Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie ma co płakać, bo język nie jest piramidą egipską, trwającą tysiąclecia bez ruchu, a raczej motocyklem biorącym pochyło wiraże nad przepaściami bezsensu. Cóż jednak robić, gdy motocyklista nie wyrabia i pasażer leci na pysk, na dno czeluści? Terminy prawica i lewica dawno już zleciały z siodełka i leżą na dnie suchej doliny, bez szans na poprawę losu. Ich – słów tych – szkielety bieleją w słońcu od dawna. Nie bardzo wiadomo, do kogo ostatnio należały. Najbardziej kozackie badania genetyczne tego nie wyjaśnią. Słowo patriotyzm kisi się w kolczastych zaroślach, nie wspominając o takich grubasach konkretu jak prawda czy fałsz. Leżą owe, i też kwiczą.
Wszędy wokół widać kościotrupy znaczeń, na których uwijają się owady czyszczące je z mięsa i – dość na tym – tylko ludzie wrażliwi chodzą roztrzęsieni pomiędzy tymi resztkami, próbując – co paradne – podawać im sole trzeźwiące czy rekonstruować tzw. tkankę. Starania to marne i pozbawione sensu, łzy i sentymenty po nic. Z prochu prawdo powstałaś i w proch się obrócisz – tako i się dzieje. Miliony słów czeka na śmierć w męczarniach, w prażących promieniach debilizmu ich użytkowników.
Tak też ostatnio zostało utrupione cudne słowo blef. Słowo z historią i tradycją uświęconą przez liczne arcydzieła, od literatury po kino. Publicznego zarżnięcia tego terminu dokonał inżynier Rońda z Akademii Górniczo-Hutniczej, która dziś jeszcze winna do swego statutu wpisać zakaz publicznego blefowania à la Rońda pod karą regulaminową. Blef à la Rońda wyraźnie naraża na szwank dobre imię tej zasłużonej instytucji.
Nie jego, Rońdy, groteskowe opinie o lotnictwie, a próba blefu właśnie uczyniła bolesnego pypcia na języku ojczystym, pypcia, który jest w istocie prymitywnym kłamstwem. Oto akademik ów kłamiąc, kłamstwem owym się publicznie szczycąc, szydząc tym ze śmierci blisko stu ludzi, co zdaje się być poza wrażliwością wielu, nazwał ten niesamowity zestaw blefem. Wyobrażam sobie, że postępowanie komisji dyscyplinarnej AGH, zapowiedziane przez magnificencję, rozpocznie się od prostego testu ze znajomości języka polskiego na poziomie dla gimnazjalistów. Rozumiem, że dopiero po nim zaczną się procedury sprawdzające, czy inżynier Rońda ma pojęcie o naukach ścisłych, czy rozróżnia samolot od puszki po piwie, i podobnie – czy rozróżnia dobro od zła, co zapewne jest wciąż ważną kwalifikacją do pracy z młodzieżą.