Maraton pomagania | Co Kościół robi dla uchodźców

Bp KRZYSZTOF ZADARKO, przewodniczący Rady Episkopatu ds. Migracji: Chciałbym, żeby proboszczowie nie tylko apelowali z ambon o pomoc dla uchodźców, ale też sami dawali przykład.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Przygotowanie transportu z pomocą dla Ukraińców w magazynach Caritas archidiecezji wrocławskiej, 8 marca 2022 r. / MACIEJ KULCZYŃSKI / PAP
Przygotowanie transportu z pomocą dla Ukraińców w magazynach Caritas archidiecezji wrocławskiej, 8 marca 2022 r. / MACIEJ KULCZYŃSKI / PAP

ARTUR SPORNIAK: Powiedział Ksiądz Biskup niedawno, że „powinniśmy być awangardą w niesieniu miłosierdzia”. Czy Kościół katolicki jest taką awangardą? Na wsi prędzej zorganizowały się Koła Gospodyń Wiejskich niż parafialne koła Caritas.

BP KRZYSZTOF ZADARKO: Robienie teraz rankingów, kto najwięcej pomaga, byłoby sztuczne. Chociaż mam wrażenie, że obecność instytucjonalna Kościoła nie jest w mediach wystarczająco dostrzegana.

Kół Caritasu nie ma we wszystkich parafiach. Ale gdy spotykam się z parafianami na wsi, bardzo często te same kobiety, które należą do Koła Żywego Różańca, należą też do Koła Gospodyń Wiejskich. Tych rzeczywistości nie da się tu oddzielić. I też nie oczekujmy, że ludzie się zorganizują wedle instrukcji, która doraźnie padnie z ambony. Duże wrażenie robi na mnie świadectwo tych, którzy, nie należąc formalnie do żadnych struktur, czują pragnienie pomagania i traktują je teraz jako oczywiste.

Przykład proboszczów nie byłby istotny?

Chciałbym, żeby proboszczowie nie tylko apelowali z ambon o pomoc dla uchodźców, ale też sami dawali przykład. W dzień po ponownej inwazji na Ukrainę episkopat zwołał nadzwyczajne zebranie Rady Stałej. Kładłem nacisk na to, by nie organizować alternatywnych ścieżek pomagania – osobno kościelnych i świeckich – tylko by ściśle współpracować z samorządami. Byłoby fatalnie tworzyć teraz kościelny, osobny front pomagania.

No właśnie. Ostatnio apelował Ksiądz o „przemyślną koordynację”. Ona kuleje?

Bogu dzięki, że jest na poziomie samorządów. Widziałem to na granicy. Gdy uchodźcy pojawili się na przejściu granicznym w Krościenku, pierwszy namiot postawił Caritas. Burmistrzowi Ustrzyk Dolnych dałbym medal, bo wystarał się zaraz o agregat na prąd i nagrzewnicę. Potem przybyli maltańczycy z pomocą medyczną, a mieszkańcy spontanicznie ustawili punkty z kanapkami i bigosem. Wszyscy byli wolontariuszami.

Kościół ma olbrzymią infrastrukturę. Czy biskupi nie powinni bardziej mobilizować proboszczów?

Robią to. W ogłoszonym już 25 lutego stanowisku Rada Stała prosi księży o udostępnienie wszystkich możliwych obiektów: „Biskupi apelują o otwarcie dla sióstr i braci z Ukrainy naszych domów, hosteli, domów diecezjalnych, parafialnych, rekolekcyjnych i wszelkich miejsc, gdzie może być świadczona pomoc ludziom potrzebującym”. Ten apel powtórzył abp Stanisław Gądecki w telewizyjnym orędziu na Środę Popielcową. Jeżeli ludzie działają, to kolejne komunikaty są niepotrzebne. Nie mnóżmy ich!


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Natomiast z moich obserwacji wynika, że brakuje wystarczającej koordynacji ze strony rządu. Widzi to każdy, kto pojedzie na granicę. I nic dziwnego, skala kryzysu jest gigantyczna. Nie jest rolą Kościoła, by zapewniać porządek w niesieniu pomocy. W Przemyślu przy drodze do granicy powstało miasteczko uchodźców. Pierwsza rzecz, jaka się musi rzucić w oczy, to informacja. Każdy robi to we własnym zakresie. To jakiś fenomen, że wszystkich połączył jeden i ten sam duch. A zjechali do tego miejsca wolontariusze Caritasu z całej Europy. Ale ten „spontaniczny profesjonalizm” i oddanie serca nie wystarczą. Koordynacja państwowa jest potrzebna na każdym szczeblu i w dłuższej perspektywie. Dlatego dobrze, że rząd uchwalił specustawę o pomocy ukraińskim uchodźcom. Ona wreszcie reguluje jakieś ramy pomagania.

W Polsce nie ma ustawy o polityce migracyjnej państwa, regulującej komu wolno do Polski przyjechać, a komu nie wolno, kto tu może przebywać, na jak długo, na jakich warunkach, a kogo trzeba wyprosić, jak ma wyglądać model integracyjny dla cudzoziemców. To nie są sprawy, które można rozstrzygać ad hoc, jak rozstrzygnięto problem uchodźców na granicy białoruskiej. Ktoś uznał, że to są nasi wrogowie, więc budujemy zaporę za półtora miliarda złotych. Możemy pytać: gdzie, kto, na jakiej zasadzie i dlaczego? Tymczasem po dwóch tygodniach mamy w Polsce półtora miliona uchodźców jedynie po spisaniu dokumentów tożsamości. Domyślamy się, że wszyscy są ofiarami wojny, i to wystarczy.

Co dalej będzie robił Kościół?

Pracujemy nad zaleceniami dla parafii, które niebawem powinniśmy ogłosić, bo rodzi się wiele wyzwań. Na przykład: w przeważającej części uchodźcy z Ukrainy są prawosławni. Zdarza się już, że przychodzą do kościoła, a księża mówią: „Możecie przystąpić do komunii”. Zaraz, zaraz! Dla niektórych prawosławnych przyjęcie komunii świętej w kościele rzymsko-katolickim może być zabronione. Podobnie z przystępowaniem do komunii rozwiedzionych, chociaż w swoich wspólnotach wcześniej mogli to czynić. Czy chcemy ich wszystkich w ten sposób przyciągać do naszego Kościoła? Przecież pojawiłyby się oskarżenia, że uprawiamy prozelityzm. Jak zatem ułożyć te relacje, co im wolno, a co nie? Musimy teraz przerobić przyśpieszony kurs ekumenizmu, a także dialogu międzyreligijnego, bo wśród ukraińskich uchodźców są nie tylko chrześcijanie. Byliśmy społeczeństwem monoetnicznym i monoreligijnym i to się na naszych oczach zmienia, chyba nie na chwilę.


WOJNA NA UKRAINIE – CO MÓWI I ROBI KOŚCIÓŁ? CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPEJCLANYM >>>


Rada Prawna i Rada ds. Ekumenizmu Episkopatu opublikowały 8 marca wskazania ws. posług religijnych udzielanych wiernym niekatolickim, w szczególności prawosławnym. Chodzi o to, żeby z jednej strony nie dochodziło do mimowolnego prozelityzmu – przeciągania ludzi do Kościoła katolickiego, a z drugiej do indyferentyzmu – czyli rozmywania granic własnej wiary, a wszystko w imię naprawdę wspaniałomyślnego miłosierdzia i odruchu serca.

A jak wyglądało to wcześniej?

W czasie kryzysu na granicy białoruskiej publicznie mówiłem, że rząd w ogóle nie konsultuje się z Kościołem w sprawie polityki migracyjnej, i nic to nie dało. Były prace nad projektem ustawy o polityce migracyjnej państwa, ale on zniknął. Po wybuchu wojny minister Dworczyk powołał zespół konsultacyjny, w którym znaleźli się przedstawiciele różnych organizacji pomocowych, uczestniczy w nim jedna osoba z Caritas Polska.

Gdy rzeczywistość postawi rząd pod ścianą, może zacznie rozmawiać?

Według przewidywań Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) do Polski trafi co najmniej dwa, może nawet trzy miliony uchodźców. Bez wsparcia organizacji międzynarodowych wyspecjalizowanych w zarządzaniu takimi kryzysami grozi nam ­katastrofa humanitarna. Wydaje się pilną sprawą relokacja tych ludzi do innych krajów.

Obecnie następuje oddolny proces relokacji – ludzie sami się przemieszczają, najpierw do innych krajów w Europie. Obserwuję to z bliska, bo w seminarium koszalińskim przyjęliśmy około 30 uchodźców, a w domu rekolekcyjnym – około 20. Niektórzy po kilku dniach jadą dalej, bo znaleźli kontakt na Zachodzie. Mają też pieniądze. Poziom absorpcji dużych miast w tej chwili zaczyna się kończyć. Uchodźcy trafiać będą coraz częściej na wieś, gdzie stoją np. puste szkoły. Proszę sobie wyobrazić życie w takiej popegeerowskiej zaadaptowanej szkole, gdzie do najbliższego miasta jest kilkanaście kilometrów, a we wsi w paru domach mieszkają emeryci. I co dalej? Przecież np. dzieci uchodźców trzeba będzie dowozić do szkoły. Kto się tym będzie zajmować? Gdzie szukać pracy dla tych ludzi? Słyszę natomiast dumę, że w Polsce nie ma obozów dla uchodźców.

Wiemy już, że państwo idzie w kierunku zbiorowych miejsc zamieszkania – przygotowywane są hale sportowe, różne sale, budynki szkolne, może hotele. Dwa tygodnie przed wybuchem wojny rząd zrobił przegląd „wolnych łóżek”, które można by od razu wykorzystać. Jest jakiś potencjał, w tym obiekty kościelne.

Czy zna Ksiądz Biskup dane z tego przeglądu?

Wtedy Caritas zadeklarował jedynie dwa tysiące miejsc. Ale to było wstępne i niekompletne sprawdzenie – nie wszystkie diecezje w nim uczestniczyły. Przypuszczam, że gdy rząd policzył, ile tego jest, zdecydował się adaptować duże obiekty. No więc, jeśli ktoś mówi, że u nas nie ma obozów dla uchodźców, to za chwilę będziemy je mieć właśnie w postaci zbiorowych miejsc zamieszkania. Przecież tak funkcjonują obozy: ludzie są zamknięci na niewielkiej przestrzeni. Na Lampedusie są to namioty albo baraki, u nas będą to hale czy szkoły, czasem daleko od miast, gdzie nie ma pracy. Głównym problemem takich miejsc jest izolacja – oprócz organizacji pozarządowych nikt nie chce przychodzić do tych ludzi. Lokalna społeczność wcale nie musi być chętna. To widać po naszych ośrodkach przejściowych dla cudzoziemców. Jak zatem ci ludzie mają się integrować w społeczeństwie?

Ksiądz Mieczysław Puzewicz, ­założyciel Centrum Wolontariatu w Lublinie, już prowadzi warsztaty integracyjne.

Ksiądz Puzewicz to ekstraliga, od wielu lat pomaga migrantom i uchodźcom. Z pewnością jest jedną z tych osób, które mogłyby naszkicować odpowiedni, tym razem megaprogram. Mamy w Warszawie Ośrodek Badań nad Migracjami, jest w Polsce kilkudziesięciu ludzi, którzy są gotowi i mogliby to zrobić.

Czy episkopat sam nie powinien powołać grona doradców złożonego z takich ludzi jak ks. Puzewicz czy s. Małgorzata Chmielewska?

Już poprosiłem o pomoc ks. Mieczysława, ruszymy w najbliższych dniach. Proszę nie zapominać, że olbrzymią robotę wykonuje Caritas Polska i oddziały Caritas w diecezjach. Dyrektor CP ks. Marcin Iżycki na listopadowym zebraniu episkopatu, którego tłem były wydarzenia na granicy białoruskiej, przedstawił plany długofalowego programu związanego z integracją obcokrajowców w Polsce. Cieszę się, bo taka propozycja pojawiła się po raz pierwszy. Obecnie Rada Episkopatu ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek opracowuje wstępne propozycje, jak integrować migrantów, które zostaną przedstawione na najbliższym zebraniu episkopatu 14 i 15 marca.

Coś się ruszyło. Słyszę niektóre sarkastyczne komentarze, że wreszcie mamy prawdziwych uchodźców i migrantów. Już nie w telewizji i internecie zobaczymy, kim jest uchodźca. Bolesnym, ale błogosławionym doświadczeniem będzie szukanie znaczenia słów Jezusa Chrystusa o „przyjęciu przybysza”. Po obecnej, doraźnej, humanitarnej pomocy przychodzi czas na właściwe przyjęcie obcego.

I metropolita krakowski, i biskup tarnowski przyjęli do pałaców biskupich uchodźców. Zamiast listu pasterskiego mamy konkretne działanie.

Nie tylko ci dwaj, wielu to robi, o to jestem spokojny. Wszyscy są teraz w jakiś sposób zaangażowani w przyjmowanie uciekinierów z Ukrainy. Jak zawsze, nie powinno chodzić jednak, by robić z siebie transparent.

Taki „transparent” może ośmielić proboszczów, którzy się boją.

Rzeczywiście, obserwuję, że zdarzają się powściągliwi proboszczowie. Są bardzo zadowoleni z aktywności swoich parafian. Wbrew pozorom nie wszyscy mają warunki. Byłoby nieodpowiedzialne, by przyjąć kogoś i pozostawić z obiektywnych powodów bez opieki. Rozumiem, że niektórzy proboszczowie są pełni obaw. To jednak nieliczne przypadki, zdecydowana większość wraz z parafianami jest bardzo zaangażowana w szybką pomoc.

Dlatego proboszcz z Gniezna zażyczył sobie babcię z wnukami? I dlaczego nie mogła być prawosławna?

Rozmawiałem z prymasem Polakiem i wiem, że ten ksiądz natychmiast się zreflektował i z własnej inicjatywy „za pokutę” pojechał na granicę, przywiózł aż ośmioro prawosławnych i przyjął do siebie. Miał dobrą wolę, ale z jednym słowem się zagalopował. Uważam, że trzeba formułować warunki przyjmowania kogoś do siebie, gdy w grę wchodzi dłuższy pobyt. Nie każdego stać na bezwarunkowe przyjęcie i mamy prawo powiedzieć wówczas np., że przyjmę osobę niepalącą. Teraz jesteśmy na froncie wojennym. To pojedyncza sytuacja, a nie jakieś masowe, niepokojące zjawisko. Nagłaśnianie tego jest niepoważne, szkodzi sprawie.

Cały czas zastanawiam się, na czym polega odpowiedzialne przyjęcie drugiego, obcego człowieka.

Specustawa obiecuje 1200 zł za zagwarantowanie uchodźcy mieszkania i wyżywienia.

Myśli pan, że to się da załatwić tylko pieniędzmi? Tu chodzi o coś jeszcze innego: na jak długi czas ułożyć sobie życie z obcymi osobami. Do naszego Caritasu przyjechał człowiek, który przywiózł przyjętą cztery dni wcześniej kobietę z dziećmi, mówiąc: „Nie wiedziałem, że to będzie tak długo trwało”. Nie mam prawa go oceniać.

Co do przyszłości – jest Ksiądz optymistą czy pesymistą?

Na dziś ufam, że damy radę. Mimo wszystko – to znaczy mimo 30 proc. chodzących do kościoła – przekaz z ambony będzie bardzo znaczący. Musimy dobrze przemyśleć, co to znaczy apelować do ludzi, by przyjęli uchodźców. M.in. to: pojawią się problemy, o których nie wiecie, jak będą one za chwilę wyglądały. Mamy apelować, żeby ludzie nie stali w miejscu, żeby nie ulegli wypaleniu i zniechęceniu, bo to nie będzie sprint, tylko maraton? Fajnie się mówi w ­powietrze takie apele. Jednak jeśli apeluję, muszę równocześnie mieć gotową odpowiedź, co dalej robić, żeby to było odpowiedzialne, mądre i wykonalne.

Pojawią się trudne pytania, gdy pomoc socjalna dla uchodźców będzie np. wyższa niż dla biednych Polaków. Dlaczego Ukraińcy – ofiary wojny – mogą mieć szybszy i darmowy dostęp do lekarza, a ja muszę czekać miesiącami? Dlaczego oni dostaną mieszkania, a ja wciąż czekam na komunalne? Dlaczego pracują za takie stawki, na które ja się nie godzę i stracę pracę? Do tej pory nie było u nas zjawisk migracyjnych, które na całym świecie wywołują takie pytania i pogłębiają grupowe antagonizmy.

Co zatem znajdzie się w zapowiadanym przez Księdza Biskupa komunikacie Rady?

Będziemy dziękować za to, co jest, i nadal apelować o otwartość. Będziemy również uświadamiać, że odpowiedzialne przyjmowanie obcych („Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”) oznacza także świadome przygotowanie się na pewne trudności i wyrzeczenia. Ta świadomość i jednoczesna pamięć, że bliźni nadal pozostaje bliźnim, pozwolą wspólnie jakoś to udźwignąć. W tym jest ukryte błogosławieństwo Boże. To jest krzyż, ale do udźwignięcia mocą Ewangelii.

A co z księżmi nastawionymi negatywnie?

Nie wiem, czy tacy są. Jeśli już, to są tacy pełni pytań, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Nie powinni się na ambonie posiłkować swoimi prywatnymi opiniami. Niepokoją głosy płynące z niektórych mediów katolickich.

Wystarczy, że duchowny zadzwoni i na antenie powie, że musimy ­uważać, kogo i ilu wpuszczamy. Pytanie słuszne, ale czy w tej sytuacji? I to już zaczyna wśród ludzi krążyć. Docierają do mnie te cytaty i m.in. mając na ­myśli takie ­incydenty, będziemy apelować o ­roztropność do księży i niegaszenie ducha.

O wiele bardziej jestem poruszony grą polityczną z wykorzystaniem kryzysu uchodźczego przez środowiska nacjonalistyczne. Niektórym nawet wojna ­nie zapala czerwonej lampki, że sieją od lat niebezpieczne dla Polski wizje. ©℗

BP KRZYSZTOF ZADARKO (ur. 1960 w Słupsku) jest doktorem teologii, od 2009 r. biskupem pomocniczym koszalińsko-kołobrzeskim. W ramach Konferencji Episkopatu Polski kieruje Radą ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Maraton pomagania