Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Każdy, kto widział serial „Detektyw” [ang. „True Detective”], z pewnością kojarzy jego twórcę Nica Pizzolatto i domyśla się, co może znaleźć w jego prozie. Dwa lata temu polscy czytelnicy otrzymali do ręki jego debiutancką powieść „Galvestone”, będącą właściwie prostym przedłużeniem estetyki i atmosfery „brudnego” thrillera, tak charakterystycznej dla głośnego serialu. „W drodze nad Morze Żółte” to jednak zupełnie inna historia – a właściwie 11 różnych historii, z których każda rozgrywa się w osobnym fabularnym uniwersum. Autor przyzwyczaił nas do długich i rozbudowanych opowieści, które swobodnie rozwijają się na przestrzeni wielu stron czy odcinków. O ile wcześniej mieliśmy do czynienia z niezwykłym kunsztem, o tyle dopiero opowiadania zdradzają pełnię talentu i maestrii autora.
Pizzolatto w każdej swojej opowieści śmiało czerpie z olbrzymiego rezerwuaru amerykańskiej mitologii, która już dawno na trwałe zakorzeniła się w naszej świadomości. Nawet jeśli nie byliśmy nigdy w USA, to bezbłędnie odnajdujemy się w topografii przydrożnych moteli, stacji benzynowych czy podmiejskich osiedli. Tutaj jednak miejsca te nie są jedynie neutralnym krajobrazem naszej wyobraźni, gdyż Pizzolatto idzie dalej – z niemalże perwersyjną przyjemnością niszczy resztki amerykańskiego snu, pozostawiając rzeczywistość, przynajmniej pozornie, pustą i nagą. Obszarem jego nieustannych eksploracji jest oczywiście „brudne południe”, czyli pogranicze Teksasu i Luizjany, gdzie malaryczny krajobraz zbudowany jest niemalże wyłącznie z wilgoci, rdzy i zgnilizny. To właśnie tam krążą, trochę bezradnie i bez celu, jego bohaterowie.
Gdy za majstrowanie przy machinie amerykańskiej popkultury zabierze się ktoś o spłaszczonej wyobraźni (co się, niestety, coraz częściej zdarza), efekty są marne. Podnoszą się wtedy głosy o kryzysie czy wyczerpaniu pewnych narracji. Pizzolatto pokazuje, że nic bardziej mylnego, choć bez wątpienia jest to zdanie bardzo trudne. Mitologia amerykańskiej popkultury to niezwykle skomplikowana struktura znaczeń i sensów, a poruszanie się po niej wymaga olbrzymiego talentu i wdzięku. Na szczęście twórca serialu „Detektyw” dysponuje jednym i drugim, dlatego żetony zbiorowej wyobraźni nie obracają się w jego opowieściach jałowo, tylko są układane w niesamowite i oryginalne konstelacje. W fascynujący sposób pokazuje, że amerykański mit nie stracił nic na swojej chłonności i produktywności – wciąż jest w stanie dostarczać nam nowych narzędzi dla opisywania, ale i formowania rzeczywistości – także tej naszej, polskiej, jako że wszyscy jesteśmy kulturowymi obywatelami Ameryki (jak słusznie zauważył kiedyś Jacek Dukaj).
Każde z opowiadań w tomie „W drodze nad Morze Żółte” brutalnie wrzuca nas w sam środek pewnej historii, niemalże jakby autor spieszył się lub bał, że nie zdąży opowiedzieć nam czegoś do końca. Poznajemy wąski wycinek świata – fragment czyjejś opowieści, której całości możemy się jedynie domyślać. Nie ma tu miejsca na rozbudowane tło czy pogłębiony portret psychologiczny. Zresztą nie ma potrzeby – znamy tych bohaterów, wiemy, skąd są, rozumiemy ich motywacje. To historie ludzi, z którymi los nie obszedł się łagodnie, ale też nie znajdują się na dnie depresji. Są zwykli, szarzy, przeciętni, podobnie jak dramatyczne okoliczności, w które się wplątują. Każde z opowiadań jest inne – Pizzolatto ma nie tylko rzadki dar budowania fascynującej opowieści niemalże z niczego, ale potrafi też kilkoma ruchami nakreślić zupełnie nową, niepowtarzalną atmosferę – mikrowszechświat, który istnieje tylko przez chwilę, po czym rozmywa się bez śladu. Jego opowieści, podobnie jak nie mają początku, tak też pozbawione są pointy; urywają się nagle, zostawiając nas zdezorientowanymi. W zakończeniu tytułowego opowiadania narrator ostrzega: „Niech cię nie kusi wyjaśnianie historii, bo w końcu zrozumiesz, że odpowiedź nie oznacza rozwiązania”. Oczywiście nie wynika z tego, że opowieści są bezużyteczne. Wręcz przeciwnie, stawka jest tu bardzo wysoka – chodzi o ujawnienie ich fundamentalnego znaczenia dla kształtu naszego świata. Szukanie rozwiązań poza nimi nie ma sensu. ©
Nic Pizzolatto „W drodze nad Morze Żółte”, przeł. Marcin Wróbel, Marginesy, Warszawa 2016