Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Basista Zbigniew Wegehaupt to bodaj najsłynniejszy polski wirtuoz drugiego planu. Od 30 lat grywa z najlepszymi, by wymienić tylko Janusza Muniaka, Zbigniewa Namysłowskiego, Stanisława Soykę i Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Album "Wege" jest jego drugą - po "Sake" z 1984 r. - autorską propozycją. Na krążku znalazło się osiem kompozycji, w których jednak próżno szukać wirtuozowskich fajerwerków basisty, jego wyraźnej dominacji. Podobnie jak na innych płytach, również i tym razem artysta oddaje pole swoim partnerom - Jerzemu Małkowi (trąbka), Marcinowi Maseckiemu (fortepian) i Sebastianowi Frankiewiczowi (perkusja). Gra subtelnie, z wyczuciem dojrzałego, wytrawnego aktora specjalizującego się w epizodach.
Płyta, choć obfitująca w momenty piękne, refleksyjne ("Ma?ana"), ale i naładowane pozytywną energią (znakomita otwierająca "Zambuko", zróżnicowane, miejscami dowcipne "Satoko") oraz brawurą ("Dziewczyna lipcowa"), jest nagraniem dość osobliwym. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że jest ono jedynie częściowym zapisem dźwięków przez Wegehaupta wypracowanych. Większość kompozycji stanowi zgrzebnie skonstruowany konglomerat pomysłów własnych z elementami improwizatorskich idiomów i dźwiękowych emblematów, zasłyszanych niegdyś od frontmanów.
Krążek może więc być godnym polecenia, swoistym brzmieniowym pamiętnikiem basisty, który przez 30 lat tworzył dźwiękowy background najlepszym i obecnie swoje wspomnienia upublicznia. A te wiążą się m.in. z Tomaszem Stańką i fascynacją twórczością Milesa Davisa. W przywoływaniu kolejnych tuzów światowego jazzu Zbigniewowi Wegehauptowi dzielnie wtórują trębacz, pianista i perkusista. Warto posłuchać, z jakim wdziękiem to robią.