Zapomniany wiek XX

Judt i Snyder uciekają od wygodnych klisz, konfrontują obiegowe opinie z konkretem, osadzają idee w kontekście. A wszystko po to, by odzyskać historię XX wieku – utopioną w publicznej pamięci.

03.05.2013

Czyta się kilka minut

Od lewej: Timothy Snyder i Tony Judt / Fot. Z lewej: Karolina Sekuła / TYGODNIK POWSZECHNY, z prawej: James Leynse / CORBIS
Od lewej: Timothy Snyder i Tony Judt / Fot. Z lewej: Karolina Sekuła / TYGODNIK POWSZECHNY, z prawej: James Leynse / CORBIS

Kiedy Timothy Snyder zaproponował mu przygotowanie tomu rozmów o historii idei politycznych minionego wieku, Tony Judt już ciężko chorował. Rozpoczynając pracę nad książką w styczniu 2009 r., mógł jeszcze chodzić, ale po upływie pół roku był niemal całkowicie sparaliżowany. „Na tym etapie właściwie mógł już tylko poruszać głową, oczami i robić użytek ze strun głosowych. Na potrzeby tej książki to wystarczało” – wspomina Timothy Snyder w przedmowie. Rozmówcy nie uzgadniali wcześniej tematów, nie dyskutowali w asyście sztabu współpracowników sprawdzających nazwiska, tytuły, daty. Polegali całkowicie na swojej pamięci, podpartej wzajemną ciekawością.

„Rozważania o wieku XX” łatwo czytać jak imponujący, spisywany gorączkowo testament. Byłaby to jednak pobieżna lektura. Wielu czytelników pamięta zapewne szkic Tony’ego Judta zatytułowany „Noc”, który ukazał się w tomie esejów „Pensjonat pamięci” (Czarne 2011). To przejmujące świadectwo człowieka uwięzionego we własnym, całkowicie unieruchomionym ciele, który nocą powraca do myśli, wrażeń, lektur, pieczołowicie budując z nich pałac w zakamarkach swoich wspomnień. „Rozważania o wieku XX” udostępniają zwiedzającym część tego gmachu. Zgromadzono tu nie tylko wspomnienia rodzinne, ale przede wszystkim imponującą kolekcję refleksji na temat dziejów Europy i USA ostatnich stu lat. Historia XX wieku jest w tych rozmowach przeżywana, nawet jeśli żaden z rozmówców nie doświadczył bezpośrednio najbardziej surowych jej wyroków.

Niezależnie od tego, czy mowa o „czerwonym” Wiedniu w okresie międzywojennym, czy o ekskluzywnych kurortach na Long Island, gdzie tuż po rozpoczęciu wojny w Iraku spotyka się polityczna i gospodarcza śmietanka USA, w opisie, analizach, wnioskach wyciąganych przez obu historyków erudycja spotyka się z pasją. XX wiek to dla Judta i Snydera nie tylko przedmiot badań, ale sprawa życia i śmierci. Pod tym względem ich książka przypomina swoje wielkie poprzedniczki – rozmowy Čapka z Masarykiem i Miłosza z Watem.

W przedmowie Snyder deklaruje: „Nie myślałem o tych przykładach, kiedy zaproponowałem Tony’emu książkę mówioną, nie uważam się też za Čapka czy Miłosza. Jako specjalista od Europy Wschodniej, który przeczytał wiele takich książek, po prostu uznałem za oczywiste, że z takiej rozmowy może zrodzić się coś ważnego i trwałego”. W czasach, kiedy nauka jest w coraz większym stopniu ogarnięta obsesją wskaźników cytowań, a intelektualistów coraz bardziej zastępują zawodowi komentatorzy, mało kto uznaje to za oczywiste.

„Rozważania o wieku XX” są przypomnieniem, że polityka i historia mogą być przedmiotem nie tylko prac naukowych czy kolejnych raportów przygotowywanych przez think tanki, ale tematem dyskusji prowadzonej z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależała przyszłość świata. Niewykluczone, że zależy.


MAŁE KŁAMSTWA INTELEKTUALISTÓW


W recenzji z „Rozważań...” Francis Fukuyama napisał: „Dziś na szczęście nie żyjemy w świecie, w którym idee można było przekładać na monstrualne programy transformacji społeczeństw, a bycie intelektualistą często oznaczało współudział w ogromnych zbrodniach”. Dla Fukuyamy minione stulecie to memento zbrodni, do których może posunąć się człowiek w szczególnych okolicznościach. Trzeba o nim pamiętać, by groza nigdy nie powróciła, ale zasadniczo stanowi zamknięty rozdział. Trudno o bardziej chybioną interpretację rozmów Snydera z Judtem. Być może zbrodnie, do których przykładają dziś rękę intelektualiści, są mniejsze, ale tworzone przez nich idee nadal inspirują programy przekształcania świata.

Nie przypadkiem rozdział poświęcony powołaniu intelektualisty, zatytułowany „Wiek odpowiedzialności: amerykański moralista”, rozpoczyna się od dyskusji na temat sprawy Dreyfusa, a kulminację rozważań stanowi pełna pasji krytyka interwencji w Iraku. Kluczowe pytanie brzmi, jak doszło do tego, że zamiast po prostu bronić prawdy, intelektualiści zaczęli występować w imieniu wielkich abstrakcji lub „autentyczności” jednostkowego doświadczenia?

„W pewnym sensie przeciwnik Dreyfusa jest wzorem dwudziestowiecznego intelektualisty w tej samej mierze co jego zwolennik. Kogoś w rodzaju pisarza Maurice’a Barrèsa nie interesowały fakty na temat sprawy Dreyfusa, ale jej znaczenie. (...) To rozdwojenie osobowości towarzyszyło nam przez całe stulecie” – stwierdza Judt. Dla obrońcy wyidealizowanej idei jednomyślnego narodu nie jest ważne, czy oskarżony o zdradę kapitan armii francuskiej żydowskiego pochodzenia jest faktycznie winien. Istotne jest to, że oskarżenie pozwala scementować wspólnotę narodową, a podważenie zarzutów oznacza wątpliwości i podziały. Krótko mówiąc, wielka prawda wymaga małych kłamstw.

Kiedy rozmowa schodzi na temat Iraku, Snyder mówi: „decydujące – odwołam się tu do analogii ze sprawą Dreyfusa – było to, że amerykańskie państwo, szykując się do wojny, posłużyło się różnymi kłamstwami. Na przykład tym, że reżim iracki miał coś wspólnego z atakami z 11 września lub że Irak jest o krok od stworzenia broni atomowej. Kłamano rozmyślnie, żeby przygotować ludzi na wojnę” i dodaje nieco później: „jedną z przyczyn, że Irak nie stał się globalną sprawą Dreyfusa, był brak zainteresowania Ameryki prawdą jako taką”.

Optymista w rodzaju Fukuyamy odpowie zapewne, że różnica z wiekiem XX polega na tym, iż krytyków interwencji irackiej nie brakowało i nikt ich nie uciszał siłą. Problem w tym, że większość z nich nie dostrzegała „mechanizmu Barrèsa”, wedle którego działała spora część administracji prezydenta George’a W. Busha. Wiara w abstrakcyjnie pojmowaną demokrację kazała kłamać w całkiem konkretnej sprawie broni masowego rażenia. Choć owej wierze mogła towarzyszyć całkiem przyziemna chęć napełnienia kieszeni amerykańskim koncernom i zmiany układu sił na Bliskim Wschodzie, nie czyniło ją to wcale mniej autentyczną. Ostatecznie, jak pisał swego czasu neokonserwatysta William Kristol: „Stany Zjednoczone to jedyny kraj, którego interes narodowy jest zgodny z interesem ludzkości”.

Tymczasem większość krytyków z upodobaniem wskazywała na ukryte motywy interwencji irackiej. Chodziło nie o prawdę, ale o demistyfikację. „To jeden z negatywnych skutków lat sześćdziesiątych – utrata wiary w prawdę jako wystarczającą przeciwwagę dla kłamstw. Nie wystarczy powiedzieć, że ktoś nie mówi prawdy. Trzeba powiedzieć, że kłamie, ponieważ ma powiązania z firmą produkującą broń. Albo kłamie, ponieważ jego cele polityczne są zależne od lobby syjonistycznego, kłamie, gdyż ma ukryte zamiary. A zatem problem nie polega na tym, że kłamie – wszyscy kłamią. Problem polega na tym, że kłamie z niewłaściwych powodów” – stwierdza Tony Judt.

Podtrzymujący oszczerstwa pod adresem Dreyfusa w imię jedności narodowej we Francji i powtarzający plotki o broni masowego rażenia w Iraku w imię promowania demokracji wierzą w swoje prawdy i są gotowi kłamać w ich imieniu. Krytykujący ich mistrzowie „hermeneutyki podejrzeń” – lewicowi dekonstrukcjoniści i prawicowi piewcy interesu narodowego – nie wierzą, że w ogóle istnieje coś takiego jak obiektywna prawda. Osaczona z jednej strony przez wielkie abstrakcje, z drugiej przez pragnienie autentyczności, prawda intelektualistów w rodzaju Emile’a Zoli nie ma w XXI wieku szczególnie mocnej pozycji.


STULECIE PLANISTÓW I DEREGULATORÓW


„XX wiek niekoniecznie był taki, jak nas uczono. Nie był, a w każdym razie nie tylko, wielką batalią pomiędzy demokracją a faszyzmem, komunizmem a faszyzmem, lewicą a prawicą, wolnością a totalitaryzmem. Moim zdaniem przez większą część wieku toczyliśmy mniej lub bardziej jawne debaty o znaczeniu państwa” – mówi Tony Judt w ostatnim rozdziale pod znamiennym tytułem „Banalność dobra: socjaldemokrata”. Chociaż rozmówcy poświęcają wiele miejsca marksizmowi, zbrodniom Stalina i Hitlera, znaczeniu Holokaustu dla polityki i historii, to obsesyjnie wracają do jednego tematu – pytania o to, czy i kiedy państwo może interweniować w gospodarkę. Zaglądają za fasadę, na której wielkimi literami wypisano hasła „tyrania i wolność”. Starają się odkryć mechanizmy społeczno-historycznej maszynerii, która pchnęła wielkie masy w objęcia zbrodniczych planistów oraz wyjaśnić przyczyny, dla których równie liczne zastępy uwierzyły następnie, że jedynym ratunkiem przed zniewoleniem jest pozostawienie ekonomii grze sił rynkowych.

W pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, o czym przypominają Judt i Snyder, pomysły na planowanie gospodarcze nie były wyłącznie domeną bolszewików i faszystów. Niejednokrotnie jego elementy wprowadzano w obrębie systemu kapitalistycznego, jak chociażby w Polsce w postaci Planu Czteroletniego z 1936 r. Kluczowe jednak okazało się austriackie. Nie dlatego, że powtórzono je w innych krajach albo zakończyło się sukcesem porównywalnym ze skandynawskim, ale z uwagi na krytykę, do której sprowokowało Friedricha Hayeka. To owa krytyka stała się w ostatnich dziesięcioleciach podstawą modelu gospodarczego wprowadzanego przez Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, opartego na całkowitej liberalizacji, który usiłowano zaaplikować niemal na całym świecie.

Jak pokazują Judt i Snyder, ów wzorzec zrodził się w bardzo specyficznym kontekście historycznym. W latach 20. rządzący w Wiedniu socjaldemokraci prowadzili szeroko zakrojone planowanie miejskie. Na potęgę budowali gmachy użyteczności publicznej i domy dla wiedeńskiej klasy pracującej. Po konserwatywnym zamachu stanu z 1934 r. chrześcijańscy socjaliści wcale nie zrezygnowali z interwencji państwowych, lecz wprowadzili program korporatyzmu społecznego.

Judt i Snyder przekonują, że dla Hayeka nie było większej różnicy między tymi różnymi rodzajami interwencjonizmu. Istotne było to, że kraj z odgórnie sterowaną gospodarką wpadł w łapy Hitlera. Ta sekwencja wydarzeń skłoniła austriackiego ekonomistę do postawienia tezy rozwiniętej w jego najsłynniejszej pracy „Droga do zniewolenia”. Judt kwituje ją złośliwie: „Hayek nie pozostawia tu wątpliwości: jeśli rozpoczniesz od dowolnej polityki społecznej – kierowania jednostkami, opodatkowania na cele społeczne, nadzorowania rezultatów relacji rynkowych – skończy się to Hitlerem. Nie tylko socjaldemokratycznymi projektami mieszkaniowymi czy prawicowymi subsydiami dla »uczciwych« winiarzy, ale Hitlerem”.

To ekonomiczne reductio ad Hitlerum zostało z powodzeniem użyte do krytyki wszelkich form interwencjonizmu państwowego. Tymczasem Austria lat 30. wprawdzie regulowała relacje między pracownikami a pracodawcami, ale prowadziła, jak wskazuje Timothy Snyder: „do bólu konwencjonalną i surową politykę fiskalną i monetarną”. Nie zwiększała długu publicznego, tylko zgromadziła pokaźne rezerwy walutowe, które uczyniły ją jeszcze bardziej łakomym kąskiem dla Hitlera.

Ze szczególnych okoliczności – i to w dodatku błędnie zinterpretowanych – wywiedziono zatem w XX wieku naukę, która odbija się szerokim echem w XXI stuleciu, choćby w postaci kryzysowych planów oszczędnościowych. Zbrodnie nazizmu i bolszewizmu łatwiej uznać za koszmary należące już na szczęście do przeszłości – ich skala jest tak wielka, że pamięć stara się zamknąć je w pomnikach i oficjalnych, publicznych rytuałach. Jednak spór o rolę państwa w życiu społecznym i gospodarczym jest wciąż jak najbardziej żywy i nie da się go zneutralizować przez rytualne upamiętnianie.


PRZECIWKO PAMIĘCI PUBLICZNEJ


We wstępie do zbioru swoich esejów „Zapomniany wiek dwudziesty” Tony Judt pisał: „Dwudziesty wiek jest (...) na prostej drodze, by stać się moralistycznym pałacem pamięci, użyteczną pedagogicznie komnatą potworności, której eksponaty oznaczone są etykietkami »Monachium« lub »Pearl Harbor«, »Auschwitz« lub »Gułag«, »Armenia« lub »Bośnia« albo »Rwanda«”. Obawa przed zamknięciem minionego stulecia w pieczołowicie opisanych gablotach napędza również jego rozmowy ze Snyderem. Przytaczanie dziesiątek nazwisk, szczegółów, anegdot to nie wyłącznie popisy erudycji wybitnych historyków. Chodzi o to, by uciec od wygodnych klisz, skonfrontować obiegowe opinie z konkretem, osadzić idee w kontekście. A wszystko po to, by odzyskać historię XX wieku.

Wydawać by się mogło, że to pełne okrucieństw stulecie nie potrzebuje, by odzyskiwać jego historię. Celebrujemy przecież rocznice kolejnych powstań, wybuchów wojen, akcji deportacyjnych i egzekucji. Zarazem jednak robimy to tak, jakby nie były już naszą sprawą, jakbyśmy wiedzieli lepiej od poprzednich pokoleń i mogli mieć pewność, że nie powtórzymy ich błędów. Ten paradoksalny proces amnezji przez upamiętnianie jest możliwy, gdyż poza dotychczasową opozycją pomiędzy pamięcią a historią pojawiła się jeszcze trzecia kategoria – pamięć publiczna.

O ile pamięć, jak mówi Timothy Snyder, posługuje się pierwszą osobą, to historia wypowiada się w drugiej lub trzeciej. Pamięć nie istnieje bez świadków, historia trwa w książkach. Pierwsza jest osobista, druga dąży do tego, by stać się uniwersalną. Świadomość tych różnic pozwala utrzymać równowagę między przeżywaniem dziejów a refleksją na ich temat. Historia bez pamięci bywa bezduszna, pamięć bez historii często okazuje się krótkowzroczna.

Tymczasem w XXI wiek wkroczył pochód pamięci publicznej. Jak mówi Tony Judt, „pamięć publiczna to wcielona, kolektywna pierwsza osoba liczby mnogiej: »pamiętamy« (...) Skutkuje to wybrakowanymi ujęciami pamięci zbiorowej, a kiedy zabraknie tych, którzy pamiętali, te ujęcia zastępują pamięć i stają się historią”. W miejsce dziejów łączących subiektywne doświadczenia świadków z refleksją nad wieloma perspektywami pojawiają się kolektywne monolity, zbiorowa niby-pamięć.

Ucieleśnieniem tego rodzaju pamięci publicznej jest Mémorial w Caen, muzeum upamiętniające wojny toczone przez Francję w XX wieku. „Mémorial sięga po sztuczki, posługuje się wybiegami i stosuje technologiczne nowinki, aby pomóc odwiedzającemu przywołać to, co, jak sądzi, wie na temat II wojny światowej. Jeśli nie masz jakichś wspomnień, które mogłyby wesprzeć twoje doświadczenie jako zwiedzającego, Mémorial jest całkowicie niezrozumiały. Daje atmosferę, to odwiedzający jest odpowiedzialny za historię” – opowiada Judt.

„Rozważania o wieku XX” są całkowitym przeciwieństwem Mémorialu. Pierwsza osoba używana jest tu wyłącznie w liczbie pojedynczej, a odtwarzanie atmosfery epoki nigdy nie zastępuje refleksji historycznej. Z nowoczesnego, pełnego multimediów muzeum wychodzi się jak z kina. Po lekturze rozmów Snydera z Judtem XX wiek zostaje w czytelniku. 


Tony Judt i Timothy Snyder „Rozważania o wieku XX”, Rebis, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013