Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Człowiek zapomina na chwilę o polskich kłopotach, a zajmuje się amerykańskimi. Zamiast sobie współczuć, Amerykanom współczuje. „Nasz prezydent coś palnął? Eeee, posłuchaj tamtego”. Beka za darmo. To znaczy za darmo o tyle, o ile. Ktoś za to przecież zapłaci i skąd wiadomo, że akurat nie my. No ale póki co – nie martwmy się. Nawet popierajmy. Program jest rozrywkowy, łapać się za głowy będziemy potem.
Nasz myślał, myślał i wymyślił, że my, lud, mamy podyktować prawnikom konstytucję. Świetny pomysł! Ja w ogóle jestem za tym, żeby lud wszystko dyktował, a prawnicy tylko ewentualnie spisywali i jeszcze opłaty notarialne ludowi wnosili, bo się należą. Nie bardzo tylko rozumiem, po co robić referendum; wystarczy przejść się po losowo wybranej galerii handlowej, ludu tam teraz pod dostatkiem, można zapytać, zanotować i konstytucję na pewno się z tego zrobi. Każdy przecież jakieś pomysły ma: jeden każe zlikwidować sądy, inny Sejm rozpędzić, jeszcze inny wsadzić burmistrza do ciupy, a przedtem wychłostać. Tym trzeba zabrać, tamtym dodać, a przede wszystkim – należy obniżyć podatki i wydatki zwiększyć. Wczasy mają być tanie, jedzenie tanie i mieszkania też tanie, a za moją robotę żeby mi płacili dwa razy więcej niż teraz. Wszystko to można w konstytucji zapisać, niech by nawet były tam zapisy wzajemnie sprzeczne. Przecież i tak konstytucji przestrzegać nie trzeba, więc wszystko jedno, co się tam znajdzie.
W jednym tylko nasz prezydent okazał się niekonsekwentny. Zaproponował na referendum pytania, które są zupełnie nie po naszemu. Już poprzednio mu się ten sam błąd przydarzył. „Czy jest Pani/Pan za konstytucyjnym zagwarantowaniem szczególnej ochrony pracy jako fundamentu społecznej gospodarki rynkowej…”. Kto tak mówi? My? Jakieś elity mu to chyba napisały! Lud podwójnym dopełniaczem się nie posługuje, a na społeczną gospodarkę rynkową mówi zupełnie inaczej. Tyle takich przymiotników w jednym krótkim zdaniu? Oczywiście, widzę ratunek. Trzeba szybko te pytania dać do przetłumaczenia pani profesor Krystynie Pawłowicz. Ona język ludu (czy raczej jeden jego dialekt – bo to mowa zaledwie części ludu i to w określonym stanie) zna doskonale. Na pewno znajdzie na wszystko odpowiednie, godne konstytucji określenia. Chlewu w każdym razie nie zrobi.
Program jest rozrywkowy, ale czasem człowiek czuje się tak, jakby ktoś stał za jego plecami, palce wskazujące wsuwał mu do ust i kąciki ust w górę podnosił. Albo jakby łachotał go w pięty i tym sposobem śmiech wymuszał. Czuję się tak łachotany, ilekroć czytam, jak politycy i publicyści powołujący się na najwyższe konserwatywne wartości, biorą prezydenta Trumpa w obronę. Ba, żeby w obronę! Oni go nie tłumaczą, oni z zachwytu pieją. Wszak dzięki jego działaniom nowy porządek się wyłania, w którym to porządku ich – jak wierzą – będzie na wierzchu. Stół wywrócony, klocki rozsypane, można je będzie na nowo poskładać. Co mam powiedzieć? Że nie podoba mi się styl, w jakim ten stół się wywraca? Że podejrzanie mi to wygląda bardzo, a na dodatek z prawdziwym konserwatyzmem (nie mówiąc o chrześcijaństwie) niewiele ma wspólnego? Z wiarą dyskutować trudno, więc milczę i argumentu nasłuchuję, ale zamiast tego słyszę, jak raz po raz żabę przełykają. Przełkną, popiją, tokują dalej. A ledwo przełkną, znów prezydent (tamten) z nową żabą wyskakuje. Już i nasz premier łykać się nauczył. „Dobra żaba – mówi – niczego sobie żaba. Mógł przecież gorszą żabą nas poczęstować, a tu tylko taką…”.
W jednym natomiast prezydent Trump bardzo mi się przydaje: w wychowaniu. Włączam telewizor, on akurat przemawia, więc wołam syna, żeby chwilę pooglądał, a potem mówię: „Synu, masz być zupełnie innym mężczyzną niż ten pan. Zupełnie innym”. I to wystarcza.©