Zbawcy z odzysku

Sarkozy czy Juppé? Kto wygra we Francji listopadowe prawybory prawicy, ten będzie faworytem w walce o prezydenturę wiosną 2017 r. W kampanii największe emocje wywołuje kwestia imigracji.

07.11.2016

Czyta się kilka minut

Namioty imigrantów przy paryskiej stacji metra Stalingrad – jedno z wielu miejsc we francuskiej stolicy, gdzie mieszkają przybysze ze zlikwidowanego obozu w Calais, 3 listopada 2016 r. / Fot. Lionel Bonaventure / AFP / EAST NEWS
Namioty imigrantów przy paryskiej stacji metra Stalingrad – jedno z wielu miejsc we francuskiej stolicy, gdzie mieszkają przybysze ze zlikwidowanego obozu w Calais, 3 listopada 2016 r. / Fot. Lionel Bonaventure / AFP / EAST NEWS

Co prawda Francja to nie USA, a wybory prezydenckie nad Sekwaną odbędą się dopiero za pół roku, ale trudno nie zauważyć pokrewieństw między wyścigiem prezydenckim w obu krajach. Począwszy od tego, że i tu, i tu główna prawicowa formacja nosi tę samą nazwę: Republikanie. We Francji przemianowano tak w 2015 r. założoną kilkanaście lat wcześniej Unię na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP).

Sztab Nicolasa Sarkozy’ego – obecnie jednego z republikańskich pretendentów do Pałacu Elizejskiego, a wcześniej prezydenta, w latach 2007-12 – nie kryje fascynacji „efektem Trumpa”. Regionalny dziennik „Sud Ouest” pisze, że „Sarko” (jak go nazywają media), choć „daleki od ekscesów i wulgarności Trumpa”, inspiruje się kampanią Amerykanina. Stosując sprawdzony chwyt, przedstawia się jako „kandydat ludu”, toczący samotną walkę z „zepsutymi elitami”.

Stacje telewizyjne dopatrzyły się nawet, że swoją gestykulacją były prezydent imituje Trumpa. I jak ten ostatni, nie stroni od tricków pod publikę. W czasie jednego z wieców na północy kraju, zakłóconego przez manifestantów z Gabonu, zawołał do słuchaczy: „Tu jest Francja, a nie Gabon! Jak chcecie wrócić do Gabonu, droga wolna, dalej!”. Odpowiedział mu aplauz sympatyków.

Ale na tym podobieństwo Sarkozy’ego do Trumpa się kończy – nawet jeśli, ogólnie rzecz biorąc, dla polityków francuskiej prawicy polityczną pożywką jest strach przed imigrantami, tak jak dla kandydata Republikanów w USA. Kwestia to tym bardziej gorąca, że francuskie prawybory na prawicy zbiegają się z likwidacją „dżungli” w Calais – czego skutkiem jest rozlokowanie w całym kraju imigrantów, którzy dotąd koczowali w slumsach nad Kanałem La Manche.

Kto ma więcej „trupów”?

W prawyborach prawicy, które odbędą się w dwóch turach, 20 i 27 listopada, startuje siedmioro kandydatów, w tym jako jedyna kobieta Nathalie Kosciusko-Morizet, odległa potomkini rodu Kościuszków. Ale, jak wskazują sondaże, realna walka sprowadza się do pojedynku między „Sarko” i Alainem Juppé – byłym premierem, człowiekiem Jacques’a Chiraca.

Obaj pretendenci to starzy wyjadacze. Sarkozy próbuje wrócić na szczyty władzy po latach niepowodzeń. Nie będzie to łatwe, gdyż będąc prezydentem, jak bodaj nikt przed nim podzielił rodaków. Jednym imponował nadaktywnością i błyskawiczną reakcją na wydarzenia (zwano go „hiperprezydentem”). Inni nie trawili megalomanii i upodobania do luksusu. Ważniejsze wydaje się jednak, że większość Francuzów rozczarował bilans rządów Sarkozy’ego: marazm gospodarczy i rosnące bezrobocie, a w końcu – dryfowanie w stronę skrajnej prawicy pod względem retoryki antyimigracyjnej.

Wszystko to przyczyniło się do tego, że w 2012 r. Francuzi pokazali Sarkozy’emu czerwoną kartkę, wybierając socjalistę Fran- çois Hollande’a. Po przegranej „Sarko” ogłosił, że odchodzi na emeryturę. Zajął się jeżdżeniem po świecie i dawaniem suto opłacanych wykładów. Ale po 2,5 roku wrócił do polityki – w aureoli „zbawcy” własnej partii i wszystkich Francuzów.

Czy ma szansę odzyskać zaufanie rodaków? To mało prawdopodobne. Tym bardziej że – jak mówi się nad Sekwaną – ma niemało „trupów w szafie”. Od momentu opuszczenia Pałacu Elizejskiego, gdy utracił immunitet, za Sarkozym wloką się podejrzenia o charakterze korupcyjnym. Największe to tzw. afera Bygmaliona (od nazwy agencji PR): zarzut nielegalnego finansowania kampanii prezydenckiej Sarkozy’ego z 2012 r.

Dochodzenie wykazało ponad wszelką wątpliwość, że firma Bygmalion wystawiała fałszywe faktury, aby ukryć przekroczenie dopuszczalnego poziomu finansowania dla działań sztabu Sarkozy’ego. Były szef państwa broni się, że nic o tym nie wiedział. Dotąd nie został skazany, ale groźba wyroku nie przestaje nad nim ciążyć. Podobnie jak inna afera go kompromitująca: ciągnąca się sprawa podejrzeń o próbę zakulisowego wpływania na decyzje sądów we własnej sprawie i oferowania za to korzyści majątkowych. I tutaj werdykt nie zapadł, lecz postępowanie sądowe trwa.

Kandydat z „czyśćca”

No i pojawił się jeszcze jeden problem. Dawna prawa ręka Sarkozy’ego, a dziś jego śmiertelny wróg Patrick Buisson opublikował właśnie książkę pt. „Sprawa ludu”, pełną oskarżeń wobec byłego prezydenta.

Buisson twierdzi, że „Sarko” to mistrz cynizmu, że np. jako minister spraw wewnętrznych w 2006 r. świadomie przymknął oczy na antyrządowe zamieszki grup młodzieżowych, aby podkopać pozycję swego konkurenta, premiera Dominique’a de Villepina. Buisson zarzuca też Sarkozy’emu wyjątkową hipokryzję, twierdząc, że t en, na przekór swoim deklaracjom, między dwiema turami prezydenckimi w 2007 r. potajemnie zabiegał o poparcie skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Choć większość tych rewelacji trudno zweryfikować, książka może przyczynić się do pogrążenia Sarkozy’ego.

Najwierniejsi „sarkozyści” ripostują, że 71-letni Alain Juppé – niegdyś premier (w latach 1995-97, za prezydentury Chiraca) i dwukrotny szef dyplomacji – ma na koncie cięższe grzechy od ich idola. Przypominają, że 12 lat temu sąd skazał Juppégo na ponad rok więzienia w zawieszeniu i roczny zakaz startowania w wyborach za nepotyzm.

Powodem było fikcyjne zatrudnianie w paryskim Ratuszu na przełomie lat 80. i 90. XX wieku działaczy centroprawicowej, nieistniejącej już partii RPR. Za sprawę odpowiadał politycznie ówczesny mer Paryża, Chirac, ale on nie poniósł wówczas odpowiedzialności karnej, bo podczas procesu chronił go immunitet prezydencki. Jak się uważa, Juppé – lojalny wobec swojego patrona – postanowił wziąć na siebie całą winę. Ceną był nie tylko sądowy wyrok, ale też kilkuletnia banicja w Québecu. Minąć musiało parę lat, zanim były premier wyszedł z „czyśćca” – dzięki wyborowi na mera Bordeaux.

Kiedy wypomina się mu ten czarny okres, Juppé odbija piłeczkę w stronę Sarkozy’ego. „Lepiej mieć sądową przeszłość niż przyszłość” – ripostuje. Albo powiada, że Francuzi już mu „wybaczyli”, skoro powierzyli mu rządy w znanej metropolii na południu kraju.

Z imigracją w tle

Trudno o bardziej odmienne temperamenty niż Sarkozy i Juppé. Pierwszy – wybuchowy, nadpobudliwy, wulkan energii. Drugi – opanowany, zdystansowany, urodzony dyplomata, nieco sztywny. Szeryf kontra technokrata, choleryk naprzeciw flegmatyka.

W kwestiach gospodarczych programy obu kandydatów są zbliżone: opowiadają się za pewną wersją liberalizmu. Chodzi im zwłaszcza o rozluźnienie obowiązującego wciąż we Francji 35-godzinnego tygodnia pracy – ewenementu na skalę europejską, bronionego zażarcie przez rodzime związki zawodowe. Obaj chcą też łatać deficyt budżetowy drogą cięć, m.in. w polityce socjalnej, postulując również obniżenie zasiłków dla bezrobotnych.

Natomiast Sarkozy i Juppé różnią się wyraźnie, gdy idzie o podejście do polityki imigracyjnej i różnorodności kulturowej. Juppé podkreśla, że jest „dumny”, iż jego kraj jest tradycyjnie ziemią przyjazną uchodźcom, i chce tę tradycję podtrzymać. Deklaruje przy tym, że rozwiązania problemu fali migracyjnej z Bliskiego Wschodu i Afryki trzeba szukać przede wszystkim na poziomie Unii Europejskiej – przez uszczelnianie jej granic zewnętrznych. Juppé waży słowa, by nie wrzucać do jednego worka problemu terroryzmu islamskiego i samej religii. Choć na mityngu w Strasburgu zaznaczył, że francuscy muzułmanie muszą „znaleźć sposób na uzgodnienie swojej religii z wartościami Republiki”.

Inaczej „Sarko”, który często dolewa oliwy do ognia. Odwoływał się nieraz do strachu przed imigrantami z krajów islamskich. W trakcie kampanii zażądał np. zakazania noszenia islamskich chust – hidżabów – na uniwersytetach. W tej chwili są one zabronione tylko w szkołach publicznych. „Jeśli to się nie stanie, za 10 lat wszystkie młode muzułmanki w naszym kraju będą musiały nosić chusty” – przestrzega.

Sarkozy domaga się też ogłoszenia w 2017 r. dwóch referendów, w których Francuzi mieliby wypowiedzieć się na temat kontroli imigracji i walki z terroryzmem. Żąda, aby w drodze powszechnego głosowania pozwolić na „prewencyjne” – czyli bez nakazu sądowego – więzienie w ośrodkach internowania wszystkich osób „potencjalnie groźnych dla bezpieczeństwa państwa” (osoby takie są odnotowane w oficjalnym tzw. „katalogu S”, od security).

Okrzyknięty przez prasę „francuskim Guantanamo”, pomysł ten wymierzony jest w osoby powiązane z radykalnym islamem (ich liczbę we Francji szacuje się aż na 10 tys.). Propozycja wywołała burzę i liczne protesty, krytycy powołują się na wolność jednostki. Jednak można przewidzieć, że pod wpływem ciągłego zagrożenia atakami terrorystycznymi we Francji ten i podobne pomysły wrócą w dalszym toku kampanii prezydenckiej.

Wszystko, byle nie Le Pen

Stawka listopadowego głosowania prawyborczego wśród Republikanów jest niebagatelna. Jak twierdzi Christophe Barbier, znany komentator i redaktor naczelny tygodnika „L’Express”, „to właśnie 20 i 27 listopada rozegra się prawdziwy bój o prezydenta, bardziej nawet niż 23 kwietnia i 7 maja 2017 r.”, kiedy to odbędzie się pierwsza i druga tura wyborów prezydenckich.

Dlaczego? To prosta kalkulacja: według sondaży rządzący socjaliści nie mają szansy wprowadzić swojego kandydata do drugiej tury. Niezależnie od tego, czy będzie ich reprezentował obecny prezydent Hollande (jego poparcie oscyluje między 5 a 15 proc.), czy równie mało popularny premier Manuel Valls. Niespodziankę mógłby zgotować młody i ambitny Emmanuel Macron – były już minister gospodarki – cieszący się uznaniem zarówno wśród lewicy, jak i prawicy. Ale on wciąż nie ogłosił, czy będzie kandydował.

Tymczasem niemal murowane miejsce w drugiej turze ma Marine Le Pen, przewodnicząca skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. Tak więc z nią właśnie zmierzyłby się kandydat Republikanów. A biorąc pod uwagę – co wielce prawdopodobne – że w decydującym starciu powstałby wspólny „front” republikańsko-centrowo-lewicowy przeciw Frontowi Narodowemu, kandydat Republikanów, jako umiarkowanej prawicy, wygraną miałby w kieszeni.

Jak na razie sondaże przed prawyborami na prawicy dają Juppému znaczną przewagę nad Sarkozym, ale walka w drugiej turze może być zacięta.

Wielką zagadką pozostaje też, ilu wyborców weźmie udział w głosowaniu. Prawybory są bowiem otwarte dla wszystkich Francuzów – wystarczy, że podpiszą deklarację, iż utożsamiają się z wartościami prawicowymi. Zatem do urn pójść może nawet kilka milionów ludzi – i to być może o rozmaitych poglądach.

Trudno przy tym uwolnić się od historycznych skojarzeń. Zwolennicy Sarko- zy’ego lubią go porównywać do Napoleona. Nie tylko z racji niskiego wzrostu, ale też przypisywanego mu geniuszu przywódczego. Jeśli ta analogia ma sens, to czy – powiedzą złośliwi – prawybory nie okażą się dla „Sarko” tym, czym stało się Waterloo dla cesarza, gdy usiłował wrócić z politycznego wygnania? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2016