Zachodni historycy patrzą na polskie dzieje i polskie mity

Historyków z zagranicy frapuje odmienność Polski i jej silny związek z katolicyzmem. Norman Davies patrzy na to z wyrozumiałością. Brian Porter-Szűcs próbuje obalić mity.

21.11.2022

Czyta się kilka minut

Uroczystości z okazji 27. rocznicy powstania Radia Maryja. Toruń, 1 grudnia 2018 r. / JACEK PISKI / REPORTER
Uroczystości z okazji 27. rocznicy powstania Radia Maryja. Toruń, 1 grudnia 2018 r. / JACEK PISKI / REPORTER

Polska nigdy nie była oczkiem w głowie światowej historiografii. Miała swoje pięć minut w okresie karnawału Solidarności i przełomu 1989 r., ale one szybko minęły. Norman Davies nie ma złudzeń co do miejsca naszej historii na czołowych brytyjskich i amerykańskich uniwersytetach. Zasadniczo jej tam nie ma, a jeśli zbiegiem okoliczności się znajdzie, to uprawia ją „garstka pasjonatów usilnie starających się kształcić niewielką grupę studentów, którzy przybywają bez żadnej znajomości języka albo z tak zwaną kuchenną polszczyzną” – mówił w październiku zeszłego roku w siedzibie Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku, wspierającej badania polskich naukowców w Stanach Zjednoczonych. Jedną z przyczyn może być to, że Polska nie istniała jako państwo, kiedy krystalizował się nowoczesny system akademicki. Dlatego dziś jest pasażerem na gapę w katedrach historii Europy.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Prof. Norman Davies, historyk: W przeszłości migracje były w Europie normą. Nasz świat nie jest dany raz na zawsze >>>>


Mamy jednak szczęście do tych nielicznych pasjonatów z Zachodu, którzy upodobali sobie nasz kraj. To nie tylko Davies, prekursor akademickiego nauczania historii Polski w Zjednoczonym Królestwie. Na podstawie jego wykładów powstało „Boże igrzysko” (1981), które w demokratycznej Polsce miało wiele wydań i śmiało można je nazwać kultową historyczną cegłą. To także m.in. Timothy Garton Ash, Robert I. Frost, Padraic Kenney, Marci Shore, Timothy Snyder czy związani z Uniwersytetem Michigan w Ann Arbor Geneviève Zubrzycki i Brian Porter-Szűcs.

Właśnie ukazała się po polsku książka „Wiara i ojczyzna. Katolicyzm, nowoczesność i Polska” Portera-Szűcsa, kolejna po dobrze przyjętym „Całkiem zwyczajnym kraju. Historii Polski bez martyrologii” (2014, pol. wyd. 2021). Niedawno do księgarń trafił też zbiór tekstów i rozmów Daviesa z lat 1973-2021 pt. „Mała Europa. Szkice polskie”.

Dwa spojrzenia

Davies i Porter-Szűcs mają osobiste i rodzinne relacje z Polską. Obaj płynnie mówią po polsku. Wiele ich jednak dzieli – nie tylko pokolenie, ale także kąt, z jakiego patrzą na kraj nad Wisłą. Tomasz Zarycki, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, który zajmuje się peryferyjną pozycją naszego kraju w światowej nauce, stawia ich na przeciwległych krańcach historiografii Polski. W swojej nowej książce pt. „The Polish Elite and Language Sciences. A Perspective of Global Historical Sociology” (2022) widzi w Daviesie rzecznika takiej narracji historycznej, która polski interes i rozumienie przeszłości stawia w centrum, ale powiela szereg stereotypów (głównie pozytywnych wobec Polaków). Z kolei Portera-Szűcsa wyróżnia to, że nie poddaje się urokowi polskich mitów o wyjątkowości, krzywdzie i zdradzie. Interesuje go historia społeczna i praktyczne skutki polityki oraz ideologii, a nie same mity i symbole. Jednak, zdaniem Zaryckiego, mało uwagi poświęca siatce zależności, w jakich tkwiła Polska, należąca do stref wpływów różnych imperiów. W „Całkiem zwyczajnym kraju” opisuje Polskę jako jeden z wielu puzzli, z których składa się mapa Europy i świata, ale rzadko pokazuje całą mapę. Podobne wrażenie można mieć po lekturze „Wiary i ojczyzny”.

Porter-Szűcs otwiera książkę plakatowymi cytatami z Jana Pawła II i abp. Józefa Bilczewskiego oraz „Katechizmu polskiego dziecka” Władysława Bełzy. Na przeszło pięciuset stronach opowiada o dyskursie kościelnych i intelektualnych elit na temat katolickości Polski oraz rozmaitych nurtach ideowych, które wyłoniły się z konfrontacji wiary i doktryny z historią narodu pozbawionego przez ponad wiek państwa. Nie zajmuje się polskimi katolikami, mając świadomość niejednoznaczności ich stosunku do wiary i Kościoła. Interesuje go katolicyzm jako zmienna w czasie „formacja intelektualna, projekt ideologiczny i doktryna”.

Współodpowiedzialność za to, że narracja o nierozerwalnym związku polskiego narodu i obrządku rzymskiego stała się czymś oczywistym, przypisuje katolickim historykom (większość była związana z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim), m.in. Jerzemu Kłoczowskiemu, Jerzemu Skowronkowi, Bohdanowi Cywińskiemu, Hannie Dylągowej czy Wincentemu Chrypińskiemu. Cel, który Porter-Szűcs sobie stawia, jest jasny – skomplikować „święty” obrazek, że Polska to jeden naród i jedna religia. Perspektywę czasową zawęża do ostatnich 150 lat, a ­wywód układa w listę ważnych symboli, jak „Kościół”, „grzech”, „Maryja”, „Polak-katolik”, oraz pojęć wystawiających religię na społeczny test, jak „nowoczesność”, „osoba” czy „polityka”. Dzięki ­przyjrzeniu się sporom wokół słów-kluczy, twierdzi autor, „Polska wyda się »normalniejsza«, a my będziemy mogli lepiej zrozumieć inne kraje czy regiony, w których publiczna religia pozostaje istotną siłą”.

Książka ta wynika też z zadziwienia samego autora – tym, że w polskich szkołach alternatywą dla religii jest etyka albo że na otwartą krytykę Kościoła ze strony lewicy i liberałów trzeba było czekać aż do drugiej dekady XXI w. Warto pamiętać, że „Wiara i ojczyzna” została opublikowana dekadę temu po angielsku i miała objaśniać zagranicznym czytelnikom, o co chodzi z tą polską wszechobecnością religii. W nowym, zaktualizowanym wydaniu widać tego ślady. Niczym antropolog Porter-Szűcs tłumaczy sens zbitki Polak-katolik czy fenomen kultu Maryi, hetmanki i Królowej Polski. Jest w swojej książce silnie krytyczny, ale nie antyklerykalny. Polski katolicyzm prezentuje nie jako eksponat z gabinetu osobliwości, ale brzemienny w skutki wynik zbiegu różnych okoliczności.

Spojrzenie Daviesa jest inne. Kiedy był studentem Magdalen College, wpływ miały na niego prace najsławniejszego absolwenta tej szkoły, Edwarda Gibbona (1737-1794), i cenionego wykładowcy A.J.P. Taylora (1906-1990). Inspirację nimi widać w jego pisarstwie do dziś. To nacisk na kreślenie szerokich europejskich i światowych horyzontów dla lokalnych spraw oraz stawianie pytań o dalekosiężne skutki drobnych decyzji.

Nadanie kulturowej i politycznej ważności tej części kontynentu jest zadaniem, które Davies konsekwentnie realizuje od wydania „Orła białego, czerwonej gwiazdy. Wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920” (1972). Sprawiedliwe dowartościowanie peryferyjnego kraju i jego cierpień łatwo przeradza się w terapeutyczne wysłuchanie. Widać to dobrze w „Małej Europie”. Przedmowa do niej powstawała po wybuchu wojny w Ukrainie i jest w dużej mierze laurką dla polskiej solidarności z ofiarami. Nie brakuje też miłych naszemu ego frazesów, jak porównanie Polski do „bastionu cywilizacji zachodniej”. W przeciwieństwie do Portera-Szűcsa Davies uważa katolicyzm za witalną część polskiej tożsamości, a figurę Polski – antemurale christianitatis traktuje jako historyczny fakt.

Walka z mitami

Motywem powtarzającym się w książkach Portera-Szűcsa jest rozprawienie się z mitami, które obrosły wokół historii Polski. W „Wierze i ojczyźnie” pierwszym mitem do podważenia jest niezmienność polskiego katolicyzmu i jego głuchota na krytykę. Historyk odnotowuje liczne na przestrzeni wieków napomnienia biskupów kierowane do księży i wiernych, by byli posłuszni Watykanowi i proboszczom. Zgadza się, że w XIX w. częściej można było usłyszeć z ust hierarchów troskę o stabilność ładu społecznego niż o sprawiedliwość. Robotnica z łódzkiej fabryki, warszawska służąca albo podkrakowski chłop rzadko znajdowali w klerze sojusznika w sporze z elitami. Nie w pełni jednak podziela opinię, że przełomowa dla kwestii społecznych encyklika „Rerum novarum” Leona XII przeszła wśród polskiego duchowieństwa bez echa.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Teatr studencki i niezależny przyciągał tłumy nowatorskimi rozwiązaniami i odwagą atakowania oficjalnej wizji rzeczywistości. Czym może być dziś, gdy te funkcje potrafi spełnić teatr instytucjonalny? >>>>


Porter-Szűcs przekonuje, że „katolicka krytyka kapitalizmu była odrębną, spójną ideologią”, a nie kościelnym bliźniakiem lewicowości ani prawicowego populizmu. Skupia się na wyjątkowych postaciach, jak galicyjski ksiądz Stanisław Stojałowski, lewicujący Antoni Szech, opowiadająca się za kształceniem kobiet filozofka Eleonora Ziemięcka czy sojusznicy postępu, jak arcybiskup lwowski Józef Bilczewski czy arcybiskup lwowski obrządku ormiańskiego Józef Teodorowicz. Opisuje też mesjanizm, towianizm, ultramontanizm, mariawitów i inne nurty krytyczne wobec instytucji kościelnych. Z każdą taką kontestacją dyskurs Kościoła lekko się przesuwał, a hierarchowie musieli się konfrontować z nowymi wyzwaniami, spośród których hasło Stojałowskiego, że „można być demokratą, a przy tym dobrym katolikiem”, było najdrobniejszą sprawą.

Historyk podważa przy tym mit jednorodności katolicyzmu w Polsce. „O ile Wyszyński reprezentował ścisłe centrum katolicyzmu w Polsce, o tyle dzięki »Tygodnikowi Powszechnemu« możemy się dowiedzieć, co działo się na rubieżach” – pisze. W swojej książce poświęca „Tygodnikowi” dużo uwagi. Docenia rolę w oswajaniu reform Soboru Watykańskiego II i prowadzeniu dialogu z środowiskami niekatolickimi. Kreśli obraz środowiska prospołecznego i umiarkowanie postępowego, które skupiało się na kwestiach duchowych, a nie wprost politycznych, nie głosiło haseł zasadniczej odnowy Kościoła, a upominając się o większy udział wiernych w życiu Kościoła, nie kwestionowało autorytetu hierarchów. Z tych powodów, zdaniem Portera-Szűcsa, udało się „Tygodnikowi” uniknąć kłopotów i banicji. Jego opowieść pomija jednak wiele faktów komplikujących ten obraz.

Trzeci mit to „odwieczny” sojusz Kościoła i ruchów niepodległościowych. Porter-Szűcs przypomina o nikłym poparciu kleru dla powstania listopadowego i niewiele większym dla styczniowego. Trudno się temu dziwić, duchowni byli w większości posłuszni głosowi papieża Grzegorza XVI, wyrażonemu w encyklice „Cum primum” (1832), który potwierdzał władzę cara nad Polakami. Półtora wieku później polski episkopat ustami prymasa Glempa uznał ten lojalizm za błąd poprzedników.

Bardziej wojowniczy Kościół stał się dopiero w dobie I wojny światowej. Za impetem zmiany stały ruchy narodowe, szukające w katolicyzmie środka do mobilizowania Polaków, aby opowiedzieli się za wizją Królestwa Bożego w niepodległej Polsce, wolnej od zaborców i mniejszości. Międzywojnie wyniosło na piedestał figurę Polaka-katolika, który opierał się obcym wpływom. Przeszkodą była początkowo etyka oparta na przykazaniu „miłuj bliźniego swego”, ale i z tym narodowy katolicyzm sobie poradził, czyniąc dosłownym ideał Ecclesia militans – Kościoła złożonego z ludzi walczących o jego przetrwanie. Spadkiem po tym jest, według Portera-Szűcsa, głębokość problemu, jaki polski Kościół ma z aborcją i antykoncepcją. Nie traktuje ich jako kwestii indywidualnych wyborów etycznych, ale jako sprawę przetrwania narodu. Dlatego tak szeroko przyjęło się porównywanie aborcji do Holokaustu albo „cywilizacji śmierci”, pojęcia powtarzanego przez Jana Pawła II.

Czwartym mitem jest opowieść o prześladowaniach Kościoła przez komunistów. Porter-Szűcs prześlizguje się po epoce stalinizmu i gomułkowszczyzny, by stwierdzić, że „polski Kościół nigdy nie był tak potężny i wpływowy jak pod koniec PRL”. Świadczą o tym nie tylko statystyki uczestnictwa w mszach i liczby nowych powołań (zwłaszcza po wyborze Karola Wojtyły na papieża), ale też to, że PZPR nie czyniła z kleru swego wroga i mogła liczyć na wzajemność. „Nie ulega wątpliwości, że Kościół i partia toczyły ze sobą konflikt, ale obie strony próbowały zachować powściągliwość i często ograniczały się jedynie do kopania się po kostkach” – pisze o obustronnej niechęci do konfrontacji. Przypomina odmowę hierarchów do jednoznacznego potępienia brutalności władzy w 1970 i 1976 r. czy postawę wobec protestujących w 1980 r. robotników, z których część było wyznawcami kultu Maryi. Dla Wyszyńskiego jest bezlitosny. Cytuje list pasterski z 5 września 1980 r., w którym prymas przekonuje, że do głównych przyczyn kryzysu gospodarczego należy nieład moralny i „pogłębiająca się choroba nietrzeźwości”. Tak, to był czas, kiedy już wybuchła Solidarność.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Opieka zdrowotna jest prawem człowieka – pisze Timothy Snyder ze szpitalnego łóżka, gdzie sam stoczył walkę o życie. Tej lekcji choroby i niemocy nie zapomni nigdy >>>>


Skąd ten ówczesny nieformalny sojusz tronu i ołtarza? Pruderyjny i w gruncie rzeczy konserwatywny reżim nie wydawał się Kościołowi tak niepokojący jak zachodni indywidualizm i konsumpcjonizm. Obie strony połączyła sprawa narodu. Spolonizowany komunizm i unarodowiony katolicyzm innymi środkami chciały gwarantować to, co niemożliwe – jedność 40 milionów ludzi.

Rywalizacja między komunizmem a katolicyzmem była jednak faktem. Falę odwrotu od postępowych zmian w Kościele, która zaczęła się w latach 90., Porter-Szűcs tłumaczy tym, że upadek komunizmu nie przyniósł katolicyzmowi oczekiwanego zwycięstwa w życiu społecznym. Spory o dyskurs i symbole urosły do rangi walki o wspólnotę – nie tę stricte religijną, lecz narodową.

Wyjście ewakuacyjne

Brian Porter-Szűcs napisał ważną książkę, która prowokuje do dyskusji, ale mimo objętości zostawia niedosyt. Autor nie kreśli porównań między polskim a europejskimi katolicyzmami. Mało zajmuje się relacjami Kościoła z rodzimą elitą władzy. Naszkicowuje tylko uwiedzenie części kleru Romanem Dmowskim i niechęć do Józefa Piłsudskiego. Wiek XXI, kryzysowy dla polskiego Kościoła i narodowego katolicyzmu, jest tu potraktowany zdawkowo. Jest mowa o sporze o aborcję, ale ledwie raz napomknięta jest pedofilia i skandale seksualne. Autor jest jednak świadomy, jak wiele się zmieniło na linii Kościół-społeczeństwo od 2011 r., kiedy ukazało się angielskie wydanie „Wiary i ojczyzny”. Wtedy nie wykluczał, że trwający przy truchle Polaka-katolika „Kościół ludu” zostanie stopniowo wyparty przez akceptujący demokrację „Kościół wyboru”. Dziś przyznaje, że drugi model był mrzonką.

Dla Normana Daviesa problem polskiego katolicyzmu jest wtórny wobec wewnętrznego i światowego układu sił, w którym tkwi Polska. Wielokrotnie dystansował się też od mitu wyjątkowej tolerancji I Rzeczypospolitej i ponownie czyni to w „Małej Europie”. Żywi przy tym wyraźny sentyment do legendy Sobieskiego, a w jego szczerej katolickiej gorliwości widzi siłę. O Janie Pawle II pisze z atencją odporną na głosy krytyki papieża, które na Zachodzie było słychać jeszcze za jego życia. W jednym z esejów naiwnie przekonuje, że to śmierć papieża „otworzyła podziały, a także stworzyła pole do popisu demagogom”. Także jego odbiór postawy Kościoła wobec komunizmu zasadniczo różni się od sceptycznej oceny formułowanej przez Portera-Szűcsa (może po części dlatego, że w ostatniej dekadzie PRL-u odczyty Brytyjczyka nieraz odbywały się w parafialnych salkach). Nie oznacza to jednak bezkrytyczności. „Absolutna władza absolutnie demoralizuje” – słowa Lorda Actona odnosi tak do Kościoła, jak i do reżimów politycznych. Reprezentuje jednak typ historiografii Polski, która prawdopodobnie powoli odchodzi, bo nie stawia dawnym elitom kłopotliwych pytań.

Daviesa i Portera-Szűcsa różni też – i to w warstwie głębszych emocji, niż sugerowałaby lektura ich książek – stosunek do współczesnej dyskusji o prześladowaniach Żydów z rąk Polaków. Davies nie odrzuca potrzeby debaty, ale ta obecna jest dla niego źródłem nadużyć, dowodem ignorancji i prowadzi do utrwalenia się na Zachodzie negatywnych stereotypów polskości.

Dla Portera-Szűcsa, jak dla historyków, którzy Polską zainteresowali się u schyłku PRL-u lub później, problem antysemityzmu i filosemityzmu jest osią organizującą polską tożsamość. Porter-Szűcs buduje kładkę między uprzedzeniami prymasa Hlonda wobec Żydów, obwinianiem ofiar pogromu kieleckiego o własny los, histerycznymi reakcjami części hierarchów na ustalenia Jana Tomasza Grossa a współczesnymi ekscesami byłego księdza Jacka Międlara. Nie sekunduje ani adwokatom, ani najostrzejszym oskarżycielom polskości. Debata o ciemnych kartach historii jest dla niego po prostu naturalną koleją rzeczy. Podobnie polski katolicyzm stanie się normalny, kiedy uda mu się wymyśleć siebie poza ramami narodowej wspólnoty i kiedy każda krytyka narodu przestanie być traktowana jak atak, a każdy atak – jak zamach na pozycję Kościoła. ©

Brian Porter-Szűcs, WIARA I OJCZYZNA. KATOLICYZM, NOWOCZESNOŚĆ I POLSKA, przeł. Jan Dzierzgowski, Filtry, Warszawa 2022.

Norman Davies, MAŁA EUROPA. SZKICE POLSKIE, przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Znak Horyzont, Kraków 2022.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Boże ściernisko