Angola ma problem

Czy rząd Angoli zdelegalizował islam? Taka wieść poszła w świat...

02.12.2013

Czyta się kilka minut

Ambasada Angoli w Warszawie odpowiada krótko: „Nie udzielamy żadnych informacji”. Trudno właściwie się dziwić, bo sprawa jest – delikatnie mówiąc – niewygodna. Właściwie nie wiadomo, o co chodzi. Czy o prześladowania religijne, jak twierdzi część prasy? Czy „tylko” o słowny wybryk jednej pani minister? Jedni pokazują zdjęcia zburzonych meczetów. Inni mówią, że pochodzą one sprzed paru lat i z innego kraju. Jedno jest pewne: Angola ma problem.

Oczywiście, Angola problemy ma od zawsze. Najpierw przybycie Portugalczyków i handel niewolnikami. Potem walka o niepodległość, uzyskaną w końcu w 1975 r. – na nienaturalnym terytorium byłej koloni, nijak mającym się do podziałów etnicznych. Później wieloletnia walka dwóch zbrodniczych partyzantek: MPLA (popieranej przez państwa komunistyczne) i UNITA (popieranej przez państwa antykomunistyczne). Obie prześcigające się w okrucieństwie. Z MPLA wywodzi się obecny prezydent Eduardo dos Santos. Przy takiej jego proweniencji trudno być zaskoczonym ewentualną skłonnością do przemocy.

Obecne błazeństwa rządzących, które albo doprowadziły do prześladowań religijnych, albo mogą wkrótce do nich prowadzić, na tle historii kraju mogą zdać się marginalne. Ale to pozór.

Zacznijmy od początku. Kilka dni temu świat obiegły słowa minister kultury Rosy Cruz e Silva, że islam został w Angoli zakazany, a decyzję poparł prezydent. Potem ambasada Angoli w USA zaprzeczyła. Rzecznik rządu też zaprzecza, jakoby „Angola prowadziła wojnę przeciw islamowi lub jakiejkolwiek innej religii”. Ale przyznaje, że część meczetów, zbudowanych przez imigrantów bez zezwolenia, zamknięto lub zniszczono. Ma to wynikać z prawa budowlanego, bez związku z kwestiami religijnymi. Tłumaczenie dość zawiłe.

Podobno „usprawiedliwieniem” dla tej decyzji mają być... prześladowania chrześcijan w krajach islamskich. One są faktem, przybierają charakter masowy. Ale co to ma do rzeczy? Co wspólnego z prześladowaniem chrześcijan w Pakistanie ma muzułmanin z Angoli? Bojkot towarów z krajów prześladujących, naciski na te kraje, pomoc dla prześladowanych – to można zrozumieć, to oczywiste. Ale prześladować własnych obywateli, niemających z tym nic wspólnego? Absurd.

W jakim stopniu doniesienia prasy są prawdziwe? Trudno powiedzieć. Ale mleko się rozlało. Na razie protestuje część muzułmanów. Na zdjęciach prasowych najlepiej wyglądają brodaci mężczyźni depczący flagę Angoli i... Izraela, który nie ma z tym nic wspólnego. Spirala absurdu się nakręca.

Gdyby informacje o przygotowywanych prześladowaniach się potwierdziły, najlepsza wydaje się zdecydowana reakcja świata chrześcijańskiego. Zwłaszcza że w chrześcijaństwie nie da się znaleźć żadnego argumentu uzasadniającego prześladowanie innych religii (nawet jeśli w praktyce często tak bywało). Przykładem mogą być dziś takie postawy, jak np. grupy muzułmanów z Kenii chroniących tam kościoły przed islamskimi ekstremistami.

Jest jeszcze nadzieja, że prasa się myli. Ale dlaczego ambasada Angoli odmawia komentarza?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013