Zakładnik państwa

O. Wiesław Dawidowski, konsultor Rady Episkopatu ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek: W obecnym kryzysie granicznym dochodzi do spięcia pomiędzy powinnością moralną a polityczną pragmatyką, która prowadzi do poniżania godności konkretnych ludzi. I to jest haniebne.

30.08.2021

Czyta się kilka minut

Ks. Alfred Wierzbicki przed akcją protestacyjną obok miejsca, w którym koczują migranci z Afganistanu. Usnarz Górny, 27 sierpnia 2021 r. / MICHAŁ KOŚĆ / FORUM
Ks. Alfred Wierzbicki przed akcją protestacyjną obok miejsca, w którym koczują migranci z Afganistanu. Usnarz Górny, 27 sierpnia 2021 r. / MICHAŁ KOŚĆ / FORUM

ARTUR SPORNIAK: Czy Kościół jako instytucja wystarczająco reaguje na kryzys na granicy polsko-białoruskiej?

O. WIESŁAW DAWIDOWSKI OSA: Kościół przede wszystkim stał się zakładnikiem państwa. Wiem od bp. Krzysztofa Zadarki, przewodniczącego Rady Episkopatu ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, że miejscowa parafia chciała nieść pomoc uchodźcom, koczującym w pasie granicznym między Białorusią a Polską, ale straż graniczna i wojsko nie dopuszczają ani duchownych, ani wolontariuszy. Tu Kościół ma ręce związane przez państwo. Może jedynie apelować do sumień rządzących o to, by otworzyli oczy i dostrzegli konkretnych ludzi wymagających pomocy, a nie jedynie prowokację Łukaszenki. Sytuacja jest patowa i politycznie zaminowana.

Jednak i bp Zadarko, i Rada Biskupów Diecezjalnych w komunikacie po obradach na Jasnej Górze dziękują lokalnej społeczności, gminom, parafiom i Caritasowi za niesienie pomocy. Więc jakaś pomoc docierała.

Był taki moment, że władze pozwoliły przekazać żywność i potrzebne rzeczy.

Natomiast do czasu naszej rozmowy nie zezwoliły na udzielenie pomocy lekarskiej.

I to jest kolejna odsłona skandalicznego postępowania władz, które nie tylko nie chcą przepuścić tych ludzi, grając w grę „to nie polska ziemia, tylko białoruska”, ale izolują ich od tych, którzy pomoc chcą nieść.

Łamane jest prawo międzynarodowe. Konwencja o statusie uchodźcy z 1951 r. zobowiązuje państwo, które jest jej sygnatariuszem, do rozpatrzenia wniosku cudzoziemca chcącego oddać się pod jego opiekę.

Można powiedzieć więcej: łamane są prawa człowieka. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka stwierdza, że każdy człowiek ma prawo swobodnego poruszania się i wyboru miejsca zamieszkania w granicach każdego państwa. Do tego prawa odwoływali się kolejni papieże: Paweł VI i Jan Paweł II, Benedykt XVI, a teraz Franciszek. O tym prawie mówi też dokument „Erga migrantes caritas Christi” Papieskiej Rady ds. Migrantów i Podróżujących z 2004 r. To jest nauczanie Kościoła. Natomiast w tej konkretnej sytuacji dochodzi do spięcia pomiędzy powinnością moralną a polityczną pragmatyką – pragmatyką która, niestety, doprowadza do poniżania godności konkretnych ludzi. I to jest haniebne.

Czy przewodniczący Episkopatu nie powinien zabrać głosu?

Abp Stanisław Gądecki zapoznaje się z każdym dokumentem, publikowanym przez komisje Episkopatu. Zapoznał się także z apelem Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Nie wyraził zastrzeżeń, zatem identyfikuje się z jego treścią. Rada Biskupów Diecezjalnych także zajęła stanowisko w tej sprawie.

Czy episkopat nie powinien powiedzieć wprost, że polska władza łamie prawa człowieka i prawo międzynarodowe? Zamiast tego mamy ostrożne: „Żywimy przekonanie, że odpowiedzialni za przestrzeganie prawa będą w pełni respektować międzynarodowe zobowiązania wobec osób poszukujących ochrony, w tym również prawa do złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej”.

Diabeł tkwi w szczegółach, a w tym przypadku – w języku. Za łagodnością języka stoi obawa przed zarzutem mieszania się Kościoła do doraźnej polityki, a jednocześnie Kościół ma świadomość, że powinien upominać się o osoby poszukujące ochrony. Nie wiem, czy ostrzejszy język byłby skuteczniejszy w poprawie losu uchodźców. Państwo ma narzędzia do tego, żeby zweryfikować, kim są osoby ubiegające się o azyl polityczny, i sprawdzić ich rzeczywiste intencje. Osoby koczujące na polskiej granicy wcale nie chcą zostać w naszym kraju. Chcą się dostać do Europy Zachodniej, gdzie już mieszkają ich rodziny – mają ze sobą ich zdjęcia. Prawo Unii Europejskiej inaczej podchodzi do takich osób, a nasze władze chętnie się na to powołują, choć inne wymogi Unii lekceważą.

Czy to nie jest polityka straceńcza? Jeżeli osoba, która jest najbardziej chora, umrze, Łukaszenka wykorzysta to przeciwko nam.

Szczycimy się naszym polskim katolicyzmem, wiarą i wartościami chrześcijańskimi. To nasze mniemanie o sobie wystawione jest teraz na ciężką próbę. Polityka prowadzona przez obecnie rządzących jest przy tym niesłychanie krótkowzroczna, obliczona na chwilowy skutek. Będziemy za nią płacić długie lata.

Wróćmy do języka kościelnego. W komunikacie z obrad Rady Biskupów Diecezjalnych pojawiają się ogólne stwierdzenia („sytuacja migrantów i uchodźców zawsze powinna budzić zrozumienie, współczucie i pomoc”), myślenie życzeniowe (prześladowanym „winniśmy okazać postawę chrześcijańskiej gościnności”) i delikatna sugestia („oczekujemy od państwa i samorządów wypracowania właściwych dla naszej sytuacji mechanizmów pomocy uchodźcom, które będą mogły być wsparte zaangażowaniem Kościoła w Polsce”). To będzie skuteczne?

Kościół dysponuje wolnymi lokalami, które mógłby udostępnić na taką pomoc – np. pustoszejące seminaria duchowne. Niestety nie mamy w Polsce wypracowanego programu pomocy uchodźcom i dotyczy to nie tylko rządu, ale też Kościoła. Od dwudziestu lat jestem duszpasterzem anglojęzycznych obcokrajowców w Warszawie i widzę, jak zmienia się struktura społeczna tej grupy. To nie jest już duszpasterstwo bogatych ekonomistów z Zachodu czy dyplomatów, tylko praca z biednymi studentami z Afryki czy z Indii, czyli z rejonów, które nazywamy krajami Trzeciego Świata. Nie znamy ich języków, ich kultury, oni mają inny kolor skóry – to wywołuje w Polakach lęk. A Kościół nie ma przemyślanej polityki wobec nich.

Gdy bp Zadarko został szefem Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, jego poprzednik powiedział mu: „Nie napracuje się ksiądz biskup – to rada nie zabierająca wiele czasu”. Tymczasem od nominacji w 2015 r. bp Zadarko jest urobiony po łokcie.

Czy polityczna „miękkość” głosu Kościoła nie jest skutkiem finansowego uzależnienia od pieniędzy państwowych? Z budżetu państwa co roku idzie wiele milionów złotych na Fundusz Kościelny (czyli ubezpieczenia księży, zakonników i zakonnic). Wystarczy zagrozić zmniejszeniem tej kwoty...

Gdy komuniści w latach 50. zeszłego wieku odebrali Kościołowi dobra materialne, arcybiskup Wiednia zapytał Wyszyńskiego: „Jak teraz będziecie żyli?”. Wyszyński odpowiedział: „Wreszcie Kościół w Polsce jest Kościołem Chrystusowym, Kościołem ubogich”. Można powiedzieć, że to idealizm. Ale jeżeli tego ewangelicznego ideału nie zaczniemy odkrywać w naszych czasach, zawsze będziemy zakładnikiem państwa.

W jednej sprawie Kościół zaczął mówić ostrzej. W komunikacie Rady ds. Migracji czytamy: „Podsycanie niechęci i wrogości względem znajdujących się w dramatycznym położeniu przybyszów jest działaniem niegodziwym”. Mowa jest też o „budzeniu ksenofobicznych nastrojów” i „fałszywie rozumianym patriotyzmie”. A „wywoływanie strachu przed drugim człowiekiem jest nieludzkie i niechrześcijańskie”.

Chcę podkreślić, że ten tekst nie jest głosem tylko bp. Zadarki – wypracowany on został przez wszystkich członków i konsultorów Rady. Chodziło nam o przebudzenie Polaków. Wciąż mnie zdumiewa, że zapominamy o polskich emigrantach, kiedyś życzliwie przyjmowanych przez inne kraje – choćby o wojennej emigracji, która przeszła szlak od Syberii, poprzez Iran i Irak, Palestynę aż do Włoch i do Anglii, a niektórzy znaleźli pomoc w Indiach. Szczycimy się ich bohaterstwem i ich cierpieniem. A nie chcemy dostrzec, że podobny los spotyka dzisiaj ludzi z tych kręgów cywilizacyjnych, w których owa emigracja uzyskała pomoc. To jest odwracanie się od własnej historii i zaprzeczanie chrześcijańskiemu dziedzictwu. Jeżeli ktoś wierzy, że istnieje Bóg na niebie, to przecież patrzy On na nasze czyny.

Tego się lękajmy, a nie uchodźców?

Tak. Pomyślmy, z jakim rękami staniemy po drugiej stronie życia: z czystymi, ale pustymi?! To dla nas czas próby.

Co może zrobić zwykły obywatel, który jest człowiekiem wierzącym, prócz wspierania słusznych apeli?

Powinniśmy zwalczyć odruch myślenia, że sprawa nas nie dotyczy. Dzisiaj budujemy zasieki na granicy Białorusi, ale przecież jest cała linia Karpat i granica z Ukrainą. Prędzej czy później docierać do Polski zaczną większe grupy uciekinierów czy migrantów. To nie do uniknięcia. Przede wszystkim trzeba wzbudzać u ludzi świadomość, że inny niekoniecznie jest groźny. Jeśli się na niego otworzymy, możliwa będzie integracja. Już teraz pracujmy nad programami inkulturacyjnymi. Bo otwarcie granic bez takich konkretnych projektów rzeczywiście szybko przyniesie problemy.

Jak członkowie warszawskiej parafii anglojęzycznej są odbierani przez Polaków, przez inne parafie?

Na terenie Warszawy istnieje trzynaście różnojęzycznych ośrodków duszpasterskich. Nasza wspólnota anglojęzyczna nie ma własnego kościoła, więc funkcjonujemy dzięki gościnności parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny na Lesznie. Wikarym jest Nigeryjczyk. Pomaga nam też student UKSW, który jest także nigeryjskim księdzem. Uczymy katechezy dzieci w ramach szkółki niedzielnej. Przygotowujemy dorosłych do chrztu. To są ludzie z Wielkiej Brytanii, z Iraku, Iranu, z różnych krajów Afryki. Pomagamy znaleźć pracę czy mieszkanie w Warszawie. Sporadycznie i zwykle na krótko trafiają do duszpasterstwa osoby, które przebywają w Polsce nielegalnie.

Kiedyś po mszy podszedł do mnie młody chłopak z Syrii i powiedział: „Ojcze, mieszkałem w Damaszku trzy przecznice od miejsca, w którym nawrócił się św. Paweł, i nie mogę tam wrócić, bo jest wojna. Ojciec sobie nie wyobraża, jak straszna jest to wojna”. Poprosił o modlitwę. Nigdy już się nie spotkaliśmy. ©℗

O. WIESŁAW DAWIDOWSKI OSA (ur. 1964) jest duszpasterzem obcokrajowców anglojęzycznych w Warszawie. Konsultor Komisji Episkopatu ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. W latach 2012-21 prowincjał Zakonu Świętego Augustyna w Polsce.


Czytaj także: Na naszej wschodniej granicy rozgrywa się dramat konkretnych osób i coś, co poza ten dramat wykracza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2021