Andrew Hill: "Passing Ships"

Już od kilku lat staram się zdobywać wszystkie krążki, które wyszły spod ręki Andrew Hilla, nazwanego przez Boba Blumenthala chicagowskim “niedocenionym mistrzem". Wygląda na to, że nowe milenium będzie łaskawsze dla sędziwego pianisty-oryginała. Płyty “Dusk" i “A Beautiful Day" zdążyły go już wywindować na szczyty rankingów jazzowych płyt roku. Jego niepodrabialny styl zaczął inspirować najzdolniejszą młodzież, jak chociażby Jasona Morana.

21.03.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Względna popularność dała wreszcie do myślenia producentom - przypomnieli sobie, że w latach chudych Hill uczestniczył w sesjach nagraniowych, które nigdy nie znalazły się na żadnej płycie. Spacer po zakurzonych piwnicach wytwórni “Blue Note" przyniósł prawdziwe odkrycie - nagrania nonetu Hilla z 1969 roku. Jak można się domyślić, “przepływające statki" to po prostu odjazd.

Znakiem rozpoznawczym Hilla jest skłonność do trudnych metrów, perkusyjne akordy i szorstko-ciemny liryzm wychowanka chicagowskiej South Side. Uważa się go za spadkobiercę Theloniousa Monka, który jednak zapuszcza się w regiony herezji spod znaku Cecila Taylora. Ale płyta dowodzi, że jest też otwarty na inne wpływy. Być może obecność Rona Cartera sprawiła, że Hill brzmi tu chwilami jak Hancock - zwłaszcza w “Plantation Bag", kiedy przez chwilę bawi się frazą z “Cantaloupe Island". Hill olśniewa bogactwem pomysłów kompozytorskich (pobierał nauki u Paula Hindemitha) i wyobraźnią aranżacyjną, która zestraja 6 blach, fortepian i sekcję rytmiczną w żywy organizm, nieznanego Linneuszowi zwierza. Na początek polecam melancholijny utwór tytułowy, który przypomina po trosze temat miłosny ze “Spartakusa" (wzorem inż. Mamonia lepiej trzymać się czegoś znanego). Oszczędne partie puzonu i trąbki, a potem fortepianowe “błyski na wodzie" podbiją serce każdego, kto szuka w jazzie dyskretnego piękna. “Noon Tide" z kolei przynosi taneczne latynoskie rytmy i ciekawe dialogi blach. Żeby przekonać się, że Hill to naprawdę groźny kot (chodzący własnymi ścieżkami), warto wsłuchać się, jak buduje napięcie w improwizacji, którą ozdobił “The Brown Queen".

Znów okazało się, że warto schodzić do podziemia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Łukasz Tischner - historyk literatury, publicysta, tłumacz, sporadycznie krytyk jazzowy. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiował też filozofię. Doktoryzował się na Wydziale Polonistyki UJ, gdzie pracuje jako adiunkt w Katedrze… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2004