Wydarzyło się właśnie tam

Dla Boga i dla człowieka, który Bogu zaufał – nie ma żadnych przeszkód. Może się nawet urodzić w Betlejem.

14.12.2014

Czyta się kilka minut

Pielgrzymi w Bazylice Narodzenia Pańskiego, Betlejem, 24 grudnia 2013 r.  / Fot. Fadi Arouri / XINHUA PRESS / CORBIS
Pielgrzymi w Bazylice Narodzenia Pańskiego, Betlejem, 24 grudnia 2013 r. / Fot. Fadi Arouri / XINHUA PRESS / CORBIS

Nie ma większego rozczarowania niż Betlejem. Możesz, wędrowcze, zawczasu się przygotować, po stokroć powtarzając sobie, że nie będzie śniegu i kolęd – i tak przeżyjesz zawód.

Zimne srebro, zimny kamień

Pierwszy raz zobaczyłem Betlejem, gdy trzeci rok trwała druga intifada. Po arabsku: rewolucja kamieni. Od wieków na Bliskim Wschodzie w cenie są górnolotne metafory, ale akurat w intifadzie nie było nic z poezji. Tamtego dnia w końcu zniesiono blokadę miasta. Szedłem przez wymarłe ulice. Patrzyłem na opustoszałe hotele, zamknięte sklepy. Szosa była przeorana gąsienicami izraelskich czołgów. Równoległe, prążkowane ślady ciągnęły się od granicznego checkpointu aż na plac przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego. Żeby trafić do celu, nie trzeba było przewodnika ani drogowskazów. Na murach dziesiątki plakatów z twarzami – portrety samobójców, którzy wysadzali się w autobusach, sklepach i dyskotekach Jerozolimy, Hajfy i Tel Awiwu (tam uchodzą za wcielenie diabła, tu są umiłowanymi dziećmi Allaha). Wokół placu Żłóbka zwisała smutnie długa girlanda bożonarodzeniowych światełek. Nie świeciło się ani jedno.

Z zewnątrz Bazylika nie przypomina kościoła, lecz twierdzę – wznoszoną niechlujnie, łataną w pośpiechu, byle zdążyć przed kolejnym szturmem. Ostry łuk portalu zamurowano, u dołu pozostawiwszy niewielki otwór. To Drzwi Pokory. Nie warto wierzyć pięknym słowom, bo maskują brutalną prawdę: wejście z czasów krzyżowców zmniejszono, żeby nie mogli tu wjechać konni wojownicy i wozy na załadunek łupów.

Wewnątrz – mrok. Powietrze ciężkie i zatęchłe, ale nie śmierdzi już uryną. Podobno przez długi czas trudno się było pozbyć smrodu. Przed niemal rokiem przez 39 dni trwało oblężenie Bazyliki. Ukryli się tu bojownicy Hamasu, Fatahu i Narodowych Sił Bezpieczeństwa Palestyny. Jak na ironię izraelski sztab zainstalował się w pobliskim Peace Center. Kiedy wreszcie Palestyńczycy opuścili świątynię, w środku znaleziono 40 ładunków wybuchowych.

Wyświecone krokami tysięcy pielgrzymów schody prowadzą do wapiennej groty. Srebrna gwiazda o 14 ramionach, z napisem: „HIC DE VIRGINE MARIA JESUS CHRISTUS NATUS EST”. Wokół żywego ducha – do woli można napawać się atmosferą miejsca, gdzie miało narodzić się Dzieciątko. Żadnego elektryzującego zetknięcia z tajemnicą. Zimne srebro, zimny kamień. Jakże inne odczucia niż w Grobie Pańskim… Tam, w półmroku, też można dotknąć kamienia – tego, na którym złożono martwego Cieślę z Nazaretu. Początek i koniec, narodziny i śmierć. Ale w Jerozolimie – trudno się oprzeć wrażeniu, że za chwilę w ciemności rozbłyśnie światłość. Że TO się TAM wydarzyło. W Betlejem nie czuć nic.

Tak, to miejsce zawodzi. I to od grubo ponad dwóch tysięcy lat.

Kobieta ze stali

Jak to: grubo? Tak, właśnie od grubo ponad dwóch tysięcy lat. Z reguły rozprawiając o Betlejem przed czasami Jezusa, myślimy o miejscu opromienionym chwałą narodzin króla Dawida, autora Psalmów i pogromcy Goliata. Tymczasem Betlejem, pod nazwą Efrata (urodzajne), pojawia się już w Księdze Rodzaju, a główną bohaterką opowieści jest Rachela, żona patriarchy Jakuba. Oczywiście nie wiemy, czy w ogóle istniała; poruszamy się tu po obszarze legendarnym. Tak czy siak, Rachela należy do kobiet w Biblii najtwardszych.

W młodości musiała czarować niezwykłą urodą, skoro Jakub, wybrawszy się do Mezopotamii na poszukiwanie żony i ujrzawszy ją u studni – zupełnie stracił głowę. Dla przyszłego teścia musiał pracować siedem lat, nim nadszedł dzień zaślubin. Tyle że po uczcie, obudziwszy się nad ranem, ujrzał, że noc spędził nie z Rachelą, lecz z Leą. Przebiegły Laban wydał za mąż wpierw córkę starszą i brzydszą, co dobrze świadczy o jego przedsiębiorczości, ale spostrzegawczości przyszłego ojca dwunastu pokoleń Izraela wystawia świadectwo jak najgorsze. By połączyć się z Rachelą, musiał Jakub poświęcić Labanowi następne siedem lat.

Na tym jednak nie koniec, bo los nadal drwił z Racheli. Gdy Lea rodziła kolejnych synów, jej łono pozostawało martwe. Musiała to być kobieta z kamienia, ta Rachela, ba – ze stali! Skracając zawiłą historię – obejmującą także handel między siostrami, która może sypiać z mężem, oraz dzieci rodzone przez ich niewolnice – do Racheli wreszcie uśmiechnął się Bóg. Powiła Józefa, potem znowu zaszła w ciążę.

Kolejny poród zaczyna się właśnie w drodze do Betlejem. Rachela rodzi w wielkich bólach. Położna stara się podnieść ją na duchu, mówiąc: „Już nie lękaj się, bo oto masz syna”. Ale Racheli nic nie uratuje, przed ostatnim tchnieniem nazwie tylko nowo narodzonego Ben-oni. To znaczy: syn boleści, syn nieszczęścia. Jak widać, od wieków niektórzy rodzice psuli dzieciom życie przez wybór imienia.

Na grobie Racheli pod Betlejem Jakub ustawił stelę. I choć dziś pielgrzymują tam bogobojne Żydówki, by prosić o upragnione macierzyństwo – naprawdę trudno uznać, by z biblijnego punktu widzenia było to najszczęśliwsze miejsce na rodzenie dzieci.

Kiedyś i gdzieś

A może w ogóle nie zawracać sobie głowy nieszczęsnym Betlejem? Silna jest pokusa, żeby bożonarodzeniowe historie z Ewangelii Mateusza i Łukasza uznać wyłącznie za pobożną baśń; pouczający midrasz, który przez misternie utkaną fikcję głosi fundamentalne prawdy o Bogu i człowieku. W tym zaś przypadku – o Bogu, który stał się Człowiekiem. I to wybierając egzystencję faktycznie lichą, czego niezwykłość chyba już się nam opatrzyła.

Ale właśnie po to, byśmy nie stracili poczucia, jak unikalnym i skandalicznym dla tego świata wydarzeniem było Wcielenie – warto w relacjach obu Ewangelistów szukać okruchów historycznych faktów. Bo Jezus przyszedł na świat nie w abstrakcyjnym, ale w konkretnym KIEDYŚ i GDZIEŚ.

Naturalnie o każde zdanie, o każde niemal słowo z barwnych opowieści o Bożym Narodzeniu bibliści toczą ostre spory. Triumfalnie ogłaszano już dziesiątki teorii, które potem z hukiem obalano, by po latach do tych teorii powrócić i... ponownie zakwestionować. Zakrawa niemal na cud, że większość badaczy przychyla się do stwierdzenia, iż Jezus narodził się między 8 a 6 rokiem przed narodzeniem Chrystusa. To paradoksalne sformułowanie wynika – jak wiadomo – z wielkiego błędu Dionizego Małego, który na osi historii starał się wyznaczyć punkt zero. Zakładając zaś, że Nazarejczyk umarł w 30 r. po narodzeniu Chrystusa – warto zauważyć, że w takim razie Jezus żył około 37, a nie 33 lata, jak zwykło się powszechnie uważać.

Są zresztą i tacy, którzy chcieliby wyznaczyć dokładny dzień, a nawet godzinę narodzin. Miało to być 5 grudnia 7 r. przed Chrystusem, o godzinie 16.38. To wtedy na niebie nastąpiła kulminacja koniunkcji Jupitera i Saturna w znaku Ryb, co miało zwiastować nadejście Króla Królów. Boże Narodzenie mielibyśmy już w tym roku za sobą... Brzmi intrygująco, ale powyższą teorię zaliczyć trzeba do biblistycznych kuriozów.

Pozostaje więc pytanie: gdzie? I tu już o zgodności mowy nie ma.

Betlejem? Ale nie to!

Prześledźmy główne hipotezy, poruszając się od lewa do prawa. I tak: skrajni rewizjoniści twierdzą, że Jezus nie urodził się w Betlejem, lecz prawdopodobnie w Nazarecie, a ewangeliści dokonali geograficznego retuszu, żeby Jezusa powiązać z Dawidem i wypełnić m.in. proroctwo z piątego rozdziału Księgi Micheasza: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności”.

By stworzyć pozory rzetelności, Łukasz przywołał kilka historycznych odniesień: „W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz”. Tymczasem – po pierwsze – Kwiryniusz rozpoczął rządy dopiero po narodzeniu Chrystusa; spis zaczął zapewne w 6 roku n.e. Po drugie, nie znamy takiego dekretu Augusta. Po trzecie, absurdem byłoby rejestrowanie poddanych wymagające powrotu tam, skąd pochodzili ich przodkowie.

Rozstrzygnięcie kompromisowe podsuwa izraelski archeolog Aviram Oshri, a jego sensacyjna teoria obiegła światowe media przed dwoma laty. Otóż Jezus urodził się w Betlejem, tyle że nie w Judei, na południe od Jerozolimy, ale w Galilei. Oshri argumentował: w pierwszym przypadku ciężarna Maryja musiałaby przebyć z Nazaretu aż 150 km (wątpliwe), w drugim zaś tylko 7 (do przyjęcia). Poza tym w Betlejem w Galilei archeolog odkrył pozostałości dawnego kościoła, co miałoby potwierdzać, że dla chrześcijan było to miejsce szczególne. Ale to wszystko intrygujące poszlaki, a nie twarde dowody.

Samospełniające się proroctwo

Przejdźmy na stronę adwokatów Betlejem. I tak – po pierwsze – powyższy cytat z Ewangelii to błędny przekład. Tak naprawdę Łukaszowi chodziło o spis, który odbył się przed tym słynnym za rządów Kwiryniusza. Po drugie, kto powiedział, że Ewangelista miał na myśli dekret nakazujący jednorazowy i jednoczesny spis ludności całego Cesarstwa? Przypominał jedynie, że Oktawian August – głównie ze względów podatkowych i wojskowych – starał się przez różnorakie spisy rejestrować mieszkańców rozlicznych części Imperium. Po trzecie, odnaleziono papirus z tekstem, w którym namiestnik Egiptu, niejaki Gaius Vibius Maximus, ogłasza: niech ci, którzy opuścili swe ojczyste ziemie, powrócą tam, aby zadośćuczynić obowiązkowi zwyczajowego spisu. Oczywiście jest też mnóstwo innych linii obrony: że Kwiryniusz dwa razy zarządzał Syrią; że Kwiryniusz w czasie narodzin Chrystusa był już w Syrii legatem wojskowym; że jeden błąd o niczym nie przesądza itp.

Ale ważne są też źródła pozaewangeliczne. I tak św. Justyn pisze: „Kiedy Dziecię narodziło się w Betlejem, Józef, ponieważ nie znał miejsca, w którym mógłby się zatrzymać, wszedł do groty. Kiedy tam przebywał, Maryja porodziła Chrystusa i złożyła w żłobie”. Tu – uwaga: w połowie II wieku – po raz pierwszy mowa o grocie. Justyn pochodził z Neapolis, dzisiejszego Nablusu. Dobrze zatem wiedział, o czym pisze.

Najdziwniejsza jednak teoria – miłosiernie spuśćmy zasłonę milczenia na autora – głosi, że sprawcą całego zamieszania był... Józef, który działał z premedytacją. Gdy wreszcie uwierzył, że Maryja porodzi Mesjasza – uznał, że muszą ruszać do Betlejem, bo w przeciwnym razie nie wypełni się Pismo... Trudno o coś głupszego niż wyobrażenie Józefa sadzającego ciężarną kobietę na osiołka, narażającego Matkę i Dziecko – byle tylko potwierdzić kilka zdań, choćby nawet z Księgi Ksiąg.

To tu

A pointa? Paradoksalnie właśnie w tym Betlejem, które rozczarowuje od grubo ponad dwóch tysięcy lat, można się przekonać, że dla Boga i człowieka, który Bogu zaufał – nie ma żadnych przeszkód.

Chociaż Rachela chciała nazwać syna Ben-oni, Jakub nadał dziecku imię Ben-jamin. To znaczy: syn prawicy, syn szczęścia. Dlatego do dziś o najmłodszych, w czepku urodzonych i rozpieszczanych, mówimy: beniaminek.

Chociaż dla Maryi nie było miejsca w gospodzie, Józef znalazł bezpieczne miejsce na poród, a przyjście na świat Dzieciątka świętowali Aniołowie, pasterze i Mędrcy ze Wschodu.

Chociaż przez Ziemię Świętą od wieków przetacza się wojna za wojną, Bazylika w Betlejem to jeden z najstarszych nieprzerwanie funkcjonujących kościołów na świecie. 12 lat temu, podczas – miejmy nadzieję – ostatniego już oblężenia też nie wyleciała w powietrze.

Dlatego, wędrowcze, nie wolno omijać Betlejem. Bo może i skosztujesz tam goryczy zawodu, ale zasmakujesz też słodyczy wiary.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014