Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 1989 r. salezjanka s. Teresa Roszkowska przyjechała do Chartumu. Zamieszkała z kilkoma innymi siostrami w budynku starej stacji kolejowej w Shajarze. To dzielnica ubogich, pełna wysypisk śmieci i ciągnących się po horyzont lepianek. Siostry spały na ziemi, w niektóre dni nie miały nic do jedzenia. W Wielkanoc pojechały do centrum. Drogi pełne były głodujących uchodźców z południa - Nuerów i Dinka, czarnych chrześcijan. To ofiary wojny, która toczy się w Sudanie z przerwami praktycznie od momentu uzyskania niepodległości (1956 r.). Jedną z jej przyczyn była próba narzucenia mieszkańcom południa szariatu: tam, gdzie były szkoły chrześcijańskie, wyrosły islamskie centra, wyrzucono misjonarzy, dniem wolnym stał się piątek, a językiem państwowym - arabski.
W roku przybycia siostry Teresy władzę w kraju przejęli fundamentaliści islamscy na czele z obecnym prezydentem Al-Bashirem. Skala prześladowań osiągnęła niespotykane rozmiary. Z urzędów państwowych, szkół, uniwersytetów i wojska wyrzucono niemuzułmanów. Z Chartumu dzień w dzień wyjeżdżały ciężarówki pełne ludzi, którzy nie chcieli przejść na islam. Pozostawieni na pustyni umierali. Szacuje się, że z samej stolicy i okolic przesiedlono od 800 tys. do miliona osób, jedna trzecia zmarła. Takie działania podejmowano w całym kraju. Jednak najgorszy był strach przed służbą bezpieczeństwa, której wysługuje się armia donosicieli. Nocami przeprowadzano rewizje w domach i kościołach. Konfiskowano majątki. Do przechodzenia na islam zmuszano nawet więźniów i dzieci ulicy.
Od podpisania porozumienia pokojowego w 2005 r. sytuacja zaczęła się poprawiać (tylko na północy obowiązuje szariat). W konstytucji pojawił się zapis mówiący o zgodzie między religiami. Według raportu przygotowanego przez Kirche i In?n Not al-Bashir ułaskawił tysiąc chrześcijanek skazanych za naruszanie szariatu. Wciąż jednak ogromną władzę ma służba bezpieczeństwa - infiltruje chrześcijańskie wspólnoty, ma agentów wśród wiernych. Zdarzają się zniknięcia, porwania czy przeszukania. Ze Shajary pod pretekstem rozbudowy miasta wywozi się biedotę - głównie chrześcijan. Reżim zrezygnował jednak z jawnej przemocy i postawił na miękkie sposoby islamizacji. Chrześcijanom trudno zdobyć dobrą pracę, bo kryterium jest wyznanie i perfekcyjna znajomość arabskiego. W szkołach obowiązkowe są lekcje wychowania muzułmańskiego. Bez ukończenia przedszkola - tłumaczy s. Teresa - nie można iść do pierwszej klasy, a rodziny chrześcijańskie nie chcą posyłać dzieci do ośrodków publicznych. Niezależnie od sprzeciwu rodziców wpaja się tam kilkulatkom zasady islamu i uczy religijnych pieśni. Salezjanki więc same założyły przedszkole.
Większa część społeczeństwa sudańskiego nie popiera działań fundamentalistów. Niektórzy muzułmańscy lekarze współpracują z zakonnicami i bezpłatnie leczą chrześcijańskich uchodźców. Na uniwersytecie profesorowie przy rozdziale stypendiów starają się, by wśród wybranych byli także chrześcijanie. Przeciętni Sudańczycy uważają, że reżimowi nie chodzi o dobro islamu, a rozpalanie w społeczeństwie nietolerancji jest sposobem na utrzymanie się przy władzy.
Konrad Piskała jest autorem książki "Sudan. Czas bezdechu", wydanej właśnie przez W.A.B. Stale współpracuje z "TP".