Weź kredyt, kup mieszkanie

Jeszcze niedawno „wszyscy byliśmy Jolantą Brzeską”. Dziś lokator – zwłaszcza komunalny – to znowu intruz, którego należy trzymać krótko.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

25.04.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Polska debata publiczna przypomina mi często „The Muppet Show”. Dla tych, co nie pamiętają: ten amerykański serial z przełomu lat 70. i 80. to był jeden wielki pastisz rozrywkowej rewii. W każdym nowym odcinku pojawiały się stałe gwiazdy programu: od szwedzkiego kucharza i świnki Piggy, po dwóch zgryźliwych tetryków komentujących wszystko z teatralnej loży. Ale byli też goście. „Naszym dzisiejszym specjalnym gościem jest jedyny w swoim rodzaju fantastyczny, niepowtarzalny...” – darł się frenetycznie konferansjer żaba Kermit. Po czym gość tańczył, śpiewał i mówił dwa lub trzy słowa. Potem oklaski, kurtyna, rąsia, buzia, napisy końcowe i do widzenia w następnym odcinku. Z kolejnym gościem specjalnym. I tak w kółko przez wiele sezonów. 

Nasza debata publiczna też tak działa. Też regularnie doprasza się tu tzw. „ciekawych gości”. Tej wiosny żyjemy na przykład losem nauczycieli. W poprzednim sezonie mieliśmy ekologów z Białowieży i rodziców osób niepełnosprawnych. Jeszcze wcześniej frankowiczów albo ofiary dzikiej reprywatyzacji oraz czyścicieli kamienic. No właśnie, lokatorzy zasobów komunalnych w większych polskich miastach – zatrzymajmy się tu przez chwilę. Na ich przykładzie można świetnie pokazać, co dzieje się z „ciekawymi gośćmi” polskiej debaty publicznej po tym, jak już zaśpiewają swoją piosenkę, zgasną światła i skończy się ich medialne pięć minut. A scenę wypełni inny „zupełnie wyjątkowy i niepowtarzalny” gość.


POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>


Reprywatyzacja i gentryfikacja! Jakiż to był temat przed zeszłorocznymi wyborami samorządowym?! Ileż powstawało na ten temat materiałów śledczych?! Ilu komentatorów odkryło nagle, jak wielu krzywd na tkance społecznej dopuszczono się pod szyldem „restytucji mienia”?! Jak wielu polityków zapowiadało, że nie spoczną, póki nie znajdą morderców działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej? Ileż łez wylano nad ofiarami czyścicieli kamienic, którym pod pozorem remontu nowy właściciel zdjął dach na zimę albo odciął prąd i gaz. 

Tak było jeszcze nie tak dawno temu. A dziś? Zapewne jedynie nieliczni wiedzą, że dokładnie dziś, w czwartek 25 kwietnia, pod Sejmem protestować mają organizacje lokatorskie. O co im chodzi? W zasadzie... o wszystko. Bo zmieniło się niewiele. A jeśli nawet, to raczej na gorsze.

Po pierwsze, lokatorom chodzi o bardzo konkretną rzecz. Czyli kolejną nowelizację ustawy o gospodarce nieruchomościami, którą prezydent Andrzej Duda podpisał 16 kwietnia. Brzmi mało porywająco i tak właśnie ma brzmieć. Ot, nowelizacja do nowelizacji. Któż by się interesował meandrami polskiej legislacji? Tylko, że zaraz, jedną chwileczkę. Przypomnijmy sobie, że w tej sprawie miało być przecież zupełnie inaczej! Pamiętacie jeszcze? Jesienią 2016 roku na fali moralnego wzburzenia skalą niesprawiedliwości trwającej latami dzikiej warszawskiej reprywatyzacji powstała komisja weryfikacyjna pod przewodem Patryka Jakiego. Rząd deklarował, że prócz wzięcia pod lupę najbardziej bulwersujących przypadków, zostanie przygotowane również rozwiązanie systemowe. Czyli tzw. duża ustawa reprywatyzacyjna, która raz na zawsze przetnie patologię. Niestety – mimo pewnych sukcesów komisji (w latach 2017-18 liczba zwrotów kamienic faktycznie wyhamowała), dużej reprywatyzacji nie udało się nigdy uchwalić. Rząd PiS wykrwawił się wizerunkowo w czasie międzynarodowego sporu o swoją wizję polityki historycznej (słynna nowela ustawy o IPN). Amerykanie pogrozili palcem. W konsekwencji projekt ustawy reprywatyzacyjnej poszedł do kosza. Z głównej sceny zniknął też firmujący sprawę Patryk Jaki. 

Zamiast tego dostaliśmy parę drobnych zmian. Na przykład wspomnianą już nowelizację ustawy o gospodarce nieruchomościami. W sumie zrobienie reprywatyzacji „po cichu” wcale nie musiałoby być takie złe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę kontekst międzynarodowy. Niestety to nowe i uchwalone po cichutku prawo bynajmniej nie bierze strony lokatorów. Gdyby brało, to można było przecież zapisać w ustawie zakaz reprywatyzacji budynków mieszkalnych lub przynajmniej zobowiązać gminy do wzięcia odpowiedzialności za los wyrzucanych lokatorów. Tymczasem tego w noweli nie ma.

A co jest? Nowelizacja ustawy umożliwia spadkobiercom zwrot wywłaszczonych nieruchomości niezależnie od tego, czy wniosek o zwrot złożyli pozostali przy życiu poprzedni współwłaściciele lub też ich spadkobiercy. Organizacje lokatorskie twierdzą, że powstaną w ten sposób nowe możliwości odzyskiwania nieruchomości, które nie mogły zostać sprywatyzowane wcześniej ze względu na brakujących spadkobierców czy braki we wnioskach. Czyli będzie tak, jak było. Nie ma też zapisów dotyczących sposobu obliczania odszkodowań. Co oznacza, że odszkodowanie finansowe będzie obliczane po obecnych cenach rynkowych.

To jednak nie koniec spraw, z którymi lokatorzy idą pod Sejm. Pomstują z żalem (i to jest punkt drugi naszej wyliczanki), że gdy tylko temat reprywatyzacji przestał być użyteczny w bieżącej walce politycznej, przestało się wokół niego cokolwiek dziać. Warto przypomnieć, że wspomniana już komisja weryfikacyjna Patryka Jakiego wydała 78 decyzji przyznających odszkodowania i zadośćuczynienia ofiarom reprywatyzacji. Nie oznacza to niestety, że pokrzywdzeni (poza symboliczną satysfakcją) dostali z tego tytułu cokolwiek. Problem polega bowiem na tym, że warszawski Ratusz większość z tych decyzji zaskarżył twierdząc, że są one oparte na wadliwych podstawach. Nie ma tutaj sensu wchodzić w prawnicze szczegóły. W tym wypadku liczy się przecież efekt. A efekt jest taki, że w temacie odszkodowań trwa przerzucanie piłeczki między pisowską komisją a opozycyjnym Ratuszem. Obie strony twierdzą, że swoje zrobiły. I gdyby nie tamci... Lokatorzy po raz kolejny czują się wykorzystani i ograni przez decydentów. 

Po trzecie, Komitet Obrony Praw Lokatorów zwraca uwagę na niepokojące tendencje wykraczające poza sprawy warszawskiej reprywatyzacji. KOPL alarmuje, że od dziesięciu lat trwa w Polsce stopniowy, lecz wyraźny proces luzowania prawa o ochronie praw lokatorów. Zwłaszcza komunalnych. Najnowsza nowelizacja prawa (weszła w życie dokładnie w Wielkanoc) otwiera na przykład możliwość drastycznych podwyżek czynszu w mieszkaniach komunalnych. Maksymalnie do poziomu 8 proc. stawki odtworzeniowej. W Warszawie to obecnie powyżej 40 zł za metr. Czynsze na tym poziomie mogą obowiązywać lokatorów, którzy przekraczają kryterium dochodowe, ale zarabiają mniej niż średnia krajowa. To nawet dwa razy więcej niż czynsze ustawowo dozwolone w TBS-ach (Tanie Budownictwo Socjalne to realizowany od połowy lat 90. publiczny program mieszkaniowy dla średnio zarabiających) czy w programie Mieszkanie Plus.

KOPL pokazuje, że to nie jest jakiś wypadek przy pracy. Tylko wykwit łączącego elity polityczne PO-PiS-u przeświadczenia, że mieszkalnictwo publiczne należy maksymalnie skomercjalizować. Przykładem jest choćby ustawa z roku 2009 (uchwalona przez rząd PO-PSL, a podpisana przez Lecha Kaczyńskiego) o najmie okazjonalnym. Wprowadzała nowy rodzaj umowy, który umożliwiał eksmisję bez wyroku i bez lokalu tymczasowego. Lokator, podpisując umowę, musiał zadeklarować, do jakiego lokalu się wyprowadzi w razie eksmisji. Rozwiązanie wielce wygodne dla komercyjnych najemców. Problem w tym, że w 2017 r. rząd PiS rozszerzył przepisy o najmie okazjonalnym w programie Mieszkanie Plus. Co oznaczało zastosowanie komercyjnej logiki w mieszkalnictwie publicznym. Z kolei w listopadzie 2011 r. weszła w życie nowela prawa o eksmisji. Pretekstem była ochrona osób przed przemocą w rodzinie, ale przepisy wprowadzały możliwość eksmisji do noclegowni w sytuacji, gdy sąd nie przyznał lokalu socjalnego. Dotyczyło to też osób, które samowolnie zajęły pustostany. 

Przykładów jest jeszcze kilka. Chodzi jednak o zarysowanie kierunku, który (jak się zdaje) przyświeca dziś polskim elitom politycznych po obu stronach politycznego duopolu. Modelu, w którym to właściciel rozdaje karty. A lokatora trzeba pilnować, żeby mu się w głowie nie przewróciło i się w mieszkaniu za bardzo nie rozpanoszył. A jak mu się nie podoba, to niech zmieni pracę, weźmie kredyt i kupi sobie własne mieszkanie.

P.S. Tym wszystkim, którzy żyją w przekonaniu, że problem czyszczenia kamienic jest zakończony, bo zniknął z medialnego radaru, polecić można relację Komitetu Obrony Praw Lokatorów z ul. Siedleckiej w Warszawie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej