600 mil do morza

Po tym, gdy ukryci pod naczepą tira przeprawili się przez Bałtyk, mówiła o nich cała Szwecja. Wcześniej nastoletni bracia Zielińscy, niezauważeni, przejechali całą Polskę Ludową.

23.04.2017

Czyta się kilka minut

Krzysztof i Adam Zielińscy w Szwecji, zima 1985 r. / Fot. Archiwum Krzysztofa Zielińskiego
Krzysztof i Adam Zielińscy w Szwecji, zima 1985 r. / Fot. Archiwum Krzysztofa Zielińskiego

Kiedy wyszli spod kół, ogromny ze- gar nad terminalem promowym wskazywał jedenastą. Wokół nikogo, cichy wieczór.

Kierowca odszedł wcześniej. – Pewnie Polak, bo samochód był polski. Tylko tyle wiemy o człowieku, który nas przewiózł na Zachód – mówi Krzysztof Zieliński.

Adam Zieliński, starszy brat: – Baliśmy się, że ktoś zacznie do nas strzelać, przecież tak działo się w filmach. Rzuciliśmy się pędem w stronę miasta.

Zatrzymali się na plaży. Woda nie zmyła smarów, od których kleiły się ubrania, i przez następne godziny chodzili umorusani. Był to dla nich czas zdziwień: że nad chodnikami palą się wszystkie latarnie, na witrynach nie ma okratowań i nawet tabliczki z nazwami ulic są kolorowe.

– Pamiętam sklep rowerowy. Gdy chciałem popatrzeć z bliska, uderzyłem głową o szybę. Była tak czysta, że aż niewidoczna – wspomina Adam. – Zdziwiłem się: to szkło może być prawdziwie przezroczyste?

Dopiero nad ranem przy chłopcach zatrzymał się nieoznakowany saab, z którego wyszedł wysoki, brodaty policjant. Nie zrozumieli ani słowa. Na komisariacie tłumaczka przełożyła przez telefon na szwedzki: „Chłopcy proszą o azyl”. Z całego posterunku zeszli się policjanci, aby zobaczyć nastolatków, uciekinierów z komunistycznej Polski.

Nad portowym Ystad wstawała niedziela, 27 października 1985 r.

List

Dwa dni wcześniej, we wsi Żyraków w województwie tarnowskim, ich matka i ojciec czytali pozostawioną na stole kartkę: „Kochani rodzice! Przepraszamy z góry za to, co zrobiliśmy. Mamy pewien powód, aby tak postąpić. Wyjechaliśmy na trzy dni. Prosimy, nie wzywajcie milicji. Wracamy najpóźniej w piątek lub w sobotę”. Był też dopisek 13-letniego Krzyśka, żeby za nic nie winić jego starszego o dwa lata brata, bo o wszystkim zdecydowali wspólnie.

Tak naprawdę jednak nie mieli zamiaru wracać.

Adam: – Dopiero gdy zawieszono im prawa rodzicielskie, zrozumiałem, że byłem wtedy jeszcze niedojrzały emocjonalnie. Nie umiałem się wczuć w sytuację rodziców, którzy mają gromadę dzieci i nagle, przy apelu porannym, dwojga z nich brakuje. Na początku nie wiedzieli nawet, czy żyjemy.

Krzysztof: – Żona mówi mi czasem: „Masz przeprosić mamę”. Nie czuję tego. Przecież wszystko jest dobrze, po co mielić temat? Mama z kolei mówi: „Gdybym was tutaj miała, bylibyście innymi ludźmi”. To prawda: bylibyśmy inni. I co z tego?

Pod koniec 1986 r., kiedy władze PRL przyznały matce paszport, synowie czekali na nią w hali przylotów sztokholmskiej Arlandy z kwiatami. Wieczorem długo rozmawiali. Adam twierdzi, że rodzice pogodzili się z ich ucieczką. Kiedy w Polsce zmienił się ustrój, nie wystąpili do Szwecji o zwrot dzieci. A te szybko przyzwyczaiły się do przezroczystych szyb i porządku na skandynawskich ulicach.

Z pierwszej wizyty w kraju – na początku lat 90. – Adam zapamiętał nierówno położone płyty chodnikowe w Gdyni.

Pociąg

Na razie jednak chłopcy są jeszcze w Polsce. W czwartek 24 października wychodzą z domu około jedenastej wieczór, gdy wszyscy już śpią. Zostawiają za sobą jednohektarowe gospodarstwo z domem, w którym akurat trwa remont, i niewielkim sadem. Ostatnim podmiejskim autobusem jadą dwa kilometry do Dębicy.

Tam: brudna i smutna, jak to wtedy, betonowa stacja. Kasjerki, które prócz sprzedaży biletów o nic nie dbają.

– Teraz widzę, że to była właśnie rzeczywistość, od której chcieliśmy uciec – mówi Krzysztof. – Ile razy chodziło się przecież do kina na film dozwolony od lat 18. „Na pewno masz 18 lat?”, pytali. „Tak, na pewno”, odpowiadaliśmy. Nikt się drugim na serio nie przejmował.

Dziewięć minut po północy z dworca PKP w Dębicy chłopcy odjeżdżają nocnym ekspresem do Warszawy. Na korytarzu nikt nie zwraca uwagi na dwóch nastolatków podróżujących z torbą na ramię (w środku: zapasowe spodnie, po jednym swetrze).

Krzysztof: – Pociąg był pełen poborowych, w przedziałach głośne, pijane towarzystwo. Myślisz, że przechodził jakiś konduktor? Nikt się wtedy dziećmi nie przejmował, dbano tylko o swoje. Potem, już przy terminalu w Świnoujściu, zatrzymał nas pogranicznik. Mówiliśmy, że jedziemy do babci, do Warszawy. Wsadził nas do najbliższej osobówki – byle mieć spokój.

Wysiedliśmy na następnej stacji.

W piątek tuż po siódmej rano chłopcy wysiadają na Centralnym. Nigdy wcześniej nie byli w Warszawie. Idą do baru na galaretkę. Oszczędzają. Z sześciu i pół tysiąca złotych, które wzięli z domu (oszczędności, 4100 zł wyciągnięte z żółtej książeczki SKO dzięki podrobionemu podpisowi rodziców, plus 700 zł za sprzedaż pochłaniacza od maski gazowej), do Szwecji dowiozą cztery.

Krzysztof: – Warszawa... Fotokomórki przy drzwiach na Centralnym, schody ruchome. Jeździliśmy nimi w dół i w górę. Zrobiliśmy sobie wycieczkę na Okęcie, żeby zobaczyć, jak pilnowane są iły, które odlatywały stąd do Ameryki.

Bo „Zachód” – to przecież zawsze były Stany. Worki z mąką, które jako rodzina wielodzietna Zielińscy dostawali w darach z gwiaździstym sztandarem i napisem „Made in USA”. Książki o Winnetou i Indianach. „Poltergeist”, film wyprodukowany przez Spielberga, z samochodami na radyjko, „Gry wojenne” i „Wejście smoka” – ostatni film, jaki w dębickim kinie widział Krzysiek, gdy wieczorem wykradł się z domu – to mieli w głowach. Francja, Niemcy? To była nuda.

– Plan był taki: podejdziemy, zobaczymy – mówi Krzysztof. – Jak się będzie dało, spróbujemy się dostać do samolotu. Może do podwozia? Ale żołnierze pilnowali dokładnie. Stąd decyzja: jedziemy do Świnoujścia. W wakacje był tam kolega. Mówił, że stamtąd odpływają statki do Szwecji.

Po południu chłopcy wsiadają w pociąg nad morze. I znów – nikt nie zwrócił na nich uwagi. Ich rodzice usłuchali prośby synów. Na milicję poszli dopiero w poniedziałek. Funkcjonariusze machnęli ręką. „Wrócą smarkacze, jak im się znudzi”.

Emigranci

Pod podwoziem tira spędzili tylko fragment podróży. Owe „300 mil do nieba” – tak swój film z 1989 r. (luźno oparty na historii Zielińskich) zatytułował reżyser Maciej Dejczer.

Trzysta mil. Taka sama odległość oddziela Libię od Sycylii. Bracia Zielińscy czytają dziś o tym, co się dzieje na południu Europy. Krzysztofa – który w 2009 r. wrócił na stałe do Polski – drażni w naszym kraju coraz więcej: „szaleństwa” (tak mówi) polityków, niechęć do muzułmanów, wolna amerykanka w zasadach zatrudnienia. Występował już w telewizji, opowiadając o swoich doświadczeniach emigranta. Mówił o tym, że trzeba pomagać. Że nie można generalizować, oceniać zbiorowo.

Po 32 latach znów chce wyjechać z Polski. Mówi: – Gdy jesteś młody, nie masz wielu wyobrażeń. Był Zachód, wytwór wyobraźni, lepszy świat. Teraz jest nagonka – że zgnilizna moralna. A wtedy to było najlepsze miejsce na świecie. Co się z nami stało przez ten czas?

Na emigracji – dodaje – są miliony Polaków. Te miliony dobrze wiedzą, że na Zachodzie nie ma żadnej zgnilizny moralnej, tylko ciężka praca. Że za darmo nic się nie dostanie. A od różnorodności nie ma ucieczki.

– Mam tak od zawsze – mówi Krzysztof. – Kiedy byłem mały, w Żyrakowie uciekałem w książki. Szczególnie w zimie, gdy nie trzeba było pomagać rodzicom na zewnątrz, mogłem się rozłożyć z herbatą, przy piecyku. Odkąd znalazłem to słowo w słowniku wyrazów obcych, uważałem się za kosmopolitę. Bo jego definicja brzmiała: „bez granic”.

Dodaje też: – Z domu nie wynieśliśmy żadnej świadomości politycznej. Tak samo jak dziś w wioskach ludzie mają „polityczne pomysły”. Żeby mieć o czym gadać. Prawie wszyscy na Podkarpaciu są przeciw PO. Bo to „liberałowie”. Ale wielu nawet nie wie, co to jest liberalizm.

Sprawy globalne

Adam, inaczej, został w Szwecji. Mieszka tam z żoną, Polką, którą poznał podczas pielgrzymki Jana Pawła II. Czasem, kiedy z kamperem na szwedzkich numerach jedzie na wczasy do ulubionych Włoch, wpada na chwilę do Żyrakowa. Zdarza się, że siadają wtedy razem – on, Krzysiek (jeśli dojedzie z Warszawy), rodzice. O tamtej ucieczce – i czasie, który potem nastąpił, rozmawiają rzadko.

– Dzięki temu, że jest internet, interesuję się wieloma rzeczami: sprawy międzynarodowe, polityka globalna, lotnictwo, wojsko, radary, historia. – mówi. I dopowiada, że w Polsce rzeczy nie toczą się zbyt różowo, bo dyktat Moskwy zastąpił dyktat Berlina i Waszyngtonu. Najlepszy dowód: zdaniem Adama w Polsce polskie są już tylko lasy.

Dodaje jednak: – Kiedy tu trafiłem, do Szwecji przyjeżdżało niewielu imigrantów. Wyglądałem jak Europejczyk, szybko nauczyłem się języka, nie spotkałem się z nietolerancją. Wiem, że trzeba pomagać. Nie lubię tylko obłudy. Mówmy otwartym tekstem, przyznajmy, że wielu z nich przyjeżdża do Europy, bo Zachód rujnuje ich kraje. Po co była wojna w Iraku? Po co teraz są naloty w Syrii? Co zrobiliśmy w Afganistanie?

Kanał

Świnoujście, wieczór. Tory i stacja kolejowa, pas z zielenią i chodnikiem, za nimi zaparkowane tiry. Krzysiek i Adam wybierają taki, który ma najmniejsze koła. Nie wiedzą, dokąd pojedzie. Równie dobrze mogą nim wrócić w głąb kraju.

W filmie „300 mil do nieba” dwóch nastolatków ukrywa się na półce pod naczepą tira. Tak naprawdę żadnej półki nie było.

– Leżeliśmy na osiach – mówi Krzysztof. – Miałem wtedy metr dwadzieścia. Jedna oś na piersiach, druga na brzuchu, trzecia na nogach. Po 26 godzinach jazdy było to bardzo czuć. Gniotło, ciężko było oddychać. Ręce położóne wzdłuż ciała. Głowę, żeby nie opadła, wcisnęliśmy w zwoje miedzianych rurek do kompresora.

W Świnoujściu pies szukający kontrabandy był tamtego dnia chory. Krzysztof twierdzi, że na tzw. kanale, podczas kontroli ciężarówki, pogranicznik dwukrotnie świecił im po oczach latarką. Musiał ich widzieć: – Już mu miałem powiedzieć: „Dzień dobry panu”. Ale żołnierz odszedł.

2 listopada rodzice braci dostają list z ambasady Szwecji w Polsce: „Szanowni Państwo. Synowie Państwa Adam i Krzysztof Zielińscy prosili ambasadę o powiadomienie, że czują się dobrze w Szwecji i żeby się o nich nie niepo- koić”.

20 listopada ucieczkę Zielińskich opisuje gazeta „Arbetet”. Z całego kraju, od Szwedów i Polonii, spływają propozycje pomocy. Solidarnościowa emigracja wykorzystuje spektakularną ucieczkę nastolatków do nagłośnienia polskiej sprawy. Ale rząd w Sztokholmie ma związane ręce – zgodnie z prawem powinien zwrócić nieletnie dzieci polskim władzom. Sądy dwukrotnie odmawiają braciom azylu.

Wtedy znów chłopcom „pomaga” PRL: kiedy sąd w Dębicy zawiesza państwu Zielińskim prawa rodzicielskie nad Krzysztofem i Adamem, chłopcom po powrocie do Polski grozi dom dziecka lub poprawczak. 19 grudnia podczas posiedzenia rządu premier Olof Palme (zamordowany dwa miesiące później) decyduje, że Zielińscy, „z powodów humanitarnych”, mogą zostać w Szwecji.

Ucieczki

Czasem mówią o swojej rodzinie. Po stronie ojca było dziewięcioro dzieci, po stronie mamy – jedenaścioro. Wybierano, kto pójdzie na studia, kto nie. Wyrosło z nich czworo inżynierów, dwóch proboszczów, jedna siostra zakonna. Ale rodzeństwo Krzysztofa i Adama ma już wyższe wykształcenie.

Pytam Adama, dlaczego wymyślił tamtą ucieczkę.

– Chciałem zmienić coś w swoim życiu. Czułem, że nabiera ono jednego toru, takiego samego jak wszystkich innych w okolicy. Technikum, potem praca, biurko w przedsiębiorstwie. Wegetacja. Choć wiem, że moja wizja Zachodu była naiwna.

Pytam Krzysztofa, dokąd teraz chciałby wyjechać z Polski.

– Na południe. Muszą być ryby, owoce morza i dobra pogoda.

W Żyrakowie nie ma już domu, z którego wtedy uciekali. Miejsce przecina teraz autostrada. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2017