Wygrała muzyka, przegrał teatr

Jeśli ma się tak wybitnych solistów jak Aleksandra Kurzak i Marco Vinco, nawet mierne inscenizacyjnie przedstawienie zyska blask. Tylko co się stanie z wrocławskim "Weselem Figara", gdy śpiewacy powrócą do Nowego Jorku, Londynu i Mediolanu?

13.01.2009

Czyta się kilka minut

Od dawna na polskich scenach operowych nie słychać było tak znakomitego Mozartowskiego duetu. Aleksandra Kurzak jako Zuzanna i urodzony w Weronie Marco Vinco w partii Figara wprowadzili na scenę wokalnego ducha najwyższej próby. I choć sopranistka w początkowych frazach zmagała się jeszcze z niedawną niedyspozycją, a i włoski solista potrzebował chwili na wejście w rolę, ich błyskotliwa interpretacja zachwyciła bez reszty. Z wdziękiem operując perlistym sopranem i aksamitnym basem, artyści bawili się muzyką Salzburczyka. W ariach ze swobodą rozwijali i z dbałością zamykali frazy, lekko pokonywali karkołomne figuracje, w ansamblach naturalnie budowali misterne dźwiękowe relacje, w recytatywach wzbijając się w niedostępne powszechnie rejony dramaturgicznej świadomości.

Kurzak i Vinco, którzy marsz na światowe sceny rozpoczęli dekadę temu od "Wesela Figara" właśnie, nie zdominowali jednak przedstawienia. Pozostawili nieco miejsca dla porządnie zrealizowanej przez Jacka Jaskułę partii Hrabiego i dość dyskusyjnej, bo wykonywanej z wyraźnym wysiłkiem (choć muzykalnie) roli Hrabiny Jolanty Żmurko. Ukłon dyrekcji w stronę matki artystki i zasłużonej primadonny Opery Wrocławskiej - od strony muzycznej wszelako niezbyt był uzasadniony. Świetnie za to pokazała się Anna Bernacka jako Cherubin, coraz dojrzalsza aktorsko i schludna głosowo szczególnie pysznie współbrzmiała z Kurzak, zaś Marcelina uroczo została przez Barbarę Bagińską przerysowana.

Miejscami tylko trudności sprawiało artystom śpiewanie w straceńczych tempach, które narzucił dyrygujący od klawesynu Francesco Bottigliero. Stało się to powodem rytmicznych nieporozumień między sceną a kanałem, chociaż zyskała narracja dzieła, płynąca strumieniem wartkim, miejscami rwącym, niepozbawiona wszak muzycznej logiki. Temperamentnemu kapelmistrzowi udało się ponadto wyzyskać z operowej orkiestry brzmienie eleganckie, subtelne i spójne, dźwięki jędrne i wyważone, tak w klasycystycznych partyturach pożądane.

Żałować więc trzeba, że dobrej szacie dźwiękowej nie dorównał kształt sceniczny. Marek Weiss na arcydziele Mozarta poległ, pogubił się w zawiłej treści Lorenzo da Pontego, stworzył przedstawienie, które przypomina bardziej koncertowy występ śpiewaków odzianych w historyczne kostiumy, sekwencję ładnych muzycznych numerów, mniej żywy teatr. Nie starał się zamaskować operowych szwów, teatralnymi środkami zespolić złożonej z arii, duetów, ansambli i recytatywów struktury, ograniczając reżyserską interwencję do zawierzenia aktorskiej intuicji śpiewaków.

Przenosząc zaś akcję do przezroczystej, plastikowej przestrzeni, znaczonej kilkoma stylizowanymi łóżkami, krzesłami i toaletkami, w pobliże pożyczonego z wrocławskiej ulicy świątecznie oświetlonego drzewka, Marek Weiss uciekł w stronę postmodernistycznej gry z konwencją. Nie chciał podążyć tropem modnej dziś wizji "Wesela Figara" jako psychoanalitycznej diagnozy kryzysu damsko-

-męskich relacji. Nie dociekał, nie pogłębiał. I trudno mieć o to pretensje. Ale jeśli już reżyser decyduje się na ślizganie po powierzchni libretta, pragnie zafundować widzom erotyczną farsę, nie może ograniczyć się do kilku slapstickowych tricków i uporczywego obmacywania się bohaterów na scenie. Bo wówczas pastisz, miast być atutem inscenizacji, skuteczną receptą na karnawałową zabawę, pogrąży artystę, obnaży jego niemoc wobec tekstu i muzyki.

Premierowy zestaw artystów szczęśliwie inscenizację uratował, ożywił spektakl, naturalną teatralną improwizacją uzupełnił braki, a nade wszystko uszlachetnił ją świetnym wykonaniem. Czy śpiewacy, którzy zastąpią gwiazdy w kolejnych przedstawieniach, równie skutecznie nie dopuszczą do nieszczęścia podczas "Wesela..."?       h

Wolfgang Amadeusz Mozart, Wesele Figara, dyr. F. Bottigliero, reż. M. Weiss, scen. M. Słoniowska, Opera Wrocławska. Najbliższe przedstawienia: 16-18 stycznia 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009