Zatopione miasto

W niewielkiej zatoczce leżała na pół zatopiona łódź. Niewielka, drewniana, dziurawa, zapomniana przez właściciela, osiadła na płyciźnie.

16.10.2016

Czyta się kilka minut

Woda zawsze była tu przezroczysta, więc widać było każdą wręgę, każdy słój na drewnianych burtach. Wszyscy ją mijali. Musieli, bo jezioro obejmowało miasto, a dookoła wody prowadziła piękna spacerowa alejka. Jezioro było punktem odniesienia, czymś, co tłumaczyło rzeczywistość.

Starsi mieszkańcy, „pionierzy”, często opowiadali w domu, przy kolacji albo na jakiejś akademii, co zastali po przyjeździe. W ich opowieściach przeplatały się pustka i cisza. Pociąg hamował wśród zimowej zadymki. Widać było ciągnące się po horyzont zgliszcza, nad którymi górowała kościelna wieża, zmasakrowana przez artyleryjski pocisk. Smród niedawno przeszłej wojny i ciemność. Wszystko, co było dziełem człowieka, zniszczone, zdeformowane.

Ale było jeszcze jezioro, nadzwyczajnie piękne, jakby z innego niż ludzki, lepszego świata. Jego taflę było widać z okien pociągu – być może tylko dlatego ktoś chciał wysiąść, spróbować tutaj nowego życia. Jezioro było ważne – szczególnie dla tych, co tu przybywali. Zostawili przecież swoje domy gdzieś daleko na wschodzie. Tam lasy ciągną się nieprzerwanie, a w lasach ukryte są wodne tafle. W pogodną noc odbija się w nich księżyc, coś tam śpiewa, tańczy, kusi… Idę o zakład, że każdy, kto wysiadł, zdecydował się tu zostać, znał balladę o Świtezi na pamięć. Szukał po prostu nowej Świtezi, reszta była mniej ważna.

I dla nas: tych, którzy urodzili się już tutaj, jezioro było osią, wokół której kręcił się świat. A zatopiona łódź była jednym z najciekawszych i najbardziej tajemniczych elementów tego świata. Skoro taka łódź tu leży, to co jeszcze musi kryć się w głębinach? Okręty? Może i czołgi, a nawet całe armie? Tamci wycofywali się na pewno najkrótszą drogą na zachód. Wtedy spadły bomby, załamał się lód. Zapomniani spoczęli na dnie na dziesięciolecia. Wystarczy pochylić się nad wodą, cierpliwie patrzeć, może fale same odkryją tajemnicę?

Wyobraźnia zmieniała łódź w galeon z hiszpańskiej złotej armady, a spokojną płaszczyznę jeziora – w Nil, kryjący starożytny Herakleion, zalany przez klątwę dawnych bogów. Zatopione miasto – ze swoim wojskiem, budynkami, mieszkańcami – żyło więc gdzieś obok, ale za każdym razem przypominało nam o swoim istnieniu.

Pytanie „skąd jesteś?” zawsze napełniało nas niepokojem, pachniało smutkiem. Bo niby jesteśmy stąd, tuśmy się urodzili i jesteśmy jak najbardziej u siebie. Nie ma dla nas innego „stąd”, ale przecież jest też dalsza część tej opowieści. Nasze „stąd” zaczyna się niedawno – od tego, gdy dziadkowie, pionierzy, wysiedli z pociągu. A przecież ktoś był tu przed nami. Inni mieli tu swoje cmentarze, ryli miłosne wyznania w parkowych drzewach. To oni postawili kościół, w którym się modlimy.

To tkwiło nam w świadomości. Jednak przez dziesięciolecia staraliśmy się nie mówić o „innych”. Nie zauważać ich obecności. Dziadkowie, bo ich „prawdziwe domy” zostały gdzieś daleko, rodzice, bo „i tak było tu tylko morze ruin”, my, „bo to prehistoria”. Ich cmentarze podupadały (czasem na powierzchnię wychodziły żółte, wypolerowane przez czas kości), ich pomniki przerabialiśmy na swoje – to było łatwe. Ale „inni” nie dawali o sobie zapomnieć. To napis na studzience kanalizacyjnej, to porcelanowy bibelot znaleziony u babci, to poczerniała belka w murze pruskim w starej, ocalałej nie wiadomo jakim cudem kamienicy. Zawsze coś wychodziło na wierzch.

Niedawno odwiedziłem swoje miasto. Miałem spotkanie z czytelnikami: profesorowie z liceum, koledzy ze szkoły, panie z biblioteki – mnóstwo osób, którym winien jestem wdzięczność. W pewnej chwili ktoś zapytał mnie o młodość, którą spędziłem w naszym miasteczku.

Opowiadałem o szkole, książkach, nauczycielach. Jednak w głowie przesuwały mi się kolejne obrazy. „Film” zatrzymał się na tej starej drewnianej łodzi, która kiedyś leżała w zatoczce jeziora. Przypomniałem sobie „zatopione miasto”.

Nazajutrz sprawdziłem: łodzi już nie ma w dawnym miejscu. Nic dziwnego, tyle lat! Zgniła sobie pewnie spokojnie, a jej szczątki zakopały się w piasku. Za to w mieście zmieniło się wszystko. Czas wiele uleczył. W bibliotece widziałem piękne zdjęcia domów, które tu stały, zanim my tu przyszliśmy. „Tamto” stało się tematem normalnych rozmów. „Ich” historia powróciła, wzbudziła naszą ciekawość. Nagle chcemy wiedzieć wszystko o „innych”, patrzeć im w oczy, choć one już zawsze będą miały kolor sepii.
Zatopione miasto zaczęło wyłaniać się z głębin. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016