Żeń-szeń w walce z wirusem

Koronawirus SARS-CoV-2 dotarł na Półwysep Koreański. Na Południu jest prawie ponad dwa tysiące chorych i ofiary śmiertelne. Nie wiadomo, co dzieje się na Północy.
z Jeonju (Korea Południowa)

02.03.2020

Czyta się kilka minut

Próba ceremonii zmiany warty przed Pałacem Deoksu, Seoul, 31 stycznia 2020 r. / HEO RAN / REUTERS / FORUM
Próba ceremonii zmiany warty przed Pałacem Deoksu, Seoul, 31 stycznia 2020 r. / HEO RAN / REUTERS / FORUM

Piszę ten tekst w mojej ulubionej kawiarni w mieście Jeonju, która zwykle o tej porze jest pełna. Dziś nie ma nikogo. Kelner skarży się, że odkąd media zaczęły informować o wzrastającej liczbie zachorowań, narasta panika i kto może, omija lokale. Także na ulicach widzi się mniej ludzi. Chińskie dzielnice, znajdujące się w każdym dużym mieście, są właściwie puste. Branża oferująca jedzenie z dostawą do domu nigdy nie miała tak dużych obrotów. Także tradycyjne łaźnie opustoszały. Wiele rodzin nie opuszcza domów.

Powszechna mobilizacja

W historii Korei Południowej było kilka sytuacji, gdy zaangażowanie i solidarność obywateli budziły podziw. Np. gdy w czasie kryzysu walutowego w 1997 r. kraj popadł w dług sięgający 304 mld dolarów, w odpowiedzi na apel rządu o narodową zbiórkę pięć milionów Koreańczyków zdeponowało w bankach swoje oszczędności i kosztowności w złocie, trzymane wcześniej w domach. Zebrana suma kilkakrotnie przekroczyła wartość długu i kraj spłacił go w całości.

Również dziś obywatele masowo się angażują i stosują do apeli władz. Choć ich skuteczność jest dyskusyjna, wszyscy na ulicy noszą maseczki. Grupa studentów opracowała aplikację pokazującą na bieżąco miejsca, gdzie odnotowano przypadki zarażenia. Mieszkańcy drogą pantoflową przekazują sobie nawet informacje, w których sklepach zarażeni robili zakupy.

Rząd prezydenta Moon Jae-ina robi wiele, by ograniczyć epidemię. Kraj nie wpuszcza Chińczyków z prowincji Hubei, a wszystkie biura podróży odwołały wycieczki do Chin. W ciągu kilku dni od chwili, gdy odnotowano pierwszy przypadek infekcji, na ulicach, dworcach, w urzędach i prywatnych restauracjach pojawiły się plakaty (po koreańsku, angielsku i chińsku) informujące o działaniach prewencyjnych, wraz z telefonem pierwszego kontaktu, gdyby ktoś odnotował u siebie niepokojące objawy. Miejsca publiczne są regularnie odkażane. Rząd prowadzi akcję rozdawania żeli dezynfekujących; trafiły też do ulicznych sprzedawców. W dzielnicach, gdzie wykryto wirusa, zapobiegawczo zamyka się przedszkola, siłownie czy baseny. Prezydenckim samolotem ewakuowano koreańskich uczestników feralnego rejsu wycieczkowca „Diamond Princess”, na którym wybuchła epidemia. W Seulu zabroniono publicznych zgromadzeń.


Czytaj także: Wirus paniki i zdrowy rozsądek - raport "Tygodnika"


Jednak nie zapobiegło to rozprzestrzenieniu się choroby. Do piątku 28 lutego odnotowano już ponad 2300 zidentyfikowanych chorych (najwięcej poza Chinami) i 13 ofiar śmiertelnych. Szerokim echem odbiły się doniesienia ze stolicy południowokoreańskiego konserwatyzmu, miasta Daegu, gdzie większość chorych okazała się związana z sektą Shincheonji: kontrowersyjną grupą religijną, której lider Lee Man-hee uważany jest przez wyznawców za nowego Chrystusa.

Za kulisami dyktatury

O ile w demokratycznej Korei Południowej informacji o wirusie jest aż nadmiar, o tyle nie wiadomo, jak pod względem zachorowań i zgonów wygląda sytuacja w komunistycznej Korei Północnej. Po wprowadzeniu ostatnich sankcji kraj mierzy się dziś z najgorszą sytuacją ekonomiczną od lat. Epidemia mogłaby być dla niego katastrofalna.

Ponieważ dyktatura Kim Dzong-una konsekwentnie nie publikuje statystyk i także teraz milczy o sytuacji zdrowotnej, rodzi to, jak zwykle, liczne medialne sensacje o wątpliwej wartości. Najbardziej nośną ostatnio była ta o rozstrzelaniu pewnego urzędnika, który lekceważąc procedurę kwarantanny miał odwiedzić łaźnię publiczną (powieliły ją również niektóre polskie portale). Jej źródłem była południowokoreańska gazeta „­Dong-a Ilbo”, nie słynąca z rzetelności, która powołała się na swojego informatora na Północy. Ale żaden z głównych portali poświęconych informacjom z KRLD jej nie potwierdził.

Śledząc działania władz Północy widać jednak, że albo sytuacja jest poważna, albo reżim bardzo boi się skutków wirusa – ogłoszono już bowiem stan wyjątkowy. Turyści, dyplomaci i biznesmeni (w tym Chińczycy z obywatelstwem KRLD) poddawani są aż 30-dniowej kwarantannie, a granica z Chinami została szczelnie zamknięta. Liczba połączeń lotniczych z zagranicą została radykalnie zmniejszona, pociągi całkiem przestały jeździć poza granice KRLD. Ruch wewnątrz kraju, i tak niewielki, został jeszcze bardziej ograniczony. Szkoły zamknięto na miesiąc. Partyjna gazeta „Rodong Sinmun” poucza, by członkowie rodziny jedli posiłki oddzielnie (tradycyjnie w Korei wszyscy dzielą się jedzeniem, nakładając z tych samych miseczek), oraz żeby na ulicy zachować odstęp co najmniej półtora metra od innych przechodniów. W wielu miejscach pracy, wzorem Południa, rozdano maseczki. Prowadzone są też treningi, jak wykorzystywać koreańską medycynę naturalną, by się chronić.

Nic nie wiadomo natomiast o współpracy chińsko-północnokoreańskiej w sprawie wirusa, choć 1 lutego Kim Dzong-un wysłał prezydentowi Xi Jinpingowi list z kondolencjami i deklaracją, że jest gotów udzielić mu pomocy. Wiadomo za to, że w chińskich prowincjach sąsiadujących z KRLD odnotowano już kilkaset zachorowań. Najwięcej w Hei­longjiang, gdzie potwierdzono 470 chorych i 12 zgonów (dane z 19 lutego).

Z powodu zagrożenia wirusem odwołano też defiladę z okazji Dnia Armii 8 lutego. Wprawdzie nie jest to najważniejsze święto wojskowe, jednak reżim rzadko rezygnuje z militarnego spektaklu. Nie mógł natomiast odwołać obchodów Dnia Świecącej Gwiazdy: urodzin Kim Dzong-ila (16 lutego), nieżyjącego ojca obecnie panującego. To drugie co do wielkości święto w KRLD, po urodzinach Kim Ir Sena. W tym roku obchodzono je z najmniejszą jak dotąd pompą, w obecności ledwie garstki zagranicznych dyplomatów.

Działania władz Północy mogą jeszcze bardziej obciążyć i tak słabą gospodarkę. To jednak zapewne mniejsze zło wobec perspektywy epidemii. Jean H. Lee, była korespondentka Associated Press w Korei Północnej, w ostatnich 10 latach odwiedziła liczne szpitale w kraju. Relacjonowała, że brakowało w nich bieżącej wody, ogrzewania, a nawet środków do dezynfekowania rąk. Leczenie polegało na podawaniu pacjentom tradycyjnych leków ziołowych na bazie żeń-szenia. Dodając do tego ciągłe braki prądu, można zakładać, że system nie sprostałby epidemii, która w lepiej zorganizowanych i bogatych krajach spędza sen z powiek rządzącym.

Zagrożenie także polityczne

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uspokaja, że mimo gwałtownego wzrostu liczby infekcji w Korei Południowej, sytuacja jest tu pod kontrolą. Ostatecznie kraj ma środki i wykwalifikowany personel. Świat tak bardzo skupiony jest na koronawirusie, że niemal nie zauważono informacji o skazaniu byłego prezydenta Lee Myung-baka (rządził w latach ­2008-13) na 17 lat więzienia za korupcję. Część tutejszych komentatorów odczytuje to jako polityczną zemstę obecnie rządzących.

Natomiast ekonomiczne straty z powodu działań antywirusowych mogą być znaczące. Według Hyundai Economic Research Institute wzrost PKB będzie niższy nawet o 0,2 punktu procentowego. Ciężko oszacować, jak duże będą straty spowodowane oczekiwanym spadkiem liczby turystów – (gdy w 2019 r. Południe odwiedziło w tym celu prawie 6 mln Chińczyków). Cała branża jest zaniepokojona. Boom przeżywają jedynie firmy produkujące środki sanitarne, których produkty kupowane są najchętniej online.

Można się spodziewać, że Południe zaproponuje Północy pomoc humanitarną – w duchu polityki, jaką chciałaby prowadzić obecna administracja Moon Jae-ina. Jednak międzynarodowe ograniczenia nałożone na dyktaturę blokują możliwości współpracy. KRLD pozostaje wszystkim jednym z najbiedniejszych krajów Azji. Izolacjonizm razem z sankcjami może przynieść tragiczne rezultaty. Obecnie oficjalny dialog między obiema stronami nie jest prowadzony, a działalność biura łączniksowego w Kaesong zawieszono na czas nieokreślony.

Istnieją obawy, że władze Północy mogą wykorzystać nasiloną teraz izolację kraju, by ponownie zintensyfikować lęki obywateli przed zewnętrznym światem i po cichu w pełni powrócić do projektów zbrojeniowych, na czele z nuklearnym. Koronawirus jest nie tylko zagrożeniem zdrowotnym, ale też politycznym. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020