Katolicy we mgle

Dlaczego jedne kościoły pękają w szwach, inne zieją pustką? Dlaczego wokół o. Góry zbierają się tysiące młodych ludzi, a o. Kłoczowski nie czyta z ambony listów Episkopatu? Jeśli zatrzymać się na poziomie deklaracji, powstaje obraz idylliczny. Spróbujmy zejść głębiej.

11.03.2009

Czyta się kilka minut

Wybory przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, Warszawa, 10 marca 2009 r. /fot. Wojciech Gadomski /
Wybory przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, Warszawa, 10 marca 2009 r. /fot. Wojciech Gadomski /

Natura Kościoła wyraża się w troistym zadaniu: głoszenie Słowa Bożego, sprawowanie Sakramentów, posługa miłości" - przypomniał Benedykt XVI w encyklice "Deus caritas est". Kościół naśladuje Chrystusa w tych trzech nierozdzielnych misjach, zwanych tria munera Christi. Jak robi to Kościół w Polsce?

Liczby

W próbie odpowiedzi pomocne będą liczby. Trzy czwarte Polaków uważa, że Kościół daje właściwe odpowiedzi na pytania dotyczące problemów duchowych - wynika z zeszłorocznego raportu o religijności, ogłoszonego przez Centrum Myśli Jana Pawła II. 52 proc. ma podobną opinię o nauczaniu na tematy moralne, 53 proc. - na tematy życia rodzinnego. Znacznie mniej odnajduje w Kościele odpowiedzi na problemy społeczne (31 proc.).

Jeśli naszą wiarę oceniać na poziomie deklaracji, powstaje obraz idylliczny. 69 proc. badanych uważa się za religijnych (w tym 21 proc. za bardzo religijnych - dane z zeszłorocznego raportu Laboratorium Więzi), a poczucie to łączy się z masowym praktykowaniem. Jednak ogłoszone właśnie wyniki sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Rynku i Opinii Społecznej IMAS International (z listopada 2008 r.) brzmią bardziej alarmująco: znacznie mniej niż dotychczas, bo tylko 82 proc. Polaków uważa się za osoby wierzące.

Prawdziwy kłopot zaczyna się, gdy wiara zetknie się z problemami życia codziennego. Religię stawiamy dopiero na siódmym miejscu w hierarchii wartości (42 proc.) - m.in. po zdrowiu, szczęściu rodzinnym czy pracy. Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny "Więzi", podczas zeszłorocznej konferencji "Wartości w społeczeństwie a dziedzictwo Jana Pawła II" określił polską religijność mianem odświętnej. Postrzegamy ją jako jedną z wartości, ale nie zawsze jako "źródło wartości".

W oczy rzucają się też "szczegóły". Wprawdzie 90 proc. Polaków nie ma wątpliwości co do istnienia Boga, ale w życie po śmierci wierzy 70 proc. Dla 30 proc. istotny jest znak zodiaku, pod którym się urodzili, 26 proc. wierzy w moc talizmanów, 58 proc. czyta horoskopy. Dla 53 proc. nie ma absolutnych zasad etycznych, 14 proc. wiąże decyzje etyczne z okolicznościami. W efekcie deklarowane wartości moralne niekoniecznie wiążą się z czynami. Połowa pytanych przyzwala na antykoncepcję i seks przedmałżeński. Wzrosło przyzwolenie na rozpad małżeństwa: z 25 proc. w 1999 r. do 44 proc. w 2008 r. Za ochroną życia niezależnie od okoliczności opowiada się jedna trzecia Polaków. 58 proc. popiera - wbrew nauczaniu Jana Pawła II - karę śmierci.

W czasie wspomnianej już konferencji dr Tadeusz Szawiel zauważył, że od 20 lat Polaków charakteryzuje stabilność poglądów i wartości. Nie dotyczy to tylko poparcia dla aborcji (spada) i dla rozwodów (rośnie). Ale czy będzie to trwało wiecznie?

Niepokój budzą badania prof. Józefa Baniaka z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, który zajął się religijnością gimnazjalistów. Okazało się, że połowa z nich nie zna podstawowych modlitw, 95 proc. odrzuca naukę o seksualności, 60 proc. nie zgadza się z zakazem stosowania antykoncepcji. W świetle badań tylko jedna piąta gimnazjalistów żyje zgodnie z nauczaniem Kościoła - choć w Boga wierzy 80 proc.

Można się uspokajać, że to okres buntu. Prof. Baniak w rozmowie z "TP" (nr 16/08) podkreślał, że nie wolno przyjmować, iż po buncie automatycznie następuje powrót do punktu wyjścia: kryzys religijności może przejść w kryzys wiary. "W przypadku młodego człowieka ważne jest to, czy otrzyma pomoc i od kogo" - mówił. Wielu uczniów wskazało, że po radę mogłoby się udać do "porządnego księdza", czyli takiego, który żyje wedle tego, co głosi.

Słowo

Chrześcijanin zaś głosi Ewangelię i żyje nią. "U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie" - wskazał Benedykt XVI w cytowanej już encyklice. Co więcej: "Prawdziwą nowością Nowego Testamentu nie są nowe idee, lecz sama postać Chrystusa, który ucieleśnia pojęcia".

We współczesnej Polsce katolicyzm trafił na targowisko idei. Jednak nie to jest dla niego zagrożeniem. Zagrożenie pojawia się wówczas, gdy chrześcijaństwo sprowadzi się do poziomu targu - czyli przedstawi jako system myślowy, zbiór norm etycznych, nakazów i zakazów. A przecież "wiara jest odpowiedzią człowieka daną Bogu", jak mówi Katechizm. W warunkach "konkurencji" tym bardziej musi być wyborem.

A siłą chrześcijaństwa, która wynosi je ponad, jest spotkanie z Ewangelią.

Nieprzypadkowo z omówionych badań wynika, że młodzi są wyczuleni na świadectwo. Oczekują, że Kościół da im możliwość pogłębiania życia duchowego, zrozumienia sensu istnienia, a nie zbiór reguł - bo ich mozaikę mogą zbudować w oparciu o opinie ekspertów. Kościół ma tylko Ewangelię. Dlatego kluczowe jest to, jak jej słowo wprowadza w świat.

Dlaczego jedne kościoły pękają w szwach, inne zieją pustką? Dlaczego wokół o. Jana Góry zbierają się tysiące młodych ludzi? Z drugiej strony, dlaczego trzy czwarte polskich katolików nie ma i nie chce mieć wpływu na życie swojej parafii (CBOS, sierpień 2008 r.)? Dlaczego tylu wiernych wsiada w niedzielę w samochód i szuka Mszy na drugim końcu miasta?

Dobrze oczywiście, że rozwijają się duszpasterstwa profilowane. Ale niedobrze, że zaniedbano "zwykłe" niedzielne Msze - bo niedzielna formacja dotyka wszystkich, a nie tylko zaangażowanych. Czasami bywa i tak, że ksiądz, który poświęca się pracy duszpasterskiej w środowisku alkoholików, później na ambonie nie potrafi wyjść poza ramy tak przykrojonego świata. Wszędzie dostrzegając widmo uzależnienia, staje się aktywistą, a nie przewodnikiem duchowym.

Ks. Andrzej Luter, wykładowca seminarium duchownego w Łowiczu, mówi, że trzeba mówić językiem, który będzie słyszalny przez młodych katolików: - Głos Kościoła powinien rozbrzmiewać także w miejscach, gdzie nie jest mile widziany.

- Zazwyczaj kazanie ma dwa scenariusze: wchodzi na wysoki poziom teologii albo schodzi do niskiego poziomu psychologii - dodaje publicysta "Więzi" Grzegorz Pac. - W obu przypadkach pytam: co to ma wspólnego z moją wiarą?

Kaznodziejstwo jest lepsze, jeśli ksiądz dzieli się tym, czym żyje. Gorsze, jeśli żyje fikcją: wiedzą z telewizji i kolorowych gazet (choć powinien je czytać, by wiedzieć, czym żyją wierni). Chce być blisko życia, ale "nie myśli Ewangelią" - wtedy kazania to sentymentalne opowieści, które mówią o wartościach, a nie o spotkaniu Chrystusa. Można wiernym kazać przestrzegać postu - a można też opowiedzieć im o poszczącym Chrystusie.

Ewangelia kolejny raz okazuje się kłopotliwa. I to jest właśnie problem Kościoła.

Stefan Wilkanowicz, prezes Fundacji Kultury Chrześcijańskiej Znak, podkreśla, że ksiądz jednocześnie mówi od siebie i nie od siebie: ma wyjaśniać Ewangelię i przedstawiać naukę Kościoła, ale też dawać osobiste świadectwo. - W czasie, kiedy bolączką Kościoła jest brak katechezy dla dorosłych, nie można lekceważyć niedzielnej Mszy - mówi Wilkanowicz. - Często z kościoła wychodzę z przekonaniem, że kazanie było tak banalnie słuszne, że nie zapamiętałem z niego ani słowa.

Nasz rozmówca wskazuje, że konieczne są dziś Msze oparte na cyklach kazań. Tymczasem ksiądz musi wygłosić kazanie świąteczne, czytać list pasterski albo odprawić adorację. Choć zdarza się też tak jak na Mszach o. Jana A. Kłoczowskiego w Krakowie, który podczas ogłoszeń mówi: "A oto istotne fragmenty z listu Episkopatu...". Trafny wydaje się również inny zwyczaj dominikanina, który czytania poprzedza wyjaśnieniem genezy i znaczeń tekstów.

Odnosząc się do formacji dorosłych, Grzegorz Pac wskazuje na możliwości katechizowania przy okazji sakramentów przyjmowanych przez nich samych (ślub) i ich dzieci (chrzest, komunia, bierzmowanie). - To najlepszy czas, ponieważ na ogół ludzie są zainteresowani duchowym wymiarem tych przełomowych momentów - mówi Pac.

Żeby ustrzec wiernych od plagi złych kazań, Wydawnictwo św. Stanisława uruchomiło prowadzony przez specjalistów i praktyków internetowy kurs homiletyczny.

Jednak obawy idą głębiej: w Wielki Czwartek ubiegłego roku Episkopat w liście do księży ubolewał, że "kapłaństwo zaczyna być traktowane zawodowo, jako praca, którą można przeliczyć według norm tego świata". Tymczasem jest ono (ma być?) ciężką służbą, a nie drogą do osiągnięcia komfortu. Autorów zaniepokoiło, że Kościół zaczął być postrzegany "jako pewna samodzielna instytucja, by nie powiedzieć dobrze zorganizowana firma. (...) U wielu świeckich katolików, ale również u niektórych kapłanów pojawiło się myślenie o zatrudnieniu w Kościele jako o umowie z Kościołem, którą można zawrzeć, podpisać, i którą można również zmienić, a nawet zerwać".

Źródłem, z którego kapłan czerpie, jest oczywiście Ewangelia, ale też wiedza i formacja wyniesiona z seminarium. I tu pojawia się problem: wiele seminariów, związanych z wydziałami teologicznymi, przestało być miejscami naukowego fermentu, sporów - a więc i dojrzewania. Jak uczeń ma dojrzeć, jeśli wśród kadry trzebi się umysły niepokorne?

- Biskupi często traktują wydziały teologiczne jak szkołę zawodową, która ma im dać robotników (winnicy Pańskiej, oczywiście) - opowiada anonimowo teolog, ksiądz z wyższym stopniem akademickim. Ci, którzy się nie wychylają, mają przed sobą dalszą karierę. Pytający są spychani na margines. Efekt jest taki, że teologowie, którzy nie przywykli mierzyć się z wielkimi pytaniami, później milczą przy debacie o in vitro - twierdzi nasz rozmówca. - Kiedyś o problemach teologicznych rozmawiało się na jarmarku, ale odkąd panuje przykazana odgórnie jednomyślność (często przechodząca w bezmyślność), teologia oderwała się od życia. A kryzys teologii zawsze jest kryzysem Kościoła.

Efekt: księża stają bezradni wobec życia wiernych, bo niektórych pytań po prostu sami boją się zadać, a niektóre traktują jako zamach na ortodoksję. Skutki bywają bolesne, zwłaszcza w konfesjonale.

W ocenie rozmówcy "TP" tematy prac doktorskich i habilitacyjnych pokazują, że w Polsce panuje teologia, która wyważa dawno otwarte drzwi. Brak prawdziwych sporów (jedyny znaczący dotyczył poglądów ks. Wacława Hryniewicza na temat nadziei zbawienia dla wszystkich) sprawia, że źródło zamiast tryskać z mocą, leniwie sączy się ze skały. - A nie trzeba wiele - zapewnia teolog. - Okazją do dyskusji były np. film "Pasja" czy zdjęcie ekskomuniki z lefebrystów. Prawdziwe pytania znikły zasypane tematami zastępczymi: okrucieństwem na ekranie albo antysemityzmem biskupa.

Zdaniem Pawła Milcarka charakterystyczna dla Episkopatu Polski jest łączność z Rzymem. - To szczególnie ważne, ponieważ po odejściu Jana Pawła II trzeba było odbudować więź z papieżem na płaszczyźnie religijnej, a nie tylko sentymentalnej - mówi publicysta "Christianitas". Wskazuje, że niektóre episkopaty zachodnie miewały odruchy "ucieczki od Rzymu" przy kontrowersyjnych, jak je określały media, dokumentach, w Polsce zaś tradycja "rzymskości" katolicyzmu została podtrzymana.

Język

Wielu naszych rozmówców twierdzi, że polskie kaznodziejstwo charakteryzuje mentalność oblężonej twierdzy. Można odnieść wrażenie, że Kościół buduje tożsamość przez bycie opozycją, a nie - bycie propozycją.

W jaki więc sposób przekazywane jest Słowo? Wilkanowicz uważa, że najważniejsze jest połączenie dbałości wypowiadania słów w liturgii z "ludzkim językiem" kazań. Pac wskazuje na zaskakujące zjawisko: - Znam kościół, w którym księża mówią "po ludzku", a młodzi świeccy układają modlitwę wiernych w kościelnej nowomowie.

Trudności z komunikowaniem się między Kościołem hierarchicznym i świeckimi są znaczące. Czkawką odbija się niepełne odrobienie lekcji soborowej. Była nadzieja, że straty nadrobimy dzięki II Synodowi Plenarnemu, podczas którego świeccy mieli wpływ na powstający program duszpasterski. O synod, który miał wprowadzić w życie reformy soborowe, zwracał się do prymasa Wyszyńskiego kard. Wojtyła w roku 1971. Nie czekając na decyzję, sam rozpoczął Synod Krakowski: przez 7 lat pracowało blisko 500 zespołów studyjnych. Wojtyła miał wyczucie, bo decyzja o synodzie plenarnym zapadła dopiero w 1987 r. Jarosław Gowin w książce "Kościół w czasach wolności" stwierdza, że była to zaprzepaszczona szansa: działania szybko stały się pozorne, a rezultaty prac nie miały większego znaczenia.

Na brak konsekwentnie realizowanego ogólnopolskiego programu duszpasterskiego zwraca uwagę Grzegorz Górny. - Pozostawienie kluczowych rozwiązań do wyłącznego rozstrzygania na poziomie diecezji nie okazało się rozwiązaniem najlepszym - mówi naczelny "Frondy". - Kiedy taki program realizowano za czasów prymasa Wyszyńskiego, świadomość religijna świeckich i księży była wyższa.

Pozycja świeckich wciąż się więc nie ustabilizowała: spychani są głównie do uczestnictwa w ruchach parafialnych, brakuje zachęty do prawdziwej ewangelizacji. "Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle" - głosi przysłowie. W soborowej konstytucji "Lumen gentium" padają słowa nieco podobne: "Ludzie świeccy szczególnie powołani są do tego, aby czynić obecnym i aktywnym Kościół w takich miejscach i w takich okolicznościach, gdzie jedynie przy ich pomocy stać się on może solą ziemi".

Są oczywiście elity. Środowisko "Teologii Politycznej" prowadzi refleksję o wierze w kontekście demokracji i polityki, środowisko "Znaku" łączy refleksję filozoficzną i teologiczną, środowisko "Więzi", które jesienią powołało pierwszy w Polsce chrześcijański think tank, patrzy na wiarę z punktu widzenia rzeczywistości społecznej, "Christianitas" wskazuje na dziedzictwo tradycji...

Na poziomie parafii bywa jednak gorzej. Małżeństwo katolików w Krakowie, dość ekscentrycznie się ubierających, od lat było lektorami w swoim kościele. - Kiedyś podszedł do nas proboszcz i powiedział, że jedna z parafianek wyraziła zastrzeżenia co do naszej obecności, bo "czy aby strojami nie naruszamy powagi ołtarza" - opowiada mężczyzna. - A proboszcz dodał: "Też się nad tym zastanawiam", sugerując, żebyśmy odpuścili .

Skąd takie reakcje? Klerycy, wchodząc w okres psychicznego dojrzewania, trafiają najczęściej w cieplarniane warunki seminarium, odgrodzonego od problemów, które w tym samym czasie stają się udziałem ich rówieśników. Do pewnego tylko stopnia problem ten rozwiązują parafialne praktyki podczas studiów. W większości przypadków jest tak, jak pisała w "TP" 47/08 socjolog Maria Rogaczewska: "Kleryków chroni się przed zjawiskami, z którymi i tak się później zetkną w parafii. Kształtuje się w nich brak pewności siebie. Niewiele dowiadują się o zarządzaniu finansami, byciu liderem, problemach społecznych i duchowych ludzi innych niż prawowierni katolicy. Rzadko mają okazję zetknąć się z kobietami, a to one będą stanowić większość ich współpracowników". W efekcie do rzadkości należy sytuacja, żeby świeckich wciągano do aktywnego zarządzania parafią: wciąż brakuje zaufania wobec rad parafialnych czy ekonomicznych.

Położenie znacznie większego nacisku na dojrzałość kandydatów do kapłaństwa widać np. w ruchu Opus Dei: przyjmowani są jedynie kandydaci, którzy zaznali życia, zdobyli pracę i samodzielność. W Polsce dominikanie wprowadzili trzy lata temu roczny obowiązkowy postulat "na zewnątrz" - żeby maturzysta wchodząc w mury zgromadzenia nie stracił kontaktu z rzeczywistością. Zastanowić się też trzeba nad liczbą seminariów duchownych: znacznie ich przybyło po reorganizacji struktur administracyjnych Kościoła w 1992 r. Nie pozostało to bez wpływu na poziom nauczania.

Zresztą boom powołań do kapłaństwa powoli słabnie. Według danych przedstawionych przez bp. Wojciecha Polaka, szefa Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań, do seminariów diecezjalnych i zakonnych w 2008 r. wstąpiło 953 kandydatów, a jeszcze cztery lata temu było ich 1500. Diecezjalne seminaria przyjęły w ubiegłym roku o 10 proc. mniej kandydatów niż w latach poprzednich.

Inne istotne zagadnienie związane z nauczaniem - to katecheza szkolna. Zostawiając na boku spór polityczny wokół jej obecności w szkołach (choć zdarza się, że księża donoszą proboszczom, które dzieci na nią nie uczęszczają), możemy zapytać o jakość. Nie można obwiniać księży-katechetów, że im się "nie udaje", jeśli przełożeni wbrew predyspozycjom księdza wysyłają go do nauczania. Dlaczego na tak ważnym odcinku Kościół nie stawia wyłącznie na jakość? Że organizacyjnie by podołał, świadczą szkoły katolickie: prowadzone w dużej mierze przez zakony, cieszą się zazwyczaj wysoką renomą, jak liceum Pijarów w Krakowie czy Nazaretanek w Warszawie. A z dotychczasowych dyskusji na temat religii w szkole wynika, że młodzi nie szukają ideologizacji wiary, ale ewangelizacji.

Sakramenty

Tym, co umożliwia chrześcijaninowi czynienie dobra i podążanie drogą do zbawienia, są oczywiście - to drugi element wspomnianej triady - sakramenty: widzialne znaki niewidzialnej łaski. Według najnowszych badań tzw. dominicantes i communicantes (badania polegają na liczeniu wiernych w kościołach), prowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, w niedzielnych Mszach uczestniczy 38 proc. katolików (poprzednio: 44 proc.), a do Komunii przystępuje ponad 17 proc. Badania te, prowadzone od 30 lat, przynoszą wyniki podlegające niewielkim tylko wahaniom. Wystarczy jednak przypomnieć rozziew między sferą deklaracji a czynów, żeby dojść do problemu rytualizacji. Szczególnie przy legalistycznym podejściu księży (kiedy wymagają np. wypełniania kartek do spowiedzi), celem wiernego nie staje się już sakrament, ale spełnienie oczekiwań przypisanych do "roli katolika". A jeśli nie rozumiemy, czym jest dany sakrament (tu ponownie pojawia się problem braku katechezy dorosłych), zdajemy się tylko na łaskę, która z niego wypływa.

Obraz trzeba uzupełnić elementami, które mogą pomóc w duchowym przeżyciu sakramentów. Na pierwszym miejscu oczywiście znajduje się liturgia. Morze farby drukarskiej wylano już na wyliczanie zaniedbań w tej dziedzinie (postawmy tylko jedno pytanie: dlaczego kapłani tak rzadko sięgają do kanonu rzymskiego, niemal zawsze posługując się najkrótszą i najprostszą formułą drugiej modlitwy eucharystycznej?). Benedykt XVI liczył, że przywrócenie do łask Mszy trydenckiej korzystnie wpłynie na jakość odprawiania tej posoborowej. Na razie skutków nie widać. Wiadomo jednak, że tam, gdzie Mszę odprawia się z pietyzmem, ludzie przychodzą tłumnie, chociaż "odstać" muszą dłużej.

Efekt zaniedbań znamy: sakramenty bądź nabierają znaczenia magicznego, bądź stają się pustym rytuałem. Wejście do kościoła jest wkroczeniem na magiczny teren, na którym dokonują się magiczne rzeczy...

Miłosierdzie

Kolejnym elementem w układance jest sposób traktowania księży przez przełożonych. Czasem czuć tu chłodny oddech korporacyjnych posunięć: "im lepszy, tym bardziej trzeba go wycisnąć". Im biskup więcej zadań nałoży na zdolnego księdza, tym ten ma mniej czasu na życie duchowe i modlitwę. Kapłan staje się działaczem społecznym - świadkiem wartości, a nie miłości Chrystusa. Kościół ze wspólnoty ubogich, która wie, że jej królestwo jest nie z tego świata, przepoczwarza się w usługodawcę zbijającego kapitał społeczny.

Inna wersja: proboszcza, za którego obecności parafia odżyła, co kilka lat przenosi się do parafii nowej, stawiając na głowie powoli zawiązującą się wspólnotę.

Na szczęście w środowiskach katolickich prężnie rozwija się ruch ekonomii społecznej. Przykładem działalność Caritas i jej lokalnych oddziałów, ale też innych inicjatyw, np. Zakładu Adaptacji Zawodowej na terenie Domu Matki i Dziecka w Opolu, Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta w Gliwicach czy Wspólnoty "Chleb Życia" s. Małgorzaty Chmielewskiej. Optymizmem napawa powołanie w diecezji sandomierskiej przez bp. Andrzeja Dzięgę funduszu solidarności dla zwalnianych z pracy. Pierwsze wpłaty pochodziły z kurii i seminarium. Ale nie brakuje także "świeckich" przykładów - wystarczy zwrócić uwagę na działalność Fundacji Świętego Mikołaja.

Stefan Wilkanowicz: - Ksiądz powinien zajmować się duchową stroną działalności charytatywnej, a nie jej zarządzaniem. Wszystko inne niech prowadzą świeccy.

Bo efekt to również przybliżanie królestwa niebieskiego.

Rząd dusz?

Powtórzmy: trzy czwarte Polaków uważa, że Kościół daje właściwe odpowiedzi na pytania duchowe, ale niespełna jedna trzecia znajduje w nim odpowiedzi na zagadnienia społeczne. Wydaje się, że w tej sytuacji droga na skróty, w której sugerując rozwiązania w sferze społecznej, jednocześnie nie odsłania się przed wiernymi fundamentu Ewangelii, z jakiego wynikają - to droga donikąd. Kościół, który nie zachęca do związku z Chrystusem, a proponuje od razu cały system moralny, spycha wiernych w niesamodzielność i okazuje im brak zaufania.

A rzeczywistość skrzeczy. Z najnowszego sondażu OBOP wynika, że 77 proc. Polaków dopuszcza in vitro dla małżeństw, w świątyniach trwa zaś w tym czasie akcja składania podpisów pod petycją o uczynienie Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Czy to naprawdę kluczowy problem? O. Piotr Jordan Śliwiński w "Więzi" wymienia zaniedbane dziedziny: "rozwój prostytucji, lichwa, prawa pracownicze, szacunek dla emigrantów, brak tolerancji religijnej".

Wyzwaniem dla pasterzy jest więc ewangelizacja, która odpowiedzi na tego typu zagadnienia potrafi wyprowadzić z Ewangelii. W tym przypadku metafora pasterza i owiec jest bardzo pomocna. Piotr Sikora pisał w "Znaku" (4/07): "Biskup prowadzi stado, którego członkowie posiadają zdolność samodzielnego odnajdywania drogi i paszy. Biskup o wiele bardziej należy do stada, niż je prowadzi, a tak naprawdę Pasterzem jest kto inny, kto zna owce po imieniu". Również Wilkanowicz, mówiąc o Janie Pawle II, zauważa: - Nie był typowym polskim pastuchem, który do utrzymania stada potrzebuje szczekających psów. Ludzie za nim szli jak za biblijnym prorokiem, bo czuli, że prowadzi owce do źródła, a nie na wypaloną słońcem trawę.

***

Jaki jest cel istnienia Kościoła? Na pewno nie może nim być to, co jest środkiem (np. budowa świątyni). Celem jest, by o chrześcijanach mówiono znowu, jak w starożytności: "Patrzcie, jak oni się miłują". Celem jest osiągnięcie świętości przez każdego chrześcijanina - a tym samym droga do zbawienia.

W badaniach CMJP2 respondenci stwierdzili, że od kapłanów oczekują dążenia do świętości: na pierwszym miejscu - przed postulatami o rzetelne wyjaśnianie skandali obyczajowych (76 proc.), uczciwą konfrontację z przypadkami współpracy księży z SB (64 proc.), przejrzystość finansową diecezji (31 proc.) - padło wezwanie, by księża byli przede wszystkim ludźmi świętymi, a nie administratorami (81 proc.).

Stefan Wilkanowicz: - Jestem przekonany, że jako chrześcijanie musimy akcentować głównie osobisty związek z Chrystusem. A Kościół nasz musi być powszechny, czyli otwarty na tych, którzy są poza jego formalnymi granicami. I musi budować wspólnotę międzyludzką. Marzy mi się więc Kościół bardziej chrześcijański, bardziej katolicki i bardziej kościelny.

Benedykt XVI napisał w "Deus caritas est": "Kościół jest rodziną Bożą w świecie. W tej rodzinie nie powinno być nikogo, kto cierpiałby z powodu braku tego, co konieczne".

Robiąc indywidualny rachunek sumienia z tria munera Christi, warto zadać sobie pytanie: może już najwyższy czas na Ewangelię?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2009