Zmiana

Siedzieliśmy we trzech. W pustym gabinecie. Kartony na podłodze czekały, aż wyniosą je techniczni. Wszystko było niby zwyczajnie.

06.12.2015

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

Tylko dwa kwadraty pośrodku ściany, śnieżnobiałe, biły w oczy. Jeszcze godzinę temu wisiały tam zdjęcia. Na jednym jego żona, na drugim córka.

Teraz zdjęcia leżą na samym wierzchu kartonowego pudła zawalonego szpargałami. Nie chciał zdejmować ich do samego końca. Jakby wierzył, że to nie dzieje się naprawdę. Albo że dwie najważniejsze w jego życiu kobiety mogą mu jakoś pomóc. Odwlec nieuniknione, unieważnić decyzje, które zapadły gdzieś o wiele wyżej.

Korytarz szemrał o tym od dawna. Teraz zapełnił się ludźmi. Życie skoncentrowało się opodal jego gabinetu, przy wejściu do windy. Tą windą przyjedzie nowy i on – stary – będzie musiał wyjść dokładnie tędy. Zatrzaśnie za sobą drzwi, naciśnie „zero” i tyle go będziemy widzieli.

To jednak pasjonujące. Coś powie? Będzie się uśmiechał? Okaże wściekłość? Ludzie lubią emocje, żywią się nimi jak wampiry. Na cmentarzu też. Ksiądz dawno poszedł, grabarze zakończyli swoje dzieło, ale nikt nie chce się rozchodzić. Wszyscy patrzą na wdowę. Co ona zrobi dalej ze sobą. Nie, nie ma to najmniejszego znaczenia. Jednak jest przecież bardzo ciekawe.

Na biurku butelka. Milczymy. Patrzymy, jak światło jarzeniówki załamuje się w brązowym, szlachetnym płynie. Przez tę ciszę słyszymy, że za ścianą bez ustanku bzyczy niszczarka.

O tym, że jego „wice” wrzuca do maszyny „Plany rozwojowe”, dowiemy się dopiero po czasie. Poza naszą świadomością wielkie zamierzenia, rewolucyjne pomysły dotyczące naszej firmy zmieniały się w setki cieniutkich paseczków. A na szczycie tego barachła, w koszu, wylądują kluczyki od służbowego samochodu.

No ale w tej chwili nic o tym nie wiemy. Jesteśmy: my dwaj, on, bzycząca niszczarka i szemrzący korytarz.

Jeszcze niedawno miał urodziny. Nie było sensu robić ich w gabinecie. Patery z przekąskami, tace z wódką i winem trzeba było ulokować w największej sali. Do stołu trudno było się dopchać. A jeszcze trudniej dopchać się do niego samego.

Stali całymi działami. Z bukietami, flaszkami, landszaftami: „To od nas! Od załogi! Od zespołu!”. Głośno, wyraźnie, żeby wiedział od kogo. Gdy już wręczyli, szli na koniec kolejki. Żeby jeszcze raz uścisnąć dłoń, ucałować indywidualnie, od siebie: „Na mnie zawsze, zawsze! Chcę, żebyś pamiętał! I to nie dlatego, że wiesz… wielki naczelnik, ale tak po ludzku. Daj pyska!”.

Szeptali pochlebstwa do ucha. Jakby chcieli, żeby trafiły wprost do mózgu, wbiły się w pamięć. Broń Boże nie przeszły obok, nie rozpłynęły się w gwarze coraz bardziej podchmielonego bankietu.

Kiedy to było?

Patrzymy na niego. Oczy ma wielkie jak spodki. Nie może uwierzyć, że w jego gabinecie, wśród kartonów, pod dwoma białymi kwadratami zebrały się tylko trzy osoby! Ma jeszcze tamte życzenia w uszach? Uwierzył im wtedy? Nie. By uwierzyć, że to wszystko była prawda, jest za mądry. Skąd więc szok?

– To może polać? – złamałem się pierwszy.

Jakby się obudził z solidnego snu.

– Lej, lej!

Nalałem. Szczodrze. Nie musieliśmy patrzeć na butelkę. Zapach mówił, że to nie byle badziewie z monopolowego. To była whisky!

– Pijemy!

– Zdrowie!

– Niech ci się poukłada.

– No!

– Przecież nie ostatni raz, tak?

– Jasne.

Wypił szklankę do dna. Bez pragnienia, bez emocji, mechanicznie. Mogła być tam woda z ogórków, herbata, rozpuszczone złoto. Nie zauważyłby różnicy.

Techniczni przyszli po kartony. Korytarz zaszemrał głośniej. Nadstawił ucha. Wtedy zauważyłem, że siedzi jak na szpilkach. A więc bał się, żeby tamci go tutaj nie zastali. Wolał wyjść przed nimi. Jakby mieli jakiś interes? Niech dzwonią. Spotka się. Ale w mieście, daleko stąd, bez upokorzeń.

Spojrzał na nas. Zrozumieliśmy, że lepiej już iść. W końcu powiedzieliśmy już sobie wszystko. A on nie miał pewności, czy przyszliśmy tu dla niego, czy tylko dlatego, że lubimy whisky. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015