Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nikt nie chce otwarcie wyjścia z Unii Europejskiej – ono nam tak po prostu „wyjdzie”, podobnie jak kiedyś Brexit przydarzył się niechcący Davidowi Cameronowi. Różni gracze, powodowani względami partyjnej taktyki, stawiają niezależnie od siebie kroki prowadzące w tę samą, coraz węższą drogę bez powrotu. Tego lata kontury tej drogi stały się już całkiem wyraziste.
Krok pierwszy, oczywisty: niewykonanie orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie wstrzymania wycinki w Puszczy Białowieskiej. To precedensowe zuchwalstwo, tym bardziej zadziwiające, że osobom spoza zaklętego kręgu władzy trudno dociec, dlaczego tak się stało w kwestii, którą nawet ważny doradca prezesa PiS ds. relacji z Zachodem nazwał ostatnio „poboczną w skali kraju”.
Samo prawne wykroczenie to za mało, by bić na trwogę, Unia jest przecież organizmem umiejącym negocjować aż do bólu, a jej istotnym graczom zależy na podtrzymaniu relacji z Warszawą. Chyba że zrobi się wszystko, aby ich zrazić. Temu chyba tylko służy świeżo odkurzona sprawa reparacji wojennych: znając skuteczność obecnej ekipy odpowiedzialnej za kontakty ze światem, Polska nie dostanie nawet centa z urojonych pięciu bilionów. Zresztą sposób, w jaki się do tego zabrano, wskazuje, że tak naprawdę nie chodzi o pieniądze.
A o co chodzi? O utwardzenie elektoratu, wykreowanie łatwego wroga w okresie po przesileniu z prezydenckim wetem? Rozładowanie antyniemieckich fobii paru starszych panów? Pokolenie niewyrosłe jeszcze z przeżywania przygód załogi czołgu Rudy 102 trzyma w szachu młodszą część Polaków, dla których Niemcy są bramą dla Unii, czyli pracy, stypendiów i rynków zbytu. Oraz najważniejszą przeciwwagą dla tych krajów unijnych, które z wielką chęcią pozbyłyby się nas z tego grona. Mieliśmy w ostatnim ćwierćwieczu wielkie szczęście, iż w dobrze pojętym interesie Berlina leżało wsparcie naszej obecności w UE – dawało to jedyną rękojmię naszej podmiotowości wobec coraz silniejszej Moskwy. W imię czego nasze państwo chce teraz tę interesowną życzliwość ukrócić?
Tymczasem inne puste gesty psują resztki dobrych relacji z partnerami niezbędnymi do prowadzenia przytomnej polityki wschodniej. Pomysł, by w nowych paszportach umieścić wizerunki wileńskiej Ostrej Bramy i lwowskiego Cmentarza Orląt, jest prowokacją, która niczego nam jako wspólnocie nie da – oba te miejsca są bowiem znane, zaopiekowane i czczone w polskiej pamięci zbiorowej. Od niedawna na lwowskim cmentarzu nieopodal Orląt zaczęto chować Ukraińców poległych w obecnej wojnie z Rosjanami. Trudno o lepszą praktykę powolnego pojednania w miejscu i tak z natury zapalnym. Jak mówi Wołodymyr Wiatrowycz, szef ukraińskiego IPN, pomysł polskiego MSW szybko może odświeżyć status tego miejsca jako symbolu wzajemnej wrogości, którym było przez dziesięciolecia.
Tyle szkodliwych czynów w tak krótkim czasie. Krąg Jarosława Kaczyńskiego radośnie pogania nas ku Polexitowi i w ramiona Rosji – z pychy, mylnie lokowanych ambicji, przez serię przypadków, która za sto lat będzie wyglądała jak metodycznie rozpisane samobójstwo. ©℗