilku znakomitych głosów, rodzimy admirator drammi per musica skazany jest na wyjazdy zagraniczne bądź zakup płyt DVD. A przecież każdy szanujący się teatr na zachodzie Europy, nawet ten niewielki, położony z dala od kulturowych centrów, uzupełnia żelazny repertuar arcydziełami muzyki dawnej, stara się do współpracy zapraszać wybitnych śpiewaków, dyrygentów-specjalistów od zakurzonych partytur, inteligentnych reżyserów.

Bo opera barokowa przeżywa dziś drugą młodość, jest źródłem estetycznej przyjemności, zachwytu, który nie potrzebuje intelektualnego umocowania. Tu nie ma miejsca na eksperyment, na prawowanie się kompozytora z odbiorcą, raczej na szczerą grę namiętności i przekonującą żonglerkę afektami. Ale też dawny teatr muzyczny - nierzadko w języku dźwiękowym spektakularny, krojony pod wirtuozowskie głosy kastratów, na poziomie libretta skomplikowany, zawiły w mitologicznych odwołaniach, z nagromadzeniem intryg dramaturgicznie nieczytelnych i rozbudowaną galerią postaci niepotrzebnych - jeśli jest powoływany do powtórnego życia przez artystów świadomych, daleki jest od muzycznego skansenu. Staje się czymś więcej niż niezrozumiałym świadectwem czasu.

Przekona się o tym rychło krakowska publiczność. Inaugurowany w najbliższy piątek cykl Opera Rara ma w pewnym stopniu załatać repertuarową dziurę i prezentować perły barokowej opery w mistrzowskich interpretacjach. Dzieła Antonio Vivaldiego - "Herkules nad Termodontem", Jeana-Baptiste’a Lully’ego - "Mieszczanin szlachcicem" (premiera w czerwcu), Jerzego Fryderyka Haendla - "Agrypina" (wystawienie planowane na jesień), jakkolwiek importowane i obecne na krakowskich scenach tylko przez kilka wieczorów w roku, być może zmobilizują dyrekcje teatrów operowych, aby pochyliły się nad dawnymi dziełami i przywróciły je polskim melomanom?

Vivaldi do Rzymu przybył pod koniec 1722 r. Był już podówczas wziętym twórcą muzyki instrumentalnej, rozpoznawalnym autorem dzieł scenicznych, piastował poza tym funkcję kapelmistrza księcia Philippa von Hesse-Darmstadt, cesarskiego gubernatora Mantui. Dzięki dobremu przyjęciu pasticcio "Tito Manlio" (które na deskach Teatro Della Pace miało prawykonanie kilka lat wcześniej), ale i poparciu Francesco Gaspariniego, twórcy, z którym znał się od czasów weneckich, w kolejnych karnawałowych sezonach mógł publiczności Wiecznego Miasta przedstawić dwie nowe opery - "Ercole sul Termodonte" i "Il Giustino" - oraz szereg koncertów i motetów. Kilka dzieł zostało wykonanych nawet przed papieżem Innocentym XIII.

Libretto "Herkulesa nad Termodontem" skreślił Antonio Salvi, wzięty poeta na usługach Medyceuszy. Akcję osnuł wokół dziewiątej spośród tuzina prac słynnego herosa, który jednak nie był często bohaterem drammi per musica. Zdobycie przepaski i miecza Hipolity, królowej Amazonek, wojenny konflikt zahaczający o kulturową walkę płci, seria porwań i ocaleń kluczowych dla obu stron postaci, wreszcie kapitulacja kobiecej armii, potwierdzona zaręczynami Tezeusza z Hipolitą, w partyturze Vivaldiego zyskały kształt wielobarwnej wyrazowo mozaiki. Odnaleźć w operze można liczne arie urzekające lirycznym pięknem, pełne intymnych wyznań, wyraźnie refleksyjnych, ale i ustępów brawurowych, o niespotykanej wirtuozerii, bohaterskich, gniewnych, podbijanych lombardzkimi rytmami o synkopowanym kształcie.

Nic dziwnego, że kompozycja zyskała duże grono zwolenników, a Rzymianie nie mogli zdecydować się, czy popierać dość jednak konwencjonalnego, estetycznie zachowawczego Vivaldiego, czy hołdować muzycznym modom, zwrócić się w stronę twórczości neapolitańskiej, której agresywnymi misjonarzami byli Nicolo Porpora i Leonardo Vinci. Jedno jest wszak pewne - dwuletni pobyt Antonio Vivaldiego w Wiecznym Mieście okazał się sukcesem i utwierdził jego artystyczną pozycję.

Praca muzykologa przypomina niekiedy rozwiązywanie detektywistycznych zagadek. Bo choć o istnieniu wielu dzieł zaświadczają historyczne źródła, próżno szukać ich manuskryptów. Na skutek dziejowych komplikacji zostały zniszczone lub zagubione. I tylko naukowa dociekliwość, muzykologiczna pasja i żądza przygody pozwalają z wątpliwych często poszlak, informacji rozsianych w kompozytorskich listach, kronikach możnowładców i mecenasów, nudnych rachunkowych księgach teatrów muzycznych, wspomnieniach władających piórem słuchaczy, ustalić prawdopodobne miejsce przechowywania muzycznych rarytasów.

Ale zanim odnaleziona partytura zabrzmi w koncertowej sali, trzeba ją bezbłędnie zidentyfikować, przypisać twórcy, a więc poddać wnikliwej analizie muzykologicznej, zbadać dźwiękowy kod DNA, niekiedy odwiedzić kilka europejskich bibliotek, aby zebrać rozrzucone po dawnych ośrodkach kulturalnych fragmenty większej kompozycji. Tak było z "Herkulesem nad Termodontem".

Napisana w 1722 r. dla rzymskiego Teatro Capranica, kompozycja zaginęła. Mimo szczegółowych informacji na temat prawykonania w styczniu 1723 r., nazwisk artystów pierwszej obsady (wystąpili znani kastraci), a także świadectw doskonałego przyjęcia dzieła przez publiczność, szanse na odnalezienie partytury były nikłe. Okazało się jednak, że w archiwach w Paryżu i Münster ocalała uwertura i 30 arii, co pozwoliło na rekonstrukcję opery.

Pierwszą próbę rewitalizacji partytury podjął w 2005 r. Alan Curtis, amerykański klawesynista, muzykolog i dyrygent. Wystawił nawet rzecz na scenie, wspierając się reżyserską wizją Johna Pascoe. Przedstawienie pełne nieuzasadnionej nagości i wulgarnej seksualności wzbudziło w środowisku melomanów spore kontrowersje, które przyćmiły wagę muzycznego odkrycia. Zresztą restauracja dzieła nie była dokonana z należytą starannością. Większy aplauz naukowego środowiska zdobyła propozycja skrzypka i kapelmistrza Fabio Biondiego. Wykonał on mrówczą pracę porównania instrumentacji wielu wersji arii z "Herkulesa", które pojawiają się w innych operach Vivaldiego, uwzględniając konwencję dokomponował recytatywy, z historyczną pokorą dopisał głosy chórowe. Dzięki temu literatura operowa zyskała kolejne arcydzieło.

Rezultat badań nad partyturą Fabio Biondi przedstawi podczas koncertowego wykonania opery Vivaldiego, które rozpocznie cykl Opera Rara. Sycylijski artysta, znany z żywiołowych interpretacji dzieł Vivaldiego, do Krakowa zaprosił pierwszoligowych śpiewaków. W tytułowej roli wystąpi Carlo Vincenzo Allemano, partię Tezeusza wykona Romina Basso, w Hipolitę wcieli się Maria Grazia Schiavo, jako Antiope na scenie pojawi się Vivica Genaux. Poza tym w koncercie wezmą udział fenomenalny Philippe Jaroussky, Filippo Adami, Emanuela Galli i Stefanie Irányi.

Już lista nazwisk gwarantuje, że publiczność będzie świadkiem zaciekłego pojedynku między wokalistami najwyższej próby. Efektowne frazy staną się polem walki wirtuozowskich realizacji niezliczonych figuracji, pasaży i ozdobników, terenem orgiastycznych improwizacji, a we fragmentach lirycznych dowodzeniem szlachetnej muzykalności. Czy od opery Vivaldiego trzeba oczekiwać czegoś więcej?

Informacje o cyklu Opera Rara: www.operarara.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2009