Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wspomina Krzysztof Kozłowski w dopiero co wydanej książce "Historia z konsekwencjami": "Obrady Okrągłego Stołu zakończyły się 5 kwietnia, nie bez problemów po drodze, bo niemal w ostatniej chwili strona rządowa podjęła próbę unieważnienia uzgodnień. (...) I nagle coś się stało. Coś zupełnie nieoczekiwanego. W ciągu paru tygodni powstały nasze komitety wyborcze w 49 województwach. Już nie było tej ciszy, która towarzyszyła Okrągłemu Stołowi. Pojawiła się entuzjastyczna pewność zwycięstwa, co prawda ograniczonego, ale przecież pchającego Polskę w dobrym kierunku. Ruszyła kampania wyborcza, w czasie której - jako kandydat na senatora, odbyłem ponad 80 spotkań z wyborcami..."
Tak było wszędzie: wszystko zaczęło zależeć od samych ludzi, nie od partii, nie od władców. W Pacanowie tak samo, jak w każdym innym miejscu Polski. Do dziś spotykam ludzi, którzy mi mówią: "byliśmy wtedy razem w komitecie obywatelskim", "byłem wtedy pani mężem zaufania" albo po prostu: "czy pani pamięta?". Raz jeszcze odwołam się do książki Kozłowskiego: "Nie umiałem przewidzieć narastającego tempa przemian. 5 czerwca o czwartej nad ranem obudził mnie telefon. Dzwonił przyjaciel (...) Mamy pierwsze wyniki z obwodów zamkniętych. Milicja i wojsko głosują przeciw PZPR. To idzie jak lawina i jeśli czerwoni mają trochę oleju w głowie, to powinni nas zwinąć. (...) Pomyślałem, że w takim razie trzeba się przedtem wyspać. Obudziłem się w wolnej Polsce".
Może sobie Andrzej Gwiazda twierdzić dzisiaj, że tego dnia obchodzić będziemy święto generała Kiszczaka. Może wiceprzewodniczący Solidarności stoczniowej odgrażać się dalej premierowi, zapowiadającemu dialogowe z nim spotkanie. Współczuję im obydwu. I ufam, że nie potrafią zepsuć do reszty tego, co chcemy - wszędzie w Polsce, nie tylko w Gdańsku, w Krakowie i w Warszawie - świętować 4 czerwca.