Życie i piłka nożna

Sceną jednego z największych sukcesów sportowych w moim życiu było niepozorne betonowe boisko, a raczej przystosowany na potrzeby futbolu parking na warszawskim Mokotowie. Po wielu bezskutecznych, przez całe lata ponawianych próbach, udało mi się podstępem przekonać wybitnych polskich poetów średniego już niestety pokolenia, by o bladym lipcowym świcie, po wielogodzinnym treningu nocnym, wybiec wreszcie - takiej terminologii uparcie się trzymając - na murawę.

14.04.2006

Czyta się kilka minut

Nie było nas wielu, a nawet wręcz przeciwnie. Mdłe oko błękitu dostrzec mogło w nieśmiało zjawiającym się dniu cztery niewyraźne sylwetki. Poeta hermetyczny, jego delikatna żona, liryk podmiejski i ja. Wiedziony nieomylnym instynktem, nabytym przez lata uganiania się za spódniczkami i futbolówką, szybko zmontowałem zespół z żoną hermetyka, która tak skutecznie broniła bramki zrobionej z garażowej bramy, że ja - omijając z subtelną ekwilibrystyką furiackie wślizgi jej męża - mogłem spokojnie oddać się finezyjnym dryblingom, a nawet poważnym rozmyślaniom o rozłączności życia i literatury.

Bo, wyobraźcie sobie państwo, podmiejski, którego język wskazywał bezbłędnie na znajomość życia i podsuwał mi obraz chłopca uganiającego się w dzieciństwie całymi dniami za futbolówką (który to objaw uważam do dziś za nieomylny znak duchowego zdrowia), w futbolu okazał się raczej osobą nieśmiałą i nieporadną. I gdy czwarty raz założyłem mu siatkę, strzelając osiemnastą bramkę, wszystkie wyobrażenia o tym, że literatura ze znajomości życia pochodzi (a dla mnie futbol to życie i odwrotnie) rozwiały się jak poranna mgła na Polach Mokotowskich. A kiedy zaczął - zdyszany - przebąkiwać, że musi zdążyć na poranny autobus, wiedziałem już, że między poezją a życiem miecz leży - jak mówi klasyk - wytopiona przepaść. Jak to, medytowałem mknąc po prawym skrzydle z piłką przyklejoną do nogi, czy można tak śmiałe wiersze pisać, piłki nie umiejąc wykopnąć z własnej połowy? Czy ktoś, kto pracuje w języku, może nie wiedzieć, jak się strzela z woleja? Czy można podbijać językowi bębenka, nie umiejąc podbijać piłki główką?

Tamtego upalnego czerwcowego poranka nie znalazłem na to dramatyczne pytanie odpowiedzi. Poeta podmiejski pojechał szybko do domu, by nadawać swym filigranowym wierszom legendarne szlify i jak najszybciej zapomnieć o egzystencjalnej niewygodzie niewprawnego bramkarza, my z poetą hermetycznym i jego żoną (która - jak to powiadają fachowcy - zachowała czyste konto bramkowe) wróciliśmy do ich domu, gdzie każde z nas oddało się ulubionym zajęciom: ja, wiadomo, życiu, żona poety - gotowaniu kapuśniaku na żeberkach, zaś sam poeta - skrzętnemu uzupełnianiu zbioru słynnych już na cały Mokotów villanelli palindromicznych, których pierwsze litery trzecich linijek skrywały tajemnicę jego oszałamiających podbojów miłosnych od czasów przedszkolnych do dziś.

Po paru latach ta niewinna na pozór sytuacja wróciła z całą mocą, kiedy dowiedziałem się z gazet, że niejaki Wayne Rooney, młoda gwiazda Manchesteru United, podpisał kontrakt z jednym z wydawnictw na napisanie w ciągu najbliższych 12 lat pięciu autobiografii. Ta zachwycająca wiadomość sprawiła, że inaczej już postrzegam niełatwe relacje między literaturą a życiem. Złośliwi i nieznający się na życiu krytycy wytykają angielskiemu napastnikowi, że daleko mu do Winstona Churchilla, któremu do otrzymania literackiej Nagrody Nobla wystarczyła jedna tylko (zgoda, że wielotomowa) autobiografia. Ja jednak odwróciłbym sytuację i powiedział, że nie widziałem, jak sir Winston strzela bramki, widziałem natomiast, co potrafi zrobić z futbolówką Wayne Rooney. Twierdzę bowiem uparcie, że jak na boisku, tak w życiu: ludzie dzielą się na tych, co mkną po skrzydle i tych, którzy puszczają bramki. Pierwsi nie znają podziału na życie i twórczość, drudzy z życiem lekko za własną twórczością zwlekają. Chyba że, co muszę odnotować uczciwie, pisarze - jak nasz podmiejski poeta na przykład - odnajdą swoje życie nie w futbolu wprawdzie, ale w innej, równie ekscytującej dyscyplinie sportowej. Dlaczego jednak znajdują upodobanie w małych piłeczkach, trudno mi na to podchwytliwe pytanie odpowiedzieć.

Uszczypliwości pod adresem Wayne'a Rooneya są całkiem bezzasadne. Oto bowiem niepozorny chłopczyna w czerwonej koszulce, za sprawą podpisanego kontraktu dowodzi nie tylko niemałej roztropności życiowej i filozoficznej (słynne zdanie Rooneya z wywiadu: "kiedy mnie nie pytają, czym jest futbol, wiem; kiedy mnie pytają - nie wiem", zdanie, które świadczy o subtelnej znajomości klasyków autobiografii). Dowodzi bowiem przede wszystkim, że nie istnieje konflikt między życiem a literaturą, który tak wielu pisarzy podaje jako przyczynę załamania się pięknie rozpoczętej kariery. Stare przesądy głoszą, że najpierw trzeba cokolwiek przeżyć, żeby potem o tym pisać. Najpierw trzeba żyć - powiadają nad grobem sędziwi literaci - żeby potem ułożyć autobiografię, na którą zresztą zwykle jest za późno. Wayne Rooney ze śmiałością godną potomka Falstaffa obala ten jałowy stereotyp. Gdyby miał pisać o swoim życiu teraz, nie miałby czasu grać w piłkę, a więc nie miałby powodu do pisania autobiografii. Gdyby cały czas grał w piłkę, nie miałby czasu na pisanie autobiografii, która ma sens tylko wtedy, gdy Rooney biega po boisku. Tę pozorną sprzeczność, która wtedy, o bladym świcie na mokotowskim boisku, wydawała mi się tragicznie nierozwiązywalna, Wayne Rooney rozstrzyga jednym sprytnym chwytem pisarskim i egzystencjalnym. Autobiografia jest możliwa nie wtedy, gdy ktoś już swoje życie przeżył, ale wtedy tylko, gdy ktoś dopiero z niej dowie się coś o swoim życiu. Wayne nie może najpierw żyć, potem pisać, bo wtedy nie wywiązałby się z kontraktu. Nie może też najpierw pisać, potem żyć, bo wtedy nie miałby czasu na treningi.

Więc - zapytajmy wreszcie - co może Wayne Rooney? Otóż Wayne Rooney może za pieniądze otrzymane z kontraktu wynająć do napisania swojej autobiografii murzyna, czy raczej - jak należałoby dziś powiedzieć w trosce o polityczną poprawność - afroamerykanina. To właśnie ten wynajęty pisarz napisze Wayne'owi jego autobiografię, z której ten dowie się, co robił wtedy, gdy jej nie pisał, oczywiście pod warunkiem, że umie czytać. Ten sprytny manewr dowodzi filozoficznej przenikliwości młodego piłkarza, albowiem od czasów psychoanalizy dobrze wiadomo, że tylko Inny może napisać naszą autobiografię.

To genialne w swojej prostocie rozwiązanie należałoby przenieść nie tylko na grunt wspomnień, lecz zastosować je na obszarze literatury jako takiej. Oto poeci oddają się na przykład użytecznym pracom publicznym, przeprowadzając dzieci przez ulice, dokarmiając staruszki albo chore łabędzie, a w cieniu bibliotek powstają zamówione przez nich i przez nich podpisane krótsze lub dłuższe (odpowiednio do stanu majątkowego) namiętne erotyki, ściągające do ich łóżek namiętne studentki polonistyki. Oto prozaicy kończą siódme danie w restauracji Belweder, a w kuchni, przy wspaniałych resztkach, już powstają w ich imieniu porywające opowiadania antykonsumpcyjne. Oto dramaturgowie najnowszej generacji prowadzą pilne działania inwigilacyjne, a za ich plecami panowie w czarnych okularach piszą na mankietach kolejny antydramat.

Takie właśnie rozwiązanie polecam wszystkim pisarzom narzekającym na rozdźwięk między życiem a literaturą. Idźcie, Panie i Panowie, w ślady sprytnego chłopaka z Manchesteru United, który lata sobie za piłeczką, nie wiedząc wcale, że w tym samym momencie pisze swoją własną autobiografię. Taka, powstająca mimochodem literatura bywa czasem literaturą najwyższego rzędu, autorów wbija w dumę niewielkim nakładem sił, czytelnikom zaś może zaoszczędzić kłopotów, które pojawiają się zawsze wtedy, gdy pisarz nie nadąża ze swoim pisaniem za własnym życiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2006