Wujek

Mam w swojej bibliotece Pięcioksiąg, księgi Jozuego, Sędziów i Rut w jednym tomie. W przekładzie Jakuba Wujka.

01.06.2014

Czyta się kilka minut

Wydane przez Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu w 1926 r. Tom jest potężny, 600 stron na grubym papierze, ze stylowymi rycinami, złocistą wyklejką i w czarnej płóciennej oprawie. Ta czerń nie jest zresztą pewna, bo płótno spłowiało i równie dobrze mogło być kiedyś ciemnogranatowe.

Ryciny dzięki swej ilustracyjności i dosłowności przywodzą na myśl dzieciństwo i pierwsze lekcje religii. Pamiętam, że ksiądz proboszcz snuł najstarsze opowieści niczym baśnie, w które jednak wierzyliśmy. W mrocznej izbie, w prywatnym domu stojącym na piaszczystej wydmie wśród sosen. Ze szkoły szło się dobre dwadzieścia minut. Szło się jak na seans, jak do teatru, żeby zasiąść w drewnianych ławach i słuchać opowieści sprzed tysięcy lat. W półmroku zjawiały się obrazy. Tak jak ten między 416 a 417 stroną mojego Wujka: „Samson rozdziera lwa”. Rzecz dzieje się w pustynnym krajobrazie. W oddali majaczą ciemne góry. Samson jest młodzieńczy, chłopięcy, a jednocześnie muskularny. Kręcone, bujne i spięte na karku włosy nadają mu zaskakująco współczesny wygląd. Przyciskając lwa lewym kolanem, spokojnie, niejako „na zimno”, rozwiera lwią paszczękę. Lewą dłoń wbił w nozdrza zwierzęcia, prawy kciuk wsunął pomiędzy dolne kły. Prawa noga siłacza wspiera się na ziemi i widać wyrazisty rysunek napiętych ścięgien. Lew drapie pazurami skałę. Niemal słychać, jak pękają mięśnie i miękko chroboczą wyłamywane stawy. Jest coś staroświecko perwersyjnego w tym okrutnym zespoleniu człowieka i bestii. Jednocześnie hiperrealizm przedstawienia czyni go podniosłym i surowym.

Tak jak i sam Wujkowy tekst, który pozwala nam powrócić do własnego dzieciństwa i do wczesnych lat naszej religijności, gdy nieśmiało próbowaliśmy przekładać boską opowieść na ojczysty język. Otwieram więc od czasu do czasu Pięcioksiąg, by się przekonać, czym była dawna polszczyzna porzucająca partykularność i wkraczająca w chrześcijańskie uniwersum. Czytam i powtarzam po zdaniu, po wersie. Prostota tego języka każe zapytać, dokąd doszliśmy w wielosłowiu, gadaninie, bełkocie, tandecie i falsyfikacji, gdy staramy się mówić o sprawach najważniejszych. Gdy mówimy o Bogu, o religii, wierze i świętości. Proszę sobie posłuchać medialnych osiągnięć hierarchów, proszę sobie posłuchać zmagań z polszczyzną jedynego katolickiego głosu w twoim domu oraz kosmosie. Proszę posłuchać tej toksycznej mieszaniny postkomuszego urzędniczego żargonu, współczesnego „postnowoczesnego” slangu, politycznej poetyki, w której liczy się tylko „my ich albo oni nas” i haseł na odlew w rodzaju: „Alleluja i do przodu!”. Które znaczy mniej więcej tyle, że chwała Panu, ale jak was w końcu dorwiemy, to wam nogi z d... powyrywamy.

Lektura Wujka jest jak łyk źródlanej wody na pustyni postreligijności. Przynajmniej wiemy, skąd tutaj przyszliśmy. Wiemy, że nasze niegdysiejsze wejście (językowe) w obręb chrześcijaństwa zaowocowało dziełem niezwykłym, które czytane po stuleciach jest w stanie obudzić dreszcz podziwu i pokory. Mam nadzieję, że i wstydu. I gdy braknie nam sił, gdy nie znajdujemy słów, gdy czujemy, że nam zwyczajnie skradziono, spospolitowano, strywializowano i sprostytuowano język, którym się mówi o rzeczach najważniejszych, to po prostu otwórzcie Wujka. A obok oczywiście inne tłumaczenie. Na przykład Biblię Tysiąclecia, żeby mieć porównanie, jak działa nasz język, jak próbujemy go przystosować do własnych potrzeb. Bo oto, co mówi Kain na pytanie Pana w Biblii Tysiąclecia: „»Gdzie jest brat twój, Abel?«. On odpowiedział: »Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?«”. U Wujka jest: „Zalim jest stróżem brata mego?”.

Proszę wsłuchać się w rytm tych dwu pozornie takich samych zdań. Wyraźnie słychać, jak opuszczamy śpiewne, kołyszące metrum języka na rzecz zrozumiałości (bo przecież czytelnik, elektorat, odbiorca nie zna słowa „zalim”), tak jak opuścimy wszystkie nadprzyrodzone sensy, byleby tylko nasza religijna opowieść jako tako przywierała do codzienności.

Nie chcę powiedzieć, że Wujek to coś w stylu mszy trydenckiej. Nie o to chodzi. Po prostu Wujek pokazuje nam nasze dzieciństwo i naszą zdradę dorosłości. Pokazuje, co straciliśmy. Pokazuje nam, kim byliśmy i kim już nigdy się nie staniemy. Tak jak tamte dziewczyny i chłopcy słuchający swojego proboszcza w mrocznej izbie na skraju lasu dwadzieścia minut od szkoły. Ale poza tym każdy duchowny próbujący swych sił w publicznych przemowach powinien zacząć od lektury Wujka. Chociażby po to, by uniknąć dłużyzn. Amen.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2014