Zatańczyć na pogrzebie

W Ghanie pogrzeb to wielka celebracja życia. Żałobnicy, niczym weselnicy w Polsce, nie szczędzą pieniędzy na stroje, fryzury oraz prezenty dla bliskich zmarłego. Rytmy bębnów i muzyki porywają do często kilkudniowych tańców. Bo pogrzeb to największe święto zmarłego i całej społeczności.

25.10.2011

Czyta się kilka minut

Bębniarz na pogrzebie kobiety z plemienia Konkomba w Jema, środkowa Ghana / fot. Anna Niedźwiedź /
Bębniarz na pogrzebie kobiety z plemienia Konkomba w Jema, środkowa Ghana / fot. Anna Niedźwiedź /

Pogrzebów nie da się tu nie zauważyć. Przydrożne billboardy w stolicy Ghany - Akrze - reklamują rozmaite usługi bankowe i ubezpieczenia, które mają umożliwić organizację wielodniowych, wystawnych oraz oczywiście kosztownych obrzędów pochówkowych i pogrzebowych. W każdy weekend charakterystycznie ubrani żałobnicy przewijają się przez ulice miast i miasteczek oraz tłoczą się w rozklekotanych busikach, tzw. trotro - najtańszej i najpopularniejszej tu formie transportu publicznego. Wystawne kobiece suknie konkurują z paradnymi męskimi strojami - płachtą kosztownego materiału udrapowaną wokół ciała - oraz z okolicznościowymi T-shirtami z portretem zmarłego i napisem: "Call to Glory!".

W wioskach centralny plac przez całą sobotę i niedzielę bywa zajęty ustawionymi w olbrzymi czworobok plastikowymi krzesłami. Osłonę przed prażącym słońcem zapewniają specjalnie wynajmowane baldachimy albo proste zadaszenia z drewna i trzciny. Pogrzeb słychać z bardzo daleka. Rytmiczne uderzenia bębnów przeplatają się z odtwarzanymi na olbrzymich głośnikach dźwiękami muzyki high-life. Pogrzebowy "wodzirej" krzyczy do mikrofonu, zapowiadając kolejnych gości i informując o wysokości przekazanych przez nich datków.

Pogrzeb przez lata

Pierwsza rada, którą otrzymałam, rozpoczynając badania w Ghanie, brzmiała: "Jeżeli chcesz poznać naszą kulturę, musisz pojechać na pogrzeb". Szybko się okazało, że obyczaje pogrzebowe pochłaniają olbrzymią część życia i energii Ghańczyków. Świetnie też pokazują, jak zmienia się sytuacja ghańskiego społeczeństwa. Olbrzymia mozaika kulturowa, etniczna, religijna, językowa odbija się również w bogactwie tradycji pochówkowych i pogrzebowych. W Ghanie różne plemiona kultywują swoje lokalne obyczaje związane z pożegnaniem zmarłego i silnym - także wśród chrześcijan i muzułmanów - kultem przodków. Zmarły - zwłaszcza taki, który odszedł dopełniwszy swego życia w starszym wieku, pozostawiając licznych potomków, i którego śmierć starsi rodu w czasie specjalnej narady po pochówku ciała określą mianem "dobrej śmierci" - przechodzi do świata przodków, którzy tworzą drugą i równie realną jak ziemska rodzinę, mającą wpływ na pomyślność pozostałych przy życiu.

W Ghanie rozróżnia się pochówek i pogrzeb. Tradycyjnie ten pierwszy musiał być - ze względu na gorący, tropikalny klimat - odprawiony bardzo szybko po śmierci. Natomiast pogrzeb - wielodniowa uroczystość z udziałem całej wielopokoleniowej rodziny, wymagająca sporych pieniędzy i przygotowań - bywa rozciągnięty w czasie, składa się z kilku faz i może oficjalnie zakończyć się nawet kilka lat po pochówku ciała.

W Jema - małym miasteczku w środkowej Ghanie, które było moją bazą w czasie badań etnograficznych - brałam kiedyś udział w "pogrzebie" kobiety z plemienia Konkomba. Zmarła ona podczas wizyty w swej rodzinnej wiosce na północy. Tam też od razu została pochowana. Jednak jej małżonek i dzieci mieszkający w Jema - a zatem kilkaset kilometrów na południe od rodzinnych stron - gdy otrzymali wiadomość o śmierci kobiety, w kilkanaście dni po pochówku zorganizowali wielki, obejmujący dwa dni tańców pogrzeb, na który przybyli wszyscy Konkomba mieszkający w Jema i okolicy. Z kolei mój asystent terenowy wywodzący się z plemienia Frafra ciągle przygotowywał się do uroczystego pogrzebu swoich rodziców, którzy pochowani zostali już kilka lat wcześniej w ich rodzinnej miejscowości przy granicy z Burkina Faso.

Jednak coraz częściej - zwłaszcza wśród dominujących na południu i w środkowej Ghanie ludów Akan - łączy się pochówek ciała z najbardziej rozbudowaną i uroczystą częścią pogrzebu, trwającą z reguły kilka dni. Rodziny zaraz po śmierci bliskiego przyjmują pierwszych odwiedzających, z którymi wspólnie zasiadają w obrębie zagrody. Niejednokrotnie urządza się tzw. celebrację "jednego tygodnia" (przypadającą w tydzień po śmierci), ale ciało zmarłego umieszcza się na ten czas w kostnicy. Tam spoczywa ono - jak mówią Ghańczycy: "w lodówce" - nawet przez kilka miesięcy.

W międzyczasie poszczególni członkowie klanu przystępują do misternej organizacji uroczystości pogrzebowych: od druku pamiątkowych książeczek i ulotek oraz zamówienia trumny, poprzez wynajęcie plastikowych krzeseł, ozdobnych baldachimów, ekipy wideo i cateringu, aż po zatrudnienie wizażystki. Ta ma się zająć ciałem, dostarczeniem łóżka i ozdobnej pościeli, w której nieboszczyk, nierzadko za życia pozbawiony takich luksusów, ma spocząć podczas czuwania przy zwłokach.

Czuwanie, w zawczasu ogłoszonym terminie, odbywa się najczęściej w nocy z piątku na sobotę. Z reguły odsłonięcie udekorowanego i przybranego odświętnie ciała dokonuje się nocą lub w bardzo wczesnych godzinach porannych w sobotę, kiedy jest jeszcze całkiem ciemno. Czuwanie i wystawienie zwłok na widok publiczny bezpośrednio poprzedza pochówek, po którym następują dwudniowe uroczystości pogrzebowe zakończone spotkaniem starszych rodu. Ostatecznie pogrzeb kończy kolejna celebracja: "jednego roku".

Świętowanie wspólnoty

Mawia się, że w Afryce człowiek nigdy nie jest sam. Badacze opisujący "tradycyjną filozofię afrykańską" wskazują na pojmowanie tam człowieka nie tyle jako osobnej jednostki, co raczej jako wypadkowej dynamicznych relacji i rozmaitych związków: z Bogiem/bogami, kosmosem, siłami natury, duchami, przodkami, a przede wszystkim z innymi ludźmi. Człowiek żyje dzięki relacjom i poprzez spotkania. Definiuje się jako członek obszernej rodziny i klanu, mieszkaniec lokalnej społeczności, członek grupy wyznaniowej i rozmaitych mniej czy bardziej formalnych organizacji, które nierzadko pełnią funkcje rodziny zastępczej. Posiadanie, budowanie i podtrzymywanie relacji to jedna z najwyżej cenionych wartości.

Stąd tak ważne są rytualnie celebrowane afrykańskie powitania, wymiany pozdrowień, dotyk, a wręcz masowanie i pieszczenie dłoni w czasie powitalnego uścisku, a wreszcie nagminnie wykonywane "kurtuazyjne" rozmowy przez telefony komórkowe, podczas których nie przekazuje się żadnych ważnych wiadomości, jedynie wymienia się tradycyjne pozdrowienia.

Taka forma budowania i celebracji relacji między ludźmi była jedną z pierwszych i ważniejszych lekcji, które musiałam tam przyswoić. Długie, rozciągnięte w czasie powitania, te same w kółko powtarzane formuły oraz kilkakrotnie wykonywane te same gesty nie są "stratą czasu", ale jego jak najpełniejszym i doskonałym wypełnieniem.

Podobnie jak wielokrotne i powtarzane przez okres kilku tygodni odwiedzanie rodziny, w której ktoś umarł, wspólne zasiadanie na kilkanaście minut w kręgu na podwórzu domostwa, dzielenie pieśni czy modlitwy, a potem asystowanie przy pochówku oraz udział w pogrzebowych tańcach. Odczytuje się to wszystko jako wyraz wspólnoty i jej aktywne praktykowanie.

Już wejście na "teren pogrzebowy" odsłania wagę wspólnotowych znaczeń. Przestrzeń zaaranżowana w formie zwartego kręgu otwiera się dla przybysza tylko po dopełnieniu rytuału powitania. Każda nowo przybywająca grupa jest głośno anonsowana (co istotne: zawsze na pogrzeb przybywa się w towarzystwie: jako członek rodziny, grupy przyjaciół, wspólnoty religijnej, stowarzyszenia itp.; trudno sobie wyobrazić, aby ktoś mógł przyjść na pogrzeb po prostu sam). Wchodząc do kręgu siedzących żałobników, nowo przybyli postępują szpalerem od prawej do lewej strony i wymieniają rytualne uściski dłoni ze wszystkimi zasiadającymi w pierwszym rzędzie. Dopiero po tej pierwszej wymianie uścisków (w przypadku dużych pogrzebów - nawet z kilkuset osobami) zostają usadzeni na wolnych krzesłach w kręgu żałobników. Teraz przedstawiciele rodziny zmarłego wstają ze swoich miejsc i wymieniają uściski dłoni z pozostałymi siedzącymi żałobnikami, w szczególności uwzględniając nowo przybyłych. Taki rytuał powtarza się w czasie kilku dni pogrzebu wielokrotnie, gdyż konfiguracja żałobników siedzących w kręgu jest płynna. Gdy jedne grupy odchodzą (uprzednio prosząc rodzinę zmarłego o "pozwolenie na drogę"), pojawiają się nowe, które trzeba przywitać i usadzić w granicach "terenu pogrzebowego".

Doświadczenie ciała

Wśród ludów Akan pogrzeb zdominowany jest przez trzy kolory: czerwień, czerń i biel. Symbolicznie przywołują one różne żywioły i elementy tworzące istotę ludzką. Żałobnicy, poprzez zmieniane w czasie przebiegu pogrzebu stroje, budują relację z wędrującym do zaświatów zmarłym, a równocześnie tworzą więzi z poszczególnymi grupami biorących udział w pogrzebie. Z reguły czerwono-czarne stroje dominują w początkowej fazie obrzędów. W dzień po pochówku dominuje kolor biały z czarnymi elementami.

Członkowie rodu zmarłego bardzo często pojawiają się w identycznych strojach uszytych z wykonanego na zamówienie materiału z tzw. wzorami Adinkra. Graficzne znaki Adinkra, tradycyjnie odbijane na tkaninach przy pomocy techniki batikowej (a dziś najczęściej drukowane fabrycznie), symbolizują przysłowia, które przez stulecia funkcjonowały wśród Aszantów i innych ludów Akan. Używane na pogrzebach materiały często odwołują się do wyobrażeń o wędrówce kra, czyli "duszy" (w języku twi kra jest jednym z elementów duchowych człowieka, danym każdemu przez Boga w chwili narodzin), którą przedstawia jeden z symboli Adinkra zatytułowany: "każdy wspina się na drabinę śmierci". Albo przywołują powiedzenia odnoszące się do Nyame (Boga), które dziś chętnie adaptują chrześcijańscy Ghańczycy jako wyraz ich podwójnej: afrykańskiej i chrześcijańskiej tożsamości.

Przybyszowi z zewnątrz pogrzeby w Ghanie jawią się jako zaskakująco wesołe. Przebiegają w atmosferze wielkiego festynu, a niekiedy wręcz szalonej zabawy, do której wkradają się nawet zachowania i tańce obsceniczne, a z pewnością dalekie od "powagi chwili", która jest tak wymagana na pogrzebach zachodnich. Zdarzyło mi się być świadkiem szalonych skoków wykonywanych na świeżo zasypywanym grobie, którym towarzyszyły głośne przekomarzania i salwy śmiechu, a żałobnicy obrzucali się nawzajem sypaną na grób ziemią. Droga na cmentarz z ciałem, a potem powrót z cmentarza najczęściej odbywają się niemalże biegiem, w tanecznym rytmie wybijanym na bębnach lub wygrywanym przez zespół instrumentów dętych. To wówczas, jeżeli istniało podejrzenie o zaangażowanie czarów w śmierć zmarłego, niesiona na ramionach żałobników trumna może zmusić ich do zboczenia z prostej drogi, by wskazać osobę odpowiedzialną za czary.

W zasadzie wszystkie fazy pogrzebu są bardzo głośne, wręcz hałaśliwe. Różne rodzaje muzyki i dźwięków nakładają się na siebie, tworząc istną kakofonię. Na bardziej wystawnych pogrzebach wynajmuje się ambulans, który zawozi trumnę na cmentarz na sygnale, a biegnący dookoła karetki tłum żałobników głośno zawodzi, śpiewa pieśni, klaszcze i tańczy zgodnie z rytmem bębnów. Etnografowie często wskazywali na rytualne dla różnych kultur znaczenie hałasu, który w sytuacjach i przestrzeniach granicznych ma ochraniać ludzi i odstraszać szczególnie wówczas aktywne "zło". Ponadto bombardowanie zmysłów potężnymi bodźcami wzmaga intensywność doznań i ułatwia wejście w stany transowe - w czasie pogrzebu pożądane, bo otwierające na doświadczenie innej, granicznej i niecodziennej rzeczywistości.

Udział w uroczystościach pogrzebowych jest męczący i wiąże się z intensywnym doświadczeniem własnego ciała. Aby zdążyć na czuwanie przy zwłokach, trzeba wstać w środku nocy, gdy chłodne jeszcze powietrze dreszczem przebiega po plecach. Potem długą część dnia spędza się, siedząc w rosnącym upale oraz tańcząc w żarze słońca i tumanach wzbijanego przez stopy kurzu.

Trumna w kształcie mercedesa

Nocne wystawienie ciała zmarłego jest jednym z bardziej poruszających momentów. Atmosferę festynu przyćmiewają wówczas głośne krzyki i lamenty bliskich zmarłego, którzy wielokrotnie okrążają łóżko z wyeksponowanym, odświętnie ubranym ciałem. Z ciemności nocy napływają kolejni goście, którzy zostają usadzeni w pogrzebowym kręgu i po kolei zapraszani do okrążania wystawionych na widok publiczny zwłok. Muzycy rozkładają instrumenty, z głośników coraz głośniej płyną przeboje high-life, a kamerzysta przenosi się ze swoimi lampami do pokoju, w którym wystawione jest ciało, by sfilmować najbardziej dramatyczne krzyki i "rozmowy" bliskich ze zmarłym. Ci nie tylko żegnają członka rodu, ale też przekazują najnowsze informacje z życia rodziny, a nawet proszą nowego przodka o interwencję z zaświatów w rodzinne sprawy.

Wizualna forma prezentacji ciała jest bardzo ważna. Na jednym z pogrzebów ubrany w garnitur, kapelusz, rękawiczki i czarne okulary nieboszczyk został ustawiony w pozycji pionowej, przy mównicy, z otwartą Biblią w dłoniach. Wygląd i kolorystyka trumny też miewają znaczenie. Kosztowne i bardziej wyszukane trumny prezentuje się w widocznym miejscu, otoczone czerwonymi i czarnymi balonikami oraz migającymi lampkami.

Na przedmieściach Akry rozwinęła się tradycja chowania zmarłych w tzw. "fantazyjnych trumnach". Formą nawiązują one do profesji albo biografii zmarłego. Mogą przybierać kształt olbrzymiej butelki coca-coli, mercedesa, banana, samolotu odrzutowego czy też ryby.

Nie brak takich, według których współczesne ghańskie pogrzeby i rozwijający się wokół nich "przemysł pogrzebowy" przybierają formę zgubnej aberracji, która zniekształca dawne tradycje. Sami Ghańczycy, którzy coraz częściej popadają w długi spowodowane organizacją pogrzebów, przyznają, że upodobanie do wystawnej celebracji bywa kłopotliwe. Z krytyką występują również niektórzy intelektualiści i Kościoły. Kilka miesięcy temu jeden z katolickich biskupów zabronił kapłanom swojej diecezji prowadzenia katolickiej części pochówku, jeżeli ciało zmarłego przebywało "w lodówce" dłużej niż trzy tygodnie.

Jednak to właśnie pogrzeby stały się najbardziej charakterystycznym elementem współczesnej zmieniającej się kultury ghańskiej i formą wyrażania oraz przeżywania tożsamości. Także dla Ghańczyków żyjących w diasporze, którzy w wielu miejscach świata słyną z celebrowania "wesołych styp".

Dr ANNA NIEDŹWIEDŹ jest etnologiem i antropologiem kulturowym, pracuje na UJ, a obecnie wykłada na University of Rochester w ramach stypendium Skalny Center. Zajmuje się antropologią religii i antropologią wizualną. W latach 2009-11 w centralnej części Ghany prowadziła badania terenowe nad popularnym katolicyzmem (część badań w ramach grantu MNiSW).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2011