Zaczyna się od klapsów

Przemoc w rodzinie może być różna: fizyczna, psychiczna, seksualna. Trzech z pięciu dorosłych Polaków deklaruje, że stosuje kary fizyczne wobec swego dziecka. Co szósty uczeń szkoły podstawowej przyznaje, że w wyniku przemocy ze strony rodziców doznał jakichś urazów. Nie ma jednak w Polsce instytucjonalnego systemu pomocy skrzywdzonemu dziecku. Choć jest wiele organizacji, głównie pozarządowych, które od kilkunastu lat taką pomoc niosą.

14.09.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Późnym wieczorem w czwartek, 21 sierpnia, na biurku oficera dyżurnego komendy miejskiej policji w Legnicy zadzwonił telefon. Lekarz pogotowia informował, że do szpitala z obrażeniami twarzy i klatki piersiowej trafiło pięciomiesięczne dziecko, a charakter urazów wskazuje na pobicie. Dwie godziny później policjanci zatrzymali sprawcę: ojczyma. Był pijany. Przyznał się. Tłumaczył, że pobił, bo dziecko głośno płakało.

Sąd nie zgodził się na tymczasowe aresztowanie, sprawca pobicia niemowlaka wrócił do domu. Stanie przed sądem: za taki czyn (z artykułu 207 punkt 1 Kodeksu Karnego: “Kto znęca się psychicznie lub fizycznie nad osobą najbliższą (...) albo nad małoletnią") grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. - Z takim przypadkiem spotykam się po raz pierwszy - przyznaje Sławomir Masojć, rzecznik prasowy legnickiej komendy. - Owszem, dzieci często są ofiarami domowej przemocy. Ale nie niemowlęta! W dodatku to nie była żadna patologia. Ot, rodzina, jak inne. Nie notowana: pod ten adres policjanci jechali po raz pierwszy.

Zatrważające wyniki

W ponad 100-tysięcznej Legnicy policja przeprowadza codziennie od 15 do 30 tzw. interwencji rodzinnych. W całej Polsce kilkaset dziennie, choć tak drastyczne na szczęście nie zdarzają się często.

Według Komendy Głównej Policji w 2002 r. zanotowano 100 tys. przypadków przemocy domowej. Jej ofiarami było 45 tys. dzieci. Dwie trzecie z nich miało mniej niż 13 lat.

Choć pojęcie “syndromu dziecka maltretowanego" wprowadzono do zachodniej literatury medycznej już na początku lat 60., to w Polsce pierwsze systematyczne badania nad przemocą wobec dziecka przeprowadzono dopiero 20 lat później.

Ich wyniki były zatrważające: pokazały, że kary fizyczne i przemoc psychiczna wobec dziecka są stosowane powszechnie, i że przemoc jest powszechnie akceptowana jako metoda wychowawcza. Badania z lat 90. oraz te ostatnie, sprzed dwóch lat - przeprowadzone na 1058-osobowej, ogólnopolskiej i reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków - pokazują, że 40 proc. ankietowanych uważa, że stosowanie kar fizycznych przez ich rodziców wyszło im na dobre. 60 proc. uważa, że jest to skuteczny środek wychowawczy, powodujący pozytywne zmiany w wychowaniu. Równocześnie w opinii ankietowanych przemoc wobec dzieci jest zjawiskiem społecznym, a niektóre jej formy - jak zaniedbywanie czy wykorzystywanie seksualne - narastają.

Na przełamanie tabu związanego z ostatnim problemem - seksualnymi nadużyciami wobec dzieci - trzeba było czekać najdłużej, aż do kampanii społecznych z końca lat 90.

Dobrze byłoby zrobić to w Polsce

Był rok 1989, kiedy Alina Margolis - pielęgniarka z warszawskiego getta, lekarz-pediatra z łódzkiej kliniki i z paryskich szpitali, wolontariuszka organizacji “Lekarze Świata" - przyjechała do Polski, aby wraz z tą organizacją otwierać biuro, pomagające inicjatywom społecznym. Do lokalu przy ul. Litewskiej w Warszawie przyjeżdżali ludzie z całej Polski, przywożąc pomysły na działanie “poza rządem". Rodził się polski “trzeci sektor".

- Pewnego dnia w biurze zjawił się reżyser Waldemar Dziki - wspomina Alina Margolis, gdy rozmawiamy w jej warszawskim mieszkaniu. - Powiedział, że chciałby powołać fundację zajmującą się dziećmi. To od niego dostaliśmy pierwsze pieniądze.

Nazwano ją “Dzieci Niczyje", bo początkowo miała zajmować się sierotami społecznymi.

Tak się zaczęło.

Margolis już wcześniej myślała o czymś podobnym. We Francji przez kilka lat była pediatrą, odpowiedzialną za “dzieci w niebezpieczeństwie" - tak Francuzi określają dzieci krzywdzone i zagrożone patologią - w jednej z ubogich dzielnic Paryża. Zetknęła się tam nie tylko z problemem, ale też ze sposobem, w jaki próbuje się go rozwiązywać: we Francji, podobnie jak w innych krajach zachodnich - a zwłaszcza w USA, gdzie działa rządowa wyspecjalizowana agencja Child Protective Services - działanie to ma charakter instytucjonalny i skoordynowany, i jest finansowane z budżetu państwa.

Alina Margolis pomyślała, że byłoby dobrze, aby w taki sposób funkcjonowało to również w Polsce.

Gdy zaczynali, przemoc wobec dzieci nie istniała jako problem ani w świadomości społecznej, ani w statystykach. - Poszłam raz do szkoły muzycznej - opowiada Margolis. - Zapytałam, czy zetknęli się z problemem przemocy wobec dzieci. Wszyscy zaprzeczyli. Kiedy zajrzałam za uchylone drzwi, zobaczyłam chłopca ćwiczącego na instrumencie, który był przywiązany do fotela. Aha, pomyślałam, więc tak to wygląda...

Najpierw zrobili badania. Okazało się, że w 190 warszawskich szkołach pedagodzy zarejestrowali co najmniej tysiąc dzieci, wobec których rodzice stosowali przemoc fizyczną, cztery tysiące drastycznie zaniedbywanych, oraz setkę wykorzystywanych seksualnie. Z kolei w 92 zbadanych przedszkolach wskazano jej 43 dzieci bite oraz 80 krzywdzonych emocjonalnie.

Postanowili zacząć od szkoleń. Ponieważ samo dziecko rzadko przyznaje się, że jest bite, maltretowane psychicznie lub seksualnie, trzeba nauczyć się rozpoznawać objawy. Najlepiej, aby wstępną diagnozę mogły postawić osoby pracujące z dziećmi na co dzień: pedagodzy przedszkolni i szkolni, pielęgniarki, pracownicy socjalni, policjanci.

W czasie pierwszych sześciu lat istnienia fundacji w szkoleniach wzięło udział kilka tysięcy osób.

W 1995 r. fundacja utworzyła w Warszawie dwie specjalistyczne placówki: Centrum Dziecka i Rodziny oraz Środowiskowy Ośrodek Pomocy Rodzinie “Pociecha".

Do końca ubiegłego roku oba ośrodki - podobnie jak cała fundacja - finansowane były ze środków “Lekarzy Świata". Teraz muszą sobie radzić sami.

Pani psycholog i niebieskie pokoje

Centrum Pomocy Dzieciom “Mazowiecka": drugie piętro warszawskiej kamienicy w centrum miasta. Jeszcze kilka miesięcy temu za tymi drzwiami było zrujnowane mieszkanie. Dziś, po remoncie, są tu kolorowe pokoje do terapii i pokój przesłuchań z zabawkami i wygodnym stolikiem, który bardziej kojarzy się z przedszkolem niż z prokuratorem, policjantem czy sędzią. Z pokoju korzystają bowiem sądy rodzinne i coraz częściej zdarza się, że to tutaj - a nie w mało przytulnym gmachu sądu - odbywają się tzw. sesje wyjazdowe.

W Warszawie są jeszcze dwa takie “niebieskie pokoje", w Polsce w sumie 100. Właściwie nie zdarza się już, aby dziecko - ofiara przemocy - było przesłuchiwane bez udziału psychologa. Choć (to osobny problem) policyjny psycholog nie zawsze jest fachowcem właśnie w tej dziedzinie.

- Każda rodzina, która tu trafia, jest inna - mówi Joanna Zmarzlik, terapeutka pracująca w ośrodku. - Są wśród nich wieloletni klienci domów opieki społecznej czy sądów rodzinnych, osoby dobrze znane na komisariatach. Ale są też rodziny nauczycieli, handlowców, artystów.

Do ośrodka kieruje ich szkolny psycholog, policja, sąd.

15-letniego Michała przyprowadził tu wychowawca z placówki opiekuńczej, gdzie agresją i siłą fizyczną podporządkowywał sobie kolegów. W domu ojciec chłopca bił go pasem z klamrą, kopał, opluwał i głodził. Ślady pobicia widzieli psycholog szkolny i prokurator. Ten pierwszy zwlekał jednak z reakcją, a ten drugi umorzył postępowanie przeciw ojcu (ze względu na “niską społeczną szkodliwość czynu"). Matka nie żyła od kilku lat; wcześniej sama była ofiarą domowej przemocy i nie była w stanie bronić syna. Michał w końcu uciekł z domu. Ojciec nie zabiegał o jego powrót, odmówił współpracy z psychologiem.

Historia Michała nie ma happy endu. Nie wiadomo, jak potoczą się jego dalsze losy. Kto wie, gdyby w porę zareagowały instytucje powołane do ochrony dzieci takich jak on, może wszystko wyglądałoby dziś inaczej?

Trochę lepiej wygląda sytuacja Sylwii.

Jej matka powiedziała o córce wiele złych rzeczy: że jest nieuważna, rozkojarzona, mało przebojowa, że nie okazuje rodzicom wdzięczności za to, że stworzyli jej świetne warunki do rozwoju. Za wykroczenia przeciw domowemu regulaminowi Sylwia była karana przez rodziców fizycznie: metodycznie, bez emocji, na zimno.

Obrazki, które Sylwia narysowała w ośrodku, były kolorowe i piękne. Ale pokazywały jej rodzinę nie taką, jaką ona była, lecz taką, jaką dziewczyna chciałaby mieć. Indywidualna terapia początkowo nie przynosiła efektów, zmiana nastąpiła dopiero po umieszczeniu dziecka w grupie terapeutycznej.

Rodzice próbę wywarcia presji na zmianę ich metod wychowawczych potraktowali jako ingerencję w prawa rodzicielskie. Dopiero sąd rodzinny i wyznaczony kurator wymógł na nich zobowiązanie do zaprzestania kar fizycznych.

Sylwia jest dziś w pół drogi.

To tylko dwa przypadki... Mirosława Kątna - posłanka i przewodnicząca zarządu krajowego Komitetu Obrony Praw Dziecka, a także członek zarządu fundacji “Dzieci Niczyje" - w swej pracy spotkała dziesiątki tzw. dobrych matek, które skrzywdziły dzieci. Mówi: - Scenariusz był zawsze podobny: matka wchodzi do pokoju, prosi o sprzątnięcie zabawek. Kiedy po 10 minutach nadal jest bałagan, zaczyna krzyczeć. Kiedy ona krzyczy, dziecko pokazuje jej język. Kiedy daje mu klapsa, dziecko ją kopie. Wtedy ona go popycha, tak że uderza głową o grzejnik. Zaczyna się spirala agresji.

- Nie jestem zwolenniczką tzw. wychowania bezstresowego - dodaje Kątna. - Zgadzam się, że trudno jest wychować dziecko bez klapsa. Ale każdy taki klaps to wychowawcza klęska. Trzeba mieć odwagę, żeby się do tego przyznać.

Problem? Jest policja

Stalowa Wola. Do tutejszego Powiatowego Ośrodka Interwencji Kryzysowej rocznie trafia ok. 350 spraw. W pobliskim hostelu mieszka 80 osób; tu już nie chodzi o klapsy. - Większość z nich to kobiety z dziećmi, ofiary domowej przemocy - mówi Maria Dekert, terapeutka i wicedyrektor ośrodka. - Mogą zostać w hostelu dwa miesiące, do czasu, kiedy sąd nie podejmie decyzji w ich sprawie.

Ośrodek prowadzi grupową terapię dziecięcą metodą psychodramy: zabawa ma odzwierciedlić problemy dzieci. Wszystkie mają trudne doświadczenia: albo przemoc fizyczna ojca wobec matki, albo/i one same w roli ofiary.

Pewien chłopiec (w wyniku przedwczesnego porodu ma uszkodzenie mózgu) w takich psychodramach najchętniej przyjmuje rolę trupa. 5-letnia dziewczynka, która wielokrotnie była świadkiem scen agresji ze strony ojca (obecnie w więzieniu) i próby samobójczej matki, w zabawie zawsze chce się kimś opiekować. Był przypadek dziewczyny przez sześć lat molestowanej seksualnie przez ojca. - W szkole dziewczyna zamykała się na kilka godzin w łazience, nikt nie wiedział dlaczego. Ale nikogo to nie ruszało - opowiada Maria Dekert.

- Z moich obserwacji wynika - dodaje Dekert - że problem przemocy narasta. U nas w Stalowej Woli, gdzie ludzie od miesięcy żyją w ciągłym poczuciu zagrożenia w związku z sytuacją huty, jedynego dużego zakładu w okolicy, odreagowanie stresu przy pomocy alkoholu czy przemocy jest szczególnie częste.

W teorii Ośrodki Interwencji Kryzysowej - takie jak ten w Stalowej Woli - powinny istnieć w każdym powiecie. W praktyce są tylko w co szóstym. Sytuację pogarsza niewiedza: Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka alarmują, że mimo kilku dużych kampanii społecznych (np. “Dzieciństwo bez Przemocy" albo “Zły Dotyk"), w sytuacjach wymagających interwencji ofiary i świadkowie czują się bezradni. Z badań OBOP-u wynika, że aż 60 proc. Polaków uważa, że w takich sytuacjach należy szukać pomocy u policji (telefon 997). Tylko 10 proc. wskazuje na telefon zaufania, ale... nie zna jego numeru. Znajomość innych instytucji zajmujących się problemem przemocy jest nikła.

Dlatego największy ciężar spada na policję.

"Szara strefa" przemocy

Pięć lat temu Komendant Główny wprowadził do policyjnej pracy tzw. niebieskie karty: jednolite procedury dokumentowania interwencji domowych. Karta A dokumentuje zdarzenie i podjęte w czasie interwencji działania. Karta B zawiera m.in. adresy miejsc i placówek, w których można uzyskać pomoc - i otrzymuje ją ofiara. Organizacje zajmujące się dziećmi-ofiarami przemocy z reguły dobrze oceniają współpracę z policją; w mniejszych ośrodkach współpraca ta bywa nawet wzorowa.

Czego nie można powiedzieć o służbie zdrowia. - Niedawno zadzwonił do mnie lekarz izby przyjęć i zapytał, co ma zrobić, bo właśnie ma u siebie zgwałconą dziewczynkę. Zdziwiłam się, bo wydawało się, że procedury w tego typu sprawach są jasne - mówi Katarzyna Ferenc, terapeutka z fundacji “Dzieci Niczyje". Zdarza się też, że lekarz nie podaje ofierze gwałtu szczepionki przeciw HIV, choć powinno to być działanie rutynowe.

- Z rozmów z rodzicami dzieci krzywdzonych wynika, że przynajmniej jedno z nich samo w dzieciństwie doznawało przemocy - opowiada Ferenc, która wcześniej pracowała w “Niebieskiej Linii" (numer telefonu dla ofiar przemocy w rodzinie). Z punktu widzenia terapeuty najtrudniejsze są przypadki wieloletniego molestowania seksualnego, kiedy sprawca omotał dziecko siecią zależności. I przypadki nietypowe, bo wtedy łatwo przeoczyć sygnał, jaki daje dziecko (takim przypadkiem było np. seksualne molestowanie wnuczka przez... babcię).

Najbardziej jednak pamięta się tych, którzy zniknęli, zanim ktoś zdążył im pomóc.

Kilka lat temu do ośrodka fundacji na Saskiej Kępie przyszła mama z synkiem, kobieta zadbana. Chłopiec miał silne objawy lękowe, na granicy psychozy; oboje byli ofiarami przemocy domowej. Matka odkładała wypełnienie karty informacyjnej. Po kilku spotkaniach nie przyszła. Dołączyli do szarej strefy: przypadków, które nie wychodzą na światło dzienne.

Ta ciemna liczba widoczna jest szczególnie, gdy chodzi o molestowanie seksualne dzieci. Zdaniem seksuologów czyny te stanowią nieco ponad 3 proc. wszystkich przypadków przemocy wobec dzieci; z danych policji wynika, że w ubiegłym roku w Polsce ujawniono prawie 1500 takich przypadków.

- Od dwóch-trzech lat sprawy te stanowią poważną część naszej działalności - mówi Monika Sajkowska z fundacji. - To najtrudniejsze, najbardziej delikatne przypadki, w których terapią objęte jest zarówno dziecko, jak też matka (kiedy sprawcą był ojciec). Niestety, procedury prawne nie są przyjazne dziecku. Zdarza się, że dziecko jest przesłuchiwane wielokrotnie. Terapeuta pracuje, by jak najszybciej zapomniało o traumie, a prokurator i sędzia chcą, by przypominało sobie jak najwięcej szczegółów...

Sajkowska ma jednak powody do satysfakcji: kilkuletnia praca i kampanie społeczne, a także drastyczne przypadki nagłaśniane przez media, wyostrzyły ludzką świadomość. Coraz więcej przypadków jest zgłaszanych na policję albo do takich instytucji jak fundacja.

Rzecz najważniejsza

W sejmowej komisji ds. rodziny dobiegają końca prace nad ustawą o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Mirosława Kątna, przewodnicząca podkomisji ds. dzieci i młodzieży mówi, że następna powinna być ustawa o przeciwdziałaniu przemocy wobec dzieci. Kątna: - To będzie trudne, bo przez część środowisk może zostać przyjęte jako zamach na święte prawa rodziny. Mimo to myślę, że warto o nią walczyć.

- Cieszę się, że przez 12 lat naszej działalności wiele zmieniło się na lepsze, choć nadal jest wiele do zrobienia - mówi Alina Margolis.

Margolis traktuje “Dzieci Niczyje" jak własne (trzecie) dziecko. - Do tej pory zawsze przyłączałam się do tego, co robili inni, tak było z “Lekarzami Świata" - zaznacza. - Ta fundacja jest po prostu moja. Jest najważniejsza ze wszystkiego, co w życiu zrobiłam.

W tekście wykorzystano materiały fundacji “Dzieci Niczyje", a zwłaszcza tekst Joanny Zmarzlik “Jak wychowywać bez kar fizycznych", opublikowany w kwartalniku “Dziecko krzywdzone" (nr 3/2003). W dniach 29-31 sierpnia fundacja zorganizowała w Warszawie konferencję ISPCAN (International Society of Prevention of Child Abuse and Neglect - międzynarodowa organizacja pozarządowa, zajmująca się problematyką krzywdzenia dzieci) w której wzięło udział 650 specjalistów z 75 krajów świata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2003