Żeby tylko chciało się chcieć

Wielkie emocje, towarzyszące zwykle spotkaniom przywódców najbogatszych państw świata, rozgrzały i tym razem.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Alterglobaliści palili auta, wybijali szyby, krzyczeli i bili się z policją. Ekonomiści z przekąsem i zjadliwie komentowali decyzje zapadłe na szczycie grupy G-20 w Toronto, że są niedostateczne i zbyt miękkie. A politycy po kilku dniach obrad za wielkim murem otoczonym kordonem policji rozjechali się do swoich państw w przekonaniu, iż pokonali kolejną rafę na drodze do stabilizacji gospodarczej świata. Pomijając malkontentów czy ideowych marzycieli, w Toronto naprawdę stało się coś ważnego. Bogaty świat stwierdził, że trzeba zrobić kolejny krok w uzdrawianiu globalnej gospodarki ugodzonej przez finansowy kryzys. Pomoc państwowa się skończy, finanse publiczne muszą wrócić do równowagi, inaczej reanimacja się nie uda. Oczywiście poszczególne regiony świata (np. Unia Europejska) już wcześniej same zaordynowały sobie nowe lekarstwo. Ale w świecie połączonym, globalnym efekty są lepsze, gdy wszyscy znają i podążają tą samą drogą, nawet jeśli nie w tym samym tempie.

Na zakończonym właśnie szczycie G-20 ustalono więc, że terapia wymaga teraz obniżenia o połowę deficytów budżetowych. Deficyty jak otłuszczone brzuchy nie pozwalają gospodarkom biec szybciej. Ustalono datę odchudzania - do 2013 roku. Trzy lata dłużej ma trwać ograniczanie deficytów finansów publicznych. Nie uzgodniono jednak sankcji dla tych, którym się to nie uda, kręcą nosami ekonomiści. Jedno jest pewne: bogaty świat zaczyna oszczędzać. Nie ma innej możliwości, by zadłużenie spadło. Obecny rachityczny wzrost gospodarczy nie pozostawia nadziei - bez cięć wydatków nie uda się zaoszczędzić.

Zaproponowana terapia nie jest jednak szokowa. Gwałtowne zmiany mogłyby jeszcze bardziej ograniczyć tempo wzrostu. Tego najbardziej boją się Amerykanie. Za to Europejczycy już wiedzą za sprawą Grecji, że zbyt duży deficyt potrafi zgilotynować rozwój gospodarczy. Może też prowadzić do kolejnego nieszczęścia, czyli wysokiej inflacji, niszczącej wartość pieniądza.

Smakiem obeszli się ci, którzy liczyli na bezpardonowe rozliczenie się państw z bankami, instytucjami finansowymi obwinianymi za wywołanie kryzysu. Postulat globalnego podatku płaconego przez banki nie zyskał akceptacji w Toronto. Decyzje w tej sprawie pozostawiono poszczególnym krajom. Skandynawska lekcja uczy, że taki podatek skutecznie wygania kapitał. A kapitał w świecie pokryzysowym to skarb. Problem, jak odzyskać publiczne pieniądze od banków ratowanych przed upadkiem, pozostaje nierozwiązany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka ekonomiczna, pracuje w Polskiej Agencji Prasowej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010