Śmierć dinozaura, który potrafił się przystosować

​​​​​​​Były prezydent Angoli Jose Eduardo Dos Santos umarł, nie dożywszy 80. urodzin. Jego życie i polityczna kariera mogłyby posłużyć za opowieść o najnowszych dziejach Afryki.
w cyklu STRONA ŚWIATA

15.07.2022

Czyta się kilka minut

Prezydent Angoli Jose Eduardo dos Santos z żoną Aną Paulą, 19 sierpnia 2012 r.   / STEPHANE DE SAKUTIN/AFP/East News
Prezydent Angoli Jose Eduardo dos Santos z żoną Aną Paulą, 19 sierpnia 2012 r. / STEPHANE DE SAKUTIN/AFP/East News

Odszedł jako jeden z ostatnich afrykańskich przywódców wywodzących się z pokolenia, które walczyło, nierzadko zbrojnie, o wyzwolenie spod kolonialnego poddaństwa. Angola była afrykańską posiadłością Portugalii, podobnie jak Mozambik, Gwinea Bissau Wyspy Zielonego Przylądka, a także Świętego Tomasza i Książęca, skąd pochodzili rodzice Dos Santosa, murarz Avelino i służąca Jacinta. Sam Jose Eduardo przyszedł na świat w Luandzie, dokąd za chlebem przybyli jego rodzice.

Mieszkali w tubylczej dzielnicy Sambizanga, a Jose Eduardo chodził do tamtejszej szkoły. Uczył się tak pilnie i był uczniem tak zdolnym, że na wniosek nauczycieli władze kolonii same zaproponowały, by kontynuował naukę z dziećmi portugalskich osadników, w lepszej szkole i kształcił się na urzędnika kolonialnej administracji.

Walka i rewolucja

Ale w Sambizandze i innych tubylczych barrios w Luandzie, młodzież w tamtych czasach myślała raczej o walce o wolność niż nauce i karierze. Afryka wkraczała w lata 60., dekadę wolności. W Angoli również działały już tubylcze ruchy wyzwoleńcze, konserwatywny i prozachodni Front Narodowy Wyzwolenia Angoli (FNLA) i rewolucyjny, popierany przez Wschód Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA), a gdy w FNLA doszło do rozłamu, pojawił się i trzeci – UNITA, Narodowy Związek na Rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli. Trwała zimna wojna, a toczące ją kapitalistyczny Zachód i komunistyczny Wschód, obawiając się, by nie przerodziła się ona w atomową katastrofę, ograniczały się do „zastępczych wojen” w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej.


ZOBACZ TAKŻE:

Na południu Afryki, w tej krainie politycznej niezmienności, Zambia jako jedyna daje nadzieję, że zmiany są jednak możliwe. Tylko tutaj opozycyjne partie wygrywają wybory i przejmują władzę >>>>


Jose Eduardo zapisał się do rewolucyjnego MPLA, w którym pierwsze skrzypce grali mulaci ze stołecznej Luandy. Wyjechał z Angoli do Brazzaville, w dawnym francuskim Kongu, które w 1960 r. stało się niepodległym państwem, a trzy lata później, w wyniku zbrojnego przewrotu władzę przejęli lewicowi oficerowie, ochoczo wspierani przez Kreml.

Z Brazzaville Jose Eduardo, z partyjnym poręczeniem wyjechał do Związku Radzieckiego na studia. Został przyjęty na politechnikę w Baku, gdzie kształcił się na inżyniera-petrochemika. Wracał do Afryki nie tylko z dyplomem, ale także żoną, Rosjanką z Penzy, mistrzynią szachową Tatianą Kukanową, którą poznał na studiach. W Angoli wstąpił do partyzantki i jako radiooperator walczyć w oddziale w Kabindzie, roponośnej enklawie oddzielonej od reszty Angoli skrawkiem terytorium Konga-Kinszasa.

W 1975 r. Angola zdobyła w końcu niepodległość, ale walka o wolność, która łączyła wyzwoleńcze ruchy, podzieliła je, gdy przerodziła się w walkę o władzę. Wygrała ją partia Dos Santosa, MPLA, dzięki pomocy wojskowej, udzielonej jej przez Związek Radziecki, a zwłaszcza Kubę, która przysłała 5 tysięcy żołnierzy.

Prezydent z przypadku

W nowym rządzie, na którego czele stanął jako prezydent przywódca MPLA Agostinho Neto, Dos Santos został ministrem dyplomacji. Ale niepodległość oznaczała dla Angoli wojnę domową. Rywalizujące z MPLA ruchy wyzwoleńcze, FNLA, a zwłaszcza UNITA nie złożyły broni, lecz podjęły walkę, a wsparcia udzieliły im USA i Południowa Afryka, w której w najlepsze panował jeszcze ustrój apartheidu.

W 1979 r. prezydent Neto umarł na raka, a na jego następcę rządząca MPLA wybrała 37-letniego Dos Santosa. W partii uważano go za młokosa, pozbawionego doświadczenia, politycznych wpływów i ambicji. Partyjni dygnitarze, którzy mieli chrapkę na prezydenturę, w obawie, by bratobójcza wojna nie doprowadziła do przegrania wojny domowej, postanowili wstrzymać się z rozgrywką o władzę na później. Dos Santos zdawał się nikomu nie zagrażać, a każdy partyjnych bonzów był przekonany, że owinie go sobie wokół palca. „Zostałem prezydentem z przypadku – mawiał o sobie Dos Santos. – Zostałem prezydentem, bo byłem najsłabszym z kandydatów”.

„Nie pierwszy raz go nie doceniono, a on okazał się mistrzem kuluarowych intryg – mówił o Dos Santosie Ricardo de Soares Oliveira, znawca Angoli z uniwersytetu oksfordzkiego. – A on świetnie znał się na ludziach i wykazał się wielkim sprytem. W lot wyczuwał najsłabsze miejsca przeciwnika i zawsze wolał go do siebie przekonać, nawet przekupując, niż toczyć z nim wojnę na noże”.

Wzorując się na nauczycielach z Moskwy i Hawany, Dos Santos zbudował w Luandzie i okolicach jednopartyjną dyktaturę z wszechwładną i wszechobecną tajną policją. Z wynalazków komunistycznego Wschodu nie przejął tylko kultu jednostki – nie pozwolił nawet, by jego twarz zdobiła miejscowe pieniądze.

W pozostałej części kraju, głównie na południu, królowali wrodzy mu partyzanci, którzy na swoich terenach również rządzili po dyktatorsku. Dos Santos zdobywał pieniądze na wojnę ze sprzedaży ropy naftowej (w subsaharyjskiej Afryce równie bogate złoża „czarnego złota” znajdują się jeszcze tylko w Nigerii). Jonas Savimbi, przywódca UNITY, zarabiał na szmuglu diamentów (angolańskie złoża diamentów należą do najbogatszych w całej Afryce, obok Botswany, Południowej Afryki i Konga), a także kości słoniowej.

Zwrot na zachód

Angolańska wojna, jak niemal wszystkie zastępcze wojny Wschodu z Zachodem, skończyła wraz z końcem zimnej wojny i upadku komunizmu. Nie mogąc liczyć na dalszą pomoc Kremla, Dos Santos, podobnie jak wszyscy inni niedawni klienci Związku Radzieckiego, bez szczególnego żalu wyrzekł się komunizmu, zgodził wprowadzić wielopartyjną demokrację i wolny rynek. Odprawił Kubańczyków (ich wyjazd, a także rozmowy, jakie nawiązali Rosjanie z Amerykanami, przyczyniły się do zakończenia wojny w sąsiedniej, zajętej przez Południową Afrykę Namibii, która w 1990 r. ogłosiła niepodległość) i zgodził się na wynegocjowany przez ONZ rozejm z UNITĄ i wybory pod nadzorem „błękitnych hełmów”.

Wybory przeprowadzono w 1992 r. Pierwszą rundę prezydenckiej elekcji wygrał Dos Santos. Do drugiej nie doszło, bo pokonany w pierwszej Savimbi, nie wierząc, że zdobędzie władzę w wyborach, zerwał je i wrócił do partyzanckiej wojny.

Toczyła się jeszcze długich dziesięć lat, aż do dnia, gdy w 2002 r. Savimbi zginął w potyczce z rządowym wojskiem. Po śmierci naczelnego wodza partyzanccy komendanci podpisali pokój, a Dos Santos zapewnił im amnestię, a także – swoim zwyczajem – dopuścił do polityki i udziałów w petrodolarowych zyskach.


ZOBACZ TAKŻE:

ZŁOTY INTERES. Mieszkańcy Zimbabwe i połowy Afryki zapadli na gorączkę złota. Ryją ziemię w jego poszukiwaniu, wierząc, że odmieni ich los, że z biedaków i tułaczy przemieni w królów życia >>>>


Wojna, która trwała od początku lat 60., sprawiła, że Angola, opływająca w ropę naftową i diamenty, stała się nędzarzem. Na wojnie zginęło co najmniej pół miliona ludzi, a ponad 3 miliony straciły dach nad głową. Kraj, czterokrotnie większy niż Polska, pozbawiony niemal nowoczesnej infrastruktury, został przerobiony na największe na świecie pole minowe.

Wznowiona przez Savimbiego wojna trwała jeszcze w najlepsze, gdy Dos Santos zwrócił się po pomoc do Zachodu. Wpuścił amerykańskie koncerny na pola naftowe i angolańskie wojsko strzegło teraz nafciarzy z Teksasu przed partyzantami, których jeszcze niedawno wspierał Biały Dom (do ochrony pól naftowych i zwalczania partyzantów zatrudniał nawet południowoafrykańskich najemników, niedawnych wrogów). Ameryka stała się najważniejszym partnerem handlowym Angoli, a Dos Santos mile widzianym gościem w Białym Domu (gościł tam czterokrotnie).

Wojnę wygrywał, ale w zamian za pieniądze na powojenną odbudowę Zachód domagał się zgody na to, by politykę gospodarczą dyktowali Angoli spece z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, a przede wszystkim zaprowadzenia przejrzystości w księgach rachunkowych, demokratycznych zwyczajów i swobód obywatelskich. Wgląd w rachunki uniemożliwiałby korupcję, a demokracja rozsadziłaby policyjną dyktaturę, podstawy państwowego ustroju, jaki za rządów Dos Santosa zapanował w Angoli. Dos Santos zwrócił się więc o pomoc do Chin.

Zwrot na wschód

Nie jedna Angola dała się skusić na chińskie pożyczki. Zrobiła to połowa Afryki. Chińczycy mieli pieniądze, chętnie udzielali kredytów i w przeciwieństwie do Zachodu, nie stawiali żadnych warunków. Potrzebowali za to afrykańskich surowców, a Angola miała im do zaoferowania to, czego pragnęli najbardziej dla swojej gwałtownie rozwijającej się gospodarki – ropę naftową.

Szacuje się, że w latach 2000-2020 Chińczycy zainwestowali w Angoli ponad 40 miliardów dolarów, jedną czwartą wszystkich pieniędzy, jakie włożyli w Afrykę. W zamian za ropę naftową Chińczycy budowali w Angoli drogi, mosty, koleje, elektrownie i szkoły. Obliczono, że około 2010 roku w Angoli mieszkało i pracowało ponad  ćwierć miliona Chińczyków. Dzięki chińskim pieniądzom przez pierwsze dziesięć lat XXI stulecia angolańska gospodarka wzrastała w tempie kilkunastu procent rocznie.

Na petrodolarowej mannie Luanda wyrosła w nowoczesną metropolię, jedno z najdroższych miast świata. Ale kod dostępu do bogactw, w który opływała, mieli tylko zagraniczni nafciarze i stołeczna elita władzy, zwłaszcza dwór prezydenta Dos Santosa. Ogromna większość z 30 milionów mieszkańców Angoli klepie biedę, ponad połowa stara się przeżyć za 2 dolary dziennie, a bogata w skarby Angola wciąż zalicza się do najuboższych i najbardziej zacofanych krajów świata.

Ale nieliczni, najbliżsi władzy, stali się miliarderami. Zachodni księgowi oceniają, że z powodu korupcji i zwykłego złodziejstwa, za panowania Dos Santosa Angola została okradziona na co najmniej 24 miliardy dolarów. Do największego bogactwa doszła rodzina Dos Santosa, a jego najstarsza córka, Isabel (jej matka, Rosjanka, rozwiodła się z Jose Eduardo w 1980 r. i wyjechała do Londynu), przezywana „księżniczką” z majątkiem szacowanym na ponad 3 miliardy dolarów, została nawet okrzyknięta najbogatszą kobietą w całej Afryce. Dos Santos wyznaczył ją na szefową państwowego koncernu naftowego Sonangol. Syna, Jose Filomeno, zrobił zarządcą funduszu rezerw strategicznych, na którym zgromadzono 5 miliardów dolarów.


ZOBACZ TAKŻE:

KORUPCJA OD GÓRY. O ile źródła bogactwa Isabel są znane od dawna, o tyle ujawnione dziś dokumenty pokazują, w jaki sposób i które firmy doradcze z Zachodu pomagały jej prać pieniądze tak, by nie zostały na nich ślady po korupcyjnym brudzie >>>>


Nie ma cudów

Póki petrodolarów starczało na wszystko, na rozwój i luksusy, dla bogatych i biednych, mieszkańcy Angoli uważali Dos Santosa przede wszystkim za przywódcę, który wygrał wojnę domową, pogodził się z wrogami i zaprowadził w kraju spokój. W 2008 r., w pierwszych od 1992 r. wyborach, Dos Santos i jego MPLA zdobyła ponad 80 proc. głosów. Cztery lata później znów wygrał, ale z wynikiem już o ponad 10 punktów gorszym.

Złote lata skończyły się w 2014 r., gdy ceny ropy naftowej na światowych rynkach poleciały w dół o ponad połowę. Dwa lata później po zadziwiającym rozwoju gospodarczym, w Angoli zaczęła się trwająca do dziś recesja, a zyski ze sprzedaży ropy naftowej ledwo starczały na spłatę długów. Dopiero znów popadając w biedę i beznadzieję, ludzie oburzyli się na kumoterstwo i pychę rządzących elit.

W 2016 r., na rok przed kolejnymi wyborami, Dos Santos niespodziewanie obwieścił, że nie będzie w nich startował, a więc nie będzie więcej rządził. W Angoli wybiera się tylko posłów, a przywódca zwycięskiej partii zostaje prezydentem kraju. Plotkowano, że nie domaga ze zdrowiem, albo, że na swoją dziedziczkę szykuje „księżniczkę” Isabel, ale zapowiadając przejście na emeryturę, stary prezydent na następcę namaścił swojego wiernego ministra wojny, dawnego partyzanta, Joao Lourenco, przezywanego w kraju JLo, od przydomku, jaki nosi sławna amerykańska celebrytka.

Dos Santos dotrzymał słowa i w 2017 r., roku wyborów, po prawie 40 latach ustąpił z urzędu. Rok później złożył też przywództwo rządzącej partii MPLA. „Rzeczą ludzką jest popełniać błędy, więc pewnie i mnie zdarzyło się jakieś popełnić – powiedział na odchodne. – Odchodzę jednak z podniesionym czołem. Błędy są po to, żeby je naprawiać i się na nich uczyć”.


SŁUCHAJ PODKASTU POWSZECHNEGO:

JAGIELSKI STORY. Porwania, partyzantka i ściągania podatków. Rozmaite grupy dżihadystów w pasie Sahelu potrafią być silniejsze i lepiej zorganizowane niż rządowe armie Mali, Burkina Faso czy Nigru >>>>


W tamtych wyborach znów zwyciężyła MPLA i jej nowy przywódca, JLo, ale zdobyła już tylko niespełna dwie trzecie głosów, znów o 10 punktów mniej niż podczas poprzedniej elekcji.

Drugi zwrot na zachód

Odkąd nastał Lourenco, przyjaźń Angoli z Chinami mocno wygasła, a nowy prezydent znów zwrócił się po pomoc na Zachód. Obiecał uniezależnić gospodarkę kraju od dochodów ze sprzedaży ropy naftowej, pożyczać pieniądze wyłącznie od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i słuchać porad ekspertów, a przede wszystkim wydać wojnę korupcji.

Pierwszą i najbardziej spektakularną – o to właśnie chodziło – szarżę przypuścił przeciwko rodzinie Dos Santosa. W 2018 r. aresztowany, a dwa lata później skazany na 5 lat więzienia za kradzież pół miliona dolarów został syn eks-prezydenta Jose Filomeno. W 2020 r. o przestępstwa gospodarcze oskarżona została „księżniczka” Isabel, którą zaraz po objęciu prezydentury JLo zwolnił z pracy w koncernie Sonangol. Uniknęła aresztowania, bo wyjechała z Angoli, jak tylko jej ojciec przestał być prezydentem (on również wyjechał do kupionej za ponad 7 milionów dolarów willi w Barcelonie) i odtąd dzieli czas między rezydencje w Londynie i Dubaju.

Igrzyska nie ożywiły jednak gospodarki i nie zapewniły biedocie chleba. Zalecane przez Zachód reformy sprawiły, że biedacy jeszcze bardziej musieli zacisnąć pasa, a przez niskie ceny ropy zyski z jej sprzedaży niemal w całości szły na spłatę długów i odsetek. Kiepską sytuację pogorszyła jeszcze pandemia. Doszło do tego, że Angolczycy zaczęli wzdychać za czasami Dos Santosa, a dygnitarze z rządzącej partii MPLA – występować przeciwko JLo i jego antykorupcyjnej krucjacie. Widząc narastający bunt, Lourenco wyciągnął rękę do zgody. Zawiesił walkę z dziećmi Dos Santosa (skazany Jose Filomeno złożył apelację i wciąż pozostaje na wolności), a starego prezydenta zaczął nazywać przyjacielem. Jedność w partyjnych szeregach miała mu zapewnić wygraną w wyborach, w których będzie musiał się zmierzyć z silną jak nigdy opozycją, w dodatku zjednoczoną w zgodnym przymierzu Zjednoczonego Frontu Patriotycznego, na którego czele stoi nowy przywódcy UNITY Adalberto Costa Junior.

Ratunek znowu ze wschodu

Jose Eduardo Dos Santos umarł w Barcelonie półtora miesiąca przed 80. urodzinami i przed wyborami, w których Lourenco będzie bronił prezydentury. Walki nie zamierzają mu ułatwiać dzieci zmarłego prezydenta, które nie zgadzają się na pogrzeb ojca w Luandzie, by JLo nie wykorzystał uroczystości w kampanii wyborczej. Dzieci ze wcześniejszych małżeństw (Dos Santos był żonaty czterokrotnie i dochował się co najmniej ośmiorga dzieci) oskarżają też ostatnią z żon, Anę Paulę, byłą modelkę i stewardessę, młodszą od Jose Eduarda o prawie 20 lat, że zawiązała zmowę z JLo i celowo zaniedbywała opiekę nad chorym Dos Santosem, by doprowadzić do jego śmierci i przejąć jego majątek.

W lutym, kiedy sondaże przepowiadały opozycji wygraną 64-28, niespodziewany ratunek dla JLo i jego partii nadszedł ze wschodu, z Moskwy, jak prawie pół wieku temu, gdy dzięki wojskowej pomocy ze Związku Radzieckiego, MPLA wygrała w 1975 r. batalię o Luandę i przejęła władzę w Angoli.


ZOBACZ TAKŻE:

STRONA ŚWIATA | Na wschodzie Konga, gdzie od dziesięcioleci kryją się wszelkiej maści buntownicy, banici i rabusie, znów grzmią strzały >>>>


Wskutek zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę ceny ropy naftowej znów poszybowały w górę, a Angola zaczęła zarabiać. Co więcej, wojna w Ukrainie skupiła całą uwagę Zachodu i jeśli JLo sięgnie po wyborcze szwindle, by zapewnić sobie wygraną, nie ściągnie na siebie potępienia i sankcji, jakimi w innej sytuacji zachodnie demokracje Angolę niechybnie by ukarały. Tym bardziej, że Zachód będzie potrzebować angolańskiej ropy naftowej, by zastąpić nią rosyjską. Już w lutym sondaże mówiły, że tyle samo wyborców zamierza głosować na opozycję, co nie wierzy, by wybory miały być uczciwe i wolne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej