A jeśli Bóg istnieje

Sam nawrócony, mieszkam teraz w Polsce, w kraju o wspaniałych tradycjach chrześcijańskich, które animują praktykę religijną i pobożność wiernych. Czasami podziwiam tę tradycyjną wiarę bez pytań, ale kiedy indziej żałuję braku wątpliwości.

13.02.2005

Czyta się kilka minut

Od kilku miesięcy media zapowiadają beatyfikację o. Karola de Foucauld, którego my - mali bracia i siostry Jezusa - nazywamy Bratem Karolem, jak sam sobie tego życzył. To będzie wynik długiego procesu, rozpoczętego w 1927 r. przez Wikariat Apostolski Sahary. Procedura uległa spowolnieniu ze względu na różne wojny, przede wszystkim o niepodległość Algierii, a później wojnę domową w tym kraju, sprowokowaną przez fundamentalistów muzułmańskich. Paweł VI chciał beatyfikować brata Karola, jednak biskupi algierscy ostrzegali przed agresywnymi reakcjami islamistów. Z kolei śmierci Karola, choć zdecydował się pozostać z Tuaregami ze względu na miłość do nich, nie przedstawiano jako męczeństwa, ale jako incydent wojenny. Dlatego beatyfikacja wymagała potwierdzonego cudu. Taki cud miał miejsce przed dwudziestu laty: matka rodziny, Giovanna - dotknięta rakiem kości, a potem również piersi - wyzdrowiała dzięki modlitwie męża do Brata Karola.

Zadziwiające przeznaczenie Karola de Foucauld, które rozpoznał pod koniec życia, sprawiło, że nawrócił jedynie starą kobietę - niewidomą, czarnoskórą niewolnicę, którą wykupił. Napisał reguły życia dla braci na przyszłość, ale zmarł sam. Nie stworzył organizacji, ale dziś jego dzieło liczy jedenaście kongregacji religijnych, męskich i żeńskich, oraz dziesiątki instytutów życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia duchowego.

W jego biografii nie brakowało trudnych doświadczeń. Najpierw ojciec, potem matka zmarli - w wieku sześciu lat został sierotą, co naznaczyło go wewnętrznie, choć wychowywał go dziadek, bardzo dlań dobry. W 1870 r. rodzina musiała uciekać przed armią niemiecką; kolejne okrutne wydarzenie. Choć wychowywał się w religijnym domu, w młodości deklarował, że nie wierzy w Boga. W szkole oficerskiej znany był z lenistwa, wielkich wydatków, hulanek i otyłości. Wysłano go do Algierii. Tam odkryto jednak, że młoda kobieta, która towarzyszy mu rzekomo jako żona, wicehrabina de Foucauld, jest tancerką. Tego było za wiele; wyrzucono go z armii. Co za wstyd dla rodziny...

Kilka miesięcy później poprosił o przywrócenie do służby. Okazało się, że jest odważny, odporny na zmęczenie, otwarty dla wszystkich. Jakaż przemiana! Wielkie wrażenie zrobiła na nim pustynia, a przede wszystkim postawa muzułmanów, którzy pięć razy rzucają wszystko, aby paść na twarz i modlić się: “Boże Wszechmocny i Miłosierny". To obudziło w nim pytanie: a jeśli Bóg istnieje?

Gdy walki ustały, Karol znów opuścił armię. Uczył się arabskiego i hebrajskiego. W przebraniu rabina przez rok poznawał Maroko, nieraz ryzykując życie. Po powrocie do Paryża za relację z podróży otrzymał złoty Medal Towarzystwa Geograficznego. Ale przede wszystkim żył w umartwieniu, czystości i nauce. Poszukiwał. Czasami wchodził do pełnych ciszy kościołów i ważył się na modlitwę: “Boże, jeśli istniejesz, spraw, abym o tym wiedział".

Pod koniec października 1886 r. wczesnym rankiem pojawił się przy konfesjonale księdza Huvelin. Karol mówił przez kratę: “Ojcze, nie mam wiary, przyszedłem prosić o wskazówki". “Proszę uklęknąć, wyspowiadać się Bogu, a wtedy Pan uwierzy" - usłyszał. “Ale nie po to tu przyszedłem". “Proszę się wyspowiadać".

Karol ukląkł i pozwolił mówić własnemu sercu. Był synem marnotrawnym. Otrzymał przebaczenie “W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego". Za radą księdza, jeszcze na czczo, poszedł do Komunii i otrzymał łaskę wiary z całym jej pięknem i wspaniałością. Nigdy więcej nie miał ani obaw, ani wątpliwości. Później napisze: “Nie mogę powstrzymać łez myśląc o tym i nie chcę powstrzymywać łez. Jestem szczęśliwy". I dalej: “W tym samym czasie, kiedy uwierzyłem, że Bóg istnieje, zrozumiałem, że nie mogę postąpić inaczej, jak żyć tylko dla Niego, moje powołanie religijne datuje się od tej samej chwili co moja wiara".

Tylko prawdziwe spotkanie w miłości może tak przekształcić życie. Miłość do Osoby Chrystusa stała się podstawą wszystkich pragnień i poszukiwań Karola.

***

Sam nawrócony, mieszkam teraz w Polsce, w kraju o wspaniałych tradycjach religijnych, które animują praktykę religijną i pobożność wiernych. Czasami podziwiam tę tradycyjną wiarę bez pytań, ale kiedy indziej żałuję braku wątpliwości, który może przypominać czasem powierzchowność, rutynę.

Nasza wiara i życie chrześcijańskie nie opierają się wyłącznie na tradycji przekazywanej w ramach rodziny, na obrzędach czy moralności, którą próbujemy respektować. To wszystko jest - oczywiście - dobre, ale wiara zakorzenia się przede wszystkim w Osobie Jezusa Chrystusa, Jezusa z Nazaretu, który żyje i zaprasza nas, aby Go spotkać, coraz lepiej Go poznawać, coraz bardziej kochać. Żyć z Nim, dla Niego, jak On. Jezus pragnie doprowadzić nas do Ojca i dać nam Jego Świętego Ducha.

To właśnie wszystko zmienia.

Przełożyła Agnieszka Sabor

Brat Moris jest małym bratem Jezusa, prezbiterem. Pochodzi z Francji, na stałe zamieszkał w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005