Albo życie, albo sprawiedliwość

„Choćby cały świat spłonął, najważniejsze, że mój wrócił” – mówi żona zwolnionego jeńca. „Oddając Rosji zabójców mojego męża, Ukraina gra pod jej dyktando” – twierdzi żona poległego na Majdanie.

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Ołena Duwanowa czeka na uwolnionego męża na lotnisku w Kijowie, 29 grudnia 2019 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA
Ołena Duwanowa czeka na uwolnionego męża na lotnisku w Kijowie, 29 grudnia 2019 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA

Wynegocjowana przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego wymiana jeńców wywołała na Ukrainie burzę. Część społeczeństwa uznała, że władze ugięły się wobec warunków narzuconych przez Rosję i jej siły hybrydowe w Donbasie. Choć na dwa dni przed sylwestrem do domów wróciło 76 Ukraińców, nie wszyscy podzielali radość ich rodzin. W zamian oddano bowiem m.in. pięciu funkcjonariuszy jednostki Berkut, która w 2014 r. pacyfikowała Majdan. Pojawiły się głosy, że cena jest zbyt wysoka i tworzy groźny precedens: uwalniania przestępców.

Berkutowcy mieli odpowiadać przed sądem za zbrodnie przeciw własnemu narodowi. Rodziny ofiar Majdanu i jego uczestnicy nie chcą się pogodzić z tym, że berkutowcy są teraz bezkarni. Uważają, że czas, by Ukraina stała się wreszcie państwem prawa, gdzie winnych spotyka kara. I że zabitym na Majdanie należą się nie tylko uroczystości i pomniki, lecz także sprawiedliwość.

Inaczej zwolennicy wymiany. Oni podnoszą, że bohaterom Niebiańskiej Sotni należy się pamięć i szacunek, ale trzeba ratować bohaterów żyjących – żołnierzy więzionych w Donbasie w nieludzkich warunkach i więźniów politycznych, skazywanych w Rosji. „Co jest ważniejsze: sprawiedliwość czy życie naszych bliskich”? – pytali. Dla nich odpowiedź była oczywista.

Prezydent Wołodymyr Zełenski swoją opinię przedstawił jasno: „To był warunek przeprowadzenia tej wymiany. Jeśli miałbym jeszcze stu berkutowców, oddałbym ich za jednego ukraińskiego zwiadowcę”.

Życie

Kijów, 29 grudnia 2019 r.

Niecierpliwie krążą po hali lotniska w oczekiwaniu na maszynę z jeńcami. Wymiana odbyła się na linii frontu, teraz uwolnieni są transportowani do Kijowa. W rozmowach dominują dwa tematy: co komu powiedział zwolniony mąż, gdy dali mu wreszcie zadzwonić, i że nie wierzą, że ich koszmar się skończył.

– Odetchnęłam dopiero, gdy zobaczyłam na zdjęciach, że jest już na naszym terytorium – mówi drobna szatynka. To Wiktoria, żona Bohdana Pantiuszenki, który był w niewoli najdłużej: trafił do niej podczas walk o donieckie lotnisko. Za nią ciężkie pięć lat – i ciężka ostatnia noc.

Przez całą tę noc, aż do świtu, rodziny jeńców oglądały w sieci zamieszki pod kijowskim aresztem, z którego mieli zostać wywiezieni berkutowcy. Blokowało go kilkuset aktywistów: uważali, że oddanie Rosji winnych (i zarazem ważnych świadków) zbrodni na Majdanie to zdrada interesów narodowych. „Jest zagrożenie, że znowu naszych nie wypuszczą!” – dzwoniły do siebie w panice, przerażone, że mężowie zostaną w rosyjskich więzieniach.

Wiktoria Pantiuszenko jest roztrzęsiona. Mówi, że cała jej rodzina była na Majdanie, że mąż był w Kozackiej Sotni, teść został pobity przez Berkut. Nie rozumie, czemu teraz dawni koledzy z Majdanu są przeciwko niej.

Choć część ukraińskiego społeczeństwa zareagowała oburzeniem na informacje o warunkach wymiany, dla żon nie były one zaskoczeniem. Pamiętały, że dwa lata temu ich mężów skreślono z list na dobę przed wymianą, bo ówczesny prezydent Petro Poroszenko nie zgodził się, by wydać Rosji berkutowców.

Wiktoria Pantiuszenko wylicza: – Cena za Berkut to mój mąż, do tego dwóch żołnierzy naszego specnazu. Ołeksandr Korinkow na akcję, podczas której trafił do niewoli, pojechał prosto z miesiąca miodowego. Serhij Hlondar jeszcze nawet nie poznał swojej młodszej córki, bo urodziła się, gdy był już uwięziony. I major specnazu Serhij Iwańczuk, od trzech lat trzymany w izolatce.

Żona Iwańczuka, także Wiktoria, wzrusza ramionami: – I co zmieniły te dwa lata? Śledztwo w sprawie zbrodni na Majdanie i tak stoi, tylko nasi siedzieli dwa lata dłużej. Oni walczyli za kraj, więc państwo jest zobowiązane ich uwolnić. Wymieniamy najlepszych ludzi Ukrainy, oddajemy najgorszych. To uczciwe.

Obie nie mają wątpliwości, że prezydent Zełenski podjął dobrą decyzję.

Wiktoria Iwańczuk trzy lata żyła ze świadomością, że będzie wychowywać dwie córki sama, bo mąż będzie gnić w ługańskiej piwnicy. W jej błękitnych oczach nie ma zrozumienia dla protestujących. – Oni żyją. Tamci nie. Życie jest zawsze najważniejsze – ucina.

– Widziałyście, co mi napisali? – kobiety pokazują sobie komentarze w mediach społecznościowych. Niektórzy ich autorzy uznali, że zdjęcia radosnych żon z podpisami „Czekamy na naszych” to dobre miejsce, by zacząć internetowe kłótnie o koszt wymiany.

– To nie ma znaczenia – mówi jedna z kobiet. – Choćby cały świat miał spłonąć, najważniejsze, że mój wróci.

Oczekiwanie

Kilka kroków dalej stoi starsza blondynka z załzawionymi oczami. To Hałyna, matka żołnierza spod Lwowa, którego nie uwzględniono w tej wymianie. Stara się trzymać z boku, nie chce swoim bólem psuć szczęścia innych.

– Nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu go nie wypuszczają – mówi.

Nie wie, że rodziny tych, których dziś wypuszczono, umówiły się między sobą, żeby ktoś do niej podchodził co kilka-kilkanaście minut.

– Po co ona przyszła? Chce się upewnić, czy syn na pewno nie wrócił? Przecież wiadomo, że nie ma go na liście... – martwią się.

Kilka godzin później, gdy znajdą się już w ramionach bliskich, zapomną o samotnej matce.

– Podobno go nie oddają, bo widać na nim ślady tortur. Słyszałam, że odcięli mu rękę. Jeśli oddaliśmy teraz wszystkich zbrodniarzy, to za kogo wymienią mojego synka? Aj, Boże mój, Bożeńku, co ja mogę jeszcze zrobić? – Hałyna pyta bezradnie.

Zaciska usta. Na jej osobistym froncie bez zmian.

Sprawiedliwość

– Chcę, żeby mordercy z Berkutu zgnili w więzieniu. Żeby spędzili tam resztę swoich dni, a ich matki, żony i dzieci nigdy już nie mogły ich objąć, tak jak my nie możemy objąć naszych – oświadcza matka jednego z tych, którzy zginęli w tamte lutowe dni roku 2014, podczas ostatniej ukraińskiej rewolucji.

Siedzące obok kobiety potakują w milczeniu. To żona i siostra kolejnych dwóch zabitych wtedy na Majdanie. Nalegają, by nie podawać ich nazwisk. – Jesteśmy głosem wszystkich naszych zamordowanych – zapewniają. Cała społeczność rodzin Niebieskiej Sotni wystąpiła przeciwko oddawaniu berkutowców.

Siostra wyciąga telefon, pokazuje. „Ten kraj nie ma przyszłości” – ogłasza ojciec poległego na Majdanie. „Za co zrujnowali moje życie? Ten ból rozrywa serce! Wypuszczają morderców! Nieukarane zbrodnie to zbrodnie, na które jest pozwolenie” – pisze wdowa.

Siostra zwraca uwagę, że niemal wszyscy pozmieniali dostępność tych wpisów w mediach społecznościowych: teraz mogą je widzieć tylko ich znajomi.

– Gdybym wprost powiedziała, że żądam ukarania morderców mojego brata nawet kosztem życia jeńców, to byłoby... bardzo źle przyjęte – mówi. – Nas, rodzin bohaterów Majdanu, nie traktuje się już jak zwykłych ludzi. Mamy być jak pomniki ze spiżu. A my jesteśmy ludźmi. Naszej krzywdy nie da się już naprawić. Nie da się też zmienić tego, że większość funkcjonariuszy Berkutu od razu uciekła do Rosji, a do aresztu trafiło tylko pięciu. Ale czy wolno odmawiać nam prawa do ukarania choćby tych pięciu? Prawa do sprawiedliwości? Czemu mamy znów poświęcać się w imię jakichś wyższych celów? Nie dość już poświęciliśmy?!


Czytaj także: Monika Andruszewska: Bierz ciało, póki dają


– Czy odczuwam współczucie dla rodzin jeńców, których można wciąż uratować? – żona zabitego z Majdanu rwie w dłoniach serwetkę. – Tak, jest go we mnie wiele. Przykro mi, że musimy podejmować takie wybory. Wyobrażam sobie, co czuje kobieta czekająca latami na powrót ukochanego. Wiem, co to miłość. Mąż to było moje powietrze i słońce.

– Ich apele o uwolnienie jeńców i wytrwałość są heroiczne, ich historie są wzruszające – kontynuuje. – Ale na wzruszeniu nie można budować przyszłości kraju. Mój mąż zginął za tę przyszłość, za Ukrainę niezależną od Rosji i wolną. A wolny kraj to kraj praworządny, z sądami nieuginającymi się pod naciskiem polityków, gdzie winni morderstw odbywają sprawiedliwe kary. To kraj, który nie gra pod dyktando Rosji. Czy te żony jeńców rozumiały w ogóle, o jaką Ukrainę walczą ich mężczyźni? Rosja nie ma prawa żądać berkutowców, przecież oni nie mają nic wspólnego z konfliktem na wschodzie i jeńcami. Chyba że Rosja powie wprost, że Berkut wykonywał jej rozkazy? Przed wrogiem nie można się ugiąć, bo on zawsze sięgnie po więcej.

Matka mówi wprost: syn był jej całym światem, przy życiu trzymała ją świadomość, że trzeba doprowadzić proces berkutowców do końca. – Wszyscy mi mówicie, że na jeńców ktoś czeka. Wyjaśniacie mi, że mój syn nie wróci, a w zamian za jego morderców mogą wrócić do domu czyjeś dzieci. Dziękuję za takie rady, przez te sześć lat zauważyłam, że mojego dziecka już nie ma – zaczyna krzyczeć, wzbudzając popłoch wśród podsłuchujących kelnerek kijowskiej kawiarni.

Jedna z nich szybko zaparza nową herbatę i bez słowa stawia przed matką bohatera.

– Mówicie, że mnie rozumiecie, bo też byliście na Majdanie – ciągnie matka. – Dobrze, byliście na Majdanie. Ale czy to wasi synowie leżeli potem martwi na ulicy? Nieważne, gdzie byli wtedy wasi synowie! Pytam, czy leżeli na Chreszczatyku przykryci kocami?! Czy oglądaliście potem zdjęcia ich ciał w internecie, w zachodnich agencjach? Pisałam potem do dziennikarzy: „Przepraszam, czy mógłby mi pan wysłać swoje nagrania i zdjęcia z Majdanu? Mam nadzieję znaleźć ostatnie momenty życia mojego dziecka”. Kiedy widziałam, że dziennikarz jest obcokrajowcem, wklejałam tekst, który przygotowały mi koleżanki syna. Nie znam angielskiego. Pisałam do nich: „Good afternoon! Excuse me for disturbing you, ale szukam zdjęć, bo tylko tyle mi zostało”.

Znów podnosi głos: – I tak samo mówię teraz ukraińskiej władzy: przepraszam, że przeszkadzam w waszych ustaleniach z Rosją, ale przypominam, że mojego syna zamordowali! Wszystko, co mogę zrobić, to żądać kary dla winnych. Majdan nazywa się Rewolucją Godności. To gdzie ta godność? Wypuszczając morderców, odebrali godność nam i naszym dzieciom!

Cisza

Na polowym łóżku w sanatorium pod Kijowem siedzi łysy wychudzony mężczyzna. Żona wpatruje się w niego z czujną troską.

– Cisza i to wszystko. Przez te trzy lata w moim życiu nie było żadnych rozmów poza przesłuchaniami. Wiesz tyle, co podsłuchasz przez ścianę, kroki, czasem ktoś krzyczy, kogoś ciągną – Serhij, major specnazu, milknie. Do niewoli trafił w lutym 2017 r. Przez cały czas był trzymany w jednoosobowej celi.

– Dawali mi książki. Różne, o Napoleonie, o Sherlocku Holmesie, wszystkie po rosyjsku. Nigdy nie sądziłem, że można tak wchodzić w książkę, budować na niej swój wewnętrzny świat. Jedyny świat, jaki masz w izolatce – dodaje.

Żona chce mu przypomnieć o innych światach. Podsuwa pod nos telefon. – Zobacz, tego wideo ci jeszcze nie pokazywałam, to konkurs taneczny z naszą Nastią.

Telefon wybucha dźwiękami muzyki nowoczesnej. Mężczyzna odsuwa go szybko od twarzy. – Wyłącz dźwięk. Która to nasza? – stara się rozpoznać córkę wśród wirujących dziewczynek. Nie potrafi. Żona zaczyna opowiadać o koleżankach ze szkoły, z którymi tańczy Nastia. On ich nie pamięta. – Dzieci urosły. Jeszcze wszystko nadrobisz. Opowiem ci o wszystkim – zapewnia żona.

– Na początku chcesz ciągle spać, byle czas minął – Serhij odwraca wzrok od telefonu, wpatruje się w ścianę. – Tylko w snach jesteś wolny. Wracasz do domu, wychodzisz z żoną na spacer. Ale czasem też śni się, że cię katują.

Przerywa. Wyciąga paczkę z cukierkami. Częstuje żonę. Sam też bierze. Lekarze zalecili mu jedzenie słodyczy, by nadrobić ponad 35 kilogramów wagi, stracone w niewoli. Wpatruje się chwilę w papierek. Nagle zaczyna opowiadać o jednym ze starć. O rannym, którego nie zdołali wywieźć spod ognia. „On żywy nie dojedzie” – powiedział im sanitariusz oddziału. Ranny usłyszał, podniósł głowę. „Naprawdę umrę? Nie będę żył?” – pytał i ściskał w panice dłoń dowódcy.

Żona słucha, marszczy brwi.

– On ma jakby potrzebę ponownego opowiedzenia wszystkiego, co przeżył – powie później. – Myślę, że za jakiś czas jego głowę wypełnią codzienne sprawy: córki, nasze małe życiowe problemy. Ale na razie nie ma jeszcze nowego materiału do zapełnienia myśli. On opowiada mi o ciszy, a ja jemu o naszym życiu bez niego.

– Światło w celi jest wciąż włączone. Nigdy nie wiesz, jaki jest dzień, jaka pora dnia. Czas wyznaczają ci tylko tortury – mówi Serhij. Nie, o torturach nie będzie opowiadał, a już na pewno nie przy żonie.

– Służyłem dla kraju. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że się żalę. Przecież i tak wszystko już o tych torturach wiadomo, nie wymyślili dla mnie żadnej nowej.

Choć był jeńcem, sąd tzw. republik ludowych skazał go na 20 lat więzienia w izolatce.

Pytam, jak mając świadomość takiego wyroku, zdołał przetrwać. – Byłem pewien, że w domu na mnie czeają. I że zrobią wszystko, żeby mnie wydostać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020