Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sporo listów, zwłaszcza Iwaszkiewicza, niestety się nie zachowało - książka zawiera za to ważne uzupełnienia. Listy wspólnych znajomych, fragmenty dziennika Iwaszkiewicza, inne wypowiedzi jego i Miłosza, niekiedy po raz pierwszy publikowane, a także wiersze, no i oczywiście przypisy, pozwalają wypełnić luki. Powstaje spójna opowieść, dramat psychologiczny mocno osadzony w najnowszej historii, świadectwo dylematów, przed jakimi stawali ludzie tworzący polską kulturę, wyborów, jakich dokonywali, i uzasadnień, jakimi te wybory wspierali.
Opowieść zaczyna się w listopadzie 1930 roku, gdy student uniwersytetu wileńskiego i początkujący poeta zwraca się z hołdowniczym listem i prośbą o ocenę swoich wierszy do starszego o siedemnaście lat Iwaszkiewicza, autora "Oktostychów" i "Dionizji", najmniej skamandryckiego ze skamandrytów. Kończy się w początku 1980 roku: stary mistrz umiera po powrocie z podróży do Paryża, wkrótce po 86. urodzinach, nie doczekawszy literackiej Nagrody Nobla dla ucznia. Nagrody, o której sam marzył. Potem są jeszcze wspomnienia Miłosza i kolejne jego wiersze Iwaszkiewiczowi poświęcone.
Relacja mistrz-uczeń dotyczy tylko początku ich znajomości, a i wtedy szybko pojawia się element partnerstwa, gdy na przykład Miłosz recenzuje w 1935 roku Iwaszkiewiczowe "Czerwone tarcze", dopatrując się w księciu Henryku Sandomierskim podobieństwa do Piłsudskiego. Lata wojny, podczas których Iwaszkiewicz mieszka nadal w swoim domu na Stawisku, dając schronienie całej rzeszy potrzebujących, dla Miłosza są najpierw czasem wędrówek; po jego powrocie do Warszawy kontakty się zacieśniają.
Powojenne pięciolecie to znów okres bardzo istotnej wymiany listów, zwłaszcza w latach 1947-50. Miłosz decyduje się na pracę w dyplomacji komunistycznej Polski, najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem we Francji, a Iwaszkiewicz redaguje "Nowiny Literackie", zamknięte pod koniec 1948 roku, i angażuje się w rozmaite oficjalne przedsięwzięcia, choć jako pisarz zupełnie się nie mieści w narzucanej odgórnie socrealistycznej poetyce. Obaj starają się lawirować, świadomi, że obręcz się zacieśnia ("Mój list zniszcz" - pisze w listopadzie 1948 Miłosz).
Gdy Miłosz wybiera emigrację, Iwaszkiewicz szczerze się nań oburza. Sławna kwestia ("Z Tobą, złotko, nie mogę się przywitać") wygłoszona przezeń w czerwcu 1955, gdy przypadkowo natknęli się na siebie podczas festiwalu teatralnego w Paryżu, była już raczej wyrazem lęku przed szpiclami niż trwającego nadal oburzenia, Miłosz jednak dobrze ją zapamiętał. I zrewanżował się ostentacyjnym chłodem podczas spotkania cztery lata później - choć Iwaszkiewicz przywiózł mu wtedy ze Stawiska przechowywane tam od wojny rękopisy...
A potem jeszcze dwie dekady sporadycznych kontaktów, kiedy chwilami - zwłaszcza w latach 70. - wraca dawna bliskość. Ze strony Iwaszkiewicza sporo tu zawiedzionej miłości (widać to zwłaszcza w zapiskach z lektury "Rodzinnej Europy"!), ale i podziw dla przyjaciela-poety, ze strony Miłosza - trochę poczucia niespłaconego długu i, co za tym idzie, winy, trochę braku przekonania do powojennej twórczości Iwaszkiewicza. Łatwo wyciągać pojedyncze cytaty i atakować z ich pomocą jednego z bohaterów, lepiej jednak czytać tę książkę, tak jak proponuje tytuł: jako nieretuszowany podwójny portret świetnych pisarzy. (Zeszyty Literackie, Warszawa 2011, ss. 484. Wybór tekstów, ich układ i redakcja: Barbara Toruńczyk, opracował i przypisami opatrzył Robert Papieski.)